Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Już dwukrotnie Irlandczycy w referendach przebijali sufit: w 2015 głosując za równością małżeńską i w 2018 wywracając prawo aborcyjne. Tym razem poprawki do Konstytucji dotyczące roli kobiet i definicji rodziny zostały odrzucone
Irlandczycy w referendum w przeważającej większości odrzucili poprawki do Konstytucji dotyczące roli kobiet i definicji rodziny. Progresywna korekta dokumentu z 1937 roku miała dokonać się symbolicznie 8 marca. Ale do urn poszło zaskakująco mało osób, zaledwie 44 proc. Dla porównania, w 2018 roku, gdy Irlandczycy głosowali nad liberalizacją prawa aborcyjnego, w referendum wzięło udział 64 proc. obywateli.
Według krytyków, tym razem za postępowym pomysłem nie szła spójna kampania społeczna. Jak podaje The Guardian, ludzie nie rozumieli, w jaki sposób zmiany w treści Konstytucji miałyby przełożyć się na ich życie. Zupełnie inaczej niż w przypadku dwóch poprzednich głosowań (równość małżeńska w 2015, prawo do aborcji w 2018).
Rząd proponował, by słowa „państwo uznaje rodzinę za naturalną, pierwotną i podstawową komórkę społeczną” zmienić na „państwo uznaje rodzinę, opartą na małżeństwie, czy też innej trwałej relacji, za naturalną, pierwotną i podstawową komórkę społeczną”.
Druga poprawka dotyczyła art. 41.2 irlandzkiej konstytucji. Jest w nim zapis mówiąc, że „państwo uznaje, iż poprzez swoje życie w domu kobieta daje państwu wsparcie, bez którego nie można osiągnąć wspólnego dobra” oraz że „matki nie będą zmuszone przez konieczność ekonomiczną do angażowania się w pracę, zaniedbując swoje obowiązki w domu”. Rząd chciał zastąpić ją słowami: „państwo uznaje, że świadczenie opieki przez członków rodziny na rzecz siebie nawzajem ze względu na istniejące między nimi więzi daje społeczeństwu wsparcie, bez którego nie można osiągnąć wspólnego dobra, i będzie dążyć do wspierania takiego świadczenia”.
Ostateczne wyniki głosowania opublikowane w niedzielę, 10 marca, druzgocące dla pomysłodawców. Przeciwnych pierwszej poprawce było 67 proc. głosujących, drugiej – 74 proc.
Nuncjatura apostolska w Warszawie ogłosiła w sobotę 9 marca o usunięciu przez papieża Franciszka biskupa Andrzeja Dziubę z biskupstwa w diecezji łowickiej. Formalnie nazywa się to, że papież przyjął rezygnację bpa Dziuby złożoną na prośbę papieża.
Powodem było tuszowanie przez Dziubę przestępstw seksualnych wobec nieletnich przez podległych mu księży. Nowym administratorem diecezji został biskup pomocniczy Wojciech Tomasz Osial. Duchowny od 2021 r. jest przewodniczącym Komisji Wychowania Katolickiego KEP.
„To spektakularny koniec kariery biskupa, który w 2008 roku był na liście kandydatów na urząd Prymasa Polski. Do początku lat 2000. Dziuba był silnie związane z Warszawą. W latach 80. pracował jako duszpasterz przy kościele św. Marcina w Warszawie, a od 1998 do 2004 roku był rezydentem kościoła św. Barbary na Koszykach. Przez 14 lat pełnił funkcję osobistego sekretarza kardynała Józefa Glempa, prymasa Polski i metropolity warszawskiego” – pisze Wyborcza.pl.
Publicysta katolicki Tomasz Terlikowski tak skomentował na swoim profilu w Facebooku decyzję Watykanu"
„ Skoro Watykan uważa, że wcześniejsza emerytura na własną prośbę to jest dla biskupa kara, to chciałbym dowiedzieć się, czy obaj emerytowani ostatni biskupi (Dzięga i Dziuba) w ramach kary będą mogli korzystać ze wszystkich przywilejów emerytalnych, jakie przysługują biskupom seniorom. Jeśli tak, to jest to zwyczajna kpina ze skrzywdzonych przez ich działania i zaniedbania ludzi. Jeśli Watykan chciałby ukarać ich realnie, to powinien przynajmniej równowartość tych środków, jakie otrzymuje w uprawnieniach i gotówce biskup senior, przekazać na Fundację św. Józefa.” I dalszej części wpisu przytoczył dokument Episkopatu ustalający wszystkie benefity, które biskup senior otrzymuje.
Oto ten dokument
Biskup Dziuba był negatywnym bohaterem wielu tekstów OKO.press. To dzięki naszym tekstom prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie jednego z księży krytych przez Dziubę.
„To nie są wybory do Sejmu RP, do Senatu. 7 kwietnia będzie miało znaczenie, czy wybierzemy ludzi, którzy mają pomysł na nasze województwo, na to, jak wyremontować dom seniora, jak urządzić skwer, jak zapewnić dobry transport publiczny” – mówił Szymon Hołownia w Tychach
W sobotę 9 marca o 12.00 w Tychach Polska 2050 miała swoją konwencję przed wyborami samorządowymi. Szymon Hołownia odniósł się do sprawy, która wzbudziła największe kontrowersje w tym tygodniu, czy odroczenia pierwszego czytania projektów aborcyjnych na 11 kwietnia. W wyniku decyzji marszałka rozgorzała duża debata, Lewica oskarża go o wstrzymywanie ustaw aborcyjnych ze względu na wybory samorządowe.
„Stało się coś bardzo niedobrego, bo te wybory, które będą miały miejsce 7 kwietnia, utonęły, mam wrażenie, w tej wielkiej polityce. Jakbyśmy tego 7 kwietnia znowu wybierali posłanki i posłów, jakbyśmy znowu musieli odbyć cały ten spór, który toczyliśmy przed 15 października, a myśmy go już stoczyli” – mówił Hołownia. "I wybory, które się odbędą 7 kwietnia,
to nie są wybory kolejnych małych posłów i małych posłanek. To nie są wybory do Sejmu RP, do Senatu.
Te są już za nami. 7 kwietnia będzie miało znaczenie, czy wybierzemy ludzi, którzy mają pomysł na nasze województwo, na to, jak wyremontować dom seniora, jak urządzić skwer, jak zapewnić dobry transport publiczny w tym miejscu, gdzie mieszkamy. Posłom i senatorom zostawmy ich spory".
Szymon Hołownia mówił o tym, że koalicjanci od początku zdawali sobie sprawę z różniących się stanowisk w kwestii aborcji, dlatego sprawa ta nie weszła do umowy koalicyjnej. Twierdził, że 11 kwietnia, czyli data, w której ma się odbyć pierwsze czytanie czterech aborcyjnych projektów, wcale nie jest odległa (bo to 30, a nie 330 dni). Co więcej, jako marszałek zrobił to właśnie z myślą o projektach koalicjantów.
„To nie żadna sztuka położyć je [projekty ustaw – przyp.] i poczekać aż zginą. Chciałem, i za to dzisiaj zbieram baty, uratować projekt nie Trzeciej Drogi, a Lewicy. W sprzeczności z własnym sumieniem zagłosuję, żeby projekty Lewicy trafiły do komisji, choć się z nimi fundamentalnie nie zgadzam. Bo uważam, że w Sejmie jest miejsce na debatę” – stwierdził Hołownia.
Lider Polski 2050 dodał też, że istnieje pakiet postulatów, za które Trzecia Droga „będzie umierać”. Są to między innymi: obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, zielona transformacja, opieka psychologiczna w szkołach.
Po godzinie 14.00 w Sosnowcu odbył się briefing prasowy, podczas którego Szymon Hołownia przedstawił kandydatkę na prezydentkę miasta i kandydatki do Rady Miejskiej. Dziennikarze pytali lidera Polski 2050 o Adama Gomołę, posła i byłego szefa struktur partii na Opolszczyźnie.
Wczoraj gazeta „Nowa Trybuna Opolska” opublikowała stenogramy nagrań, w których Gomoła proponuje niedoszłej „jedynce” list wyborczych partii wpłacenie 20 tysięcy złotych na konto prywatnej firmy, które rzekomo miały zostać przeznaczone na kampanię. Partia w piątek rano poinformowała o zawieszeniu posła, a późnym popołudniem o wykluczeniu go ze swoich szeregów.
„Zadziałaliśmy błyskawicznie. Naprawdę życzyłbym każdej partii takiego tempa reakcji i takiego z otwartą przyłbicą traktowania sytuacji trudnych. Ludzie są różni, w bardzo różny sposób reagują na powierzoną im odpowiedzialność, pod presją, pod którą się znajdują, na pokusy, które się pojawiają, źle podejmują decyzje często w związku z tym (...) To ja zaproponowałem zarządowi krajowemu, żeby po zapoznaniu się z materiałem, po odbyciu rozmów przez sekretarz generalną, wiceprzewodniczącego partii, tę współpracę zakończyć” – mówił Hołownia.
„Jest mi po prostu po ludzku przykro, że chłopak na początku tej swojej drogi politycznej się po prostu w mojej ocenie gdzieś pogubił i w decyzjach, które podejmował. Chciałbym mieć nadzieję, że wyciągnie wnioski z tych błędów, które popełnił, znajdzie w sobie okoliczność do skruchy za to, co było nie w porządku i może kiedyś mądrzejszy o to doświadczenie do działalności publicznej wróci, ale na razie na pewno nie z Polską 2050 w klapie”.
W sobotę po południu swoją konwencją wyborczą miało też Prawo i Sprawiedliwość. W Śniadowie, wsi w województwie podlaskim, do działaczy samorządowych przemawiał Jarosław Kaczyński. Kampanię PiS prowadzi pod hasłem #TAKdlaRolnictwa
Jarosław Kaczyński rozpoczął spotkanie od porównywania rządów PiS z rządami PO-PSL.
„My realizowaliśmy koncepcję, aby wieś była po prostu – także w sensie praktycznym, a nie tylko deklaracji konstytucyjnych czy innych deklaracji – na równi z miastem. I chociaż nasi poprzednicy prowadzili politykę eksploatacyjną, do której dodali jeszcze element likwidatorski (...), co w konsekwencji prowadziło do dalszego degradowania polskiej wsi, to nam mimo wszystko, ta polityka wyrównawcza się całkiem udała” – ocenił prezes PiS.
Tematem przewodnim spotkania były jednak trwające protesty rolnicze.
„Rolnicy przygotowali projekt uchwały sejmowej, gdzie są ich podstawowe postulaty. Postulaty takie, jak odrzucenie Zielonego Ładu, czy zablokowanie importu ze Wschodu – tutaj głównie chodzi o Ukrainę, ale trzeba pamiętać także o Rosji i o Białorusi, bo one też tutaj odgrywają pewną znaczącą rolę” – mówił Kaczyński. „Uchwała została złożona w Sejmie, ale znalazła się w tzw. zamrażarce, nie została przekazana pod obrady wprost, tylko do komisji. Można wywnioskować, że tutaj po prostu odmawia się realizacji tych postulatów”.
Uchwałę, o której mówi Jarosław Kaczyński, złożyli w Sejmie posłowie PiS. Projekt wpłynął 4 marca, a 5 marca został skierowany do pierwszego czytania w Komisji Rolnictwa. Własną uchwałę w sprawie protestu rolników złożyła w Sejmie 6 marca także Konfederacja.
W uchwale PiS zawarto zobowiązanie rządu do spełnienia takich postulatów jak:
„Żądania z tej uchwały, to jest obrona Polski, to nie jest tylko obrona polskiej wsi. I my stawiamy i będziemy stawiać tę sprawę naprawdę z najwyższą powagą” – zapowiadał Kaczyński.
Prezes PiS ogłosił także, że partia zorganizuje 18 maja wielki marsz w Warszawie:
„Wielki marsz, który będzie nawiązywał do marszu z 11 stycznia. Uznaliśmy, że ta uchwała będzie też częścią programu, agendy tego marszu. Uznaliśmy, że jeżeli ta uchwała nie zostanie podjęta do tego czasu, bo jeżeli zostanie podjęta, to sprawa będzie nieaktualna, to będzie także hasłem tego marszu. Czyli te główne żądania. Odrzucić, ale tak jednoznacznie, Zielony Ład i jednocześnie uczynić wszystko by nie było tego importu zboża z Ukrainy, który doprowadził do tego, że dzisiaj pszenica jest po 600 zł, a była po 1400”.
Podczas spotkania Jarosław Kaczyński nawiązał także do incydentów podczas protestów rolniczych, twierdząc, że osoby, które rzucały kostką i kamieniami byli prowokatorami nasłanymi przez Platformę Obywatelską.
Oskarżał także nowy rząd o chęć przejęcia sądownictwa i o łamanie praworządności. Krytykował działania policji, która jego zdaniem niesłusznie ochrania tabliczki i wieńce, które różni działacze (chodzi m.in. o Lotną Brygadę Opozycji) składają pod Pomnikiem Smoleńskim, a które zdaniem Kaczyńskiego „w sposób brutalny obrażają pamięć jego brata”. Przy tej okazji prezes PiS nazwał ofiary ze Smoleńska „pomordowanymi”, dodając, że „są dowody na to, że to był zamach”.
Kaczyński opowiadał także, że Donald Tusk po objęciu władzy „natychmiast skapitulował w sprawie CPK”. Dodał, że premier zamierza zamrozić wszystkie tego rodzaju inwestycje – wymienił m.in. elektrownią atomową – ponieważ „Niemcy tego nie chcą”. Sam Tusk zaś „wpisuje się w tradycję nie polską, a niemiecką”.
Prezes PiS wyliczał także, że gdyby jego partia rządziła przez kolejne dwadzieścia lat, to Polska doścignęłaby w poziomie życia Francję.W tym miejscu Kaczyński zasugerował, że rządy PiS nie są możliwe, ponieważ PSL nie wszedł z nimi w koalicję. Stwierdził krótko:
„Ta partia powinna być z nami”.
Tymczasem PSL rządzi razem z KO i Lewicą, co oznacza, zdaniem Kaczyńskiego, cofanie Polski w rozwoju. Jako przykład takiego zacofania podał kwestię prac sezonowych:
„Polacy już dzisiaj nie zbierają szparagów, ale jak zaczął rządzić Tusk, to znów będą zbierać”.
W sobotę Lewica zorganizowała konwencję #Samorządne – Kobiety na wybory. „Jeśli temu smutnemu panu wydawało się przez chwilę, że te wybory samorządowe 7 kwietnia nie będą o prawach kobiet, to mam dla niego również smutną wiadomość. Te wybory już teraz na pewno będą o prawach kobiet!” – mówiła Katarzyna Kotula.
Na początku konwencji Lewicy w Warszawie głos zabrały Anna Maria Żukowska oraz Katarzyna Kotula. Obie polityczki skupiły się na kwestii prawa do legalnej aborcji, przywołując polityczne przepychanki z mijającego tygodnia, gdy marszałek Hołownia zdecydował o przesunięciu debaty na temat czterech projektów aborcyjnych na 11 kwietnia.
„Cholera, ktoś nam ukradł Dzień Kobiet. To był marszałek Szymon Hołownia” – mówiła Katarzyna Kotula. „Jeśli temu smutnemu panu wydawało się przez chwilę, że te wybory samorządowe 7 kwietnia nie będą o prawach kobiet, to mam dla niego również smutną wiadomość. Te wybory już teraz na pewno będą o prawach kobiet!”.
Polityczki podkreślały, że kwestia praw reprodukcyjnych jest tematem wyborów samorządowych, ponieważ szpitale są nadzorowane przez samorządy.
„Chcę Wam powiedzieć dzisiaj – idźcie na wybory samorządowe! Idźcie i namawiajcie wszystkich, aby głosowali na lewicowe kandydatki i lewicowych kandydatów. Nie słuchajcie tych, którzy mówią, że te wybory nie są o prawach kobiet. Głosujcie, jeśli tak jak ja, macie serce po lewej stronie” – wzywała Katarzyna Kotula.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra ds. rodziny i pracy, również mówiła o dostępie do aborcji. Zapowiedziała także prace nad ustawami wydłużającymi urlop macierzyński dla mam wcześniaków, likwidującymi lukę płacową oraz aktywizującymi zawodowo seniorki.
„Mamy dość kwiatków, życzeń z okazji Dnia Kobiet. Idziemy po to, żeby wreszcie sobie te wszystkie sprawy po prostu załatwić. Rozumie to już nawet marszałek Szymon Hołownia” – mówiła Magdalena Biejat, wicemarszałkini Senatu oraz kandydatka Lewicy na prezydentkę Warszawy.
„Nawet jeśli czegoś nie uda się załatwić na poziomie krajowym, jeśli musimy na coś jeszcze poczekać, bo boimy się, że prezydent Duda nam coś zawetuje albo ktoś coś gdzieś przetrzyma w zamrażarce, to wiele rzeczy możemy zapewnić sobie na poziomie samorządów” – przekonywała Biejat. Jako przykład wymieniła kwestie związane z dostępem do ochrony zdrowia oraz z transportem.
Senatorka wspomniała także o innych kandydatach i kandydatkach Lewicy w tych wyborach. Wymieniła Krzysztof Kukuckiego starającego się o fotel prezydenta Włocławka i Bartosza Grucelę startującego w Olsztynie:
„Ja wiem, że oni niezależnie od swojej płci po prostu zadbają o to, żeby zapanowała równość płci w ich miastach. Zadbają też o to, żeby zaczęły tam powstawać mieszkania miejskie na wynajem, również dla młodych rodzin. Zadbają o to, żeby ich miasta stały się zielone i otwarte, żeby dało się w nich po prostu żyć. Żeby był tam dobry transport publiczny i żeby każdy czuł się tam jak u siebie. Bo o to chodzi w Lewicy”.
Biejat stwierdziła też, że te wybory „nie są o odsuwaniu PiS-u od władzy, bo on już jest odsunięty, ani o robieniu sobie selfie w transporcie publicznym”. Wezwała także wszystkich kontrkandydatów w Warszawie do debaty.
Podczas konwencji wystąpił także lider Nowej Lewicy Robert Biedroń, który opowiadał m.in. o pracach ugrupowania na rzecz wprowadzenia Europejskiej Karty Praw Kobiet.
Zaapelował także do wyborców i wyborczyń:
"Apeluję do wszystkich ludzi dobrej woli, wszystkich ludzi, którzy chcą zmienić Polskę na lepszą także w kontekście praw kobiet. Namawiajcie waszych sąsiadów i sąsiadki, żeby poszli głosować. Rozmawiajcie o tym w sklepie, w warzywniaku, w przedszkolu, na ulicy. Wszędzie, gdzie się da. Zachęcajcie ludzi, żeby sprawdzali, kto startuje na tych listach, jakie mają poglądy,
żeby nikt już nas nie szantażował, że trzeba kogoś ratować, żeby dostał się do Sejmu, bo sobie sam nie poradzi. Już uratowaliśmy raz i widzicie, jak na tym wyszliśmy.
Koniec z tego typu szantażami wyborczymi. My wiemy na kogo chcemy głosować. Mamy świetne kandydatki, mamy świetne liderki. Lewica jest gotowa do tych wyborów".