Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Proeuropejskie partie zrzeszone w Europejskiej Partii Ludowej, Odnowić Europę oraz Grupie Socjalistów i Demokratów wciąż wiodą prym w Europie.
Gdyby wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się pod koniec listopada, ugrupowania te zdobyłyby w sumie 406 miejsc z 705, co dałoby im bezpieczną większość niezbędną do podejmowania kluczowych decyzji w UE – wynika z sondażu Europe Elects.
Grupy te od lat tworzą nieformalną koalicję w PE, a większość aktów ustawodawczych przechodzi ich głosami.
W ostatnich miesiącach zarysowuje się jednak między nimi coraz więcej różnic nie do pogodzenia. Np. S&D i Odnowić Europę chcą zmiany traktatów i rozszerzenia, a EPL jest wobec tego znacznie bardziej sceptyczna. EPL chce też wstrzemięźliwości w kwestiach zielonej transformacji, podczas gdy S&D oraz Odnowić Europę oczekują szybkich zmian.
Europejska Partia Ludowa, która zrzesza partie centroprawicowe oraz ludowe z całej Europy (w tym PO i PSL z Polski), od lipca 2023 znajduje się w trendzie wzrostowym i odbija się po mocnych spadkach, których doświadczyła w 2021 i 2022 roku.
Grupa, która obecnie ma 178 posłów w europarlamencie, według najnowszego sondażu wprowadziłaby do PE 175 europosłów. To tylko trzech mniej niż obecnie, podczas gdy jeszcze w listopadzie 2021 sondaże dawały jej tylko 146 posłów.
Ostatnio wynik EPL poprawił się m.in. dzięki rosnącemu poparciu dla partii z tej grupy w Polsce (PO i PSL), a także jednemu transferowi: duński Sojusz Liberalny przeszedł z grupy Odnowić Europę do EPL.
EPL to największa grupa polityczna w Parlamencie Europejskim od czasu wprowadzenia powszechnych wyborów do PE w 1979 roku.
W nieco innej sytuacji jest centrolewicowa Grupa Socjalistów i Demokratów, która obecnie ma w PE 141 europosłów. Gdyby wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się pod koniec listopada, grupa zdobyłaby jeden mandat więcej, wprowadzając do PE 142 europosłów.
To nienajgorsza sytuacja, choć dwa lata temu S&D mogła liczyć na większe poparcie, które dawało jej nawet 155 mandatów.
W tendencji spadkowej znajduje się za to grupa Odnowić Europę, zrzeszająca głównie europejskie partie liberalne. Gdyby wybory odbywały się pod koniec listopada 2023, grupa, która ma obecnie 101 mandatów w PE, mogłaby zdobyć tylko 89 miejsc w PE.
Na gorszy wynik grupy częściowo wpływa malejące poparcie partii La République en marche (LREM) prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Francuska partia rządząca znajduje się w bardzo negatywnym trendzie od listopada 2022. To wówczas zaostrzyły się antyrządowe protesty we Francji. W ich wyniku pod koniec 2022 roku prowadzenie we francuskich sondażach objął antyeuropejski Front Narodowy Marine Le Pen.
Pomimo że partie proeuropejskie mają szansę na bezpieczną większość w następnym europarlamencie, wciąż widoczny jest wzrost nastrojów antyeuropejskich na kontynencie.
Obie grupy skrajnej prawicy – grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) zrzeszającą m.in. PiS i Suwerenną Polskę, oraz znacznie bardziej antyeuropejska grupa Tożsamość i Demokracja (ID) mogą liczyć na znaczne wzrosty w następnych wyborach do PE.
Pewnym novum jest to, że gdyby wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się pod koniec listopada, antyeuropejska Tożsamość i Demokracja miałaby więcej europosłów niż eurosceptyczna Grupa Konserwatystów i Reformatorów.
W obecnym PE jest odwrotnie: EKR ma 67 posłów, a ID 60.
Najnowszy sondaż pokazuje, że grupa Tożsamość i Demokracja mogłaby zdobyć nawet 87 miejsc w PE – o 27 więcej niż obecnie, zaś Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy – 83 mandatów (o 16 więcej niż obecnie).
Zyski grupy Tożsamość i Demokracja są związane m.in. z wynikami listopadowych wyborów parlamentarnych w Holandii oraz z sytuacją polityczną we Francji. Skrajnie prawicowa i antyislamska Partia Wolności Geerta Wildersa (Partij voor de Vrijheid – PVV) w najnowszym sondażu zdobywa 5 mandatów do PE więcej niż obecnie.
Rośnie też poparcie Frontu Narodowego we Francji, co przekłada się na 3 mandaty dla ID do PE więcej.
Nie najlepiej radzi sobie za to grupa Zielonych / Nowe Przymierze Europejskie oraz grupa Lewicy. Według najnowszego sondażu Zieloni w nowym PE mogliby liczyć na 52 mandaty – o 18 mniej niż mają obecnie (70).
Lewica, która jest najmniejszą grupą w PE (ma obecnie 37 europosłów), według najnowszego sondażu mogłaby liczyć na utrzymanie tego stanu, ale nie jest to koniecznie powód do radości. Jeszcze w maju sondaże dawały tej grupie ponad 50 mandatów.
Świadomi niebezpiecznych trendów, wyzwanie skrajnej prawicy rzucają głównie partie stowarzyszone w Europejskiej Partii Ludowej.
Grupa ta, po latach wspierania polityk kojarzonych tradycyjnie z lewicą (głównie prośrodowiskowych – np. Zielonego Ładu), w kolejnych wyborach stawia na bardziej tradycyjnie prawicową agendę.
Partie EPL w różnych krajach członkowskich stawiają na takie tematy jak bezpieczeństwo rozumiane m.in. jako ograniczenie zmian, zastopowanie migracji, rozwój miejsc pracy oraz konkurencyjność przemysłu. Tym kwestiom ma być podporządkowane tempo zielonej transformacji.
Partia będzie też zachowywać dość koniunkturalną wstrzemięźliwość w kwestii reformy i rozszerzenia UE i na pewno nie będzie się opowiadać za żadnymi radykalnymi zmianami równowagi sił w Europie.
„Aby zagwarantować niezależność prezesów krajowych banków centralnych, statut ESBC i EBC zapewnia ochronę na wypadek, gdyby Sejm miał podjąć uchwałę o postawieniu Cię w stan oskarżenia” – pisze w liście do prezesa NBP Adama Glapińskiego szefowa Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde.
Pismo cytuje agencja Reuters.
Lagarde zaznacza, że takie oskarżenie mogłoby skutkować automatycznym zawieszeniem Glapińskiego zarówno w roli szefa banku centralnego, jak i członka Rady Ogólnej EBC, a zatem może być nielegalne.
„Można skierować taką uchwałę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i poprosić o ocenę jej zgodności z prawem” – stwierdziła Lagarde.
Słowa szefowej EBC odnoszą się do zapowiedzi przyszłej rządowej koalicji, mówiącej, że Adam Glapiński miałby być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Zgodnie z przepisami ustawy o TS uchwała Sejmu stawiająca szefa NBP w stan oskarżenia mogłaby skutkować jego automatycznym zawieszeniem.
W związku z tą sytuacją Prawo i Sprawiedliwość skierowało w zeszłym tygodniu wniosek do TK. Posłowie domagają się orzeczenia o niezgodności z konstytucją i prawem UE szeregu przepisów dotyczących pociągania do odpowiedzialności przed TS prezesa NBP.
Jan Dworak, były prezes TVP, wraz z grupą ekspertów przygotowali założenia do nowej ustawy o mediach publicznych – podają Wirtualne Media. W opracowaniu “Media obywatelskie – założenia ustawy o mediach służby publicznej” eksperci podkreślają, że finansowanie mediów publicznych jest obciążeniem dla budżetu państwa. Jednocześnie opłaty abonamentowe nie przynoszą przychodów.
„Taki sposób finansowania nie spełnia podstawowych standardów europejskich i przyczynia się do bezpośredniego uzależnienia działalności mediów publicznych od aktualnie rządzącej większości parlamentarnej” – czytamy.
Jedną z proponowanych zmian jest rezygnacja z abonamentu rtv, który jest archaiczny i którego większość gospodarstw domowych w ogóle nie płaci. Jak wynika z danych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, na koniec 2022 roku za abonament radiowo-telewizyjnych płaciło tylko 828 tys. zobowiązanych (34,7 proc.). Opłata za abonament rtv jest pobierana przez Pocztę Polską.
Projekt zakłada, że zastąpi ją powszechna opłata audiowizualna. Ma być płacona przez wszystkich (a nie tylko przez osoby mające odbiorniki telewizyjne i radiowe), pobierana przez urzędy skarbowe razem z podatkiem dochodowym. Składka byłaby niewielka – według pierwszych szacunków wyniosłaby 8-9 zł.
Rozpoczął się ostatni tydzień rządów PiS. 11 grudnia odbędzie się głosowanie nad wotum zaufania dla rządu Morawieckiego – nie ma jednak szans na uzyskanie większości głosów „za”.
Najprawdopodobniej Sejm zdecyduje o wotum zaufania dla rządu Tuska dzień później, 12 grudnia. Zanim jednak to nastąpi, przed nami intensywny tydzień w polityce.
Dziennikarze Radia Zet podali na Twitterze, że Paulina Hennig-Kloska, która miała zostać ministrą klimatu i środowiska w nowym rządzie, nie dostanie jednak tego stanowiska. Resort zajmujący się klimatem przypadł Polsce 2050, dlatego minister zostanie wybrany spośród polityków i polityczek tej partii. Według Radia Zet ma być to Michał Gramatyka.
Paulinie Hennig-Klosce miała zaszkodzić „afera wiatrakowa”. Chodzi o ustawę o zamrożeniu cen energii. Jak wyjaśnialiśmy w OKO.press, projekt składa się z trzech części. Dwie z nich nie budzą kontrowersji. Chodzi o zamrożenie cen na podobnych do tegorocznych zasadach i przywrócenie obliga giełdowego dla spółek energetycznych. Trzecia jednak zmienia zasady stawiania elektrowni wiatrowych
Kontrowersyjne jest samo włączenie tych zmian do ustawy, która w zamierzeniu miała zagwarantować odbiorcom niezmienne ceny energii, może budzić duże wątpliwości i przypominać czasy PiS-owskich „wrzutek”.
Co się w niej znalazło? Według pierwotnej propozycji, w niektórych przypadkach turbiny mogłyby stawać już 300 metrów od domów jednorodzinnych i 400 metrów od zabudowań wielorodzinnych. Takie ograniczenia obowiązywałyby w przypadku najcichszych instalacji, emitujących hałas o natężeniu poniżej 103 db(A) (decybeli z uwzględnieniem charakterystycznej częstotliwości dźwięku) w przypadku domów jednorodzinnych i 101 db(A) w przypadku większych budynków. Ustawa przewiduje również możliwość stawiania wiatraków 300 m od granicy parków narodowych i rezerwatów przyrody.
300 metrów to mniej niż postuluje sama branża. Obecnie minimalna odległość to 700 metrów, jednak eksperci uważają, że powinna zostać zmniejszona do 500.
„Propozycja ustawy prowadzi do eskalowania lęków i potwierdza najgłupsze stereotypy o tych złych kapitalistach, którzy chcą budować wiatraki z krzywdą zwykłych ludzi. I na dodatek – kosztem polskiej przyrody”- komentował w OKO.press Piotr Beaupré, prezes Neo Energy Group.
Przeczytaj także:
Hennig-Kloska zapowiedziała już, że ustawa zostanie zmieniona. Dopuszczalna odległość od zabudowań ma wynieść jednak 500 metrów. Wiatraki nie będą mogły stawać w pobliżu terenów objętych wysokimi formami ochrony przyrody.