0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jaźwieck...

Ostatni dzień kampanii samorządowej

Na żywo

Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach

Google News

19:41 25-03-2024

Prawa autorskie: (Photo by Mikhail METZEL / POOL / AFP)(Photo by Mikhail ME...

Putin: ataku na centrum handlowe Crocus pod Moskwą dokonali radykalni islamiści. Rosjanie są dumni z tortur

Trzy dni po zamachu terrorystycznym w Moskwie Władimir Putin przyznał, że dokonali go islamiści. Ale sugeruje też, że mogła go zlecić Ukraina albo siły zła, które działają na rzecz Ukrainy – przeciw Rosji. Rosjanie torturują oskarżonych i pokazują ich publicznie niczym żywe trofea

Władimir Putin odniósł się dziś w transmitowanym w rosyjskiej telewizji przemówieniu do zamachu terrorystycznego z piątku 22 marca. To jego drugie wystąpienie. W sobotę sugerował wyraźnie, że sprawcy mają powiązania z Ukrainą. Dziś przyznał, że byli to jednak radykalni islamiści, co od piątku wieczorem jest wersją przyjętą przez świat (do zamachu przyznało się Państwo Islamskie).

Według oficjalnych danych w zamachu zginęło 139 osób, z czego 40 – od kul, a reszta — od dymu i ognia.

„Wiemy, że zbrodni dokonały ręce radykalnych islamistów, z których ideologią sam świat islamski walczy od wieków” – powiedział 25 marca Putin. Jednocześnie rosyjski dyktator podkreślał, że chociaż Rosja zna już sprawców ataku, to jednocześnie nie wiadomo, kto atak zlecił.

W opowieści snutej przez Putina zamach ten jest kolejną napaścią na Rosję zorganizowaną przez siły zła, za którymi stoi Zachód. I Zachód mógł użyć tych islamistów przeciw Rosji tak, jak używa do tego Ukrainy. To niesłychany zwrot w narracji Kremla – potwierdzający to, co napisaliśmy kilka godzin wcześniej w cyklu Goworit Moskwa.

Przeczytaj także:

„Naziści w Kijowie”

"Ta zbrodnia może być jedynie ogniwem w całej serii prób tych, którzy od 2014 roku walczą z naszym krajem rękami neonazistowskiego reżimu w Kijowie. A naziści, jak powszechnie wiadomo, nigdy nie gardzili użyciem najbardziej brudnymi i nieludzkimi środkami do osiągnięcia swoich celów” – mówił Putin, próbując połączyć wywołaną przez siebie wojnę z zamachem.

Rosyjska propaganda kładzie nacisk na to, że terroryści nie mówią po rosyjsku i nie są etnicznymi Rosjanami. Tylko jeden z aresztowanych ma obywatelstwo rosyjskie.

Najwyraźniej potrzeba wypchnięcia odpowiedzialności za zamach jest silniejsza niż obawa, że za chwilę rozpęta się w Rosji konflikt etniczny.

Telewizyjna szopka

Niesłychana była też forma telewizyjnego przedstawienia nowej wersji zdarzeń w sprawie zamachu: członkowie Rady Bezpieczeństwa, czyli putinowskiego nad-rządu, uczestniczyli w publicznym, 40-minutowym pokazie transmitowanym w wieczornych dziennikach telewizyjnych na żywo. Najpierw Putin przedstawił swoją ocenę sytuacji, a następnie odpytywał urzędników z tego, co zrobili.

Ekran monitora, na którym widać telekonferencję. W srodku Putin, wokół - ministrowie
Putin w trzy dni od zamachu pokazuje, jak się przejął. "Wiesti", 25.03.24

To pierwszy raz, gdy Rada Bezpieczeństwa została pokazana w ten sposób od początku pełnoskalowego najazdu na Ukrainę. Wcześniej telewizja pokazywała co najwyżej migawki z omawiającym główny temat zebrania Putinem. Dlatego można uznać, że dzisiejszy spektakl pokazuje skalę paniki na Kremlu.

Nie bez powodu.

Piątkowy zamach na Crocus City Center jest największym aktem terrorystycznym w Rosji od 20 lat. A to oznaczy, że w Rosji żadne podobne wydarzenie nie miało miejsca w erze mediów społecznościowych. Kreml nie panuje nad tym przekazem: jeden z uczestniczących w Radzie Bezpieczeństwa powiedział wprost, że w sieci jest mnóstwo fejków (czyli informacji niekorzystnych dla władzy), a ludzie z tych fejków korzystają, nie chcąc odwoływać się do „zaufanych źródeł” władzy.

W poniedziałek wieczorem propaganda zaczęła już informować o zatrzymaniach ludzi, którzy komentowali w sieci wydarzenia w Crocus City Center „w ekstremistyczny sposób”.

Miedwiediew: zabić wszystkich

Częścią publicznego przedstawienia było też dzisiejsze pojawienie się podejrzanych w sądzie. Wszyscy z nich nosili wyraźne ślady tortur. Saidakrami Murodali Rachabalizoda pojawił się w sądzie z opatrunkiem na uchu. Wczoraj w mediach społecznościowych krążył film, na którym ktoś, najprawdopodobniej przedstawiciel rosyjskich służb, odcina Rachabalizodzie ucho i zmusza go, by wziął je do ust. W sieci znalazło się też zdjęcie innego podejrzanego, Shamsidina Fariduniego, na którym ma przytwierdzone kable elektryczne do genitaliów. Kolejny oskarżony, Muhammadsobir Fayzov, najpewniej zemdlał podczas dzisiejszego przesłuchania.

Dziś Rosjanie nie tylko nie próbowali ukryć śladów tych tortur i bicia więźniów, ale dumnie prezentowali je przed całym światem. Najwyżsi rosyjscy urzędnicy państwowi chwalili służby specjalne za to, jak poradzili sobie z oskarżonymi.

Premier Michaił Miszustin mówił, że podejrzani „nie zasługują na litość”.

„Czy powinni być zabici? Powinni. I będą. Ale najważniejsze jest to, by zabić wszystkich, którzy są w to zamieszani. Wszystkich. Tych, którzy za to zapłacili, tych, którzy z nimi sympatyzują, tych, którzy im pomogli. Zabić ich wszystkich” – przekazał uważany niegdyś za liberalną twarz rosyjskiego reżimu Dimitrij Miedwiediew. Ale to jego nienawistne wystąpienie w sposób znaczący pozbawione było wyrazu „Ukraina”.

17:59 25-03-2024

Prawa autorskie: Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.plFot. Kuba Atys / Age...

Glapiński dla „Financial Times”: idiotyczne zarzuty. Wstępny wniosek do TS już jutro

W wywiadzie dla „Financial Times” prezes NBP Adam Glapiński zapowiada próbę ostudzenia atmosfery. Jednocześnie zarzuty wobec siebie nazywa „idiotycznymi”. Wstępny wniosek o postawienie Glapińskiego przed Trybunałem Stanu ma się jednak pojawić w Sejmie już jutro

„Mam nadzieję, że pan Tusk zmieni zdanie. Nie jest ekonomistą. Inflacja schodzi do celu. Wyślę do Tuska list, żeby przekazać, że jest między nami tak wiele nieporozumień i padło tak wiele niepotrzebnych słów z obu stron, że uważam, że nadszedł czas, by spotkać się i porozmawiać” – mówi dla „Financial Times” prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński.

Prezes NBP udzielił międzynarodowemu dziennikowi wywiadu, w którym odnosi się do zarzutów, które chce mu postawić koalicja rządząca. W rozmowie część z nich nazywa „idiotycznymi”. Dodaje też, że proces przed TS byłby bardzo zły dla Polski. I zapowiedział, że nie zamierza ustąpić ze stanowiska, bo byłoby to jego zdaniem równoznaczne z przyznaniem się do winy.

Wniosek tuż, tuż

„Wniosek o Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego jest przygotowany i gotowy, zostanie złożony w najbliższych dniach” – mówił premier Donald Tusk krótko na konferencji prasowej 19 marca 2023. W trakcie kampanii wyborczej Tusk obiecywał zmianę na stanowisku prezesa NBP. Zapowiadał też rozliczenie Glapińskiego z nieudanej walki z inflacją i upolitycznienia NBP.

Postawienie prezesa NBP przed Trybunałem wymaga bezwzględnej większości głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Będzie to oznaczało zawieszenie go w pełnieniu obowiązków.

Według informacji radia RMF FM, wstępny wniosek o postawienie Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu zostanie złożony w Sejmie we wtorek w południe. O 12 autorzy wniosku mają odbyć konferencję prasową.

Minister finansów Andrzej Domański uważa, że polska gospodarka jest stabilna, a rynki nie reagują na zapowiedź wniosku do TS.

„Najważniejsze, że na rynku nie widać reakcji na zapowiedź wniosku o Trybunał Stanu dla prezesa NBP Adama Glapińskiego. Ja jako minister finansów jestem odpowiedzialny za stabilność gospodarki i nie będę wchodził w ten spór” – mówił dziś w Łodzi minister.

17:23 25-03-2024

Prawa autorskie: Photo by ANGELA WEISS / AFPPhoto by ANGELA WEIS...

Rada Bezpieczeństwa ONZ żąda natychmiastowego zawieszenia broni w Gazie

14 krajów zagłosowało za rezolucją, jeden (USA) się wstrzymał. Izrael jest oburzony, a premier Netanjahu odwołał wizytę izraelskiej delegacji w USA

„Rada Bezpieczeństwa przyjęła właśnie długo oczekiwaną rezolucję, domagającą się natychmiastowego zawieszenia broni w Gazie i natychmiastowego uwolnienia wszystkich zakładników” – napisał dziś w mediach społecznościowych sektetarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych Antonio Guterres.

Amerykanie nie zawetowali rezolucji, ale wstrzymali się od głosu:

„Nie zgodziliśmy się ze wszystkim, co zawarto w rezolucji, dlatego nie byliśmy w stanie zagłosować na ”tak„. Jednakże w pełni popieramy niektóre z krytycznych celów tej niewiążącej rezolucji. Uważamy, że ważne było, aby Rada wypowiedziała się i jasno stwierdziła, że zawieszenie broni musi nastąpić wraz z uwolnieniem wszystkich zakładników” – tłumaczyła decyzję ambasador USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield.

Pilny dostęp do pomocy humanitarnej

Pozostałych 14 krajów zasiadających obecnie w Radzie zagłosowało za rezolucją. W radzie zasiada piątka stałych członków (USA, Francja, Wielka Brytania, Rosja i Chiny) oraz 10 krajów wybieranych na dwuletnie kadencje. Obecnie to między innymi Japonia, Algieria, Korea Południowa, Ekwador czy Szwajcaria.

Rezolucja podkreśla również

  • pilną potrzebę ułatwienia dostępu do pomocy humanitarnej,
  • wzmocnienia ochrony ludności cywilnej w całej Strefie Gazy.

„Izrael systematycznie blokują dostęp do pomocy humanitarnej w Strefie Gazy, utrudniając dostarczanie niezbędnej pomocy na palestyńskie terytorium” — ogłaszało w lutym Biuro ONZ do spraw Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA).

Przeczytaj także:

Izrael: hańba

W rezolucji mowa jest o natychmiastowym zawieszeniu broni do końca ramadanu. Jeśli zawieszenie broni nie nastąpi natychmiast, może trwać wyjątkowo krótko – ramadan kończy się za 15 dni, 9 kwietnia. A pomimo rezolucji, trudno spowiewać się, by Izrael rzeczywiście zaprzestał natychmiast działań wojennych.

Ambasador Izraela przy ONZ Gilad Erdan „hańbą” nazwał brak potępienia Hamasu i ataków z 7 października w tekście rezolucji.

„Jeśli chodzi o uwolnienie zakładników, Rada Bezpieczeństwa nie może zatrzymać się na słowach, ale podjąć faktyczne działania” – powiedział.

Pięć i pół miesiąca od rozpoczęcia wojny w Gazie Izrael nie zdołał jednak uwolnić zakładników, choć żołnierze izraelscy byli już w niemal wszystkich miejscach w Strefie Gazy.

Netanjahu odwołuje delegację

Kancelaria premiera Izraela Benjamina Netanjahu wydała oświadczenie, w którym krytykuje rezolucję za brak zwolnienia zakładników jako warunku zawieszenia broni. Izraelowi nie podoba się, że rezolucja nawołuje do zawieszenia broni i zwolnienia zakładników obok siebie. W związku z brakiem weta ze strony USA, Netanjahu ogłosił, że odwołuje planowaną wizytę izraelskiej delegacji w Stanach Zjednoczonych. Rezolucja i wstrzymanie się od weta przez USA to kolejny krok w stronę pogorszenia się stosunków między Izraelem i USA.

Izrael coraz bardziej osamotniony

W pierwszych tygodniach wojny Izrael cieszył się dużym międzynarodowym poparciem, uznawano prawo Izraela do obrony. Kolejne miesiące przyniosły jednak poziom brutalności ze strony izraelskiej armii, przez który kolejne kraje wycofywały swoje poparcie dla działań w Gazie. Dziś coraz więcej dowodów (m.in. zatrzymywanie pomocy humanitarnej, wywoływanie głodu, ogromne straty w ludności cywilnej, desakracja miejsc kultu i wymazywanie palestyńskiej kultury) wskazuje na to, że akcje Izraela można określić mianem ludobójstwa.

Dzisiejsze głosowanie w Radzie Bezpieczeństwa to kolejny dowód na coraz większą izolację Izraela na arenie międzynarodowej. Na razie Izrael nie przejawia jednak chęci do zatrzymania działań wojennych. Najnowsze szacunki Palestyńskiego Ministerstwa Zdrowia mówią o ponad 32 tys. ofiar wojny. To około 1,4 proc. przedwojennej populacji Strefy.

15:34 25-03-2024

Prawa autorskie: Photo by Daniel SLIM / AFPPhoto by Daniel SLIM...

Po wypadku i śmierci sygnalisty, Boeing ogłasza zmiany w kierownictwie

Dwa tygodnie po ogłoszeniu, że sygnalista z Boeinga nie żyje, firma ogłasza, że planuje zmiany w kierownictwie. Dzieje się tak po serii awarii i wypadków, których można było uniknąć, gdyby firma słuchała swoich pracowników

Dyrektor generalny Boeninga Dave Calhoun ogłosił, że zamierza ustąpić ze stanowiska do końca roku. Firmę opuszczą także przewodniczący rady dyrektorów i szef działu samolotów komercyjnych.

To odpowiedź firmy na wypadek samolotu Alaska Airlines. A najpewniej także na sprawę zmarłego sygnalisty.

Dwa podobne wypadki

Problemy zaczęły się w 2018 roku. Założona w 1916 roku firma miała do tego czasu wizerunek niezwykle solidnej i ostrożnej. Wówczas doszło do katastrofy boeinga 737-MAX 8 indonezyjskich linii lotniczych. Zaraz po starcie samolotu w Dżakarcie maszyna spadła do morza. Zginęli wszyscy pasażerowie – 189 osób. W 2019 roku boeing 737 MAX 9 etiopskich linii lotniczych spadł na ziemię zaledwie sześć minut po wzbiciu się w powietrze. Tu również zginęli wszyscy pasażerowie – 157 osób.

Wówczas Calhoun objął stery firmy po Dennisie Muilenburgu. I ogłosił, że zamierza odbudować zaufanie klientów i poprawić standardy bezpieczeństwa.

Samolot bez drzwi

Światowa opinia publiczna przypomniała sobie o tamtych wypadkach, gdy w Portland w boeingu 737 MAX-9 zaraz po starcie odpadły drzwi. Pilotowi udało się wylądować. Szczęśliwie, nikomu nic się nie stało. Inspekcja wykazała, że w drzwiach tego i innych samolotów należących do Alaska Airlines brakowało śrub.

W 2019 roku John Barnett, emerytowany już wówczas kontroler jakości producji w Boeingu udzielił wywiadu „New York Times'owi”. Mówił w nim o spadających standardach bezpieczeństwa w firmie.

Tajemnicza śmierć sygnalisty

„Jako kontroler jakości w Boeingu, jesteś na ostatniej linii, zanim wadliwa maszyna wyjdzie fabryki i zaczyna latać” – mówił sygnalista dziennikarzom – „A ja nie widziałem jeszcze ani jednej maszyny w fabryce w Charleston, pod którą podpisałbym się imieniem i nazwiskiem, świadcząc, że jest bezpieczna i może latać”.

Barnett powiedział dzienikarzom, że w samolotach montuje się podzespoły znalezione w śmietnikach, że pod pokładem monterzy zostawiają swoje narzędzia. Kontroler wytoczył firmie proces. 9 marca 2024 roku, między jednym a drugim zeznaniem, zmarł. Lekarz uznał, że było to samobójstwo, ale sam Barnett powiedział wcześniej znajomemu, że jeśli coś mu się stanie, to nie będzie to samobójstwo.

Globalna krytyka zmusiła firmę do podjęcia zmian w kierownictwie. W liście do pracowników Calhoun nie odnosi się jednak do sprawy Barnetta. Pisze w nim, że wypadek Alaska Airlines to dla firmy „moment przełomowy”, a firma musi odpowiedzieć na niego z „pokorą i transparentnością”.

15:19 25-03-2024

Prawa autorskie: Ilustracja: Marta FrejIlustracja: Marta Fr...

Nadmierne interwencje i przemoc okołoporodowa w krakowskim szpitalu. Reporterskie świadectwo

Czterem z sześciu bohaterek wstrząsającego reportażu Anny Pamuły „Nie trzeba się drzeć, tylko przeć. Dobry poród to w Polsce ciągle los szczęścia” przebito błony płodowe bez uzyskania pozwolenia, a dwie są przekonane, że indukcja nastąpiła bez powodu.

To jeden z przejawów przemocy okołoporodowej, wciąż obecnej w polskich szpitalach. Także w krakowskim „Siemiradzkim”, szpitalu, który jest jednym z najwyżej ocenianych w Polsce.

Rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia mówi jasno, że personel „każdorazowo uzyskuje zgodę rodzącej na wykonanie zabiegów i badań [...] Rodzącą traktuje się z szacunkiem oraz umożliwia się jej udział w podejmowaniu decyzji".

Margo Sikora-Borecka, doula działająca w Fundacji „Rodzić po ludzku”, mówi, że w wielu szpitalach rozporządzenia okołoporodowe nie są przestrzegane nawet w połowie. Mamy do czynienia z elementami przemocy ginekologicznej i położniczej. – Według naszych badań ponad 54 proc. rodzących doświadczyło nadużyć związanych z zachowaniem personelu lub z niedopełnieniem procedur, w tym 17 proc. doświadczyło przemocy.

Zdaniem Joanny Pietrusiewicz, prezeski fundacji, wiele szpitali wciąż działa jak fabryki. – Pracują po osiemdziesiąt godzin tygodniowo. Dobry poród wciąż jest kwestią przypadku.

Jedna z bohaterek reportażu mówi, że dwa jej porody były indukowane, ale nikt nie powiedział jej dlaczego. „Porodówka to miejsce, gdzie człowiek staje się pacjentem. Każe nam się związać włosy, zdjąć pierścionki, zmyć makijaż, ogolić krocze. Mamy zniknąć. Nie przeszkadzać, jakbyśmy to nie my były głównymi bohaterkami tego spektaklu. Przy każdym porodzie ciągle za wszystko przepraszałam. Jak odeszły mi wody na szpitalnym korytarzu, było mi wstyd i chciałam lecieć po mopa. Dobre gesty zbierałam jak skarby...”.

Ministra Izabela Leszczyna o respektowaniu rozporządzenia o opiece okołoporodowej: „Te przepisy muszą wreszcie obowiązywać. Kobieta musi być na pierwszym miejscu. […] Niech poród dobrze się kojarzy rodzącym kobietom. Nie może być traumą”.

Kiedy szpital może wywołać poród? Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca, by indukcji porodu nie było więcej niż 10 proc. Tymczasem, jak wynika z badań fundacji Rodzić po ludzku w Polsce u 79 proc. pacjentek, wykonano jedną z interwencji medycznych, w tym przebicie pęcherza płodowego.

Dr Gizela Jagielska, dyrektorka Powiatowego Zespołu Szpitali w Oleśnicy: „Na zwykłych porodówkach powinno się to zdarzać tylko w szczególnych przypadkach: przedwczesne odejście wód płodowych, cukrzyca, nadciśnienie. Pacjentki są też coraz starsze i otyłe, co zwiększa ryzyko powikłań oraz konieczność wywołania porodu wcześniej”.

Dr Jagielska podkreśla, że uzasadniona medycznie indukcja porodu zapobiega powikłaniom zarówno rodzącej jak noworodka, chroni ich zdrowie a czasem nawet życie.

„Z drugiej strony indukcja jest medykalizacją. Często rozpoczyna ona kaskadę kolejnych interwencji medycznych, których finałem może być cesarka. Zdarza się, że kobiety proszą o indukcję, bo chcą zaplanować dzień porodu”.

Dr Jagielska zwraca uwagę, że sytuacja mogłaby się poprawić, gdyby Ministerstwo Zdrowia zbierało dane na temat indukcji. Rozporządzenie w sprawie standardu opieki okołoporodowej zobowiązuje szpital do monitorowania indukcji porodu, ale nie określa, co dalej z tymi danymi robić. A ich analizowanie jest podstawą dobrego funkcjonowania szpitala.

Dlaczego szpitale nie raportują do Ministerstwa Zdrowia danych o stosowaniu indukcji? To powinna być informacja publiczna i osoby rodzące mają prawo to wiedzieć.

Więcej o sytuacji kobiet na oddziałach położniczych czytaj w OKO.press w reportażu

Przeczytaj także: