Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Rosja zrzuciła rakiety na Kijów. Na tragicznym nagraniu widać, jak dzieci uciekają z przedszkola przed bombami. Trwa akcja ratunkowa. Na razie wiadomo o 7 rannych osobach. „Dlaczego świat okazał więcej współczucia z powodu ataku terrorystycznego w centrum handlowym niż celowej eksterminacji Ukraińców?” – pisze na portalu X Ołena Haluszka
Rosja przeprowadziła w poniedziałek 25 marca 2024 roku ataki na Kijów. Jak podaje The Kyiv Independent, rosyjska rakieta spadła na dzielnicę, w której toczyło się codzienne życie. Ludzie jechali do pracy, zawozili dzieci do szkół i przedszkoli.
W sieci pojawiło się nagranie z malutkimi dziećmi, które uciekają przed bombami Putina. Zamieściła je na swoim profilu, m.in. żona prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. „Kijów. Poniedziałkowy poranek. Podczas eksplozji dzieci z przedszkola biegną do schronu przeciwbombowego. Trudno na to patrzeć. Ale chcę, żeby cały świat usłyszał i zobaczył naszą rzeczywistość. Ukraina potrzebuje więcej systemów obrony powietrznej i natychmiastowej pomocy ze strony naszych partnerów, aby przeciwstawić się temu terrorowi” – napisała Ołena Zełenska.
Szczątki jednej z zestrzelonych rakiet uderzyły w wielopiętrowy budynek mieszkalny w samym centrum miasta. W miejscu uderzenia rosyjskich pocisków w stolicy Ukrainy powstały ogromne kratery. Część rakiety trafiła w prywatny dom w kijowskiej dzielnicy Osokorki. Inne fragmenty rakiety znaleziono na zalesionym terenie w rejonie hołosijiwskim.
Po eksplozjach na niebie nad wschodnim brzegiem Kijowa widać było słup dymu. W Kijowie ratownicy przeszukują zniszczone zabudowania. Na razie wiadomo o 7 rannych. Liczba ofiar cały czas rośnie.
Ukraińskie media informują, że prawdopodobnie Rosja zaatakowała Kijów rakietami Onyks lub Cyrkon wystrzelonymi z tymczasowo okupowanego Krymu. Alarm lotniczy ogłoszony został także w innych regionach Ukrainy. Służby ratunkowe interweniują w stołecznych rejonach peczerskim, sołomyjskim i dnieprowskim„ — informuje korespondent ”Financial Times" Christopher Miller. Rejon peczerski to ścisłe centrum Kijowa.
„Jestem wdzięczny ratownikom Państwowej Służby Ratunkowej Ukrainy, policji, pracownikom przedsiębiorstw użyteczności publicznej i wszystkim innym służbom zaangażowanym w akcję ratunkową i odbudowę po dzisiejszym porannym ataku Rosji na Kijów. Rosyjscy terroryści wystrzelili rakiety balistyczne na Kijów. Niestety, zniszczone zostały domy w typowo miejskim sąsiedztwie. Trwa usuwanie gruzów. Powtarzamy, że Ukraina potrzebuje większej liczby systemów obrony powietrznej, które zapewnią bezpieczeństwo naszym miastom i ratują życie. My wszyscy, którzy szanujemy i chronimy życie, musimy położyć kres temu terrorowi” – napisał Wołodymyr Zełenski na portalu X.
„Dlaczego świat ostatnio okazał więcej współczucia i oburzenia z powodu ataku terrorystycznego w centrum handlowym, o którym Rosja była ostrzegana z wyprzedzeniem, ale zdecydowała się go zignorować, niż z powodu ciągłej, celowej eksterminacji Ukraińców przez Rosję w drodze systemowych straszliwych bombardowań?” – napisała na portalu X Ołena Haluszka, współzałożycielka International Centre for Ukrainian Victory.
Na atak zareagowała też ambasadorka Stanów Zjednoczonych w Ukrainie Bridget Brink. „Ukraina potrzebuje pomocy. Dziś rano Rosja ponownie atakuje Ukrainę rakietami hipersonicznymi. Głośne eksplozje w Kijowie. W ciągu ostatnich pięciu dni Rosja wystrzeliła setki rakiet i dronów przeciwko suwerennemu krajowi. Ukraina potrzebuje teraz naszej pomocy. Nie ma chwili do stracenia” – napisała Brink.
„Kijów. Przedszkolaki biegną do schronu. Gratulacje, Putinie! Oto twoja wielkość!”— napisał były ukraiński ambasador w Austrii Aleksander Szerba.
„Absolutny horror w Kijowie” — napisała Kira Rudik, deputowana do ukraińskiego parlamentu.
Decyzja Donalda Tuska, by nie poprzeć reformy prawa ochrony przyrody (tzw. Nature Restoration Law, NRL) w UE, wzbudziła oburzenie przyrodników. Demonstracja pod siedzibą premiera w Al. Ujazdowskich w Warszawie przypomniała dziś premierowi, że to m. in. dzięki postulatom proekologicznym i proklimatycznym doszedł do władzy
Protestowali aktywiści i naukowcy związani z Centrum Ochrony Mokradeł, fundacją Fota4Climate i poznańskim Prawem do Przyrodym. Protest był niewielki – ok. 30 osób – ale “symbolicznie są tu, myślę, wszyscy, którym zależy na polskiej przyrodzie, klimacie i rolnictwie” – mówił prezes F4C Andrzej Gąsiorowski.
Film z protestu jest TU
Według protestujących zapowiadając odrzucenie NRL, Tusk podważył wiarygodność proprzyrodniczych haseł, z którymi szedł do wyborów. Zgromadzeni naukowcy i aktywiści domagali się od premiera ponownego rozważenia przyjęcia NRL w świetle potrzeb naprawy zdegradowanych ekosystemów Polski, adaptacji polskiego rolnictwa do zmian klimatu i przywrócenia traconych w dużym tempie usług ekosystemowych. Według ekologów Nature Restoration Law wsparłoby realizację następujących ze 100 „konkretów” rządu Tuska. Chodzi o:
"„Setki lat coraz bardziej intensywnego użytkowania gruntów przez rolnictwo doprowadziło do wyjałowienia gleb, a krótkowzroczne projekty melioracyjne i regulacje rzek spowodowały dramatyczne wysychanie naszego kraju. Działania renaturyzacji wód i mokradeł to jedyna szansa dla jednoczesnej poprawy uwarunkowań rolnictwa, przywrócenia siedlisk ginącym gatunkom roślin i zwierząt, a także ograniczenia emisji gazów cieplarnianych w wyniku utraty gleb organicznych” – mówi Wiktor Kotowski, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, członek Zarządu Centrum Ochrony Mokradeł.
"Być może premier Tusk za wszelką ceną chce uniknąć nawet cienia podejrzenia, że sprzyja Zielonemu Ładowi, którego częścią jest NRL i przeciwko któremu od tygodni nie przebierając w środkach protestują rolnicy".
Według prof. Kotowskiego argumenty o tym, że NRL będzie utrudnieniem dla rolników, są sprzeczne ze stanem faktycznym – prawo o odbudowie przyrody w to inicjatywa mająca zapewnić możliwość długotrwałej zrównoważonej produkcji rolnej w duchu adaptacji do zmian klimatu i w harmonii z przyrodą.
Zarówno ekolodzy, jak i specjaliści w dziedzinie rolnictwa nie mają wątpliwości, że odbudowa zasobów przyrody jest w Polsce bardzo potrzebna wobec pogłębiających się zjawisk suszowych, powszechnej degradacji gleb i innych symptomów zmiany klimatu oraz skutków wielu dekad krótkowzrocznej gospodarki wodnej i przestrzennej. Poprawa produktywności gleb, wzrost retencji wody, czy odtwarzanie populacji owadów zapylających i inne postulaty NRL wychodzą naprzeciw potrzebom polskich rolników, natomiast nie stwarzają wobec nich żadnych zobowiązań.
Zobowiązania stworzenia dobrowolnych mechanizmów wsparcia projekt NRL nakłada natomiast na państwa członkowskie.
"Jeśli więc premier rządu RP odrzuca projekt NRL, zasadne jest pytanie: czy wycofuje się on z powyższych wyborczych obietnic w obawie przed owymi zobowiązaniami? Jako osoby przejęte stanem polskiej przyrody i pogłębiającym się kryzysem klimatycznym, przyrodnicy, naukowcy i aktywiści społeczni, wzywamy Premiera i Rząd RP do ponownego przeanalizowania treści projektu NRL, wsłuchania się w głos naukowców i zmiany aktualnej – błędnej w naszej opinii – decyzji” – mówili demonstrujący.
Sprawa miała być poddana pod wstępne głosowanie podczas piątkowego spotkania ambasadorów państw członkowskich przy UE 22 marca 2024 roku. Okazało się jednak, że nie miałoby szansy na zdobycie większości głosów popierających.
Jeszcze w środę oraz w czwartek było wiadomo, że Polska zagłosuje przeciwko dyrektywie, ale nagle zdanie w sprawie dyrektywy zmieniły Węgry, które zadeklarowały sprzeciw. Tym samym polski głos nie był potrzebny, by prawo mogło zostać zablokowane.
By nie pogrzebać reformy belgijska prezydencja zdecydowała o wycofaniu punktu nt. NRL z obrad poniedziałkowej Rady ds. Środowiska 25 marca 2023 roku.
Z jednej strony to dobra wiadomość – dyrektywa wciąż leży na stole i czeka na lepszy moment. Trudno jednak stwierdzić, czy taki moment w ogóle nadejdzie przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego, po których nastąpi wymiana składu unijnych instytucji – niekoniecznie na takie sprzyjające polityce na rzecz klimatu i bioróżnorodności.
Ponadto prezydencję w Radzie w drugim półroczu 2024 roku będą sprawowały Węgry. Przy tym, że są przeciwko wejściu dyrektywy w życie, trudno liczyć na to, że będą się angażować w budowę poparcia dla tego prawa. Podobna sytuacja może mieć miejsce na początku 2025 roku, kiedy prezydencję obejmuje Polska. No chyba, że wiatr nastrojów społecznych znowu zmieni kierunek i Koalicja Obywatelska wróci do swoich zielonych postulatów z kampanii wyborczej.
Agencja Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie Unrwa poinformowała, że Izrael zabronił jej dostarczania pomocy do północnej Strefy Gazy, gdzie ludziom grozi głód
„Pomimo tragedii, na którą patrzymy, władze izraelskie poinformowały ONZ, że nie będą już zatwierdzać żadnych konwojów żywnościowych Unrwy na północ” – napisał na portalu w X Philippe Lazzarini, szef agencji. I ddoał; „To oburzające i celowe utrudnianie pomocy ratującej życie podczas głodu wywołanego przez człowieka”.
Izrael nie odpowiedział na prośby mediów o komentarz po oświadczeniu Lazzariniego. Rzeczniczka Unrwy Juliette Touma twierdzi, że Izrael poinformował o swojej decyzji w niedzielę 24 marca 2024 roku na spotkaniu z izraelskimi urzędnikami wojskowymi. Ale nie podał powodu swojej decyzji. Wcześniej nie przepuścił dwóch konwojów, które jechały na północ.
W zeszłym tygodniu wspierana przez ONZ ocena bezpieczeństwa żywnościowego ostrzegła, że jeśli nie zostanie podjęta pilna interwencja, do maja 2024 roku na północy Strefy Gazy zacznie się głód.
Media publiczne wkrótce mają otrzymać spory zastrzyk gotówki – podaje DGP. Większość pieniędzy zostanie przeznaczona na telewizję publiczną
Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, 1,5 miliarda złotych z rezerwy budżetu państwa ma trafić pod koniec marca 2024 do publicznych nadawców. Większość środków przekazana zostanie TVP. Jak się okazuje, nie jest to pierwsza tego typu wypłata. Wcześniej środki popłynęły do mediów publicznych na przełomie lutego i marca.
Znaczna część kwoty – 1,24 mld zł – ma trafić do Telewizji Polskiej, pozostała – 260 mln zł – do Polskiego Radia i kilkunastu rozgłośni regionalnych. Do rządu Donalda Tuska miały już zostać przesłane wnioski w tej sprawie.
Wcześniej – na przełomie lutego i marca 2024 roku – media publiczne z rezerwy ogólnej miały otrzymać już 250 mln złotych. A z tego 220 mln trafiło do TVP. Z ustaleń „DGP” i rozmów z anonimowymi informatorami wynika, że po wakacjach na konta spółek znów wpłyną środki z rezerwy celowej.
Przypomnijmy, że zmiany w mediach publicznych zaczęły się w połowie grudnia 2023 roku. Sejm podjął wtedy uchwałę „w sprawie przywrócenia ładu prawnego oraz bezstronności i rzetelności mediów publicznych oraz Polskiej Agencji Prasowej”. Minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz odwołał dotychczasowych prezesów TVP, PR i PAP i powołał nowe Rady Nadzorcze, a te wyłoniły Zarządy Spółek.
Według relacji pracowników i byłych pracowników szef RMF FM miał mobbingować dziennikarzy, być wulgarny i przemocowy. Onet publikuje wstrząsające kulisy. Marek Balawajder zaprzecza oskarżeniom
„Kiedyś wytłumaczył mi to w przypływie szczerości. Powiedział, że »on też dostaje zj*bki i musi się na kimś wyżyć«. Poradził, że ja też mogę się na kimś wyładować. Podał konkretne nazwiska” – mówi pracownik newsroomu RMF FM. Była dziennikarka stacji cytuje słowa szefa: „Będziecie zap*****lać jak Żydzi w getcie, a tobie jeszcze każę nosić opaskę na ramieniu”. Tak Onet opisuje kulisy odejścia z pracy wieloletniego szefa informacji RMF FM. Marek Balawajder był dyrektorem informacji RMF FM od 2012 do 2023 roku. W kwietniu 2023 roku stracił pracę po tym, jak pracownicy się przeciwstawili i zaczęli zgłaszać nadużycia. Balawajder miał traktować ich w przemocowy sposób. Pracownicy skarżą się też na prezesa rozgłośni Tadeusza Sołtysa.
Anna, która kilka lat pracowała w redakcji RMF (wszystkie imiona informatorów zostały zmienione) opowiada w rozmowie z Onetem: „W 2012 roku robiliśmy nagranie w gabinecie, w którym był spory pogłos. Faktycznie nie było to najlepszej jakości. Przed emisją programu zadzwonił do mnie Balawajder i zapytał: »K***, ty tam pojechałaś robić nagranie czy laskę?«”.
W 2015 roku Anna pojechała nagrywać audiobooka z Agatą Dudą. „Przed nagraniem zadzwonił do mnie Balawajder i zapytał, czy jestem wilgotna i podniecona, bo to pierwszy wywiad z pierwszą damą. Często pozwalał sobie na seksistowskie żarty. Kiedyś usłyszałam: »co ty taka niewyspana? Spałaś, czy się ruch***?«. Innym razem powiedział do mnie: »będziecie zap*** jak Żydzi w getcie, a tobie jeszcze każę nosić opaskę na ramieniu«” – mówi Anna.
„Raz mieliśmy dyskusję z Markiem o organizacji pracy. Mówiliśmy, że są problemy i chaos. Marek ironicznie stwierdził, że jak to, przecież wszystko działa. »U nas jest jak w Auschwitz. Ci do gazu, ci nie do gazu« – ironizował nasz szef informacji. Obozowe metafory i porównania były zawsze bardzo w jego stylu” – mówi były pracownik RMF FM.
Wśród pracowników rozgłośni miał „wytworzyć się specyficzny język opisujący zachowanie przełożonych”. Jeden z charakterystycznych zwrotów używany w rozmowach dziennikarzy było „przekazywanie gniewu”. Jeden z pracowników newsroomu tłumaczy, że „chodziło o wyżycie się na podwładnym”. Balawajder miał tłumaczyć mu, że „on też dostaje zj*bki i musi się na kimś wyżyć”. Poradził, że też ma się na kimś wyładować i podał konkretne nazwiska.
Według rozmówców Onetu wyładowywanie gniewu na podwładnych było stałą praktyką Marka Balawajdera.
„Wielu z nas twierdzi, że Balawajder zachowuje się jak mąż psychopata, który przez tydzień bije swoją żonę, a przez kolejny tydzień jest wzorowym mężem. Tak wygląda praca w RMF. Jednego dnia usłyszysz od Marka, że ”ch**a robisz, za chwilę stąd wylecisz, a on załatwi cię tak, że nigdzie nie znajdziesz pracy. Potem będzie dobrym wujkiem, który zapyta, jak sobie radzisz, czy potrzebujesz pomocy itp." – mówi Anna.
Były reporter stacji Piotr twierdzi, że szef RMF FM "czasami zachowywał się, jakby chciał być dobrym kumplem. Bywało, że na kolegiach miał dobry humor i wtedy zaczynał te swoje żarciki. Jak się na to patrzyło z dystansu, to było żenujące, kiedy szef mówi »no, pojedziesz do niego na wywiad, trochę go przyciśniesz, trochę zrobisz mu laskę«.
Rozmówcy Onetu podkreślają, że problem nie dotyczył tylko Balawajdera, ale też Tadeusza Sołtysa, prezesa stacji. „W moim odczuciu Tadeusz Sołtys był o wiele gorszy. Wydaje mi się, że on doskonale wie, że krzywdzi ludzi i jeszcze sprawia mu to przyjemność” – mówi Filip, pracownik stacji.
Punktem kulminacyjnym dla pracowników miało być spotkanie w kwietniu 2023 roku w warszawskiej siedzibie rozgłośni. Balawajder i Sołtys mieli w arogancki sposób oceniać pracowników. Balawajder odniósł się do zarzutów pracowników i pracowniczek w rozmowie z Onetem i zaprzeczył oskarżeniom.
„Prawdziwy wysyp skarg i zarzutów pojawił się dopiero po przeprowadzonej przeze mnie ocenie pracy Działu Informacji, która nie była, mówiąc oględnie, korzystna dla kilku dziennikarzy. Komisja wewnętrzna oraz niezależna kancelaria prawna rozpoznały te skargi i nie znalazły podstaw do postawienia mi zarzutu mobbingu. Pragnę w tym miejscu nadmienić, że ponad 80 osób związanych z Działem Informacji RMF FM i innymi Działami RMF FM podpisało się pod pismem stanowiącym stanowczy sprzeciw wobec formułowanych wobec mnie zarzutów” – mówi Balawajder. Sołtys nie odniósł się do sprawy.
W lutym 2024 roku serwis WirtualneMedia.pl poinformował, że Balawajder odchodzi z rozgłośni po wewnętrznym dochodzeniu, w którym stwierdzono, że naruszono kodeks postępowania.
W OKO.press wielokrotnie opisywaliśmy powiązania szefów RMF FM z Orlenem. O tym, jak szefowie redakcji RMF FM byli od 2019 roku w siedzibie Orlenu 24 razy, pisaliśmy tutaj: