Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Prokurator generalny Adam Bodnar powołał w piątek na stanowiska prokuratorów Prokuratury Krajowej sześcioro prokuratorów zdegradowanych w 2016 r.
Resort sprawiedliwości na platformie X poinformował, że „prokurator generalny wykonał pierwszy krok na drodze przywracania godności prokuratorom byłej Prokuratury Generalnej, którzy w 2016 r. zostali zdegradowani przez Zbigniewa Ziobro do jednostek najniższego szczebla”.
Zdegradowano wówczas 124 prokuratorów.
Teraz prokurator generalny na stanowiska prokuratorów Prokuratury Krajowej powołał:
„Działania zmierzające do przywrócenia honoru i godności zdegradowanych prokuratorów będą kontynuowane” – zapowiedział resort sprawiedliwości.
Prokurator Barski, który w czasach PiS pełnił funkcję Prokuratora Krajowego, mimo że wcześniej odszedł w stan spoczynku i nie został z niego poprawnie przywrócony, ogłosił, że tych nominacji nie uznaje, bo o nie nie wnioskował. Komunikat ogłosił na kontrolowanej najwyraźniej ciągle przez siebie stronie internetowej Prokuratury Krajowej.
Prokuratura Krajowa zajmie się nieprawidłowościami Funduszu Sprawiedliwości. Jak zapowiedziało ministerstwo sprawiedliwości, powołany zostanie zespół, który weźmie je pod lupę.
W skład zespołu wejdą:
- Marzena Kowalska – kierownik zespołu, prokurator Prokuratury Krajowej.
- Piotr Woźniak – prokurator Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga w Warszawie,
- Marcin Wielgomas – prokurator Prokuratury Regionalnej w Warszawie.
„W pierwszej kolejności zespół śledczy przeanalizuje wszelkie zawiadomienia dotyczące Funduszu Sprawiedliwości, które w ostatnich latach zostały skierowane do poszczególnych prokuratur w kraju, a także wyniki kontroli Funduszu prowadzonej przez Najwyższą Izbę Kontroli” – informują władze resortu.
Fundusz Sprawiedliwości miał pomagać ofiarom przestępstw, jednak w dużej mierze zasilał niezwiązane z tym cele. Wydatkowanie części środków zależało od bezpośredniej decyzji ministra sprawiedliwości.
Rzecznik praw obywatelskich przedstawił Sejmowi sprawozdanie ze swojej pracy. Znalazło się miejsce dla push-backów, „stref wolnych od LGBT” i kryzysu władzy sądowniczej.
Orzeczenia eksmisyjne w stosunku do osób z niepełnosprawnościami, problemy z lichwiarskimi odsetkami, skargi pokrzywdzonych przez banki frankowiczów czy zbyt surowo traktowanych więźniów – to tylko niewielka część spraw, którymi zajmował się w 2022 roku Rzecznik Praw Obywatelskich, który przedstawił w Sejmie sprawozdanie z działalności swojego biura. Jak mówił Marcin Wiącek, problemy dotyczą spraw sprzed dwóch lat, ale często wciąż pozostają aktualne. Wśród tematów najczęściej podejmowanych interwencji Biura RPO znajdowały się między innymi prawa do mieszkania dla osób najbardziej potrzebujących czy ustalenie prawa do świadczenia pielęgnacyjnego dla opiekunów, ale i „stref wolnych od LGBT”. Mówił również o push-backach na granicy polsko-białoruskiej.
„Bardzo często czynności podejmowane od 2021 roku dotyczą postępowania wobec migrantów, polegające na zawracaniu takich osób do granicy” – mówił Wiącek, podkreślając, że przepisy pozwalające na to są osadzone na niewłaściwych podstawach prawnych, naruszając prawa człowieka.
Tysiące skarg dotyczyło tak zwanego „polskiego ładu”. W zamierzeniu korzystne dla podatników regulacje miały zaskakujące działanie. Jak mówił Wiącek, do jego biura zgłaszali się między innymi pracownicy, którzy zaczęli otrzymywać niższe wynagrodzenie. Skargi pochodziły również od emerytów, kobiet korzystających z zasiłku macierzyńskiego. organizacji społecznych korzystających ze środków z odliczeń tak zwanego „jednego procenta”. Wiącek stwierdził, że konstrukcja zapisów o uldze dla klasy średniej była wadliwa, a uchylenie możliwości odliczenia od podatku składki zdrowotnej „bardzo dyskusyjne”.
Jak zaznaczył, prawa obywateli powinny być zagwarantowane przez niezawisłe sądy.
„Od kilku lat w Polsce mamy do czynienia z niespotykanym kryzysem władzy sądowniczej” – mówił rzecznik. – „Mamy w tej chwili do czynienia z chaosem prawnym. Wynika to z fundamentalnych zastrzeżeń wobec Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego. To oczywiste zagrożenie dla demokracji. Obywatel nie ma pewności, czy wydane orzeczenie będzie respektowane, czy sędzia jest niezawisły, jaki jest stan prawny po wyrokach Trybunału Konstytucyjnego”
„Konieczne jest uchylenie przepisów dotyczących kompetencji ministra sprawiedliwości i jednocześnie prokuratora generalnego do wpływania na czynności jurysdykcyjne i statusu sędziego” – mówił Wiącek.
Fundusz Sprawiedliwości nie zawsze służył tym, dla których został stworzony – mówiła z sejmowej mównicy Zuzanna Rudzińska-Bluszcz. Wiceministra sprawiedliwości twierdzi, że Funduszem w dużej mierze ręcznie sterował Zbigniew Ziobro.
„Przez ostatnie lata Fundusz Sprawiedliwości stał się w przestrzeni publicznej symbolem niewłaściwego wykorzystania finansów publicznych, finansowania swoich, współczesnej kiełbasy wyborczej. Był określany prywatnym funduszem Ziobry, funduszem niesprawiedliwości, funduszem reprezentacyjnym” – mówiła dziś w Sejmie Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, podsekretarz stanu w resorcie sprawiedliwości.
„Chcę zacząć od fundamentów. Po co w ogóle jest fundusz sprawiedliwości? Komu fundusz ma służyć? Fundusz sprawiedliwości jest państwowym funduszem celowym. Jako taki stanowi wyjątek od zasady jedności i powszechności budżetu państwa i ma finansować precyzyjnie wskazane cele państwowe. Celem funduszu było i jest stworzenie i utrzymanie sieci pomocy osobom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: ofiarom przestępstw, na przykład przemocy, świadkom przestępstw, którzy niosą to brzemię. Osobom, które opuszczają zakłady karne – by mogły stanąć na nogi i by mogły wrócić do społeczeństwa” – mówiła Rudzińska-Bluszcz.
Wiceministra sprawiedliwości wyjaśniała, jak wyglądały nieprawidłowości w wydatkowaniu pieniędzy z Funduszu. Zacytowała fragmenty raportu NIK, który wskazał, że finansowane była edukacja menadżerska aktywistów, działalność kół gospodyń wiejskich czy działania edukacyjne „w obszarze problemów okresy dojrzewania”.
„Problemem działania funduszu nie jest to, że projekty mają rys konserwatywny, czy odwołujący się do wartości chrześcijańskich i narodowych. Problemem funduszu jest to, że gospodarka funduszu była prowadzona z naruszeniem podstawowych zasad finansów publicznych, to jest jawności, celowości i oszczędności wydatków” – mówiła Zuzanna Rudzińska-Bluszcz. Jak dodawała, „brak transparentności i przejrzystości” to jedynie eufemistyczne określenia, które mogłyby opisywać działanie Funduszu.
„Zadziwiającym było także odkrycie, że komórka audytu wewnętrznego w Ministerstwie Sprawiedliwości rokrocznie od 2019 roku wnosiła o przeprowadzenie zadania audytowego odnośnie funduszu. I decyzją ministra sprawiedliwości to zadanie było przekładane przez kolejne lata na później, co stanowi naruszenie ustawy o finansach publicznych, która przewiduje że w państwowych funduszach celowych musi być prowadzony audyt wewnętrzny” – stwierdziła.
Wiceszefowa resortu wskazała, że w 2017 roku wprowadzono szczególny tryb, który zakłada dotację poza programem poza naborem. Kryteria zastosowania tego trybu są mgliste, mówią o „uzasadnionych przypadkach”, nie wskazując mocniejszych kryteriów, a decyzja o przyznaniu pieniędzy należy wyłącznie do ministra sprawiedliwości. Resort w latach 2017-2023 w tym trybie przyznał ponad 285 milionów złotych. Problematyczne są też wydatki na promocję Funduszu, które rocznie siegają 20 mln złotych.
Po przejęciu sterów w Ministerstwie Sprawiedliwości nowy rząd wstrzymał wypłaty z Funduszu Sprawiedliwości. Od 27 grudnia każdy wypłata podlega ocenie merytorycznej. „Analizujemy każdą płatność” zapewniała Rudzińska-Bluszcz. – „Niezbędne są zmiany legislacyjne, aby ograniczyć wpływ ministra na wydatkowanie środków” – stwierdziła, obiecując „dokładną diagnozę problemów”, które utrudniły dostęp do pieniędzy osobom, którym się one należały.
Robert Bąkiewicz na fasadzie gmachu resortu klimatu namalował sprejem powstańczą kotwicę. To zniszczenie zabytkowego obiektu i przestępstwo – twierdzą przedstawiciele ministerstwa.
Rzecznik Ministerstwa Klimatu i Środowiska Hubert Różyk odniósł się do sprawy zniszczenia gmachu resortu przez Roberta Bąkiewicza. Wyjaśnił, że w czasie remontu znak „Polski Walczącej” musiał zostać oderwany od ściany, do której był przytwierdzony. Zapewnił jednak, że powstańcza kotwica jest nienaruszona. Akt Bąkiewicza miał być oznaką protestu przeciwko jej usunięciu.
Według rzecznika resortu Bąkiewicza mogłyby czekać poważne konsekwencje. „Mówimy o przestępstwie, nie o wykroczeniu” – mówił Różyk. Na taką kwalifikację czynu mogłoby wskazywać według niego znaczne rozmiary zniszczeń i wartość zniszczonego obiektu. W przypadku popełnienia przestępstwa za czyn Bąkiewicza może grozić kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do trzech lat.