Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Prezydent COP28 sułtan Ahmed Al Jaber uważa, że wycofanie paliw kopalnych nie pomoże ograniczyć wzrostu temperatury o 1,5 stopni Celsjusza. Al Jaber jest jednocześnie szefem koncernu naftowego
Sułtan Ahmed Al Jaber, prezydent szczytu klimatycznego ONZ COP28 w Dubaju, postanowił zaprzeczać nauce i przekonywać, że paliwa kopalne nie mają znaczącego wpływu na kryzys klimatyczny. Jego zdaniem wycofywanie paliw kopalnych uniemożliwi zrównoważony rozwój: „chyba że chcemy zabrać świat z powrotem do jaskiń”.
Przewodniczący COP28 jest jednocześnie ministrem przemysłu i zaawansowanych technologii w Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz dyrektorem państwowego koncernu naftowego Adnoc. To pierwszy raz w historii, kiedy prezydentem tej międzynarodowej konferencji klimatycznej została osoba pracująca w przemyśle paliw kopalnych.
Kontrowersje budzi również lokalizacja COP28. Zjednoczone Emiraty Arabskie, kraj-gospodarz konferencji to jedno z państw, które swoje bogactwo zbudowały na paliwach kopalnych. Emiraty są w pierwszej dziesiątce największych emitentów gazów cieplarnianych per capita i jednym z największych globalnych producentów i eksporterów ropy naftowej.
Al Jaber wygłosił swoje stanowisko podczas rozmowy z Mary Robinson, byłą specjalną wysłanniczką ONZ ds. zmian klimatycznych. Robinson zwróciła się do niego: „Przeżywamy absolutny kryzys, który szkodzi kobietom i dzieciom bardziej niż cokolwiek innego. A dzieje się tak dlatego, że nie zobowiązaliśmy się jeszcze do wycofywania paliw kopalnych. To jedyna decyzja, którą może podjąć COP28 i pod wieloma względami, ponieważ jesteś szefem Adnoc, możesz ją podjąć z większą wiarygodnością”.
Sułtan odpowiedział: „Zgodziłem się przyjść na to spotkanie, aby odbyć trzeźwą i dojrzałą rozmowę. W żadnym wypadku nie podpisuję się pod jakąkolwiek panikarską dyskusją. Nie ma żadnego scenariusza, który mówi, że wycofywanie się z paliw kopalnych pozwoli osiągnąć 1,5 stopnia Celsjusza”.
Chodzi o zatrzymanie globalnego ocieplenia na poziomie 1,5 stopni Celsjusza w porównaniu do ery przedprzemysłowej. Naukowcy oszacowali, że jeśli ocieplenie przekroczy 2 stopnie, będą nam grozić m.in. ekstremalne zjawiska pogodowe (jeszcze bardziej ekstremalne niż dziś), topnienie lodowców, upał uniemożliwiający zamieszkiwanie niektórych części świata, ogromny wzrost poziomu morza.
„Nie sądzę, że będziecie w stanie pomóc w rozwiązaniu problemu klimatycznego, wytykając palcami lub przyczyniając się do polaryzacji i podziałów, które już mają miejsce na świecie. Pokaż mi rozwiązania. Przestań wskazywać palcami. Przestańcie” – mówił dalej sułtan.
Al Jaber, mówiąc o braku naukowych dowodów, myli się.
O celu 1,5 stopnia po raz pierwszy napisano w 2018 -w raporcie Międzyrządowego Zespołu ds. Klimatu (IPCC) działającego przy ONZ. Pracowało nad nim 91 autorów i redaktorów z 40 krajów, którzy przejrzeli ponad 6000 prac i odpowiedzieli na ponad 42 tysiące komentarzy i poprawek ekspertów oraz przedstawicieli rządów. Profesor Jim Skea, współprzewodniczący III grupy roboczej IPCC, mówił wtedy: “Prawa chemii i fizyki nie wykluczają możliwości ograniczenia ocieplenia do 1,5°C, ale wymagałoby to bezprecedensowych zmian”.
Kolejne raporty agendy ONZ ds. klimatu odnosiły się już do celu 1,5 stopnia.
„Zdecydowanie zalecam sułtanowi, aby poprosił o najnowszy raport IPCC. Raport ten, zatwierdzony jednogłośnie przez 195 krajów, w tym Zjednoczone Emiraty Arabskie, pokazuje różne sposoby ograniczenia ocieplenia do 1,5°C – z których wszystkie wskazują na faktyczne wycofanie paliw kopalnych w pierwszej połowie wieku. Czy to zaprowadzi świat z powrotem do jaskiń? Absolutnie nie, chyba że w celu ochłodzenia się podczas kolejnej fali upałów” – komentuje Joeri Rogelj z Centre for Environmental Policy w Imperial College London.
W „Guardianie” sprawę komentował profesor Sir David King, przewodniczący Grupy Doradczej ds. Kryzysu Klimatycznego i były główny doradca naukowy Wielkiej Brytanii: „To niezwykle niepokojące i zaskakujące, gdy przewodniczący COP28 broni wykorzystania paliw kopalnych. Nie można zaprzeczyć, że aby ograniczyć globalne ocieplenie do 1,5°C, wszyscy musimy szybko ograniczyć emisję gazów cieplarnianych i wycofać się z paliw kopalnych najpóźniej do 2035 roku. Alternatywą jest przyszłość ludzkości, której nie da się kontrolować”.
Proeuropejskie partie zrzeszone w Europejskiej Partii Ludowej, Odnowić Europę oraz Grupie Socjalistów i Demokratów wciąż wiodą prym w Europie.
Gdyby wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się pod koniec listopada, ugrupowania te zdobyłyby w sumie 406 miejsc z 705, co dałoby im bezpieczną większość niezbędną do podejmowania kluczowych decyzji w UE – wynika z sondażu Europe Elects.
Grupy te od lat tworzą nieformalną koalicję w PE, a większość aktów ustawodawczych przechodzi ich głosami.
W ostatnich miesiącach zarysowuje się jednak między nimi coraz więcej różnic nie do pogodzenia. Np. S&D i Odnowić Europę chcą zmiany traktatów i rozszerzenia, a EPL jest wobec tego znacznie bardziej sceptyczna. EPL chce też wstrzemięźliwości w kwestiach zielonej transformacji, podczas gdy S&D oraz Odnowić Europę oczekują szybkich zmian.
Europejska Partia Ludowa, która zrzesza partie centroprawicowe oraz ludowe z całej Europy (w tym PO i PSL z Polski), od lipca 2023 znajduje się w trendzie wzrostowym i odbija się po mocnych spadkach, których doświadczyła w 2021 i 2022 roku.
Grupa, która obecnie ma 178 posłów w europarlamencie, według najnowszego sondażu wprowadziłaby do PE 175 europosłów. To tylko trzech mniej niż obecnie, podczas gdy jeszcze w listopadzie 2021 sondaże dawały jej tylko 146 posłów.
Ostatnio wynik EPL poprawił się m.in. dzięki rosnącemu poparciu dla partii z tej grupy w Polsce (PO i PSL), a także jednemu transferowi: duński Sojusz Liberalny przeszedł z grupy Odnowić Europę do EPL.
EPL to największa grupa polityczna w Parlamencie Europejskim od czasu wprowadzenia powszechnych wyborów do PE w 1979 roku.
W nieco innej sytuacji jest centrolewicowa Grupa Socjalistów i Demokratów, która obecnie ma w PE 141 europosłów. Gdyby wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się pod koniec listopada, grupa zdobyłaby jeden mandat więcej, wprowadzając do PE 142 europosłów.
To nienajgorsza sytuacja, choć dwa lata temu S&D mogła liczyć na większe poparcie, które dawało jej nawet 155 mandatów.
W tendencji spadkowej znajduje się za to grupa Odnowić Europę, zrzeszająca głównie europejskie partie liberalne. Gdyby wybory odbywały się pod koniec listopada 2023, grupa, która ma obecnie 101 mandatów w PE, mogłaby zdobyć tylko 89 miejsc w PE.
Na gorszy wynik grupy częściowo wpływa malejące poparcie partii La République en marche (LREM) prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Francuska partia rządząca znajduje się w bardzo negatywnym trendzie od listopada 2022. To wówczas zaostrzyły się antyrządowe protesty we Francji. W ich wyniku pod koniec 2022 roku prowadzenie we francuskich sondażach objął antyeuropejski Front Narodowy Marine Le Pen.
Pomimo że partie proeuropejskie mają szansę na bezpieczną większość w następnym europarlamencie, wciąż widoczny jest wzrost nastrojów antyeuropejskich na kontynencie.
Obie grupy skrajnej prawicy – grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) zrzeszającą m.in. PiS i Suwerenną Polskę, oraz znacznie bardziej antyeuropejska grupa Tożsamość i Demokracja (ID) mogą liczyć na znaczne wzrosty w następnych wyborach do PE.
Pewnym novum jest to, że gdyby wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się pod koniec listopada, antyeuropejska Tożsamość i Demokracja miałaby więcej europosłów niż eurosceptyczna Grupa Konserwatystów i Reformatorów.
W obecnym PE jest odwrotnie: EKR ma 67 posłów, a ID 60.
Najnowszy sondaż pokazuje, że grupa Tożsamość i Demokracja mogłaby zdobyć nawet 87 miejsc w PE – o 27 więcej niż obecnie, zaś Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy – 83 mandatów (o 16 więcej niż obecnie).
Zyski grupy Tożsamość i Demokracja są związane m.in. z wynikami listopadowych wyborów parlamentarnych w Holandii oraz z sytuacją polityczną we Francji. Skrajnie prawicowa i antyislamska Partia Wolności Geerta Wildersa (Partij voor de Vrijheid – PVV) w najnowszym sondażu zdobywa 5 mandatów do PE więcej niż obecnie.
Rośnie też poparcie Frontu Narodowego we Francji, co przekłada się na 3 mandaty dla ID do PE więcej.
Nie najlepiej radzi sobie za to grupa Zielonych / Nowe Przymierze Europejskie oraz grupa Lewicy. Według najnowszego sondażu Zieloni w nowym PE mogliby liczyć na 52 mandaty – o 18 mniej niż mają obecnie (70).
Lewica, która jest najmniejszą grupą w PE (ma obecnie 37 europosłów), według najnowszego sondażu mogłaby liczyć na utrzymanie tego stanu, ale nie jest to koniecznie powód do radości. Jeszcze w maju sondaże dawały tej grupie ponad 50 mandatów.
Świadomi niebezpiecznych trendów, wyzwanie skrajnej prawicy rzucają głównie partie stowarzyszone w Europejskiej Partii Ludowej.
Grupa ta, po latach wspierania polityk kojarzonych tradycyjnie z lewicą (głównie prośrodowiskowych – np. Zielonego Ładu), w kolejnych wyborach stawia na bardziej tradycyjnie prawicową agendę.
Partie EPL w różnych krajach członkowskich stawiają na takie tematy jak bezpieczeństwo rozumiane m.in. jako ograniczenie zmian, zastopowanie migracji, rozwój miejsc pracy oraz konkurencyjność przemysłu. Tym kwestiom ma być podporządkowane tempo zielonej transformacji.
Partia będzie też zachowywać dość koniunkturalną wstrzemięźliwość w kwestii reformy i rozszerzenia UE i na pewno nie będzie się opowiadać za żadnymi radykalnymi zmianami równowagi sił w Europie.
„Aby zagwarantować niezależność prezesów krajowych banków centralnych, statut ESBC i EBC zapewnia ochronę na wypadek, gdyby Sejm miał podjąć uchwałę o postawieniu Cię w stan oskarżenia” – pisze w liście do prezesa NBP Adama Glapińskiego szefowa Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde.
Pismo cytuje agencja Reuters.
Lagarde zaznacza, że takie oskarżenie mogłoby skutkować automatycznym zawieszeniem Glapińskiego zarówno w roli szefa banku centralnego, jak i członka Rady Ogólnej EBC, a zatem może być nielegalne.
„Można skierować taką uchwałę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i poprosić o ocenę jej zgodności z prawem” – stwierdziła Lagarde.
Słowa szefowej EBC odnoszą się do zapowiedzi przyszłej rządowej koalicji, mówiącej, że Adam Glapiński miałby być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Zgodnie z przepisami ustawy o TS uchwała Sejmu stawiająca szefa NBP w stan oskarżenia mogłaby skutkować jego automatycznym zawieszeniem.
W związku z tą sytuacją Prawo i Sprawiedliwość skierowało w zeszłym tygodniu wniosek do TK. Posłowie domagają się orzeczenia o niezgodności z konstytucją i prawem UE szeregu przepisów dotyczących pociągania do odpowiedzialności przed TS prezesa NBP.
Jan Dworak, były prezes TVP, wraz z grupą ekspertów przygotowali założenia do nowej ustawy o mediach publicznych – podają Wirtualne Media. W opracowaniu “Media obywatelskie – założenia ustawy o mediach służby publicznej” eksperci podkreślają, że finansowanie mediów publicznych jest obciążeniem dla budżetu państwa. Jednocześnie opłaty abonamentowe nie przynoszą przychodów.
„Taki sposób finansowania nie spełnia podstawowych standardów europejskich i przyczynia się do bezpośredniego uzależnienia działalności mediów publicznych od aktualnie rządzącej większości parlamentarnej” – czytamy.
Jedną z proponowanych zmian jest rezygnacja z abonamentu rtv, który jest archaiczny i którego większość gospodarstw domowych w ogóle nie płaci. Jak wynika z danych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, na koniec 2022 roku za abonament radiowo-telewizyjnych płaciło tylko 828 tys. zobowiązanych (34,7 proc.). Opłata za abonament rtv jest pobierana przez Pocztę Polską.
Projekt zakłada, że zastąpi ją powszechna opłata audiowizualna. Ma być płacona przez wszystkich (a nie tylko przez osoby mające odbiorniki telewizyjne i radiowe), pobierana przez urzędy skarbowe razem z podatkiem dochodowym. Składka byłaby niewielka – według pierwszych szacunków wyniosłaby 8-9 zł.
Rozpoczął się ostatni tydzień rządów PiS. 11 grudnia odbędzie się głosowanie nad wotum zaufania dla rządu Morawieckiego – nie ma jednak szans na uzyskanie większości głosów „za”.
Najprawdopodobniej Sejm zdecyduje o wotum zaufania dla rządu Tuska dzień później, 12 grudnia. Zanim jednak to nastąpi, przed nami intensywny tydzień w polityce.