0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Dzień na żywo. Scholz w Warszawie z pakietem dla Polski

Na żywo

Kanclerz Niemiec z pierwszą od lat wizytą w Warszawie. Przywiezie ofertę pieniędzy dla ofiar II wojny i na wsparcie obrony wschodniej granicy oraz propozycję stworzenia Domu Polsko-Niemieckiego

Google News

14:30 23-06-2024

Prawa autorskie: Fot. Julia Nikhinson / AFPFot. Julia Nikhinson...

Niepokojące słowa Trumpa o Ukrainie. Powtarza rosyjskie narracje

Republikański kandydat na prezydenta Donald Trump powtarza rosyjską propagandą na temat wojny w Ukrainie. W najnowszym wywiadzie stwierdził, że Rosja zaatakowała, bo Ukraina zignorowała ostrzeżenia dotyczące dążenia do NATO. 

Perspektywa wejścia Ukrainy do NATO to zdaniem Donalda Trumpa „szaleństwo” i miała „sprowokować Rosję do wojny”. Takie słowa padły z ust ubiegającego się o reelekcję byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa w podkaście „All in” 20 czerwca. Prowadzącym podkast jest David Sacks, inwestor w firmach Elona Muska.

„Przez 20 lat słyszałem, że NATO jest prawdziwym problemem dla Rosji (…). Myślę, że to jest powód, dla którego rozpoczęła się ta wojna” – stwierdził Trump.

Taka retoryka to usprawiedliwianie niezgodnej z prawem międzynarodowym agresji Rosji na Ukrainę. W świetle prawa międzynarodowego każdy kraj ma prawo samodzielnie wybierać uczestnictwo w sojuszach i organizacjach międzynarodowych, a żadne państwo, któremu się to nie podoba, bo uznaje to za sprzeczne ze swoim interesem narodowym, nie ma prawa do sięgania po przemoc, by takiemu przyłączeniu zapobiec.

To, że nie rozumie tego kandydat na prezydenta największego mocarstwa na świecie, jest niezwykle niepokojące.

Argument o prowokacji Rosji ze strony NATO można podważyć także od strony historycznej. Dominacja Ukrainy była jednym z istotnych celów rosyjskiej polityki już w XVII, XVIII i XIX wieku, kiedy NATO jeszcze nie istniało. Wielokrotnie mówił o tym sam prezydent Rosji Władimir Putin, gdy w różnych przemówieniach tłumaczył rzekomą przynależność Ukrainy do tzw. ruskiego miru, czyli rosyjskiego świata.

W podkaście „All In” zarówno Donald Trump, jak i znany z prorosyjskich poglądów David Sacks, oskarżali też obecnego prezydenta USA o doprowadzenie do eskalacji napięcia między Rosją a Ukrainą w miesiącach poprzedzających wybuch wojny.

„Jeśli spojrzeć na retorykę Bidena, to wielokrotnie powiedział on rzeczy, których moim zdaniem nie powinien był mówić (…) Powiedział i nadal mówi rzeczy, które są szalone” – stwierdził Trump.

Prowadzący zasugerował, że do rozpoczęcia inwazji na Ukrainę Rosję mogły pchnąć słowa amerykańskiego sekretarza stanu USA Anthony'ego Blinkena, który miał rzekomo powiedzieć swojemu rosyjskiemu odpowiednikowi Siergiejowi Ławrowowi, że "Ukraina ma zielone światło na przystąpienie do Sojuszu, a USA planują rozmieszczenie broni nuklearnej na jej terytorium”. Sacks nie przytoczył żadnego źródła tej informacji.

Nic nie wiadomo o tym, by takie słowa między Anthonym Blinkenem a Siergiejem Ławrowem kiedykolwiek padły. Wiadomo natomiast, że twierdzenie o tym, że USA planowały rozmieszczenie na Ukrainie broni nuklearnej, to jeden z głównych przekazów rosyjskich na temat wojny.

USA w żaden sposób nie dążyły do rewizji międzynarodowych traktatów o nuklearnym rozbrojeniu, m.in. memorandum budapesztańskiego podpisanego w 1994 roku, na podstawie którego doszło do nuklearnego rozbrojenia Ukrainy. W latach 90., w spadku po ZSRR Ukraina dysponowała trzecim największym arsenałem nuklearnym na świecie. To Rosja złamała postanowienia tej umowy, atakując Ukrainę w 2014 roku.

W rozmowie z Sacksem Trump powiedział też, że „gwarantuje”, że żaden amerykański żołnierz nigdy nie zostanie wysłany do Ukrainy. Dodał też, że „jedna z rzeczy, która jest szczególnie niesprawiedliwa to to, że USA dają znacznie więcej pieniędzy na pomoc Ukrainie niż Europa”, a gospodarki USA i UE są podobnego rozmiaru.

Dodał, że do rosyjskiej inwazji na Ukrainę „nigdy by nie doszło”, gdyby to on był prezydentem.

12:25 23-06-2024

Prawa autorskie: Fot. Emmanuel DUNAND / AFP)Fot. Emmanuel DUNAND...

Skrajna prawica w akcji. Marine Le Pen proponuje segregację francuskich obywateli

Z jednej strony zapewnia, że „Francuzi obcego pochodzenia” nie mają się czego obawiać ze strony potencjalnych rządów Zjednoczenia Narodowego, a z drugiej proponuje referendum w sprawie zapisania w konstytucji, że osoby o podwójnym obywatelstwie nie mogą pełnić niektórych urzędów publicznych.

Jak donosi francuski dziennik Le Monde, prowadząc intensywną kampanię przed zbliżającymi się przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi we Francji, skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen i Jordana Bardelli wkłada dużo wysiłku w zapewnianie, że nikt we Francji nie musi obawiać dyskryminacji, jeśli do władzy dojdzie skrajna prawica.

„Francuzi obcego pochodzenia lub narodowości nie muszą się obawiać regulacji, które chcemy wdrażać” – mówił 14 czerwca na antenie telewizji BMF szef partii Jordan Bardella. Podkreślił, że chodzi o tych, którzy „pracują, płacą podatki i kochają nasz kraj”.

Tylko że, jak zwraca uwagę Le Monde, już samo publiczne różnicowanie ludzi na „Francuzów obcego pochodzenia lub narodowości” i „Francuzów z urodzenia” budzi niepokój. Francuskie prawo pozwala na uzyskanie obywatelstwa bez konieczności zrzekania się dotychczasowego. Obywatele z podwójnym obywatelstwem w żaden sposób nie są więc „mniej francuscy” od osób posiadających tylko jedno obywatelstwo.

Tymczasem, jak zwraca uwagę Le Monde, to rozróżnienie jest bardzo mocno obecne w narracji Zjednoczenia Narodowego i ma wpływ na proponowane przez tą partię regulacje.

Np. w przedstawionym w styczniu 2024 roku projekcie ustawy o migracji, którą partia chce poddać pod głosowanie w ogólnokrajowym referendum, znajduje się m.in. propozycja wpisania do francuskiej konstytucji „preferencji narodowej” w dostępie do zatrudnienia, mieszkalnictwa komunalnego oraz pomocy społecznej.

Ustawa proponuje także wpisanie do konstytucji, aby dostęp do niektórych posad rządowych czy urzędów publicznych był ograniczony dla osób posiadających obywatelstwo obcego państwa. Takie rozróżnienie to dyskryminacja i segregacja.

„Taki przepis, sprzeczny z republikańskim charakterem rządu i wszystkimi naszymi zobowiązaniami międzynarodowymi, zmieniłby samą naturę naszej konstytucji", ostrzegł Serge Slama, profesor prawa publicznego na Uniwersytecie Grenoble-Alpes, cytowany w omawianym artykule Le Monde. Podkreślił, że tego typu środki obowiązywały w kolaboracyjnym reżimie Vichy w czasie II wojny światowej, kiedy służba cywilna była zarezerwowana dla osób pochodzenia francuskiego, których ojcowie byli Francuzami.

Le Monde przytacza wiele wypowiedzi czołowych polityków Zjednoczenia Narodowego z przeszłości (gdy partia nosiła jeszcze nazwę Frontu Narodowego), w których pojawiały się takie propozycje jak zakazanie podwójnego obywatelstwa lub „obywatelstwo za punkty”, zgodnie z którym osoba o podwójnym obywatelstwie mogłaby zostać go pozbawiona w wyniku popełnienia poważnych wykroczeń lub przestępstw.

Dziennik przytacza też liczne kontrowersyjne wypowiedzi polityków ZN, w których mowa o „Francuzach na papierze” albo o „Francuzach obcego pochodzenia, którzy zachowują się jak obywatele obcego państwa”. Dziennik tym samym przestrzega przed powrotem do ostrej, ksenofobicznej retoryki, do której może dojść, jeśli Zjednoczenie Narodowe wygra przyspieszone wybory.

Francuzi pójdą do urn wyborczych 30 czerwca i 7 lipca. Obecnie w sondażach prowadzi skrajna prawica. Koalicja prezydenta Emmanuela Macrona plasuje się dopiero na trzecim miejscu, za skrajną lewicą.

Kandydatem na premiera z ramienia Zjednoczenia Narodowego jest 28-letni Jordan Bardella. Marine Le Pen szykuje się do walki o prezydenturę w 2027 roku.

09:49 23-06-2024

Prawa autorskie: SERGEY BOBOK / AFPSERGEY BOBOK / AFP

851 dzień wojny w Ukrainie. Mieszkańcy Kijowa spędzili noc w schronach

Tylko od początku czerwca armia rosyjska zrzuciła na Ukrainę ponad 2,4 tysiąca bomb kierowanych, z czego aż 700 na Charków. „Rosyjski terror z użyciem bomb kierowanych musi i może zostać powstrzymany” – mówi prezydent Wołodymyr Zełenski.

Trzy osoby zginęły, a 56 zostało rannych w sobotnim (22 czerwca) rosyjskim ataku rakietowym na Charków, miasto w północno-wschodniej części Ukrainy, leżące zaledwie 40 kilometrów od granicy z Rosją.

Charków jest jednym z najczęściej ostrzeliwanych miast Ukrainy. Tylko w czerwcu rosyjska armia wystrzeliła w stronę Ukrainy ponad 2,4 tys. rakiet kierowanych, z czego aż 700 spadło na Charków — poinformował w sobotę wieczorem prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Ponadto w nocy z soboty na niedzielę (22 na 23 czerwca) rosyjskie rakiety manewrujące zostały wystrzelone w kierunku obwodu kirowohradzkiego, żytomierskiego, kijowskiego i czerkaskiego.

„Rosyjski terror z użyciem bomb kierowanych musi i może zostać powstrzymany” – powiedział Zełenski w swojej wieczornej odezwie do obywateli Ukrainy. Zełenski zaapelował do przywódców Zachodu o dalsze rozszerzenie zgody na przeprowadzanie ataków na terenie Rosji, w tym także na rosyjskie lotniska.

„Ukraina potrzebuje niezbędnych sił i środków, aby niszczyć nosicieli tych bomb, w szczególności rosyjskie lotnictwo bojowe. Ten krok jest konieczny” – powiedział Zełenski.

Prezydent Ukrainy podziękował zachodnim partnerom za zgodę na niszczenie rosyjskich wyrzutni rakietowych w pobliżu granicy oraz ostrzeliwanie pozycji koncentracji rosyjskich okupantów. Podkreślił, że przyczyniło się to do osłabienia rosyjskiego terroru rakietowego w obwodzie charkowskim.

„To pokazuje, że ochrona naszych miast i społeczności przed rosyjskimi bombami jest możliwa” – powiedział Zełenski.

Podkreślił, że do tego konieczne jest przekazywanie Ukrainie kolejnych zestawów nowoczesnych systemów obrony powietrznej Patriot oraz przyspieszenie szkolenia ukraińskich pilotów myśliwców F-16. Zaapelował też o zgodę na dalsze rozszerzanie zasięgu użycia broni dostarczanej przez zachodnich sojuszników.

„Rosyjski terror musi zostać pokonany. Leży to w interesie każdego, kto chce żyć w świecie bez wojny, którą terroryści będą wywoływać zawsze, gdy nie zostaną pokonani” — powiedział Zełenski.

Jak wynika z najnowszej analizy amerykańskiego think tanku Instytut Studiów nad Wojną, obecnie maleje zaangażowanie Rosjan w obwodzie charkowskim, a rośnie w obwodzie donieckim.

„Siły rosyjskie zintensyfikowały ataki w kierunku Toreck-Gorłówka, na południowy zachód od Czasiw Jaru i na północny wschód od Awdijiwki” – poinformował Instytut.

Rosjanie wykorzystują fakt, że w wyniku czasowego zwiększenia tempa ofensywy w obwodzie charkowskim, do którego doszło w maju 2024, część wojsk ukraińskich została przeniesiona z Doniecka na Charków. Rosjanie mają nadzieję wykorzystać to tymczasowe osłabienie ukraińskiej obrony, by zrobić postęp w tej części ukraińskiego terytorium.

08:35 23-06-2024

Prawa autorskie: Fot. Omar AL-QATTAA / AFPFot. Omar AL-QATTAA ...

Izraelscy żołnierze znęcali się nad palestyńskim cywilem

W sobotę 22 czerwca media obiegło zdjęcie samochodu izraelskiej armii, do którego maski przywiązany był ranny Palestyńczyk. Wojskowy jeep jechał w ten sposób przez Jenin, miasto na Zachodnim Brzegu, w którym tego dnia trwała wymiana ognia — donosi Reuters.

Prawdziwość wideo, na którym widać jeepa izraelskiej armii, do którego przywiązany jest ranny mieszkaniec Jenin, Mujahed Azmi, potwierdził Reuters. Jeep mija dwa ambulanse i nie zatrzymuje się, by rannemu mogła zostać udzielona pomoc.

Szokujące wideo skomentowała izraelska armia. Izraelskie wojsko w oświadczeniu stwierdziło, że siły izraelskie zostały ostrzelane i odpowiedziały na ogień. W wyniku wymiany ognia Azmani został ranny i „zatrzymany”. W oświadczeniu podkreślono, że przywiązując zatrzymanego do maski samochodu, wojskowi „pogwałcili protokół militarny”.

Dodano, że incydent zostanie objęty śledztwem.

Rodzina Azmaniego powiedziała w rozmowie z reporterem Reutersa, że armia przeprowadziła nalot na ich dom celem aresztowania Azmaniego. Ten został ranny w trakcie nalotu, a następnie przywiązany do maski pojazdu i zabrany przez armię.

Mija siedem miesięcy od brutalnych ataków terrorystycznych przeprowadzonych przez Hamas na terenie południowego Izraela 7 października 2023. To w odpowiedzi na te ataki, w których zginęło niemal 1,2 tys. osób, a 251 zostało porwanych na teren Gazy, Izrael zdecydował o podjęciu ofensywy lądowej celem zlikwidowania Hamasu.

W wyniku działań izraelskiej armii zginęło już ponad 37 tysięcy palestyńskich cywilów — podaje palestyńskie Ministerstwo Zdrowia. Gigantyczną skalę cierpienia palestyńskich cywilów potwierdzają międzynarodowe organizacje pomocowe i humanitarne.

Jak podaje Reuters, izraelskie natarcie w Strefie Gazy koncentruje się teraz na dwóch obszarach, których siłom Izraela nie udało się jeszcze zdobyć: Rafah na południowym skraju Strefy Gazy i obszarze otaczającym miasto Deir al-Balah w środkowej części Strefy Gazy.

Izraelska armia utrzymuje w swoich komunikatach, że przeprowadza „inteligentne, dokładnie celowane” ataki na obiekty militarne Hamasu. Tymczasem z Gazy docierają obrazy zrujnowanych miast, całkowicie zawalonych osiedli mieszkalnych oraz informacje o kolejnych ostrzałach obozów dla uchodźców.

Tylko wczoraj w izraelskich atakach na dzielnice miasta Gaza zginęły co najmniej 42 osoby — informuje Reuters. Aż 24 z nich to ofiary nalotu na Al-Shati, jeden z ośmiu historycznych obozów dla uchodźców w Strefie Gazy.

19:12 22-06-2024

Prawa autorskie: Fot. Materiały prasowe Prawa i SprawiedliwościFot. Materiały praso...

Konwencja PiS: Kaczyński zapowiada referendum w sprawie paktu migracyjnego

To Niemcy nie chcieli w Polsce CPK, rząd PiS budował potężną polską armię, a aktywiści na granicy polsko-białoruskiej to sojusznicy Putina i Łukaszenki. W Pułtusku odbyła się przedwakacyjna konwencja Prawa i Sprawiedliwości

Prezes PiS zwołał partyjne spotkanie, aby podsumować ostatnie miesiące kampanii wyborczych i zarysować plany na przyszłość dla swojej formacji.

Rząd Tuska na usługach Niemiec

Kaczyński wrócił do swojej ulubionej tezy, że rząd Tuska jest na usługach Niemiec. Np. w kwestiach gospodarczych.

"To jest realizacja agendy niemieckiej, bo to Niemcy nie chcieli CPK, bo to uderzy w ich przemysł lotniczy, są przeciwni elektrowniom atomowym, nie chcieli portów nowoczesnych. To jest rząd zewnętrzny, który władzę w gruncie rzeczy dostał od Niemców. Pamiętacie państwo to serdeczne przemówienie Ursuli von den Leyen? O serdecznym przyjacielu, który ma wrócić jako premier? Gdyby nie to, z całą pewnością by nie rządzili”.

Kaczyński oskarżał także Niemców o przerzucanie migrantów przez polską granicę. Zdaniem prezesa PiS zamiast “ostrej reakcji dyplomatycznej” rząd Donalda Tuska “popiskiwał”.

“Niemce silne, a my małe Polaczki – to jest ten typ mentalności, tacy ludzie nie mogą rządzić Polską” – mówił.

Polacy “programowani” do służenia innym

Kwestia “antypolskiej” mentalności powracała również, gdy prezes PiS zżymał się na politykę edukacyjną rządu – ma prowadzić do tego „by ze szkół wychodzili ludzie nie najlepiej przygotowani, tacy, którzy mają wykonywać prostsze prace dla innych, niż tworzyć siłę i postęp dla polskiej gospodarki”.

„Za naszych czasów organizacje o charakterze patriotycznym, religijnym, inteligenckim, jak to się kiedyś mówiło „judymowskim”, dostawały wsparcie. Teraz wraca czas wsparcia dla lewicowców i skrajnych lewicowców. To godzi w naszą przyszłość, naszą tożsamość”.

Kaczyński stwierdził, że wprawdzie nie ma jeszcze okupacji w Polsce, ale tak właśnie było w czasach okupacji: “Polak miał być niemądry, wulgarny, zainteresowany tym, co nie tworzy żadnych wartości”.

Warto przypomnieć, że te oskarżenia i podejrzenia od lat pojawiają się we wszystkich wystąpieniach prezesa PiS.

PiS miał (ma) plan na zapewnienie Polsce bezpieczeństwa

“Nasz rząd podjął lata temu decyzję, by Polska uzyskała taką siłę militarną, która pozwoli się nam samodzielnie bronić. I nie zrobiliśmy tego na zasadzie, że po prostu grupa cywilów coś sobie wymyśliła. Zapytaliśmy sztab generalny o to, co jest potrzebne. Uzyskaliśmy dwa warianty. Wybraliśmy ten, który zakłada mniej żołnierzy, ale za to więcej uzbrojenia. Czyli taki, który w razie wojny spowoduje mniejsze straty wśród żołnierzy”.

Zdaniem Kaczyńskiego ten plan powinien być realizowany przez obecną władzę przez zwiększenie liczebności armii do co najmniej 300 tys. żołnierzy i zakup „potężnego” zasobu uzbrojenia.

“Sprawa HIMARS-ów i wyrzutni koreańskich mogących strzelać celnie na odległość 300 kilometrów – nie jest załatwiona. Sprawa dwóch dodatkowych eskadr lotnictwa w tym nazywanej w lotniczym żargonie “eskadry przewagi powietrznej” czyli F-15 – nie jest załatwiona. Sprawa śmigłowców bojowych, najlepszych na świecie Apaczy, miało być ich kupionych 96, po 16 dla każdej dywizji – nie została załatwiona. Sprawa produkcji w Polsce czołgów K2 – nie została załatwiona" – wyliczał prezes PiS.

Kaczyński podkreślił, że obecny rynek broni to rynek producenta, bo wiele krajów chce się zbroić. “My wypadamy z różnych kolejek [na zakup broni – przyp. red.], to bardzo niedobrze”.

Przeczytaj także:

Na granicy za mało mundurowych, a aktywiści to sojusznicy Putina

Kaczyński krytykował też politykę obecnego rządu w sprawie granicy z Białorusią.

“Przerzucono tam [za czasów PiS] 16 tys. żołnierzy i wiele innych sił, w tym sił policyjnych. One odegrały wielką rolę w szturmie na Kuźnicę Białostocką. W tej chwili przy granicy jest 6 tys. żołnierzy i te inne siły też nie zostały w żaden poważny sposób wzmocnione. Dziś granica jest osłabiona, mur sam się nie obroni. Tu są potrzebni żołnierze, funkcjonariusze Straży Granicznej, ale też i policjanci, z ich wyposażeniem, z ich hełmami, tarczami, kamizelkami ochronnymi i tym wszystkim, czym dysponują, żeby zwalczać, nie używając broni ostrej tych atakujących”.

Zdaniem Kaczyńskiego zatrzymani przez żandarmerię wojskową żołnierze, mieli jednak prawo użyć broni. „Za naszych rządów była jasna zasada murem za polskim mundurem. A dziś obowiązuje raczej zasada aktem oskarżenia na polski mundur”.

Przypomnijmy, że ujawnione niedawno przez „Wyborczą” szczegóły akcji na granicy, po której kilku żołnierzem postawiono zarzuty przekroczenia uprawnień, wskazywały na to, że strzelali oni nie w sytuacji zagrożenia, a w dodatku strzelali w kierunku polskich żołnierzy, narażając ich życie. „Kule świstały koło uszu. Widzieliśmy, co 25 marca zarejestrowała kamera z zapory”.

Prezes PiS zaatakował także aktywistów organizacji humanitarnych.

„Mimo że stworzono strefę ochronną cieniutką, tylko 200 metrów, w niektórych miejscach 2 kilometry, to są tam wpuszczani tzw. aktywiści, ci, którzy pomagają, by granicę nielegalnie przekraczać. I to jest horrendum, bo ludzie, którzy są w istocie sojusznikami Putina i Łukaszenki, mają przepustki”.

Będzie referendum o pakcie migracyjnym

W jednym Jarosław Kaczyński zgodził się jednak z Donaldem Tuskiem.

„Sam Tusk mówił, kim ci imigranci są. To nie są żadne ofiary, to są młodzi mężczyźni, w wielu wypadkach przeszkoleni i jak on to sam określił, bardzo agresywni. Czy Polska potrzebuje takich ludzi?” – pytał salę. „ Nie!” – padła chóralna odpowiedź działaczy PiS. „No dokładnie, a są wpuszczani. A kto jest za to odpowiedzialny?” – pytał prezes. „Tusk!” – odpowiadała publiczność.

Prezes PiS zapowiedział, że po wakacjach PiS rozpocznie zbiórkę podpisów pod zorganizowaniem referendum : „Od września będziemy zbierali podpisy pod nowym referendum, którego przedmiotem będzie żądanie wypowiedzenia paktu migracyjnego. To będzie narodowe zadanie, możliwe do spełnienia już dzisiaj”.

„Jak ktoś myśli, że jesteśmy mięczakami, którzy będą się cofać, to mówię: Ne cofniemy się i zwyciężymy” – podsumował Kaczyński.

PiS ma „nadmiar” kandydatów na prezydenta

Jarosław Kaczyński wspomniał także o przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Jak zapewniał, Prawo i Sprawiedliwość ma „nadmiar kandydatów”, ale są to wyłącznie osoby należące do partii.

„Musimy znaleźć kogoś, kto będzie bardzo dobrze przyjęty przez społeczeństwo, a w przeszłości nie ma niczego, co można zaatakować, nawet niesprawiedliwie”.

Taka strategia wydaje się wykluczać poparcie PiS-u dla kandydatury Mateusza Morawieckiego.