Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka. Chodzi o aferę wokół uczelni Collegium Humanum
Trzy tysiące osób — tylu członków północnokoreańskiej armii dotarło już do Rosji — poinformował szef NATO Mark Rutte. Do końca grudnia ma ich być 10 lub 12 tysięcy. „To znaczna eskalacja rosyjskiej agresji na Ukrainę” – podkreślił Rutte.
Żołnierze północnokoreańskiej armii wesprą Rosją w wojnie w Ukrainie. Jak wynika z przekazanych NATO informacji od wywiadu Korei Południowej, na terenie Rosji przebywają już co najmniej 3 tysiące żołnierzy z Korei Północnej. Do końca roku Pjongjang planuje wsparcie Putina jeszcze 7-9 tysiącami żołnierzy.
„Pogłębiona współpraca wojskowa między Rosją a Koreą Północną stanowi zagrożenie zarówno dla bezpieczeństwa w regionie Indo-Pacyfiku, jak i w regionie euroatlantyckim” – powiedział Rutte na poniedziałkowej konferencji prasowej w głównej siedzibie NATO. Dodał, że to „groźna eskalacja” i oznaka „rosnącej desperacji Putina”.
Rutte poinformował też, że z szacunków NATO wynika, że w wojnie w Ukrainie mogło polec już 600 tysięcy rosyjskich żołnierzy. To ze względu na to, że straty w ludziach są tak duże, Putin musi posiłkować się rekrutami z zagranicy.
Ale to niejedyny sposób, w jaki Korea Północna wspiera swojego azjatyckiego sojusznika. Od początku wojny w Ukrainie, Korea Północna mogła dostarczyć Rosji broń o wartości nawet 5 mld dolarów — wynika z badania Oleny Guseinowej z Hankuk University of Foreign Studies w Seulu. Dane z badania „Putin's Partners”, przeprowadzonego dla Fundacji Friedricha Naumanna, przytacza portal Deutsche Welle.
Od lutego 2022 roku Ukraina zmaga się z rosyjską agresją, w wyniku której Kijów nie ma obecnie kontroli nad niemal jedną trzecią terytorium państwa. Wojna jest wyczerpująca i niezwykle kosztowna, zarówno dla agresora, jak i broniącej się Ukrainy.
Na prowadzenie wojny w Ukrainie Rosja przeznacza około 7 proc. swojego rocznego PKB, Ukraina — około 25 proc. W liczbach bezwzględnych widać jednak przewagę Rosji nad Ukrainą. W 2023 r. Rosja na wojnę na Ukrainie przeznaczyła ponad 120 mld euro, a w tym samym czasie Ukraina dysponowała budżetem 80 mld euro. Połowa tych środków to wsparcie z Unii Europejskiej i USA.
O wsparciu Zachodu dla Ukrainy mówi się, że jest na tyle duże, że pozwala Ukrainie nie przegrać tej wojny, ale zbyt małe, by ją wygrać.
Dla Północnej Korei wsparcie Rosji to szansa na wyjście z geopolitycznej izolacji i pozyskanie wsparcia dla północnokoreańskiej gospodarki w postaci dewiz, głównie dolarów amerykańskich.
Eksperci uważają, że w zamian za wysłanie swoich żołnierzy do Rosji, przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un prawdopodobnie liczy na pozyskanie nowych technologii wojskowych, takich jak satelity obserwacyjne.
Zdaniem szefa wywiadu i ukraińskiego ministerstwa obrony Kiryła Budanowa cytowanego przez „The Economist”, w tej wymianie Rosja ma pomóc Korei Północnej „wzmocnić” jej potencjał nuklearny. Według amerykańskiego wywiadu, przywódcy Korei Północnej zależy na tym, by pokazać, że jego arsenał nuklearny jest w stanie uderzyć w amerykańskie miasta.
Jak Straż Marszałkowska uratowała sejmowy chodnik przed demonstracją upominającą się o prawa osób z niepełnoprawnościami. I o co chodzi z ustawą o asystencji?
“Mamy z bratem po dwadzieścia parę lat. Bez porządnej ustawy o asystencji osobistej będziemy skazani na siebie do końca życia. Konrad potrzebuje wsparcia 24 h na dobę i ja będę musiała mu to zapewnić. Rezygnując z pracy i swojego życia. Będziemy zamknięci w mieszkaniu, którego nie będziemy w stanie utrzymać – bo z czego" – mówi Karolina Kosecka (na zdjęciu u góry)
29 października zorganizowała pod sejmem protest, by upomnieć się o prawa osób z niepełnosprawnościami (OzN) i o ustawę o asystencji osobistej. Protest miał pokazać, że państwo nie wywiązuje się z elementarnych zobowiązań wobec osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin.
Łamie więc zasadę praworządności w sposób spektakularny – prawa osób z niepełnosprawnościami są gwarantowane przez Konstytucję.
Tymczasem obietnica przyjęcia ustawy o asystencji zawarta była w przedwyborczych 100 konkretach KO. Niestety, obiecanego rządowego projektu nikt nie widział. Sejm proceduje natomiast projekt prezydencki Andrzeja Dudy – przygotowany ze złamaniem prawa, bo bez konsultacji ze środowiskiem i przez środowisko odrzucany.
„Mój brat Konrad miałby dzięki ustawie prezydenckiej 3 godziny pomocy – to przecież na nic nie starczy” – mówi Karolina. „A jeśli taka ustawa przejdzie, sytuacja zostanie zabetonowana na lata. Projekt prezydencki trzeba wycofać i zająć się problemem porządnie”.
Happening pod Sejmem miał polegać na umieszczeniu dużych zdjęć chłopaka z niepełnosprawnością w objęciach matki tak, by wszyscy wchodzący do kompleksu sejmowego w Warszawie musieli po nim przejść. I uświadomić sobie, jak bardzo prawa osób z niepełnosprawnościami są w Polsce łamane.
Protest był legalny, wspierany wzorcowo przez policję (która długo tłumaczyła, w jaki sposób będzie chronić prawo do zgromadzeń). Wszystko udałoby się gładko, gdyby Straż Marszałkowska nie wypatrzyła, że chodnik przed sejmowymi barierkami należy już do Kancelarii Sejmu. Młodzi strażnicy, po konsultacji z przełożonymi kategorycznie kazali się ze zdjęciami odsunąć.
W efekcie do sejmu można już było wejść, omijając problem praw osób z niepełnosprawnościami.
Happening by się nie udał, gdyby nie grupa młodzieży, która przyjechała na wycieczkę do Sejmu i czekała na przepustki. Wysłuchawszy, o co chodzi, młodzi ludzie zgodzili się, choć z oporami, przejść po zdjęciach wchodząc do sejmu.
Zgodnie z ratyfikowaną przez Polskę 12 lat temu Konwencją ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami obowiązkiem państwa jest zapewnienie osobom z niepełnosprawnościami prawa do niezależnego życia. Czyli stworzenie takich warunków, by mogły decydować o sobie na tyle, ile to jest możliwe – czyli tak jak inni.
Polska tymczasem utknęła w modelu opiekuńczo-pańszczyźnianym: takim, w którym zadanie wspierania osób z niepełnosprawnościami zepchnięto na rodziny, w zamian za minimalne świadczenia finansowe i to nie dla wszystkich (bo np. nie dla osób rezygnujących z pracy, by zająć się wymagającymi wsparcia seniorami, praktycznie nie istniało). Dodatkowo nie wolno było dorabiać: zakaz pracy dla opiekunów dzieci z niepełnosprawnościami został zniesiony dopiero od 1 stycznia 2024 r.
Same osoby z niepełnosprawnościami mogą liczyć na renty, przyznawane w niezwykle skomplikowanym i uciążliwym systemie – za to, że są niezdolne, nie potrafią, nie umieją... Państwo nie zawracało sobie głowy pytaniem, co danej osobie jest potrzebne, by mogła samodzielnie żyć, uczestniczyć w życiu społecznym, a nawet pracować.
W ten system „opieki” wpisana była zasada, że opiekun podejmuje też decyzję za „podopiecznego”. Zawsze — choć niepełnosprawność nie ogranicza się tylko do bardzo trudnych i skomplikowanych przypadków, kiedy to osoba wspierająca rzeczywiście musi podejmować decyzję za osobę z niepełnosprawnościami.
„Mój brat Konrad nie może wyjść z domu inaczej niż w asyście mamy lub siostry. A jest młodym człowiekiem” – tłumaczy Karolina Kosecka. I na młodych ludziach czekających na przepustki do sejmu robi to wrażenie.
Aby wszystkim nam się w tym systemie wygodnie żyło, państwo nakłania rodziny do ubezwłasnowolniania dorosłych osób z niepełnosprawnościami — bo ustalanie ich woli może wymagać wysiłku. Zaś załatwienie sprawy w urzędzie, u lekarza czy w instytucji finansowej będzie prostsze, jeśli daną osobę pozbawi się pełni praw. Czyli – jak to nazywają prawnicy – doprowadzi do jej cywilnej śmierci.
To jest stan, z którego próbują wydobyć Polskę aktywiści na rzecz praw osób z niepełnosprawnościami. Przede wszystkim organizując się i organizując cywilizowane wsparcie: usługi asystenckie, mieszkania wspomagane, opiekę wytchnieniową dla osób wspierających.
Konrad Kosecki korzysta dziś z usług asystenckich – ale nie stale, tylko w ramach wsparcia rozdzielanego w ramach dorocznych konkursów.
Na poziomie systemowym, centralnym, udało się przepchnąć jedną, za to rewolucyjną ustawę: o świadczeniu wspierającym. Obowiązuje od 1 stycznia 2024 r. To pieniądze dla samej osoby z niepełnosprawnościami, przyznawane jej nie za to, że jest chora i niezdolna do niczego, ale na dodatkowe wydatki, które ponosi z racji niepełnosprawnościami. Świadczenie jest przyznawane na podstawie indywidualnej oceny sytuacji danej osoby (a nie jej choroby). Wdrażanie tej ustawy przebiega z ogromnymi kłopotami, są miejsca w Polsce, gdzie na rozpatrzenie wniosku o świadczenie przyjdzie poczekać nawet półtora roku.
Rzecz w tym, że samo świadczenie nie zadziała bez drugiej części reformy: ustawy o asystencji osobistej, czyli usługach dla osoby z niepełnosprawnościami ułatwiających jej niezależne funkcjonowanie. Usługi te świadczyć powinni asystenci wybrani przez OzN, a nie zatrudniona w trybie 24/7 rodzina. Powinny być skalkulowane zgodnie z potrzebami danej osoby. Ponieważ społeczeństwo się starzeje, i ryzyko długiego życia bez pełnej sprawności grozi wielu z nas, jest to dobra inwestycja w przyszłość.
Problem polega na tym, że ustawy nie ma. Zobowiązał się ją lata temu przygotować prezydent Duda. Ostatecznie jego projekt trafił do Sejmu i jest tam procedowany. Zdaniem środowiska osób z niepełnosprawnościami nie spełnia podstawowych warunków: gdyby wszedł w życie, pozbawiłby prawa do usług asystenckich mnóstwo ludzi w potrzebie.
Jest też drugi projekt, wypracowany w ministerstwie rodziny bez pomijania udziału środowiska osób z niepełnosprawnościami. Informacje o nim kończą się na etapie prekonsultacji, które odbyły się wiosną. Ten projekt nie jest jednak formalnie procedowany. Wieść gminna niesie, że nie dostał zgody Ministra Finansów. Wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami jest bowiem kosztowne, tymczasem opinia publiczna nie uważa tych wydatków za pilne (dopóki osobiście się ze znalezieniem wsparcia dla osoby bliskiej nie zmierzy).
Protestujący pod sejmem domagają się wycofania projektu prezydenckiego. „Jeśli go uchwalą, zabetonują naszą sytuację na lata” – mówią.
„Co trzeba zrobić, by ludzie zrozumieli, jak ważny to problem?” – pytamy.
“Nie wiem — mówią organizatorki protestu. Problem niepełnosprawnościami jest wypierany. Ludzie nie chcą po protsu o tym myśleć”.
Większość przechodniów na Wiejskiej plakaty na chodniku omijała. Ignorowała zachęty organizatorek “Ależ proszę spokojnie wejść na zdjęcie. To tylko zdjęcie – a nasze prawa naprawdę są deptane”.
Pracownicy Totalizatora Sportowego rozwozili i rozwieszali plakaty wyborcze PiS. W niektórych przypadkach dochodziło nawet do ich przymuszania pod groźbą utraty zatrudnienia lub premii.
Totalizator Sportowy, czyli operator loterii Lotto, opublikował wstępne wyniki audytu wewnętrznego w sprawie nieprawidłowości w funkcjonowaniu spółki za kadencji poprzedniego zarządu. Ustalenia audytu ujawnił portal Money.pl i TVN24.
Okazuje się, że wykryto szereg nieprawidłowości. Najbardziej rażące z nich dotyczą zaangażowania politycznego podczas kampanii wyborczych prowadzonych w trakcie kadencji poprzedniego zarządu spółki, czyli w latach 2019-2023.
„Budzące wątpliwości umowy" dotyczą w sumie kwoty 865 tysięcy złotych. W ten sposób pośrednio mogły być finansowane kampanie wyborcze.
„Po przeprowadzeniu analizy dokumentów dotyczących zlecania usług reklamowych przez spółkę w latach 2022-2023, audytorzy zidentyfikowali szereg przypadków, w których zawarcie umów mogło być skorelowane z działaniami polityków związanych ze Zjednoczoną Prawicą. Środki wydatkowane przez spółkę na realizację budzących wątpliwości umów, z których w sposób pośredni mogły być finansowane kampanie wyborcze, szacowane są obecnie na 865 tys. zł brutto” – cytuje treść oświadczenia TVN24.
Nieprawidłowości dotyczą wydatkowania budżetów reklamowych, a także angażowania firmowego mienia oraz pracowników w kampanie wyborcze.
Audyt wykazał, że w latach 2019, 2023 i 2024 kilkunastu pracowników brało udział w kampaniach wyborczych polityków Zjednoczonej Prawicy poprzez rozwożenie i wieszanie plakatów wyborczych. Wykorzystywano do tego samochody służbowe. W niektórych przypadkach dochodziło nawet do przymuszania pracowników spółki przez dyrektorów oddziałów do tych działań pod groźbą utraty zatrudnienia lub premii – napisano w oświadczeniu.
W swoim oświadczeniu spółka wskazała też, że wątpliwości budzi proces sprzedaży samochodów służbowych niektórym byłym członkom zarządu. Audyt wykazał, że poprzedzające sprzedaż wyceny mogły znacznie odbiegać od wartości rynkowej, przy czym każda kolejna była niższa od poprzedniej.
Audytorzy wskazali też na nieprawidłowości w realizacji projektów z obszaru organizacji i digitalizacji. Ich rozpoczęcia nie poprzedzała analiza efektywności finansowej, a część z nich okazała się „bezcelowa i nieprzemyślana”.
Od marca 2024 roku w Totalizatorze Sportowym trwa audyt wewnętrzny, w który zaangażowane są podmioty zewnętrzne — kancelarie prawne i firmy audytorskie. Audyt obejmuje dwanaście obszarów. Ma trwać do końca listopada 2024 roku.
To nie wszystko. Od początku października w Totalizatorze Sportowym trwa też interwencja Ministerstwa Aktywów Państwowych. MAP bada, czy po objęciu władzy przez nową ekipę po wyborach październikowych z 2023 roku, doszło do obsady wysokich stanowisk w oddziałach regionalnych spółki bez konkursów.
Ta interwencja ministerstwa jest skutkiem publikacji Onetu z 30 września 2024. Onet ujawnił, że partie koalicji rządzącej obsadzają stanowiska w Totalizatorze Sportowym bez konkursów. W ciągu ostatniego pół roku w Totalizatorze Sportowym odwołano 17 dyrektorów oddziałów terenowych. W większości były to osoby, które objęły funkcje w czasach rządów PiS i były związane z partiami Zjednoczonej Prawicy. W 13 regionach stanowiska objęli już nowi szefowie – działacze i współpracownicy PO, PSL-u i Lewicy.
„Jeżeli potwierdzą się doniesienia o nieprawidłowościach, podejmiemy działania. Jakie to będą działania, zależeć będzie od efektów naszych analiz stanu faktycznego” – napisało Ministerstwo Aktywów Państwowych w komunikacie z 1 października.
Totalizator Sportowy to spółka należąca do Skarbu Państwa. Zajmuje się organizacją gier liczbowych i loterii pieniężnych. W zeszłym roku spółka odnotowała 39 mld zł przychodu.
Gdyby wybory parlamentarne odbywały się w najbliższą niedzielę, zwyciężyłoby w nich KO z poparciem 33 proc. wyborców. Na PiS zagłosowałoby 29 proc. respondentów.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni poparcie dla Koalicji Obywatelskiej wzrosło o 4 punkty procentowe — wynika z sondażu CBOS. W tym samym czasie nieznacznie wzrosło też poparcie dla najsilniejszej partii opozycyjnej, czyli PiS-u – o 1 punkt procentowy. To zmiana mieszcząca się jednak w granicach błędu statystycznego.
Na trzecim miejscu w sondażu CBOS lokuje się Konfederacja, którą popiera 11 proc. wyborców — o 2 punkty procentowe mniej niż w poprzednim badaniu. Na czwartym Trzecia Droga, która ma poparcie 8 proc. wyborców.
Ostatnim ugrupowaniem, które miałoby szansę wprowadzić swoich przedstawicieli do parlamentu, jest Lewica. Chęć głosowania na Lewicę deklaruje 7 proc. respondentów.
„Obserwowanemu niewielkiemu wzrostowi polaryzacji towarzyszy wycofanie się części uprawnionych do głosowania z uczestnictwa w wyborach i spadek odsetka niezdecydowanych” – zauważa CBOS. Chęć udziału w wyborach w październikowym badaniu zadeklarowało 77 proc. badanych. Odsetek niezdecydowanych sięga za to 11 proc.
Bardzo podobne wyniki odnotowano w badaniu poparcia dla partii politycznych United Surveys dla Wirtualnej Polski. Z tego badania wynika, że gdyby wybory do Sejmu odbywały się w najbliższą niedzielę, wzięłoby w nich udział 56 proc. badanych, przy czym na Koalicję Obywatelską zagłosowałoby 33,6 proc. respondentów.
Na drugim miejscu znalazło się Prawo i Sprawiedliwość z wynikiem 28,9 proc. badanych. Także według tego badania Konfederacja zajęłaby trzecie miejsce z poparciem rzędu 10,7 proc.. Na Trzecią Drogę (Polska 2050 Szymona Hołowni i Polskie Stronnictwo Ludowe) zagłosowałoby 10,4 proc. ankietowanych, zaś na Lewicę 8,8 proc. respondentów. Odsetek niezdecydowanych w badaniu United Surveys sięgnął 7,6 proc. respondentów.
Zadowolenie z wyników sondaży wyraził premier Donald Tusk.
„KO dzisiaj w dwóch badaniach (CBOS i United Surveys) u zdecydowanych wyborców osiągnęła 37 proc. [poparcia]. Wiem, to tylko sondaże i jutro mogą być inne, ale mam dziś taką trochę chłopięcą satysfakcję, kiedy wyobrażam sobie miny ekspertów od sufitu Tuska (maks. 20 procent). Zaraz mi minie, obiecuję” – napisał żartobliwie premier.
To pierwszy sondaż poparcia dla partii CBOS po rocznicy wyborów październikowych z 2023 roku. Pomimo że wybory parlamentarne wygrało wówczas PiS, formacji Jarosława Kaczyńskiego nie udało się sformować rządu z większościowym poparciem. Dlatego w drugim podejściu powstał rząd koalicyjny Donalda Tuska (na zdjęciu powyżej), złożony z Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi (PSL i Polski 2050) oraz Nowej Lewicy.
Jak wynika z analizy sondaży CBOS z ostatniego roku, Koalicja Obywatelska utrzymuje dość stabilną przewagę nad Prawem i Sprawiedliwością, choć partia Jarosława Kaczyńskiego zdecydowanie depcze KO po piętach.
W ciągu roku od wyborów dość wyraźnie pogorszyło się jednak poparcie partii koalicyjnych wobec KO. Trzecia Droga utraciła trzecią lokatę w sondażach poparcia i została przegoniona nie tylko przez Konfederację, ale i w niektórych miesiącach przez Lewicę. Od lipca tego roku poparcie dla Trzeciej Drogi nie jest już dwucyfrowe.
O tym, z czego wynikają te wahania poparcia dla partii rządzącej koalicji oraz jaki stosunek do rządu mają wyborcy koalicji w rok po przełomowych wyborach z 2023 roku, pisaliśmy w tym tekście z 15 października:
UNRWA – agenda ONZ ds. pomocy palestyńskim uchodźcom nie będzie miała prawa operować w Izraelu.„To kolektywna kara”.
Stosunkiem głosów 92 do 10 Kneset przegłosował w poniedziałek ustawę zakazującą działalności UNRWA na terenie całego kraju. Ustawa formalnie zrywa również więzi z tą organizacją. Izraelscy urzędnicy i instytucje mają zakaz współpracy z UNRWA, a jej pracownicy tracą przywileje dyplomatyczne w Izraelu.
„Pracownicy UNRWA zaangażowani w działalność terrorystyczną przeciwko Izraelowi muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności” – poinformowała kancelaria premiera Benjamina Netanjahu w oświadczeniu.
UNRWA to organizacja powołana przez Organizację Narodów Zjednoczonych w 1949 roku. Ma mandat do prowadzenia działalności na Bliskim Wschodzie — na Zachodnim Brzegu Jordanu, w tym we Wschodniej Jerozolimie, w Strefie Gazy, Jordanii, Libanie i Syrii. Zajmuje się udzielaniem pomocy humanitarnej i ochrony uchodźcom palestyńskim przymusowo wysiedlonym z terenów państwa Izrael oraz zamieszkującym terytoria okupowane.
Izrael oskarża organizację o sprzyjanie Hamasowi, a 12 jej pracowników o udział w zamachach terrorystycznych na Izrael 7 października 2023 roku. Już od wielu lat apelował do ONZ o likwidację agencji i zastąpienie jej nową organizacją ze względu na to, że ma być zinfiltrowana przez Hamas.
URNWA odpiera te zarzuty, twierdząc, że Izrael nie przedstawił nigdy wystarczających dowodów na kontakty jej pracowników z Hamasem, a tym bardziej na udział pracowników organizacji w zamachach terrorystycznych. Oskarża Izrael o rozsiewanie dezinformacji na temat organizacji i uniemożliwianie jej działania.
”Poniedziałkowe głosowanie w Knesecie, zakazujące działalności Agencji ONZ ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie, stoi w sprzeczności z zasadami Karty Narodów Zjednoczonych, stanowi pogwałcenie izraelskich zobowiązań na gruncie prawa międzynarodowego i ustanawia bardzo niebezpieczny precedens” – napisał w oświadczeniu Philippe Lazzarini, szef agencji.
Zdaniem Lazzariniego działanie Izraela to kolejny krok w trwającej od dawna kampanii oszczerstw wobec agencji, której celem jest delegitymizacja jej działalności i powstrzymanie pomocy humanitarnej dla Palestyńczyków.
Ustawy przyjęte przez Kneset, które wejdą w życie w ciągu 90 dni “pogłębią jedynie cierpienie Palestyńczyków”, szczególnie w Gazie, gdzie ludzie “od ponad roku żyją w piekle” – napisał Lazzarini na platformie X. Działania Izraela określił mianem “kolektywnej kary” dla Palestyńczyków.
Decyzję Izraela skrytykował też sekretarz generalny ONZ António Guterres. Zwrócił uwagę, że wejście w życie ustaw Knesetu “uniemożliwi agencji wykonywanie jej niezwykle niezbędnej pracy”, co będzie miało „dramatyczne konsekwencje” w regionie.
Wielokrotnie w obronie agencji głos zabierał także szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.
UNRWA to najważniejsza organizacja udzielająca pomocy humanitarnej na Bliskim Wschodzie. Zatrudnia ponad 30 tysięcy pracowników, odpowiada za dostawy żywności, świadczenie usług zdrowotnych, w tym szczepienia, i organizację szkolnictwa. W praktyce większość Palestyńczyków zamieszkujących Strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu polega na pomocy humanitarnej świadczonej przez tę agencję.
To właśnie za taką działalność organizacja została nominowana w tym roku do Pokojowej Nagrody Nobla.
Sekretarz Generalny ONZ wielokrotnie podkreślał, że UNRWA jest zupełnie „niezastąpiona” w swojej działalności na Bliskim Wschodzie, a znaczenie organizacji jeszcze wzrosło od czasu wybuchu wojny w Strefie Gazy i Libanie.
Działalność organizacji jest gwarantowana rezolucją ONZ. Państwo, które tak jak Izrael jest sygnatariuszem Karty Narodów Zjednoczonych, nie może arbitralną decyzją władz nie uznawać mandatu organizacji ONZ. Decyzję Izraela potępiła Unia Europejska, Wielka Brytania i Waszyngton.