Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Prorosyjski polityk mieszkał w Madrycie przynajmniej od kwietnia 2024 roku. To nie pierwsze głośne morderstwo związane z wojną w Ukrainie na terenie Hiszpanii
Dziś rano około godziny 9:15 w Madrycie zastrzelony został Andrij Portnow, były ukraiński polityk. Portnow został napadnięty najpewniej w momencie, gdy wracał ze szkoły, do której odwiózł swoje dzieci. Według źródeł w hiszpańskim ministerstwie spraw wewnętrznych, kilka osób oddało strzały w jego plecy i uciekło do pobliskiego lasu.
W momencie, gdy medycy dotarli do jego ciała, mężczyzna był już martwy.
Policja próbowała zabezpieczyć teren i przy pomocy śmigłowców odnaleźć sprawców, ale na razie się to nie udało
Portnow był w Ukrainie uważany za polityka prorosyjskiego. Pochodzi z Ługańska i w młodości zdążył jeszcze odbyć służbę w Armii Czerwonej. Doradzał prezydentowi Janukowyczowi w momencie, gdy ten zdecydował się na rozprawienie z protestującymi na kijowskim Majdanie na przełomie 2013 i 2014 roku. Uważa się go za inicjatora prac nad tzw. ustawami dyktatorskimi — legislacją z 16 stycznia 2014 roku, która osłabiała wolność słowa i zgromadzeń w Ukrainie.
Po upadku rządu Janukowycza jeszcze w 2014 roku Portnow uciekł z kraju, najpewniej do Moskwy. W 2019 roku wrócił do Ukrainy i w ówczesnych wyborach prezydenckich poparł Wołodymyra Zełenskiego. W czerwcu 2022 roku ponownie uciekł z kraju. W Madrycie mieszkał przynajmniej od kwietnia 2024 roku.
To nie pierwsze poważne przestępstwo w Hiszpanii dotyczące wojny rosyjsko-ukraińskiej od wybuchu wojny w lutym 2022 roku.
Pod koniec 2022 roku emerytowany hiszpański urzędnik wysłał ładunki wybuchowe do ambasad Ukrainy, USA i premiera Hiszpanii Pedro Sancheza. Chciał w ten sposób zaprotestować przeciwko hiszpańskiej pomocy dla walczącej Ukrainy.
W lutym 2024 roku w Hiszpanii zamordowany został Maksim Kuzminow. Był rosyjskim pilotem, który w trakcie wojny zmienił strony i oddał się w ręce Ukraińców.
Przeczytaj także:
Wczoraj na Bałtyku w pobliżu kabla energetycznego pomiędzy Polską a Szwecją pojawił się statek rosyjskiej „floty cieni". Udało się go skutecznie odstraszyć
We wtorek 20 maja doszło do potencjalnie niebezpiecznego incydentu na Morzu Bałtyckim. O zdarzeniu dziś (21.05) w mediach społecznościowych poinformował premier Donald Tusk. Napisał:
„Rosyjski statek z »floty cieni« objęty sankcjami wykonywał podejrzane manewry w pobliżu kabla energetycznego łączącego Polskę ze Szwecją. Po skutecznej interwencji naszego wojska statek odpłynął do jednego z rosyjskich portów. ORP »Heweliusz« płynie na miejsce zdarzenia".
Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz doprecyzował, że do incydentu doszło wczoraj.
„Mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której po zgłoszeniu, po rozpoznaniu, zaobserwowaliśmy statek, tankowiec, który od niedawna znalazł się na liście statków z »floty cieni«. Wykonuje podejrzane manewry, nie na polskich wodach terytorialnych, ale nad kablami energetycznymi należącymi do Polskiej Sieci Energetycznej" – przekazał minister.
I doprecyzował: „Od razu dowódca operacyjny polecił wykonanie określonych procedur, lot patrolowy, odstraszenie, które było odstraszeniem skutecznym, nastąpiło skuteczne odstraszenie".
Rosyjska „flota cieni" to kilkaset statków, wykorzystywanych przez Rosję do omijania sankcji i dalszego sprzedawania ropy i gazu. Często korzystają z bandery państw trzecich, omijają stosowany na morzu system automatycznej identyfikacji.
Dodatkowy problem polega na tym, że Rosja może wykorzystywać te statki do sabotażu europejskiej infrastruktury krytycznej. 26 grudnia na wodach międzynarodowych Morza Bałtyckiego fińska straż przybrzeżna zatrzymała tankowiec wiozący rosyjską ropę w związku z podejrzeniem o spowodowanie awarii podmorskich linii energetycznych łączących Finlandię i Estonię oraz czterech światłowodów. Do awarii doszło dzień wcześniej.
14 stycznia 2025 Sojusz Północnoatlantycki ogłosił rozpoczęcie operacji „Baltic Sentry” w odpowiedzi na incydenty, jakie miały miejsce na Bałtyku pod koniec 2024 roku. Do patrolowania morza skierowano dodatkowe okręty i samoloty.
Przeczytaj także:
Były szef BBN u prezydenta Dudy został dziś „społecznym doradcą” Rafała Trzaskowskiego. Niewykluczone, że wróci na stanowisko, jeśli prezydentem zostanie kandydat KO
„Cieszę się, że minister Jacek Siewiera pozytywnie odpowiedział na moje zaproszenie do współpracy jako społeczny doradca. W sprawach najważniejszych warto sięgać po wsparcie ekspertów z różnych środowisk. A bezpieczeństwo Polski to zbyt ważna sprawa, żeby co kilka lat robić w niej rewolucję. Trzeba prowadzić mądrą, długofalową politykę. I być otwartym na różne punkty widzenia” – napisał w mediach społecznościowych kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Rafał Trzaskowski.
Wcześniej Jacek Siewiera — szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w latach 2022-2025 – wziął udział w panelu podczas Polskiego Kongresu Gospodarczego. W jednej z dyskusji, dotyczącej bezpieczeństwa w Polsce wystąpił razem z ministrem obrony narodowej Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i ministrem spraw wewnętrznych i administracji Tomaszem Siemoniakiem.
Siemoniak zwrócił się bezpośrednio do Siewiery:
„Chciałbym po prostu zapytać pana, że gdyby prezydent Rafał Trzaskowski złożył propozycję współpracy, czy pan minister taką propozycję by przyjął?”
Siewiera przypomniał najpierw o swojej współpracy z prezydentem Andrzejem Dudą. Mówił, że jego doświadczenie, zdobyte podczas pracy w BBN „To nie jest coś, co sobie kupiłem za własne środki. To jest własność państwa”. I na koniec odpowiedział:
„Tak, jeśli prezydent Rafał Trzaskowski zwróci się o taką pomoc, takie wsparcie, o moją wiedzę, o mój network, moje możliwości to jestem do dyspozycji pana prezydenta”.
Urodzony w 1984 roku Siewiera jest lekarzem, doktorem medycyny, podpułkownikiem rezerwy Wojska Polskiego i ekspertem do spraw bezpieczeństwa narodowego. W styczniu tego roku Siewiera podał się do dymisji ze stanowiska szefa BBN. Prezydent powołał na to stanowisko generała rezerwy Dariusza Łukowskiego, który najpewniej przestanie pełnić tę funkcję wraz z odejściem Andrzeja Dudy ze stanowiska w sierpniu tego roku.
W momencie dymisji Siewiery, RMF FM informowało, że jest on szykowany przez rząd Donalda Tuska do prac nad powstaniem nowej międzynarodowej instytucji – rady państw basenu Morza Bałtyckiego. Siewiera miał pomóc w jej utworzeniu, a następnie nią pokierować. Rada zajmowałaby się zapobieganiem aktom dywersji na wodach Bałtyku, miałaby też pomóc wypracować regulacje wspólne dla wszystkich krajów nadbałtyckich, np. dotyczące przesyłu surowców.
Teraz niewykluczone, że Siewiera ma wrócić na stanowisko szefa BBN, jeśli prezydentem zostanie Rafał Trzaskowski. Gdy PiS wybierał swojego kandydata w tegorocznych wyborach prezydenckich, Jacek Siewiera miał być jedną z rozważanych osób. Ostateczne jednak z rozmów między nim a obozem PiS nic nie wyszło.
Przeczytaj także:
I Rafał Trzaskowski, i Karol Nawrocki wypowiadali się publicznie o ewentualnej akcesji Ukrainy do NATO. Chce tego Ukraina, ale dziś sprzeciwiają się temu Amerykanie
Premier Donald Tusk napisał w mediach społecznościowych:
„Pierwszym i najważniejszym żądaniem Putina wobec Ukrainy i Zachodu jest zakaz przystąpienia Ukrainy do NATO. Nawrocki właśnie podpisał się ochoczo pod tym postulatem. Następnym będzie kapitulacja i podział Ukrainy. Też się podpisze. Śmiertelnie niebezpieczne dla Polski”.
Wczoraj trzeci w wyścigu prezydenckim Sławomir Mentzen ogłosił, że oczekuje od obu kandydatów w drugiej turze spotkania i podpisania się pod ośmioma jego postulatami. Punkt piąty brzmi „Nie podpiszę ustawy w sprawie ratyfikacji akcesji Ukrainy do NATO”.
Na propozycję szybko zareagował kandydat PiS Karol Nawrocki. „Przyjmuję zaproszenie i jestem gotowy do podpisania tych propozycji. Resztę omówimy u Pana na kanale. Do zobaczenia” – napisał.
Rafał Trzaskowski również zgodził się na spotkanie, ale przekazał, że nie gwarantuje, że cokolwiek podpisze. Wpis Tuska sugeruje, że jednym z kluczowych punktów, jakich nie chciałby podpisać Rafał Trzaskowski, jest właśnie ten o Ukrainie i NATO.
Karol Nawrocki uważa, że o akcesji Ukrainy do UE i NATO można rozmawiać dopiero, gdy rozstrzygnie się spory historyczne pomiędzy Polską a Ukrainą.
"Na dzień dzisiejszy nie widzę Ukrainy w żadnej strukturze, ani w UE, ani w NATO, do momentu nierozstrzygnięcia tak ważnych dla Polaków także spraw cywilizacyjnych. Nie może być częścią międzynarodowego sojuszu państwo, które nie jest w stanie rozliczyć się z bardzo brutalnej zbrodni na 120 tys. swoich sąsiadów – mówił w styczniu w Polsat News, mając na myśli rzeź wołyńską.
W lutym tego roku Rafał Trzaskowski mówił w TVN24:
„Trzeba tłumaczyć wszystkim, że miejsce Ukrainy jest w NATO, a nie w łapach Putina. Jeżeli Putin będzie mógł przedstawić koniec tego konfliktu jako swój sukces, to osłabi to nie tylko bezpieczeństwo Polski i Europy, ale samych Stanów Zjednoczonych.”
Donald Tusk ma rację, gdy mówi, że jednym z kluczowych żądań Władimira Putina wobec Ukrainy jest brak akcesji tego kraju do NATO. Ukraina z kolei wiele razy deklarowała chęć przystąpienia do Sojuszu, traktując go jako gwarancję bezpieczeństwa przed kolejnym rosyjskim atakiem. W trakcie wojny rozmowy akcesyjne z NATO są niemożliwe i musiałyby się odbyć dopiero po ewentualnym zawarciu pokoju między Rosją i Ukrainą.
Na dziś jednak ewentualna akcesja Ukrainy do NATO jest bardzo odległa. W lutym sekretarz obrony USA Pete Hegseth mówił: „Stany Zjednoczone nie uważają, że członkostwo Ukrainy w NATO może być wynikiem negocjowanego porozumienia”.
Ukraina nieustannie stoi jednak na stanowisku, że długofalowymi priorytetami jej polityki zagranicznej jest wejście do NATO i do UE.
W kwietniu ukraiński politolog Wołodymyr Fesenko mówił w wywiadzie dla OKO.press Krystynie Garbicz:
„Ukraina nie zobowiąże się do porzucenia perspektywy członkostwa w NATO, ponieważ oznaczałoby to ograniczenie naszej suwerenności w polityce zagranicznej. Jeśli teraz pod presją odmówimy wejścia do NATO, jutro w ten sam sposób zostaniemy zmuszeni, by odmówić starań o wejście do UE”.
Przeczytaj także:
W zeszłym tygodniu zdjęcie sankcji na Syrię ogłosiły USA, we wtorek 20 maja to samo zrobiła UE. „Chcemy pomóc Syryjczykom w odbudowie nowej, inkluzywnej i pokojowej Syrii” – mówi Kaja Kallas
Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas napisała 20 maja późnym popołudniem w mediach społecznościowych:
„Dzisiaj podjęliśmy decyzję o zniesieniu naszych sankcji gospodarczych wobec Syrii. Chcemy pomóc Syryjczykom w odbudowie nowej, inkluzywnej i pokojowej Syrii. Unia Europejska przez ostatnie 14 lat zawsze wspierała Syryjczyków – i będzie to robić nadal”.
UE nałożyła sankcje na Syrię w 2013 roku. Powodem były brutalne represje reżimu Baszszara al-Asada na własnych obywateli za protesty przeciwko jego władzy.
W oświadczeniu Rady Unii Europejskiej czytamy:
„Unia Europejska będzie nadal współpracować z rządem przejściowym w kwestii działań podejmowanych w celu realizacji aspiracji oraz ochrony praw człowieka i podstawowych wolności wszystkich Syryjczyków, bez żadnych wyjątków. UE będzie kontynuować monitorowanie sytuacji na miejscu, w tym postępów w zakresie odpowiedzialności za niedawne wybuchy przemocy, a także skutków dzisiejszej decyzji, mając na uwadze nadchodzące posiedzenia Rady do Spraw Zagranicznych”.
W grudniu 2024 roku w Syrii rebelianci pod przywództwem Ahmada asz-Szar'y (wówczas używającego pseudonimu Abu Muhammad al-Dżolani) obalili dyktaturę Baszszara al-Asada. Zakończyło to rządy klanu Asadów, które rozpoczął ojciec Baszszara, Hafez, na początku lat 70. XX wieku. I zamknęło kluczowy rozdział trwającej od 2011 roku wojny domowej.
Wojna rozpoczęła się w marcu 2011 roku, gdy rząd Asada zbrojnie wystąpił przeciwko pokojowym protestom. UE i USA starały się wpłynąć na reżim, stosując dotkliwe sankcje wobec Syrii. Niestety, sankcje nie zachwiały władzą Asada, a silnie uderzyły w syryjskie społeczeństwo. Doprowadziły do ubożenia wielu Syryjczyków, utrudniały skuteczne prowadzenie systemu ochrony zdrowia w kraju.
Gdy władzę przejął asz-Szar'a UE była początkowo ostrożna — dzisiejszy prezydent Syrii ma za sobą przeszłość w al-Kaidzie i innych grupach dżihadystycznych. UE w swoich komunikatach podkreśla konieczność inkluzywności i demokracji w Syrii. A syryjski rząd rzeczywiście ma problem m.in. z buntującą się częścią druzyjskiej mniejszości na zachodzie kraju oraz z niezdyscyplinowanymi siłami nowego reżimu, które zbyt ostro reagują na bunty.
W zeszłym tygodniu, podczas wizyty w krajach Półwyspu Arabskiego Donald Trump spotkał się z Ahmadem asz-Szar'ą i ogłosił zdjęcie wszystkich amerykańskich sankcji na Syrię. To z pewnością popchnęło UE do szybszego podjecia decyzji o zdjęciu wszystkich sankcji. Reżim sankcyjny jest bowiem słabszy bez USA.
Przeczytaj także: