Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„To, co dziś dzieje się na granicy polsko-niemieckiej, to nie spontaniczna mobilizacja obywateli. To zorganizowana i wspierana przez polityków akcja zastraszania i destabilizacji” – pisze Grupa Granica.
Grupa Granica opublikowała oświadczenie w sprawie tego, co dzieje się na granicy polsko-niemieckiej. Zdaniem aktywistów, „polsko-niemiecka granica stała się sceną niebezpiecznego spektaklu politycznego”. W efekcie „cierpią ludzie, łamane jest prawo, rośnie poczucie zagrożenia”.
„Od kilku tygodni obserwujemy skoordynowaną kampanię skrajnej prawicy i części klasy politycznej, która pod pretekstem »obrony granic« buduje kapitał polityczny na wzniecaniu paniki, dezinformacji i przemocy. Organizowane są samozwańcze »patrole obywatelskie«, które bez żadnych uprawnień blokują przejścia graniczne, zatrzymują samochody, wykrzykują rasistowskie hasła i prowadzą pseudokontrole. Wśród ich uczestników są m.in. członkowie Ruchu Narodowego, Marszu Niepodległości, Ruchu Obrony Granic Roberta Bąkiewicza oraz stadionowi chuligani” – piszą aktywiści.
Podkreślają, że w „kampanię” zaangażowane są najważniejsze osoby w państwie, takie jak np. prezydent Andrzej Duda, czy prezydent elekt Karol Nawrocki. Duda w poniedziałek 30 czerwca podczas pobytu w Hiszpanii ocenił, że „szkoda, że polski rząd nie reaguje na »wpychanie« migrantów z Niemiec do Polski”. Podziękował też tzw. patrolom obywatelskim. Pozytywnie o działalności „patroli” wypowiadał się też Karol Nawrocki m.in. w programie „Gość Wydarzeń”, także w poniedziałek 30 czerwca. Nawrocki ocenił, że „sytuacja na granicy jest dramatyczna”, a „rząd nie działa”.
Grupa Granica podkreśla jednak, że grupy działające na granicy to nie żadne „patrole obywatelskie”, a bojówki złożone z narodowców i kibiców.
Używanie przez polityków „języka zagrożenia” „legitymizuje społeczne napięcia i podsyca atmosferę nieufności wobec cudzoziemców”.
„W tych wydarzeniach nie chodzi o jakiekolwiek realne zagrożenie – nie ma żadnej »inwazji«, nie ma masowego przerzutu migrantów przez Niemców, nie ma sytuacji nadzwyczajnej (...). Jest natomiast brutalna gra polityczna” – pisze Grupa Granica.
Aktywiści zwracają też uwagę na to, że narracje o „zalewie migrantów”, „zdradzie Zachodu” i „patriotycznych oddolnych patrolach” nie biorą się znikąd: są klasycznym komponentem rosyjskich operacji psychologicznych i dezinformacyjnych, których celem jest osłabienie spójności Unii Europejskiej, skłócanie społeczeństw i podważanie zaufania do demokratycznych instytucji.
„Domagamy się natychmiastowego egzekwowania prawa wobec samozwańczych patroli i ich liderów. Wzywamy do jednoznacznego potępienia ksenofobicznych wystąpień oraz zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim osobom przebywającym na terytorium Polski – niezależnie od koloru skóry, pochodzenia czy statusu prawnego” – piszą aktywiści.
„To, co dziś dzieje się na granicy polsko-niemieckiej, to nie spontaniczna mobilizacja obywateli. To zorganizowana i wspierana przez polityków akcja zastraszania i destabilizacji” – podkreślają.
Oświadczenie Grupy Granica dotyczy sytuacji na granicy polsko-niemieckiej. Mniej więcej od początku czerwca w wielu punktach na granicy działają samozwańcze „patrole obywatelskie”, które twierdzą, że „bronią granic” przez rzekomo realizowanymi przez Niemcy nielegalnymi przerzutami migrantów. Dokonują nielegalnych zatrzymań i kontroli pojazdów oraz osób o ciemniejszym kolorze skóry, którzy „wyglądają na migrantów”.
Temat nakręcają politycy narodowo-konserwatywnej i skrajnej prawicy, którzy grzmią w mediach społecznościowych, że „Polskę zalewa fala nielegalnej migracji”.
W wtorek 1 lipca premier Donald Tusk ogłosił, że rząd zdecydował o czasowym przywróceniu kontroli granicznych na granicy z Niemcami i z Litwą. Z Niemcami ze względu na rzekome zwiększenie liczby osób, którym Niemcy odmawiają wjazdu na swoje terytorium i którzy w związku z tym zawracani są do Polski. Na granicy z Litwą rzekomo ze względu na powstanie nowego szlaku dla osób nielegalnie przekraczających granicę. Zdaniem premiera rosyjsko-białoruska wojna hybrydowa prowadzona jest teraz przez granice polsko-litewską.
Zwróciliśmy się do Straży Granicznej oraz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji z prośbą o przedstawienie danych na poparcie tych tez. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Tymczasem dane, które są dostępne, nie wspierają argumentacji premiera Donalda Tuska w sprawie wprowadzenia kontroli, o czym pisaliśmy w tym tekście.
Grupa Granica to nieformalny ruch społeczny, który powstał w odpowiedzi na kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej. Działa na rzecz pomocy migrantom i uchodźcom oraz monitoruje przypadki łamania praw człowieka.
Przeczytaj także:
Rada Polityki Pieniężnej zaskoczyła ekonomistów i obniżyła stopy procentowe, choć obniżka jest nieznaczna. Najpewniej zdecydowała nowa, łagodniejsza projekcja inflacji
Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała o kolejnej obniżce stóp procentowych. Wszystkie stopy, łącznie z główną — referencyjną – spadają o 0,25 punktu procentowego. W związku z tym od jutra poziom stopy referencyjnej to 5 proc.
Ostatnia obniżka miała miejsce dwa miesiące temu, w maju — o 0,5 punktu procentowego.
Ekonomiści raczej nie spodziewali się cięcia stóp procentowych przed wakacjami. Sygnały płynące z RPP sugerowały, że nie należy liczyć na taką decyzję. Bardzo możliwe, że zadecydowała tutaj najnowsza, lipcowa prognoza inflacji Narodowego Banku Polskiego. Według niej inflacja ma wynieść:
W górę zrewidowano natomiast górną granicę przedziału prognozy wzrostu PKB na ten rok. Teraz to 4,6 proc. wobec 4,3 proc. w marcu. Dolna granica – 2,9 proc. – pozostaje niezmieniona.
RPP nie zapowiada, kiedy należy spodziewać się kolejnych obniżek.
„Dalsze decyzje Rady będą zależne od napływających informacji dotyczących perspektyw inflacji i aktywności gospodarczej. Czynnikiem niepewności pozostaje kształt polityki fiskalnej, zmiany presji popytowej i sytuacji na rynku pracy w kolejnych kwartałach oraz poziom administrowanych cen nośników energii. Źródłem niepewności jest również kształtowanie się inflacji na świecie, w tym ze względu na zmiany polityki handlowej głównych gospodarek” – czytamy w komunikacie po zebraniu.
Przeczytaj także:
Prawie połowa z nas określa siebie jako przeciwnicy rządu – wynika z badania CBOS. To wyrównanie najgorszego wyniku rządu Mateusza Morawieckiego
CBOS opublikował najnowsze badanie dotyczące stosunku Polaków do rządu Donalda Tuska w czerwcu. Nie ma tam dobrych wiadomości dla premiera.
To dwunasty miesiąc z rzędu, gdy przeciwników rządu jest więcej niż jego zwolenników (tylko raz zwolenników było więcej niż przeciwników — w lutym 2024 roku). Ale jeszcze w marcu różnica między nimi wynosiła dwa punkty procentowe (36 proc. zwolenników i 38 proc. przeciwników rządu). W czerwcu jest to 15 punktów (32 proc. vs. 47 proc.).
To wynik na poziomie najgorszych notowań rządu Mateusza Morawieckiego z końca jego rządów w 2022 i 2023 roku. W czerwcu i lipcu 2023 roku przeciwnicy rządu Mateusza Morawieckiego również stanowili 47 proc. badanych.
W badaniu CBOS pyta też: „Jak by Pan(i) ocenił(a) wyniki działalności rządu premiera Donalda Tuska od czasu objęcia przezeń władzy?”
Tutaj rząd Donalda Tuska przebił najgorsze notowania rządu Morawieckiego. Najgorszy wynik poprzedniego premiera to 56 proc. złych ocen z czerwca 2023 roku. Dwa lata później rząd Donalda Tuska źle ocenia 59 proc. badanych. W tym wypadku rząd Tuska również zanotował wyższy odsetek ocen pozytywnych niż negatywnych tylko raz — także w lutym 2024 roku.
W tym samym czasie mocno spadają też notowania największej partii koalicyjnej — Koalicji Obywatelskiej. W najnowszym badaniu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” na pierwszym miejscu mamy zmianę lidera. To Prawo i Sprawiedliwość z 28,9 proc. poparcia. Na KO wskazuje 26,5 proc. badanych i to spadek aż o 5,8 punktów procentowych od ostatniego badania.
Trzecie miejsce to Konfederacja z 16,8 proc., czwarte to Lewica z 5,6 proc., co w sondażu efektywnie oznacza balansowanie na granicy progu wyborczego. To samo dotyczy Razem, która ma 4,8 proc. Dalsze wyniki to Konfederacja Korony Polskiej z 4 proc., Polska 2050 z 3,8 proc. i PSL z 3,2 proc.
Przeczytaj także:
TK potwierdza doniesienia PAP. Była posłanka PiS przyznaje, że ma to związek ze złym stanem zdrowia
Polska Agencja Prasowa dotarła do dokumentu, który wpłynął do sekretariatu prezesa Trybunału Konstytucyjnego Bogdana Świączkowskiego. Wynika z niego, że 5 czerwca Zgromadzenie Ogólne Sędziów Trybunału Konstytucyjnego podjęło decyzję o przeniesieniu Krystyny Pawłowicz w stan spoczynku od 5 grudnia tego roku.
Powodem decyzji ZO sędziów TK miało być stwierdzenie przez lekarza orzecznika ZUS, że Pawłowicz jest niezdolna do pełnienia swoich obowiązków zawodowych.
„O plotkach nie będziemy rozmawiać” – powiedziała początkowo Pawłowicz na pytanie PAP o treść dokumentu.
Służby prasowe TK potwierdziły jednak informację. I opublikowały też oświadczenie Pawłowicz:
„Agresja wobec konstytucyjnych instytucji ustrojowych, w tym wobec Trybunału Konstytucyjnego, jego prezesa, sędziów, w tym mnie osobiście, wytworzyła warunki utrudniające lub wręcz uniemożliwiające wykonywanie funkcji sędziego Trybunału powierzone mi przez demokratycznie wybrany Sejm i Prezydenta RP. Agresja ta utrudnia też normalne funkcjonowanie w życiu prywatnym”.
Pawłowicz pisze też w nim, że agresja ta „wpłynęła na moje zdrowie, nieodwracalnie je pogarszając”.
Krystyna Pawłowicz pracowała w Trybunale Konstytucyjnym od 2019 roku. Wcześniej, od 2011 roku, przez dwie kadencje sprawowała mandat posłanki z ramienia PiS. Jej kadencja w TK miała się skończyć w 2028 roku.
Obecna większość rządowa de facto nie uznaje dzisiejszego składu Trybunału Konstytucyjnego, uznając sędziów za wybranych nielegalnie wybranych. W tym momencie jedynie 11 z 15 stanowisk sędziowskich jest w TK obsadzonych. Czterech skończyły się już kadencje.
Koalicja przyjęła strategię ignorowania Trybunału Konstytucyjnego.
Dotychczas rząd z reformą TK czekał na zmianę w pałacu prezydenckim. W obliczu porażki Rafała Trzaskowskiego premier Donald Tusk musi zdecydować, czy rząd dalej będzie TK ignorował, czy znajdzie nową strategię.
Przeczytaj także:
Iran ostatecznie zerwał współpracę z IAEA. Rządzący państwem oskarżają organizację o wsparcie dla USA i Izraela w ataku na Iran
Irański prezydent podpisał ustawę, która zrywa współpracę Iranu z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej (International Atomic Energy Agency, IAEA). Ruch ten powoduje, że inspektorzy IAEA nie będą mieli dostępu do irańskich instalacji związanych z programem atomowym.
W trakcie wojny z Izraelem Iran oskarżał IAEA o dostarczenie Izraelowi i USA pretekstu do ataku na Iran. Jednym z głównych powodów ataku 13 czerwca, jakie podawał Izrael, był właśnie irański program atomowy i ewentualne dążenie Iranu do posiadania broni atomowej.
W ostatnim raporcie przed wojną z maja 2025 roku IAEA pisała, że nie ma obecnie informacji, by Iran budował bombę atomową. Jednocześnie organizacja zwracała uwagę, że retoryka wychodząca z Teheranu na temat programu atomowego jest niepokojąca.
Iran jest jednym ze 180 krajów-członków IAEA. Organizacja została utworzona w 1957 roku, a Iran dołączył do niej w kolejnym – 1958. W 2015 roku Iran podpisał ze Stanami Zjednoczonymi i pięcioma innymi krajami porozumienie atomowe, które ograniczało możliwości wzbogacania uranu w zamian za zdjęcie części sankcji. W 2018 roku Donald Trump wystąpił z porozumienia, a Iran stopniowo zwiększał swoje możliwości wzbogacania uranu.
Ostatnie raportu IAEA zwracały uwagę, że Iran znacznie zwiększa ilość uranu wzbogaconego do poziomu 60 proc. – to blisko 90 proc., koniecznych do stworzenia broni atomowej.
22 czerwca Amerykanie zrzucili ciężkie pociski na trzy miejsca związane z irańskim programem atomowym w Isfahanie, Natanz i Fordo. Do dziś nie jest jednak w pełni jasne, jakich zniszczeń udało się dokonać. Raporty wywiadowcze, o których wiemy, mówią o bardzo różnym stopniu cofnięcia programu w czasie — od kilku miesięcy do kilku lat.
1 lipca w rozmowie telefonicznej z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem prezydent Iranu Masud Pezeszkian powiedział:
„Działanie podjęte przez członków parlamentu jest naturalną odpowiedzią na nieuzasadnione, niekonstruktywne i destrukcyjne postępowanie dyrektora generalnego Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej”.
Ruch Iranu oznacza, że w najbliższym czasie o ewentualnych postępach Iranu we wzbogacaniu uranu wiedzę czerpać będziemy mogli jedynie z raportów wywiadowczych i przecieków z nich. A to zła informacja, bo te mogą być też wykorzystywane do prowadzenia bieżącej polityki. Iran zerwaniem współpracy z IAEA może jedynie szukać lepszej pozycji w ewentualnych rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi. Ale jednocześnie daje to Republice Islamskiej większe możliwości, by w sekrecie prowadzić dalsze prace nad wzbogacaniem uranu.
Przeczytaj także: