Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Przed zapowiadanym na 2 grudnia po południu spotkaniem z wysłannikiem Trumpa Putin po raz kolejny zademonstrował nieustępliwość: albo Trump zgodzi się na jego warunki w sprawie Ukrainy, albo wymarzonego pokoju nie dostanie
Do wizyty Putina „w jednym ze sztabów” doszło w niedzielę 30 listopada, ale propaganda Kremla pokazała nagranie w poniedziałek 1 grudnia wieczorem, po tym jak Amerykanie i Ukraińcy nazwali swoje rokowania „dobrymi”.
Putin, przebrany w mundur, ogłosił, że jego armia zdobywa ziemie w Ukrainie i nie przestanie, dopóki nie osiągnie „swoich celów”. Jego armia ogłosiła zdobycie Pokrowska, choc jednocześnie przyznaje, że miasta nada bronią ukraińscy żołnierze. „Można stwierdzić, że niszczenie formacji wroga okrążonych na lewym brzegu rzeki Oskoł przebiega zgodnie z planem” – podkreślił Putin.
„Grupa wojsk, zgodnie z waszymi instrukcjami, podejmuje działania mające na celu stworzenie warunków do zaprzestania oporu i poddania się żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy . Dowództwo wroga robi jednak wszystko, co możliwe, aby temu zapobiec" – zameldował Putinowi generał Walerij Sołodczuk. „Przy obecnym tempie naszej ofensywy wróg oczywiście nie będzie w stanie odpowiednio na nią odpowiedzieć” – objaśnił Putin. „Dowódcy grup wojsk muszą nadal wykonywać swoje zadania w ścisłej zgodności z planem specjalnej operacji wojskowej”.
Jednocześnie Putin nazwał władze w Kijowie „złodziejską juntą”.
Rosyjska demonstracja z Putinem w mundurze następuje już drogi raz w ciągu 10 dni – 20 listopada Putin przebrał się w mundur i ogłosił, że zdobędzie sobie wszystko, co zechce w Ukrainie, po wycieku „28-punktowego” planu Trumpa.
Przeczytaj także:
Był to plan rosyjski , ale Kreml nie jest przyzwyczajony do publicznej debaty nad swoimi postulatami, a tym bardzie do tego, by ktoś warunki Putina publicznie zmieniał.
Tymczasem mimo apeli Putina, by z Ukrainą nie rozmawiać, bo jej władze „są nielegalne”, Ukraina broni się w negocjacjach.
2 grudnia po południu Putin ma się spotkać z wysłannikiem Trumpa Witkoffem. Ten ma mu powiedzieć, co wynika z rozmów z Ukraińcami i Europejczykami. Rzecznik Putina już zapowiedział, że wyniki rozmów nie zostaną ujawnione.
Kreml nie jest gotowy na jakiekolwiek ustępstwa w Ukrainie – Putin za dużo w tę wojnę zainwestował. Opisujemy to w naszym cyklu „GOWORIT MOISKWA”:
Przeczytaj także:
'
„Skutki dezinformacji mogą prowadzić do realnych zagrożeń dla zdrowia, życia i dobrostanu społecznego” – pisze Rada Upowszechniania Nauki PAN po wypowiedział prof. Grażyny Cichosz u Bogdana Rymanowskiego
Rada Upowszechniania Nauki PAN wydała komunikat po wypowiedziach prof. Grażyny Cichosz w programie Bogdana Rymanowskiego. Cichosz mówiła tam m.in. o ADHD, szkodliwości soi i olejów roślinnych. Pisaliśmy o tym tutaj:
Przeczytaj także:
"Rada Upowszechniania Nauki PAN podkreśla, że upowszechnianie wiedzy należy do podstawowych obowiązków uczelni wyższych, instytutów naukowych, a także towarzystw naukowych i indywidualnych badaczek i badaczy. W sytuacji coraz bardziej dotkliwego zalewu fałszywych informacji, manipulacji przekazów i treści negujących wiedzę naukową, szczególnie istotne jest to, by osoby reprezentujące środowisko naukowe, korzystające z autorytetu wynikającego z posiadanych stopni i tytułów naukowych oraz afiliacji przy instytucjach naukowych dbały o zachowanie jak najwyższych pod względem merytorycznym i etycznym standardów w działalności popularyzatorskiej.
W szczególności, za całkowicie niedopuszczalne uważamy posługiwanie się autorytetem akademickim dla prezentowania treści sprzecznych z obowiązującym stanem wiedzy naukowej.
Skutki dezinformacji mogą prowadzić do realnych zagrożeń dla zdrowia, życia i dobrostanu społecznego. Środowisko naukowe ma obowiązek traktować takie sytuacje jako poważne naruszenia etyki pracownika naukowego i adekwatnie na nie reagować.
Z najwyższym niepokojem przyjęliśmy, na przykład, tezy przedstawione przez prof. Grażynę Cichosz w wywiadzie udzielonym red. Bogdanowi Rymanowskiemu. Zaprezentowane tam opinie dotyczące mechanizmów powstawania otyłości, ADHD, bezpieczeństwa szczepień ochronnych, etc. pozostają w jawnej sprzeczności z dobrze udokumentowanym stanem wiedzy naukowej. Co więcej, ich publiczne rozpowszechnianie, w przestrzeni medialnej o dużym zasięgu, niesie istotne ryzyko szkód dla zdrowia publicznego i podważa zaufanie społeczne do instytucji nauki i medycyny.
Rada Upowszechniania Nauki PAN apeluje, by wszyscy przedstawiciele środowiska akademickiego, niezależnie od dyscypliny czy poglądów, pamiętali, że towarzyszący ich wypowiedziom autorytet naukowy jest dobrem publicznym. Zobowiązuje on nie tylko do rzetelności i rozwagi, lecz także do jednoznacznego odróżniania opinii od ustalonej wiedzy naukowej oraz unikania wypowiedzi mogących wprowadzać opinię publiczną w błąd.
Przewodniczący RUN PAN
Prof. Paweł Golik
Dokument wyraża poglądy Rady Upowszechniania Nauki i nie powinien być utożsamiany ze stanowiskiem Polskiej Akademii Nauk
Grażyna Cichosz, technolożka mleczarstwa i profesorka nauk rolniczych, wystąpiła 19 października 2025 r. w programie dziennikarza Bogdana Rymanowskiego. Od tej pory jej nazwisko stało się głośne (film na YT ma w tej chwili 2,9 mln wyświetleń). Cochosz podczas programu mówiła m.in. o szkodliwości soi i olejów roślinnych, o zdrowotnych walorach tłuszczów zwierzęcych. Prostowaliśmy te teorie tutaj:
Przeczytaj także:
Miesiąc później, 17 listopada, Cichosz została zaproszona na posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków. Tam dalej przedstawiała niezgodne z wiedzą naukową teorie m.in. o pochodzeniu autyzmu i szkodliwości diety wegetariańskiej. Pisaliśmy o tym tutaj:
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
„Jeżeli nie uzyskamy jednoznacznej i szybkiej deklaracji, będę rozważał, że Polska wypełni tę potrzebę z własnych środków” — powiedział premier Tusk o niemieckim zadośćuczynieniu dla żyjących ofiar II wojny światowej
Podczas konferencji prasowej w Berlinie 1 grudnia 2025 dziennikarze pytali kanclerza Niemiec i premiera Polski o zadośćuczynienie dla ofiar II wojny światowej, a także o reparacje.
„Jeśli chodzi o symboliczne wsparcie ze strony Niemiec dla żyjących jeszcze ofiar, tych bezpośrednich, bezpośrednio poszkodowanych przez wojnę, żyjących polskich obywateli, to oczywiście będę o tym rozmawiał jeszcze dzisiaj i uświadomię dzisiaj taką oczywistą, smutną rzecz” – powiedział premier Donald Tusk.
„Jest ich w tej chwili, mówię o tych bezpośrednich ofiarach, według szacunków Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, kiedy rozmawiałem o tym z kanclerzem Scholzem, było to trochę ponad 60 tys. Dzisiaj to jest 50 tys. Pospieszcie się, jeśli chcecie naprawdę wykonać taki gest. Będę rozważał, jeżeli nie uzyskamy jakiejś deklaracji jednoznacznej i szybkiej, to będę rozważał w przyszłym roku, że Polska wypełni tę potrzebę z własnych środków” – mówił szef polskiego rządu.
W sprawie reparacji kanclerz Merz powtórzył stanowisko kolejnych niemieckich rządów, że z punktu widzenia prawnego i politycznego sprawa została wyjaśniona.
Tusk, Merz i dziennikarz odnosili się do słów byłego kanclerza Olafa Scholza sprzed półtora roku. W lipcu 2024 Polska i Niemcy próbowały naprawić relacje dwustronne zepsute za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Po konsultacjach międzyrządowych w Warszawie Scholz powiedział:
„Niemcy są świadome swojej historycznej odpowiedzialności. Proponujemy działania, to są nasze inicjatywy, np. wsparcie osób starszych, ocalałych. Niemcy będą starały się, aby realizować wsparcie na rzecz osób ocalałych z okupacji”.
Niemiecka prasa pisała wtedy o „geście humanitarnym”, a jednocześnie krytykowała Scholza za brak konkretów. Prasa polska, zwłaszcza prawicowa – krytykowała Donalda Tuska za uległość. Ostatecznie Niemcy zaproponowały 200 mln na odszkodowania, a Polska odrzuciła tę propozycję.
Na deklarację Donalda Tuska zareagował na portalu X Jarosław Kaczyński: „Aż nie chce się wierzyć! Polski premier w Berlinie mówi o wsparciu dla bezpośrednich ofiar niemieckiego nazizmu z polskiego budżetu? Tusk chce pieniędzmi polskich obywateli spłacać niemieckie zbrodnie?? Polskie wsparcie – jak najbardziej TAK, ale pod żadnym pozorem nie zamiast niemieckich odszkodowań wojennych!”
„Każdy z tych dokumentów to jest skarb” – powiedział premier Donald Tusk. Oprócz polsko-krzyżackich pism Polska odzyska też rzeźbę głowy św. Jakuba z XIV wieku z kościoła na zamku krzyżackim w Malborku
Podczas konferencji prasowej w Berlinie premier Donald Tusk i kanclerz Niemiec Friedrich Merz ogłosili 1 grudnia 2025, że do Polski wrócą dokumenty zrabowane przez hitlerowców w 1939 roku.
„To najważniejszy i najcenniejszy zwrot zrabowanych obiektów dziedzictwa kultury we współczesnej historii Polski” – ogłosiło polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
„Do kraju wracają 73 dokumenty pergaminowe z XIII-XV w. ze zbiorów Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie oraz głowa św. Jakuba starszego z kościoła NMP na Zamku Wysokim w Malborku”.
„Wiem, że to była osobista decyzja kanclerza” – mówił Donald Tusk. „Kiedy przegląda się dokumenty, które trafią do Polski, widzi się pieczęcie Władysława Jagiełły, Kazimierza Wielkiego, Kazimierza Jagiellończyka, to naprawdę serce rośnie, że po tylu latach można było podjąć decyzję i te dokumenty wracają”.
Premier dodał:
„To jest m.in. historia polsko-krzyżacka. Symboliczny jest dokument, w którym papież Aleksander IV wzywa zakon krzyżacki do wspólnej obrony z Polakami do obrony przed Tatarami. To brzmi dość współcześnie, powiedziałbym. Cieszę się, że dziś nie potrzebujemy wezwań papieża [w sprawie takiej współpracy]”.
Dokumenty zostały zrabowane po zajęciu przez hitlerowców Warszawy w 1939 roku. Polska próbowała je odzyskać od 1948 roku. Próby odzyskania dokumentów podejmowały też rządy Prawa i Sprawiedliwości w 2022 i 2023 roku.
Ministra kultury Marta Cienkowska przekazała stronie niemieckiej kolejne dziewięć wniosków restytucyjnych. Obejmują one łącznie 35 obiektów odnalezionych na terenie Niemiec.
W połowie listopada 2025 ukazały się wyniki badań barometru stosunków polsko-niemieckich. Okazało się, że tylko co trzeci Polak lub Polka żywi sympatię do Niemców. „Po wieloletnim wzroście nastąpiło więc gwałtowne pogorszenie nastrojów wobec zachodniego sąsiada. To dramatyczny spadek” – napisali autorzy raportu.
Autorzy zwrócili uwagę, że Polacy coraz większą wagę przywiązują do kwestii historycznych w relacjach z Niemcami.
„Według 60 proc. Niemców ich kraj zrobił wystarczająco dużo na rzecz zadośćuczynienia za zbrodnie II wojny światowej. Pogląd ten podziela jedynie 17 proc. Polaków. Z kolei o tym, że Niemcy zrobiły zdecydowanie za mało przekonana jest jedna trzecia pytanych w Polsce. W Niemczech to zaledwie 3 procent.
Wśród osób, które uważają, że Niemcy niewystarczająco rozliczyły się z Polską, najczęściej wskazywaną formą zadośćuczynienia jest wypłata reparacji. Tego oczekuje 25 proc. ogółu badanych Polaków, ale jedynie 2 proc. Niemców” – pisał portal Deutsche Welle.
Przeczytaj także:
Po dwóch latach pustych zapowiedzi posłowie w końcu zajmą się projektem ustawy o związkach partnerskich. Nie rządowym, lecz Lewicy. Jak słyszymy, szczegóły ustawy o statusie osoby najbliższej poznamy za to „za kilka dni”
Marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty rozwiązał worek z niewygodnymi inicjatywami. Na pierwszy ogień, w piątek 5 grudnia posłowie zajmą się projektem ustawy o związkach partnerskich. Przepisy przygotował klub Lewicy, a tak naprawdę Katarzyna Kotula, która jeszcze jako ministra równości bliźniaczą ustawę proponowała rządowi.
Najpierw nie zgodzili się na nią koalicjanci z PSL, wskazując, że nie chcą instytucji konkurencyjnej wobec małżeństwa. Potem – jak mówiła Kotula w wywiadzie dla OKO.press – prace wstrzymał sam premier Donald Tusk. Powód? Kampania wyborcza Rafała Trzaskowskiego i kurs na agendę populistycznej prawicy.
Po wygranej Karola Nawrockiego rząd zmienił strategię, nastawiając się na stworzenie przepisów, które byłyby strawne dla konserwatystów w rządzie i akceptowalne dla Pałacu Prezydenckiego. Tak powstała ustawa o statusie osoby najbliższej w związku i wspólnym pożyciu. A w zasadzie założenia ustawy, bo prace nad projektem wciąż trwają.
Jak słyszymy, przepisy zobaczymy „za kilka dni”.
To będzie jednak ustawa ogryzkowa w stosunku do wcześniejszych zapowiedzi, bo nie tworzy oddzielnej instytucji, a jedynie umożliwia zawieranie umowy u notariusza, rejestrowanej przez państwo. Jak pisaliśmy, rząd chce przyjąć przepisy przed końcem roku. Posłowie zajęliby się nim więc najwcześniej w styczniu 2026.
Projekt ustawy o związkach partnerskich, który 5 grudnia zaprezentuje Kotula, zakłada szeroki pakiet praw dla par, które uzyskałyby osoby zawierające taki związek: od alimentacji, przez dziedziczenie i prawo do informacji medycznej, po wspólność majątkową i ulgi podatkowe. Związek partnerski byłby, w odróżnieniu od umowy o wspólnym pożyciu, zawierany przed Urzędem Stanu Cywilnego.
Z ustawy o związkach partnerskich wykreślono za to punkt dotyczący małej pieczy zastępczej, czyli możliwości przysposobienia dzieci w parach jednopłciowych.
Przeczytaj także:
O tym, że Sejm tej kadencji zajmie się ustawą o związkach partnerskich, słyszmy od dwóch lat. Najpierw przeszkadzały kolejne tury wyborów i kampanii, potem konserwatywni koalicjanci i premier, a na koniec prezydent z wrogiego obozu.
Projekt Lewicy miał być procedowany już w październiku 2025, wtedy zatrzymał go sam klub, wskazując, że nie chcą, żeby ich propozycja przykryła „kompromis” wypracowany w rządzie pomiędzy PSL-em i Kotulą.
Wydaje się, że teraz dyskusja w końcu będzie możliwa, choć losy projektu są z góry znane. Podczas głosowania nie będzie obowiązywała dyscyplina klubowa, a arytmetyka jest bezlitosna. Bez poparcia większości ludowców i pełnej dyscypliny w Polsce 2050 oraz klubie KO, projekt przepadnie w pierwszym czytaniu.
Rozmowa o projekcie będzie toczyć się nie tylko w cieniu oczekiwanej od 1,5 miesiąca ustawy o statusie osoby najbliższej, ale także w kontekście wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Przypomnijmy, że 25 listopada europejski sąd wydał orzeczenie, które nakazuje Polsce – a dokładnie wszystkim krajom członkowskim – uznanie skutków małżeństwa jednopłciowego zawartego za granicą.
Rząd wciąż myśli, w jaki sposób wykonać wyrok: umożliwić transkrypcję zagranicznych aktów małżeństwa w drodze rozporządzenia lub zmian ustawowych (te drugie utkną na biurku prezydenta), czy nie robić nic, zostawiając sprawę urzędom. A urzędy, nawet najbardziej przyjazne, utykają na ograniczeniach systemowych: w systemie teleinformatycznym nie można dziś wpisać w rubrykę dwóch małżonków tej samej płci (system odrzuca wnioski na bazie rejestru PESEL).
Polska jest pod coraz większą presją: nie tylko wyrok TSUE, ale też wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wskazują, że Polska musi umożliwić parom jednopłciowym rejestrację ich związków w jakiejś formie. Jeśli chodzi o uregulowanie życia rodzinnego osób LGBT+, jesteśmy dziś w europejskim ogonie. Pierwszy raz posłowie głosowali nad ustawą o związkach partnerskich, wówczas złożoną przez Marię Szyszkowską z SLD, w 2005 roku. Walka o uznanie trwa więc dwie dekady, a wśród krajów UE, które nie wprowadziły choćby związków partnerskich obok Polski są tylko Litwa, Bułgaria, Rumunia i Słowacja.
Przeczytaj także: