Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Po tygodniu chaosu Donald Trump ogłasza, że Amerykanie przywracają pomoc wojskową dla Ukrainy. Powód? Eskalacja ataków ze strony Rosji
W poniedziałek 7 lipca prezydent Donald Trump zapowiedział, że wyśle więcej broni na Ukrainę. Podczas konferencji prasowej po spotkaniu z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu Trump stwierdził, że „jest rozczarowany, że prezydent Putin się nie zatrzymał”. „Zamierzamy wysłać więcej broni. Musimy... Oni teraz bardzo mocno obrywają” – mówił prezydent USA, odwołując się do zmasowanych ataków rakietowych na ukraińskie miasta.
Pentagon odpowiedział krótkim oświadczeniem, w którym potwierdził, że na polecenie Trumpa Departament Obrony wyśle dodatkową broń defensywną do Ukrainy, żeby „zapewnić Ukraińcom możliwość obrony”. Jednocześnie podkreślił, że USA wciąż pracują nad „zapewnieniem trwałego pokoju i powstrzymaniem zabijania”.
Jak podaje Wall Street Journal, Rada Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu spotka się we wtorek, 8 lipca, aby omówić nowe dostawy broni do Ukrainy.
Kijów miał przyjąć informacje z ulgą. Przypomnijmy, że przed tygodniem USA podjęły decyzję o wstrzymaniu dostaw kluczowych części pocisków do ukraińskiego systemu obrony powietrznej. Chodziło przede wszystkim o pociski przeciwlotnicze Patriot i precyzyjne pociski artyleryjskie. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski apelował o przywrócenie wsparcia, nazywając amerykańskie systemy Patriot „prawdziwymi obrońcami życia”. Informacja o wstrzymaniu dostaw zbiegła się w czasie z jednym z rekordowych ataków na Ukrainę. W nocy z 3 na 4 lipca Rosjanie wystrzelili w stronę Kijowa, a także innych regionów, 539 dronów i 11 pocisków rakietowych. Lokalne władze informowały, że w stolicy ranne zostały 23 osoby. Uszkodzona została infrastruktura kolejowa, budynki szkolne, a także budynek wydziału konsularnego polskiej ambasady.
Już w piątek 4 lipca portal Axios informował, że podczas rozmowy telefonicznej Trump miał przekazać prezydentowi Ukrainy, że Amerykanie chcą jednak pomóc ukraińskiej obronie powietrznej z powodu eskalacji rosyjskich ataków. Głowy obu państw rozmawiały już po kolejnej konfrontacji Trumpa z Putinem. Prezydent USA nie krył rozczarowania postawą głowy Kremla. „Nie sądzę, by [red. Putin] chciał przestać, a szkoda” – komentował wówczas Trump. Trump miał też przekazać Zełenskiemu, że to nie on jest odpowiedzialny na wstrzymanie pomocy wojskowej.
Wcześniej Amerykanie twierdzili, że wstrzymują dostawy broni – z których część znajdowała się już w Polsce – po przeglądzie zapasów. Urzędnicy sugerowali, że wsparcie Ukrainy sprawia, że brakuje amunicji dla amerykańskiej armii. Zastępczyni rzeczniczki Białego Domu Anna Kelly stwierdziła, że taka decyzja została podjęta, żeby „postawić interesy Ameryki na pierwszym miejscu”. Jeszcze w czwartek 3 lipca Trump stwierdził, że USA wcale nie wstrzymują dostaw. „Dajemy im broń, współpracujemy z nimi i próbujemy im pomóc. Ale Biden opustoszył cały nasz kraj, dając im broń. I musimy się upewnić, że nam jej wystarczy” – mówił prezydent USA.
Przeczytaj także:
Średnie wyniki matur 2025 nie odbiegają od tych z ostatnich lat. Egzamin dojrzałości zdało 80 proc. uczniów i uczennic. 13 proc. ma prawo do poprawki w sierpniu
Centralna Komisja Egzaminacyjna podała wyniki matur. Z 255 tys. uczniów i uczennic, którzy podeszli w 2025 roku do egzaminu, 20 proc. nie uzyskało wymaganego minimum. Przypomnijmy, że świadectwo dojrzałości otrzyma osoba, która uzyska co najmniej 30 proc. z egzaminów pisemnych na poziomie podstawowym (j. polski, j. obcy, matematyka) oraz egzaminów ustnych (j. polski i j.obcy). Przedmioty rozszerzone nie mają progu zdawalności, nie da się ich oblać. 13 proc. maturzystów będzie miało prawo do poprawki w sierpniu, bo nie zaliczyły tylko jednego przedmiotu. Reszta, 17,8 tys., będzie mogła powtórzyć maturę dopiero za rok.
Średnie wyniki egzaminu maturalnego z przedmiotów obowiązkowych są podobne do tych z ostatnich 10 lat:
Jak co roku, najtrudniejsza dla uczniów do przejścia jest matematyka — oblało ją 15 proc. zdających. Według CKE średnie wyniki tego przedmiotu trzymają się wysoko, bo uczniowie, którzy zdają także rozszerzenie, swoje arkusze na poziomie podstawowym oddają wypełnione niemal bezbłędne.
Dla rekrutacji na studia wyższe kluczowe są wyniki z przedmiotów rozszerzonych (są wyżej punktowane niż obowiązkowe przedmioty). Średnie wyniki plasują się tu następująco (lista według popularności wyboru na maturze):
Jak co roku widać też rozstrzał w wynikach pomiędzy typami szkół. Najlepiej egzaminy maturalne wypadły w liceach ogólnokształcących. Na poziomie podstawowym język polski oblało – 4 proc. uczniów, matematykę – 11 proc., język angielski – 4 proc.
W technikach te odsetki wynoszą: dla języka polskiego – 8 proc., matematyki – 21 proc., język angielskiego – 11 proc. Maturę zdało tu 70 proc. wszystkich zdających, a prawo do poprawki przysługuje 19 proc.
Najgorzej jest w szkołach branżowych, gdzie maturę zdało zaledwie 14 proc. uczniów, ale do egzaminu podeszła tu mała grupa uczniów i uczennic — zaledwie 1 345 osób. Większość uczniów w „branżówkach” wybiera egzaminy zawodowe.
CKE podała też wyniki matur dla uczniów i uczennic z Ukrainy. W pierwszym terminie uporało się z nią 72 proc. zdających. 28 proc. maturę oblało, ale do sierpniowej poprawki może podejść większość (18 proc. wszystkich ukraińskich maturzystów).
Unieważniono 244 egzaminy, większość już w trakcie zdawania. Najczęściej chodziło o niesamodzielne rozwiązywanie zadań lub korzystanie z telefonu/tableta.
Przeczytaj także:
We wtorek 8 listopada na terenie Polski spodziewane są gwałtowne burze. Odpowiada za nie niż znad Zatoki Genueńskiej, ten sam, który rok temu wywołał gwałtowną powódź w Kotlinie Kłodzkiej
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa ostrzega przed gwałtownymi opadami, które mogą spowodować podtopienia. Będą to nie tylko burze, ale i ulewy o charakterze ciągłym. Szczególnie mocno padać ma w centrum kraju, na Śląsku i w Małopolsce. Dla pasa od Płocka do Katowic Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia najwyższego, trzeciego stopnia.
„Suma opadów deszczu na północy kraju do 30 mm, w centrum do 50 mm, na południu do 80 mm, a punktowo na południu woj. śląskiego do 100 mm" – pisze IMGW. Zwłaszcza te ostatnie wartości oznaczają, że mogą mieć miejsce lokalne podtopienia.
Już w poniedziałek 7 lipca przez Polskę przeszły gwałtowne nawałnice, które spowodowały zniszczenia zwłaszcza na Podkarpaciu, Małopolsce oraz na Lubelszczyźnie. Cztery osoby zostały ranne, straż pożarna przyjęła 2,2 tys. zgłoszeń. Wichury przewalały drzewa, zrywały dachy.
Media, nie tylko społecznościowe, zalały obawy, że możliwa jest powtórka z 2024 roku, kiedy potężne ulewy, zwłaszcza w masywie Śnieżnika, spowodowały gwałtowne wezbranie wód rzek spływających do Kotliny Kłodzkiej i katastrofalne zniszczenia m.in. w Stroniu Śląskim i Lądku-Zdroju.
Meteorolog Krzysztof Drozdowski ocenia jednak ryzyko tak dramatycznych wydarzeń jako jak na razie niewielkie, mimo że, jak pisze w poście na Facebooku, „wszystkie wielkie powodzie ostatnich dziesięcioleci spowodowane były w Polsce przez niże genueńskie. Dotyczy to »powodzi tysiąclecia« z 1997 roku, wielkiej powodzi z maja i czerwca 2010 czy niedawnej powodzi z września 2024 roku".
Niż genueński ma się pojawić nad Polską w nocy z wtorku na środę (poniedziałkowe burze to efekt niżu znad Półwyspu Skandynawskiego). O ile jednak w 2024 roku w Masywie Śnieżnika spadło w ciągu doby 300 mm deszczu. Teraz IMGW przewiduje w górach wartość trzy razy niższą – 100 mm (Drozdowski we wczorajszym poście pisze jeszcze o 80 mm).
„Musimy jednak pamiętać, że są to tylko prognozy i mogą się zmienić. Szczególnie że część opadów wystąpi w formie burz, a te są dość nieprzewidywalne i miejscami mogą sprawić kłopoty. Należy więc na bieżąco śledzić aktualizacje prognoz i ostrzeżenia meteorologiczne oraz alerty o zagrożeniach" – tłumaczy ekspert i dodaje:
„Niż genueński wirujący przez trzy doby nad Polską przyniesie jeszcze inne zagrożenie, o którym rzadko się wspomina. Będzie on powodował na Bałtyku silny północny wiatr i dwumetrowe fale. Może to powodować tzw. cofkę na rzekach i wtłaczanie wody morskiej w głąb lądu. Może to stanowić zagrożenie podtopieniem miejsc w pobliżu wpadających do Bałtyku rzek".
Tymczasem przed nadejściem niżu nawałnica przeszła przez instytucję odpowiedzialną za zapobieganie powodziom – Wody Polskie. W poniedziałek została zdymisjonowana dotychczasowa prezeska Joanna Kopczyńska. Zastąpi ją Mateusz Balcerowicz, wieloletni dyrektor Departamentu Wody w Ministerstwie Środowiska. Minister Infrastruktury Dariusz Klimczak twierdzi, że nie ma to związku z bieżącą sytuacją.
Przeczytaj także:
Szymon Hołownia potwierdził, że 6 sierpnia 2025 odbędzie się Zgromadzenie Narodowe, podczas którego Karol Nawrocki zostanie zaprzysiężony na prezydenta RP. Odniósł się też do piątkowego spotkania w domu europosła PiS Adama Bielana.
W poniedziałek 7 lipca podczas konferencji prasowej marszałek Sejmu Szymon Hołownia potwierdził, że na 6 sierpnia zwoła Zgromadzenie Narodowe. Hołownia uciął też spekulacje dotyczące jego starań o pozostanie na fotelu marszałka Sejmu.
Co jeszcze powiedział Hołownia:
Dziennikarze Radia Zet oraz Newsweeka ujawnili, że czwartkowej nocy marszałek Sejmu Szymon Hołownia odwiedził w prywatnym mieszkaniu europosła PiS Adama Bielana. Do spotkania miał także dołączyć Jarosław Kaczyński.
Jednocześnie od kilku tygodni trwają negocjacje liderów koalicji rządzącej na temat rekonstrukcji rządu. Szymon Hołownia — według ustaleń mediów, w tym OKO.press — starał się o zachowanie fotela marszałka Sejmu.
Zapisy umowy koalicyjnej z 2023 roku są następujące: „Kandydatem Koalicji na Premiera Rządu RP jest Pan Donald Tusk. Kandydatem Koalicji na Pierwszego Wicepremiera Rządu RP jest Pan Władysław Kosiniak-Kamysz zaś Pan Krzysztof Gawkowski kandydatem na Wicepremiera Rządu RP. Kandydatami Koalicji na Marszałka Sejmu RP są:
Pan Szymon Hołownia w okresie od dnia 13 listopada 2023 r. do dnia 13 listopada 2025 r.
Pan Włodzimierz Czarzasty w okresie od dnia 14 listopada 2025 r. do końca kadencji”.
Przeczytaj także:
„Z meldunków otrzymanych m.in. od wojewodów i służb wynika, że jesteśmy w pełni gotowi do wprowadzenia od północy tymczasowych kontroli na granicach z Niemcami oraz Litwą. Jest to konieczne, by zapewnić szczelność naszych granic” – ogłosił szef MSWiA Tomasz Siemoniak
Na zwołanym w niedzielę briefingu Siemoniakowi towarzyszyli wiceministrowie Czesław Mroczek i Maciej Duszczyk, komendanta główny SG gen. dyw. Robert Bagan i komendant główny Policji nadinsp. Marek Boroń. „800 funkcjonariuszy Straży Granicznej, 300 policjantów, 200 żandarmów, 500 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej jest w pełnej gotowości, by od północy przystąpić do działań” – podkreślił Siemoniak.
Wcześniej urzędnicy i funkcjonariusze odpowiedzialni za granicę i migracje naradzali się nad organizacją kontroli na granicy. W nocy z 6 na 7 lipca ruszają oficjalne tymczasowe kontrole na granicach z Niemcami i Litwą. Na granicy polsko-niemieckiej będą prowadzone w 52 miejscach, a na granicy polsko-litewskiej w 13.
Minister Siemoniak obiecał, że służby będą starały się, by kontrole były jak najmniej dotkliwe i odczuwalne oraz zaznaczył, że ich wprowadzenie jest konieczne, by zapewnić „absolutną szczelność naszych granic” w walce z nielegalną migracją. Zaapelował też do Polaków o wsparcie dla funkcjonariuszy SG i policji. „Oni reprezentują polskie państwo, tylko oni mogą kontrolować granice, tylko oni mogą kontrolować obywateli” – zaznaczył Siemoniak.
Siemoniak nie przekazał żadnych danych świadczących o tym, że na niemieckiej i litewskiej granicy są problemy. Nie pokazał, że decyzja rządu oparta jest na analizie faktów i danych przekazanych przez samorządy lokalne.
Dane o sytuacji na granicy pokazywane przez media wręcz temu przeczą.
Przeczytaj także:
Jednak na niemieckiej granicy PiS i Konfederacja konkurują teraz ze sobą, kto lepiej „ochroni granice”. To temat polityczny, który najwyraźniej ma być dla prawicy tym, czym sześć lat temu był temat „ideologii LGBT”: zapewnić zwycięstwo w wyborach w 2027 r. Na granicy rywalizują teraz ze sobą „obywatelskie grupy”: Ruch Obrony Granic Roberta Bąkiewicza rywalizuje z Patrolami Obywatelskimi Rafała Podejmy. Zatrzymują i kontrolują wjeżdżających do Polski, choć nie mają do tego prawa.
„Walczmy dalej, ten ruch społeczny, ruch obrony granic to jest naprawdę nowy fenomen w naszym życiu publicznym. Być może naprawdę bardzo, bardzo ważny” – mówił w niedzielę na granicy prezes PiS Jarosław Kaczyński. Opozycja praktycznie zmusiła premiera Tuska do wprowadzenia kontroli na granicy, twierdząc, że każde inne zachowanie będzie świadczyć o tym, że Tusk broni „interesu niemieckiego”. To właśnie mówił w niedzielę Kaczyński.
Rząd więc, potężnie osłabiony przegraną swego kandydata w wyborach prezydenckich, próbuje dogonić opozycje w radykalizmie i przejąć hasło „#bezpiecznagranica”. Wrażenie reaktywności wzmacniało to, że briefing Siemoniaka sprawozdawany był nieco po amatorsku, a jego uczestnicy wyglądali tak, jakby źle się czuli przed kamerą.
„Jedziemy na granicę” – zakończył Siemoniak. Zapowiedział, co świadczy o próbie przejęcia realnej kontroli nad sytuacją w terenie, że w wytypowanych do kontroli obszarach będzie obowiązywał zakaz lotów dronami, które prowadzą stamtąd transmisje w prawicowych mediach
Przeczytaj także: