Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
Premier Słowacji Robert Fico zapowiedział, że dopóki będzie premierem, Słowacja nie poprze członkostwa Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim. W przyszłym roku chce też wziąć udział w obchodach 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej w Moskwie.
Premier Słowacji Robert Fico aktywizuje się w otwartym wspieraniu Rosji na forum UE. W niedzielę 6 października zapowiedział w wywiadzie w programie „Za pięć dwunasta”, że dopóki będzie premierem, Słowacja nie zgodzi się na członkostwo Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim.
W tym samym wywiadzie oznajmił też, że w 2025 roku, pojedzie do Moskwy wziąć udział w uroczystościach obchodów 80. rocznicy wybuchy II wojny światowej – „jeśli zostanie zaproszony”.
Kilka dni wcześniej, podczas konferencji prasowej z udziałem słowackich mediów, oznajmił, że jak tylko wojna w Ukrainie się skończy, zamierza odbudować „normalne relacje z Rosją”.
„Tak długo jak będę stał na czele słowackiego rządu, wydam polecenie posłom mojej partii, aby nigdy nie zgodzili się na wejście Ukrainy do NATO” – cytuje wypowiedź Ficy słowacki portal Dennik.
Fico tłumaczy też, że jego zdaniem „byłoby to początkiem III wojny światowej” i podkreśla, że Słowacja ma możliwość zablokować członkostwo Ukrainy, bo do decyzji o rozszerzeniu NATO niezbędna jest jednomyślność.
Jego zapowiedź stoi w kompletnej sprzeczności ze stanowiskiem nowego szefa NATO, Marka Ruttego.
Rutte, były premier Holandii, który funkcję sekretarza generalnego NATO objął 1 października 2024, w swoją pierwszą podróż zagraniczną jako sekretarz generalny NATO udał się na Ukrainę. Jego wystąpienie w Kijowie 3 października było wyrazem gorącego wsparcia dla walczącej z rosyjską agresją Ukrainy.
„Ukraina jeszcze nigdy nie była bliżej NATO. Zostaniemy na tej ścieżce tak długo, aż Ukraina zostanie członkiem Sojuszu” – powiedział.
W tym samym wywiadzie słowacki premier oznajmił też, że w przyszłym roku zamierza wziąć udział w obchodach 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej w Moskwie – „jeśli zostanie zaproszony”.
Tego samego dnia, przemawiając podczas uroczystości rocznicy wejścia wojsk radzieckich do Słowacji, co miało miejsce 6 października 1944 roku, Fico podkreślił, jak wielkim poświęceniem ze strony ZSRR było wyzwolenie terenów Słowacji spod nazistowskiej okupacji.
„Wolność przyszła ze wschodu i nic tego nie zmieni” – cytuje wypowiedź Ficy portal Politico.
Także na arenie europejskiej premier Robert Fico coraz wyraźniej ustawia się w kontrze do unijnej polityki bezpieczeństwa i obrony, czym łamie obowiązki państwa członkowskiego, które do jej wytycznych powinny się dostosować.
W czwartek 3 października podczas konferencji prasowej w Bratysławie premier Słowacji zapowiedział też, że gdy tylko skończy się wojna w Ukrainie, zamierza przywrócić „normalne relacje gospodarcze z Rosją”, czyli m.in. wznowić handel. Fico sprzeciwia się m.in. obowiązującym na forum UE ograniczeniom zakupów surowców energetycznych z Rosji.
To była długo oczekiwana decyzja prezydenta Dudy. Zgodnie z przewidywaniami prezydent planuje blokować zmiany w upolitycznionym przez PiS Trybunale Konstytucyjnym.
Prezydent Andrzej Duda nie podpisał przegłosowanych przez Sejm ustaw o TK, których celem było przywrócenie konstytucyjności tego organu. Zamiast tego zdecydował się skierować je w trybie kontroli prewencyjnej do Trybunału Konstytucyjnego.
W uzasadnieniu opublikowanym na stronie Kancelarii Prezydenta prezydent argumentował, że jego zdaniem, zarówno ustawa o TK z 13 września 2024 roku, jak i datowana na ten sam dzień ustawa zawierająca przepisy wprowadzające, są niezgodne z Konstytucją.
„Rozwiązania przyjęte w przepisach dotyczących Trybunału Konstytucyjnego godzą w bezpieczeństwo prawne obywateli i mogą pozbawiać ich wielu praw nabytych w następstwie orzecznictwa Trybunału” – czytamy w komunikacie KPRP.
Zdaniem prezydenta regulacje ustawy doprowadzą do „chaosu ustrojowego w skali niemożliwej dzisiaj do przewidzenia”.
„Dla zobrazowania istoty zagrożeń wskazać należy, że kwestionowane we wniosku regulacje stwierdzające nieważność orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego i pozbawienie ich skutków prawnych oraz przepisy z nią powiązane dotyczą około 100 wyroków Trybunału. Znaczna ich część dotyczy materii związanej bezpośrednio z ochroną praw i wolności człowieka i jest bardzo korzystna dla obywateli. Takie rozwiązanie niewątpliwie godzi w ich bezpieczeństwo prawne” – podkreślono w komunikacie.
Prezydent twierdzi też, że ustawy posługują się nieznaną prawu instytucją „osoby nieuprawnionej do orzekania” celem podważenia statusu niektórych sędziów TK, co według niego również jest wadliwe prawnie.
Nowa ustawa o TK i ustawa o przepisach wprowadzających to próba przywrócenia praworządności w zdemolowanym przez rządy Zjednoczonej Prawicy wymiarze sądownictwa.
Jako że u zarania demontażu systemu konstytucyjnego w Polsce leżą wdrożone przez PiS zmiany w ustawach o TK, na mocy których możliwe było nielegalne wymienienie składu Trybunału przed upływem kadencji poprzednich członków, a tym samym upolitycznienie Trybunału, ustawodawca jest zmuszony do znalezienia sposobu wycięcia z dorobku prawnego Rzeczpospolitej wyroków TK, w składzie którego obradowali nielegalnie powołani sędziowie.
To temu mają służyć kwestionowane przez prezydenta przepisy przejściowe, dostosowujące i uchylające obecnie obowiązujące ustawy odnoszące się do funkcjonowania Trybunału oraz unieważniające wydane w ostatnich latach wyroki TK w składzie z udziałem „osób nieuprawnionych do orzekania”. Według nowych regulacji te wyroki miałyby być „nieważne i niewywierające skutków”.
Jednocześnie na mocy nowej ustawy o TK ma być możliwe powołanie nowego składu Trybunału. Według zakwestionowanych przez prezydenta przepisów, sędziowie Trybunału mieliby być wybierani przez Sejm większością 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Kandydaci musieliby spełniać też określone warunki:
Regulacja ustanawia też 14-dniowy termin odebrania ślubowania sędziowskiego przez prezydenta, liczony od dnia wyboru przez Sejm. Przepisy zakładają, że ślubowanie nie musiałoby odbywać się przy udziale prezydenta RP, lecz w obecności notariusza.
Obie ustawy dotyczące Trybunału Konstytucyjnego, wraz z przyjętą w marcu uchwałą Sejmu i propozycją zmiany konstytucji, stanowią pakiet kompleksowej reformy TK przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości pod nadzorem ministra Adama Bodnara.
Trump mówił o niesamowitej chemii, jaką ma z Polakami. Wyraził nadzieję, że zdobędzie wszystkie głosy amerykańskiej Polonii. O Kamali Harris powiedział, że jest marksistką, kłamie i ma niskie IQ. Michał Rachoń, który trzymał mikrofon, nie reagował
W poniedziałek 7 października 2024 Telewizja Republika wyemitowała 13-minutową rozmowę Michała Rachonia z Donaldem Trumpem.
Rozmowa została nagrana w Trump Tower w Nowym Jorku.
Najważniejsze przesłanie byłego prezydenta USA, a obecnie kandydat na prezydenta brzmiało: „Kocham Polaków, relacje z Polakami są po prostu niezwykłe. Mam nadzieję, że pójdą na wybory i zagłosuj na mnie, bo
druga strona nie lubi Polaków, nie lubią religii, nic im się nie podoba”.
Trump kilka razy wspominał przemówienie, jakie wygłosił w Warszawie 6 lipca 2017 roku.
Jeśli ktoś go nie pamiętał, to Trump sam się pochwalił: „Mówili, że to było najwspanialsze przemówienie prezydenta USA w Europie”.
Według Trumpa było wtedy czuć „niesamowitą chemię”, jaką ma z Polakami. Nie przypadkiem Trump opowiada o swojej szczególnej więzi z osobami polskiego pochodzenia. Zwyczajnie: liczy na głosy Polonii w listopadowych wyborach. Najprawdopodobniej wybory rozstrzygną się o włos.
„Powinienem zdobyć większość Polskich głosów. Mam nadzieję, że zdobędę wszystkie” – mówił Trump i zachęcał: „Zaopiekuję się Polakami, zawsze to robiłem”.
W rozmowie z Rachoniem Trump zaatakował swoją rywalkę, Kamalę Harris, w taki sam sposób, jak to robi od tygodni na wyborczych wiecach. „Ona jest osobą o niskim IQ [iloraz inteligencji], bardzo niskim IQ. Wierzę, że gdybyśmy teraz podali ją testom, to uzyskałaby bardzo niski wynik”. Nazwał ją też marksistką.
Stwierdził też, że Harris jest niesamodzielna, bo to inne osoby mówią jej, co ma mówić.
W towarzystwie Rachonia Trump wyrzucał też Harris, że kłamie na temat swojej pracy w McDonald's. Polscy widzowie zapewne nie wiedzą, o co chodzi, a Rachoń nie wyjaśnia. Zatem: o co chodzi?
Kamala Harris kilka razy wspomniała ostatnio, że jako studentka college'u pracowała latem w McDonald's. Kandydatka chce ewidentnie w ten sposób pokazać, że ma jakieś związki z klasą pracującą. Trump i jego zwolennicy zarzucili jej kłamstwo. Twierdzą, że dziennikarze (m.in. Fox News) sprawdzili i Harris nie pracowała w tym fast foodzie. Ale to nieprawda. Jak dotąd dziennikarzom nie udało się ustalić, czy Harris faktycznie pracowała w McDonald's. Minęło około 40 lat, trudno znaleźć jakiekolwiek dowody, które by potwierdzały kilkutygodniowe zatrudnienie studentki.
Jak wskazuje dziennikarz „Washington Post”, technicznie twierdzenie Harris można określić jako „niepotwierdzone”.
Jednak w wywiadzie z Telewizją Republika Trump powtarza, że Harris kłamała. „Kłamała prawie we wszystkim” – mówi Trump o biografii Harris. Nie wiadomo, co ma na myśli.
Trump powiedział też, że jego polityczni przeciwnicy (Demokraci) „są w pewnym sensie szaleni”. To ewidentne nawiązanie do słów Tima Walza, kandydata Demokratów na wiceprezydenta, który powiedział w wywiadzie dla telewizji MSNBC: „Ci goście są dziwni”. Chodziło mu o Trumpa i kandydata Republikanów na wiceprezydenta, J.D. Vance'a.
Przez całą 15-minutową rozmowę Rachoń ani razu nie skontrował odpowiedzi Trumpa. Nie zareagował ani na obraźliwe słowa pod adresem Kamali Harris, ani na nieprawdziwe twierdzenie, że w Ukrainie zginęły miliony ludzi.
Jedno z pytań Rachonia dotyczyło energetyki, jej znaczenia dla Stanów Zjednoczonych i związanych z surowcami relacji z Rosją. Rachoń przypomniał jedno z haseł Trump: „Drill, baby, drill”, czyli „Kop, kochanie, kop” – wydobywaj jak najwięcej gazu.
„Jak wiecie, zamknąłem Nord Stream 2” – oznajmił Trump w odpowiedzi. Ponieważ Trump mówi to nie pierwszy raz, polskie media już sprawdziły tę wypowiedź. Na przykład PAP pisał: „W rzeczywistości były prezydent podpisał w 2020 r. budżet obronny zawierający sankcje wobec niektórych firm zaangażowanych w budowę gazociągu, lecz nie powstrzymały one realizacji projektu. Nastąpiło dopiero po rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 r.”
Jednak Trump mówił: „Całkowicie zamknąłem sprawę z Putinem. To zostało zrobione. A oni ponownie to otworzyli i dali Rosji mnóstwo pieniędzy”.
Trump zapowiedział, że obniży ceny energii w USA o 50 proc.
I wrócił do wyborców polskiego pochodzenia: „Nie było prezydenta lepszego dla Polaków. Nie mielibyśmy wojny [z Rosją], gdybym był prezydentem. Stało się tak, ponieważ w Stanach Zjednoczonych mamy niekompetentne przywództwo. Nie ma mowy, że ta wojna z Ukrainą by się wydarzyła. A to zagraża Polsce. Ponieważ, jak to się mówi: będziecie następni”.
Tutaj Trump zaczął opowiadać, co by się nie stało, gdyby rządził. Stwierdził, że dzisiaj wciąż żyłyby miliony ludzi.
Choć trudno o wiarygodne rachunki liczby osób, które zginęły w czasie wojny od 2022 roku. Jednak szacunki mówią najwyżej o 500 tysiącach żołnierzy z obu stron. Do tego dochodzą ofiary cywilne. Z pewnością nie są to miliony. Co nie zmienia tego, że wojna przyniosła mnóstwo ofiar, tragicznych śmierci.
Były prezydent powtórzył też postulat, by państwa członkowskie Sojuszu Północno Atlantyckiego przeznaczały więcej środków z budżetu na obronność.
„Gdyby mnie nie było, nie byłoby teraz NATO” – pochwalił się Trump.
Rachoń przypomniał propozycję Andrzeja Dudy, by państwa sojusznicze zobowiązały się do przeznaczania 3 proc. budżetu na obronność. W odpowiedzi Trump przebił propozycję Dudy i zaproponował 4 proc.
„Duda jest bardzo dobrym człowiekiem, świetny facet, jest moim przyjacielem” – powiedział o polskim prezydencie Donald Trump. I wspomniał ich wspólną kolację.
Ostatnie minuty rozmowy Michał Rachoń wykorzystał, by zapytać Trumpa — w imieniu konserwatystów z całego świata — o „ideologię woke” i „ideologię gender”. Chciał wiedzieć, czy według byłego prezydenta „mężczyźni czujący się kobietami nie powinni mieć możliwości rywalizacji w kobiecym sporcie”.
„Co będzie, jak młody chłopak wyjdzie z domu i wróci jako dziewczyna?” – fantazjował Trump. „Rodzice nie mają nic do powiedzenia”.
„Głosuj na Trumpa, jeśli Trump wygra, to wszystko zniknie, wrócimy do normalności, do tego, co chciał Bóg, wrócimy do tego, czego wszyscy chcą. Wrócimy do zdrowego rozsądku. Ci ludzie są szaleni” – agitował Trump.
Na sam koniec Trump zaserwował widzom Telewizji Republika jeszcze jedną wypowiedź niezgodną z faktami. Stwierdził, że prowadzi w sondażach, w tym – w decydujących stanach. To nieprawda. W ogólnokrajowych sondażach Kamala Harris ma przewagę 3 pkt proc. nad Trumpem. Przy czym należy pamiętać, że to wciąż różnica w granicach błędu statystycznego.
W decydujących stanach sytuacja jest bardziej skomplikowana. Jednak w większości z nich niewielką przewagę ma kandydatka Demokratów.
Odwołanie Krzysztofa Czabańskiego z funkcji prezesa RMN ma być pierwszym krokiem do odbetonowania tej instytucji.
Krzysztof Czabański ma zostać odwołany z funkcji szefa Rady Mediów Narodowych — dowiedział się Onet. Wniosek o jego odwołanie złożyli posłowie Koalicji Obywatelskiej. Decyzję w tej sprawie podejmie Sejm.
Próba odwołania Krzysztofa Czabańskiego, byłego posła PiS i wieloletniego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego, z funkcji szefa Rady Mediów Narodowych, to próba zniesienia paraliżu tej instytucji.
Rada Mediów Narodowych została powołana przez PiS w 2016 roku i niezgodnie z Konstytucją powierzono jej kompetencje powoływania zarządów mediów publicznych. Wcześniej kompetencje te posiadała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.
To Rada Mediów Narodowych powołała na stanowisko szefa TVP Jacka Kurskiego, który przeprowadził wielki projekt upolitycznienia mediów publicznych. Pod jego sterami TVP zamieniła się w tubę propagandową partii rządzącej.
Odkąd do władzy doszła nowa koalicja, trwają próby przywrócenia porządku w mediach publicznych.
Ze względu na brak współpracy ze strony obsadzonej nominatami PiS Rady Mediów Narodowych niezbędne było znalezienie innego sposobu na przeprowadzenie zmian w mediach publicznych. Już jesienią 2023 roku ówczesny minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz sięgnął po rozwiązania z katalogu prawa spółek. Postawił spółki mediów publicznych w stan likwidacji, dzięki czemu formalnie zarządzają nimi obecnie likwidatorzy.
Ale ta sytuacja nie może trwać.
Niezbędne jest uporządkowanie statusu instytucji regulujących media i powołanie nowych zarządów. Odwołanie Krzysztofa Czabańskiego z funkcji prezesa RMN ma być pierwszym krokiem do odbetonowania tej instytucji. Po odwołaniu Czabańskiego możliwe będzie wybranie nowego członka składu RMN przez Sejm.
Sejm może zająć się wnioskiem o odwołanie Krzysztofa Czabańskiego z funkcji szefa Rady Mediów Narodowych jeszcze w tym tygodniu. Najbliższe, trzydniowe posiedzenie Sejmu rozpocznie się w środę 9 października. Najpierw wniosek przeproceduje sejmowa komisja kultury i środków przekazu, która ma go zaopiniować. Zajmie się tym w czwartek 10 października o 16.
Powodem odwołania Czabańskiego ma być złamanie zakazu łączenia funkcji szefa Rady Mediów Narodowych z uczestniczeniem „w podmiocie będącym dostawcą usługi medialnej lub producentem radiowym i telewizyjnym” – pisze Onet.
Krzysztof Czabański zasiada bowiem w Radzie Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, przez co ma pośredni wpływ na działalność spółek zależnych od Instytutu, w tym Srebrnej sp.z.o.o. i Srebrnej-Media sp. z.o.o., a dalej spółki Geranium, Forum S.A., Słowo Niezależne i Telewizję Republika. Opinię prawną na ten temat stworzył mec. Krzysztof Ślesicki. Komisja kultury zamówiła też dwie dodatkowe opinie autorstwa prof. Michała Romanowskiego i prof. Huberta Izdebskiego.
Wyścig wyborczy o fotel prezydenta USA jest niezwykle wyrównany i bardzo zaciekły, ale jedna osoba prowadzi w średniej sondażowej z różnych badań, co może być wyrazem istotnego trendu.
Portal fivethirtyeight.com gromadzi dane z różnych badań sondażowych przed wyborami prezydenckimi w USA i uśrednia ich wyniki, biorąc pod uwagę aktualność sondaży, wielkość próby i metodologię badania.
Z najnowszych danych portalu wynika (z 7 października), że kandydatka Demokratów, Kamala Harris, ma około 2,6 punktową średnią przewagę sondażową nad kandydatem Republikanów, Donaldem Trumpem.
Średnio na Kamalę Harris zagłosować chce 48,5 proc. badanych, zaś na Donalda Trumpa 45,9 proc. badanych (dane na 7 października).
Najważniejsze dla ostatecznego wyniku wyborów są tzw. swing states (z ang. „wahające się stany”), w których żaden z kandydatów nie ma historycznie przewagi. Tzn. w danym stanie raz wygrywają Demokraci, raz Republikanie, w przeciwieństwie do stanów, w których z elekcji na elekcję wygrywa kandydat tej samej partii.
Spośród siedmiu tzw. swing states w czterech nieznacznie prowadzi Kamala Harris (Michigan +1,6 p.p., Nevada +0,9 p.p., Pensylwania +0,6 p.p. oraz w Wisconsin +1,6 p.p.), zaś w trzech Trump (Arizona +1,6 p.p., Georgia +1,3 p.p. oraz Karolina Północna +0,8 p.p.). To w tych stanach koncentrują się wysiłki kandydatów. Prezydent Trump pojawił się w Pensylwanii już kilkukrotnie.
Do wyborów został niecały miesiąc (odbędą się 5 listopada).