0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.plFot. Martyna Niecko ...

Dzień na żywo. Hołownia startuje w wyścigu prezydenckim, białoruscy szpiedzy w Polsce

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia w wywiadzie dla GW poinformował, że będzie kandydował na prezydenta. Rzeczpospolita: dwóch białoruskich szpiegów wjechało do Polski pod przykrywką

Google News

13:36 29-10-2024

Prawa autorskie: Fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.plFot. Adam Stępień / ...

Audyt w Totalizatorze Sportowym. Niemal 900 tys. zł poszło na kampanię PiS?

Pracownicy Totalizatora Sportowego rozwozili i rozwieszali plakaty wyborcze PiS. W niektórych przypadkach dochodziło nawet do ich przymuszania pod groźbą utraty zatrudnienia lub premii.

Totalizator Sportowy, czyli operator loterii Lotto, opublikował wstępne wyniki audytu wewnętrznego w sprawie nieprawidłowości w funkcjonowaniu spółki za kadencji poprzedniego zarządu. Ustalenia audytu ujawnił portal Money.pl i TVN24.

Okazuje się, że wykryto szereg nieprawidłowości. Najbardziej rażące z nich dotyczą zaangażowania politycznego podczas kampanii wyborczych prowadzonych w trakcie kadencji poprzedniego zarządu spółki, czyli w latach 2019-2023.

„Budzące wątpliwości umowy" dotyczą w sumie kwoty 865 tysięcy złotych. W ten sposób pośrednio mogły być finansowane kampanie wyborcze.

O co chodzi?

„Po przeprowadzeniu analizy dokumentów dotyczących zlecania usług reklamowych przez spółkę w latach 2022-2023, audytorzy zidentyfikowali szereg przypadków, w których zawarcie umów mogło być skorelowane z działaniami polityków związanych ze Zjednoczoną Prawicą. Środki wydatkowane przez spółkę na realizację budzących wątpliwości umów, z których w sposób pośredni mogły być finansowane kampanie wyborcze, szacowane są obecnie na 865 tys. zł brutto” – cytuje treść oświadczenia TVN24.

Nieprawidłowości dotyczą wydatkowania budżetów reklamowych, a także angażowania firmowego mienia oraz pracowników w kampanie wyborcze.

Audyt wykazał, że w latach 2019, 2023 i 2024 kilkunastu pracowników brało udział w kampaniach wyborczych polityków Zjednoczonej Prawicy poprzez rozwożenie i wieszanie plakatów wyborczych. Wykorzystywano do tego samochody służbowe. W niektórych przypadkach dochodziło nawet do przymuszania pracowników spółki przez dyrektorów oddziałów do tych działań pod groźbą utraty zatrudnienia lub premii – napisano w oświadczeniu.

W swoim oświadczeniu spółka wskazała też, że wątpliwości budzi proces sprzedaży samochodów służbowych niektórym byłym członkom zarządu. Audyt wykazał, że poprzedzające sprzedaż wyceny mogły znacznie odbiegać od wartości rynkowej, przy czym każda kolejna była niższa od poprzedniej.

Audytorzy wskazali też na nieprawidłowości w realizacji projektów z obszaru organizacji i digitalizacji. Ich rozpoczęcia nie poprzedzała analiza efektywności finansowej, a część z nich okazała się „bezcelowa i nieprzemyślana”.

Jaki jest kontekst?

Od marca 2024 roku w Totalizatorze Sportowym trwa audyt wewnętrzny, w który zaangażowane są podmioty zewnętrzne — kancelarie prawne i firmy audytorskie. Audyt obejmuje dwanaście obszarów. Ma trwać do końca listopada 2024 roku.

To nie wszystko. Od początku października w Totalizatorze Sportowym trwa też interwencja Ministerstwa Aktywów Państwowych. MAP bada, czy po objęciu władzy przez nową ekipę po wyborach październikowych z 2023 roku, doszło do obsady wysokich stanowisk w oddziałach regionalnych spółki bez konkursów.

Ta interwencja ministerstwa jest skutkiem publikacji Onetu z 30 września 2024. Onet ujawnił, że partie koalicji rządzącej obsadzają stanowiska w Totalizatorze Sportowym bez konkursów. W ciągu ostatniego pół roku w Totalizatorze Sportowym odwołano 17 dyrektorów oddziałów terenowych. W większości były to osoby, które objęły funkcje w czasach rządów PiS i były związane z partiami Zjednoczonej Prawicy. W 13 regionach stanowiska objęli już nowi szefowie – działacze i współpracownicy PO, PSL-u i Lewicy.

„Jeżeli potwierdzą się doniesienia o nieprawidłowościach, podejmiemy działania. Jakie to będą działania, zależeć będzie od efektów naszych analiz stanu faktycznego” – napisało Ministerstwo Aktywów Państwowych w komunikacie z 1 października.

Totalizator Sportowy to spółka należąca do Skarbu Państwa. Zajmuje się organizacją gier liczbowych i loterii pieniężnych. W zeszłym roku spółka odnotowała 39 mld zł przychodu.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

12:00 29-10-2024

Prawa autorskie: Źródło: profil fb Donalda TuskaŹródło: profil fb Do...

Sondaże poparcia dla partii: KO z wyraźną przewagą nad PiS

Gdyby wybory parlamentarne odbywały się w najbliższą niedzielę, zwyciężyłoby w nich KO z poparciem 33 proc. wyborców. Na PiS zagłosowałoby 29 proc. respondentów.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni poparcie dla Koalicji Obywatelskiej wzrosło o 4 punkty procentowe — wynika z sondażu CBOS. W tym samym czasie nieznacznie wzrosło też poparcie dla najsilniejszej partii opozycyjnej, czyli PiS-u – o 1 punkt procentowy. To zmiana mieszcząca się jednak w granicach błędu statystycznego.

Na trzecim miejscu w sondażu CBOS lokuje się Konfederacja, którą popiera 11 proc. wyborców — o 2 punkty procentowe mniej niż w poprzednim badaniu. Na czwartym Trzecia Droga, która ma poparcie 8 proc. wyborców.

Ostatnim ugrupowaniem, które miałoby szansę wprowadzić swoich przedstawicieli do parlamentu, jest Lewica. Chęć głosowania na Lewicę deklaruje 7 proc. respondentów.

„Obserwowanemu niewielkiemu wzrostowi polaryzacji towarzyszy wycofanie się części uprawnionych do głosowania z uczestnictwa w wyborach i spadek odsetka niezdecydowanych” – zauważa CBOS. Chęć udziału w wyborach w październikowym badaniu zadeklarowało 77 proc. badanych. Odsetek niezdecydowanych sięga za to 11 proc.

Bardzo podobny wynik United Surveys

Bardzo podobne wyniki odnotowano w badaniu poparcia dla partii politycznych United Surveys dla Wirtualnej Polski. Z tego badania wynika, że gdyby wybory do Sejmu odbywały się w najbliższą niedzielę, wzięłoby w nich udział 56 proc. badanych, przy czym na Koalicję Obywatelską zagłosowałoby 33,6 proc. respondentów.

Na drugim miejscu znalazło się Prawo i Sprawiedliwość z wynikiem 28,9 proc. badanych. Także według tego badania Konfederacja zajęłaby trzecie miejsce z poparciem rzędu 10,7 proc.. Na Trzecią Drogę (Polska 2050 Szymona Hołowni i Polskie Stronnictwo Ludowe) zagłosowałoby 10,4 proc. ankietowanych, zaś na Lewicę 8,8 proc. respondentów. Odsetek niezdecydowanych w badaniu United Surveys sięgnął 7,6 proc. respondentów.

Zadowolenie z wyników sondaży wyraził premier Donald Tusk.

„KO dzisiaj w dwóch badaniach (CBOS i United Surveys) u zdecydowanych wyborców osiągnęła 37 proc. [poparcia]. Wiem, to tylko sondaże i jutro mogą być inne, ale mam dziś taką trochę chłopięcą satysfakcję, kiedy wyobrażam sobie miny ekspertów od sufitu Tuska (maks. 20 procent). Zaraz mi minie, obiecuję” – napisał żartobliwie premier.

Jaki jest kontekst?

To pierwszy sondaż poparcia dla partii CBOS po rocznicy wyborów październikowych z 2023 roku. Pomimo że wybory parlamentarne wygrało wówczas PiS, formacji Jarosława Kaczyńskiego nie udało się sformować rządu z większościowym poparciem. Dlatego w drugim podejściu powstał rząd koalicyjny Donalda Tuska (na zdjęciu powyżej), złożony z Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi (PSL i Polski 2050) oraz Nowej Lewicy.

Jak wynika z analizy sondaży CBOS z ostatniego roku, Koalicja Obywatelska utrzymuje dość stabilną przewagę nad Prawem i Sprawiedliwością, choć partia Jarosława Kaczyńskiego zdecydowanie depcze KO po piętach.

W ciągu roku od wyborów dość wyraźnie pogorszyło się jednak poparcie partii koalicyjnych wobec KO. Trzecia Droga utraciła trzecią lokatę w sondażach poparcia i została przegoniona nie tylko przez Konfederację, ale i w niektórych miesiącach przez Lewicę. Od lipca tego roku poparcie dla Trzeciej Drogi nie jest już dwucyfrowe.

O tym, z czego wynikają te wahania poparcia dla partii rządzącej koalicji oraz jaki stosunek do rządu mają wyborcy koalicji w rok po przełomowych wyborach z 2023 roku, pisaliśmy w tym tekście z 15 października:

Przeczytaj także:

10:47 29-10-2024

Prawa autorskie: Fot. Piotr Janowski/ Agencja Wyborcza.plFot. Piotr Janowski/...

Izraelski parlament zakazał działalności agencji humanitarnej ONZ

UNRWA – agenda ONZ ds. pomocy palestyńskim uchodźcom nie będzie miała prawa operować w Izraelu.„To kolektywna kara”.

Stosunkiem głosów 92 do 10 Kneset przegłosował w poniedziałek ustawę zakazującą działalności UNRWA na terenie całego kraju. Ustawa formalnie zrywa również więzi z tą organizacją. Izraelscy urzędnicy i instytucje mają zakaz współpracy z UNRWA, a jej pracownicy tracą przywileje dyplomatyczne w Izraelu.

„Pracownicy UNRWA zaangażowani w działalność terrorystyczną przeciwko Izraelowi muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności” – poinformowała kancelaria premiera Benjamina Netanjahu w oświadczeniu.

O co chodzi?

UNRWA to organizacja powołana przez Organizację Narodów Zjednoczonych w 1949 roku. Ma mandat do prowadzenia działalności na Bliskim Wschodzie — na Zachodnim Brzegu Jordanu, w tym we Wschodniej Jerozolimie, w Strefie Gazy, Jordanii, Libanie i Syrii. Zajmuje się udzielaniem pomocy humanitarnej i ochrony uchodźcom palestyńskim przymusowo wysiedlonym z terenów państwa Izrael oraz zamieszkującym terytoria okupowane.

Izrael oskarża organizację o sprzyjanie Hamasowi, a 12 jej pracowników o udział w zamachach terrorystycznych na Izrael 7 października 2023 roku. Już od wielu lat apelował do ONZ o likwidację agencji i zastąpienie jej nową organizacją ze względu na to, że ma być zinfiltrowana przez Hamas.

URNWA odpiera te zarzuty, twierdząc, że Izrael nie przedstawił nigdy wystarczających dowodów na kontakty jej pracowników z Hamasem, a tym bardziej na udział pracowników organizacji w zamachach terrorystycznych. Oskarża Izrael o rozsiewanie dezinformacji na temat organizacji i uniemożliwianie jej działania.

”Poniedziałkowe głosowanie w Knesecie, zakazujące działalności Agencji ONZ ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie, stoi w sprzeczności z zasadami Karty Narodów Zjednoczonych, stanowi pogwałcenie izraelskich zobowiązań na gruncie prawa międzynarodowego i ustanawia bardzo niebezpieczny precedens” – napisał w oświadczeniu Philippe Lazzarini, szef agencji.

Zdaniem Lazzariniego działanie Izraela to kolejny krok w trwającej od dawna kampanii oszczerstw wobec agencji, której celem jest delegitymizacja jej działalności i powstrzymanie pomocy humanitarnej dla Palestyńczyków.

Ustawy przyjęte przez Kneset, które wejdą w życie w ciągu 90 dni “pogłębią jedynie cierpienie Palestyńczyków”, szczególnie w Gazie, gdzie ludzie “od ponad roku żyją w piekle” – napisał Lazzarini na platformie X. Działania Izraela określił mianem “kolektywnej kary” dla Palestyńczyków.

Decyzję Izraela skrytykował też sekretarz generalny ONZ António Guterres. Zwrócił uwagę, że wejście w życie ustaw Knesetu “uniemożliwi agencji wykonywanie jej niezwykle niezbędnej pracy”, co będzie miało „dramatyczne konsekwencje” w regionie.

Wielokrotnie w obronie agencji głos zabierał także szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.

Jaki jest kontekst?

UNRWA to najważniejsza organizacja udzielająca pomocy humanitarnej na Bliskim Wschodzie. Zatrudnia ponad 30 tysięcy pracowników, odpowiada za dostawy żywności, świadczenie usług zdrowotnych, w tym szczepienia, i organizację szkolnictwa. W praktyce większość Palestyńczyków zamieszkujących Strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu polega na pomocy humanitarnej świadczonej przez tę agencję.

To właśnie za taką działalność organizacja została nominowana w tym roku do Pokojowej Nagrody Nobla.

Sekretarz Generalny ONZ wielokrotnie podkreślał, że UNRWA jest zupełnie „niezastąpiona” w swojej działalności na Bliskim Wschodzie, a znaczenie organizacji jeszcze wzrosło od czasu wybuchu wojny w Strefie Gazy i Libanie.

Działalność organizacji jest gwarantowana rezolucją ONZ. Państwo, które tak jak Izrael jest sygnatariuszem Karty Narodów Zjednoczonych, nie może arbitralną decyzją władz nie uznawać mandatu organizacji ONZ. Decyzję Izraela potępiła Unia Europejska, Wielka Brytania i Waszyngton.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

18:13 28-10-2024

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Bodnar pozywa Morawieckiego. Chodzi o „krew na rękach”

Jak informuje Rzeczpospolita, Adam Bodnar złożył dziś pozew przeciwko Mateuszowi Morawieckiemu. Chodzi o wypowiedź byłego premiera po śmierci polskiego żołnierza ugodzonego nożem na granicy

Co się wydarzyło?

Adam Bodnar złożył przeciwko Mateuszowi Morawieckiemu pozew o ochronę dóbr osobistych. Minister sprawiedliwości domaga się od byłego premiera przeprosin za przypisanie mu odpowiedzialności za ugodzenie nożem polskiego żołnierza na polsko-białoruskiej granicy.

“Pan Mateusz Morawiecki stwierdził, że pan Adam Bodnar „ma krew na rękach”. Nie może być tolerancji dla głoszenia tak radykalnych tez bez cienia dowodu, niezależnie od tego, czy osoba, której działania zostają poddanie krytyce, jest politykiem czy nie. Nie ma zgody na sugestie, że pan Adam Bodnar jest odpowiedzialny za śmierć człowieka” – powiedzieli w rozmowie z „Rzeczpospolitą” pełnomocnicy ministra, adwokaci dr Michał Zacharski i dr Kamil Rudol.

Jak dodają, pozew złożono także w trosce o dobre standardy debaty publicznej.

Adam Bodnar domaga się od Morawieckiego wpłaty 10 tys. zł na WOŚP i opublikowania przeprosin w mediach społecznościowych byłego premiera oraz na profilu PiS na portalu X.

Jaki jest kontekst?

Pozew dotyczy słów Mateusza Morawieckiego wypowiedzianego po śmierci polskiego żołnierza ugodzonego nożem na granicy polsko-białoruskiej.

Do zdarzenia doszło 28 maja w okolicach Dubicz Cerkiewnych. Jeden z migrantów podczas próby przedostania się przez zaporę chroniącą polską granicę, ugodził nożem szer. Mateusza Sitka. Raniony w klatkę piersiową żołnierz zmarł po kilku dniach w szpitalu.

Podczas zwołanej konferencji prasowej przy granicy z Białorusią, Mateusz Morawiecki powiedział:

“Drodzy żołnierze, drodzy funkcjonariusze. Ja wam dziękuję. Dziękuję wam w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej i wszystkich Polaków, za waszą odważną postawę, za to, że nie wahacie się bronić nas, naszych granic, wbrew temu, co robią obecnie rządzący. A co oni robią? Powołują, to prokurator Bodnar, który ma krew na rękach tym, co się stało, powołuje zespół. Ale wiecie państwo do czego? Zespół do wyłapywania takich zachowań żołnierzy, które mogą doprowadzić żołnierzy do aresztu. Czy Wy coś z tego rozumiecie? Ja naprawdę zastanawiam się, komu to wszystko służy” – mówił były premier.

Morawiecki nawiązał do powołanego w kwietniu 2024 roku, a więc przed śmiercią żołnierza na granicy, zespołu prokuratorów. Jego celem jest zbadanie zachowań funkcjonariuszy podejmowanych wobec cudzoziemców, którzy przekroczyli granicę białorusko-polską. Zadaniem zespołu jest zatem wyjaśnianie spraw tzw. pushbacków, a nie ograniczanie prawa żołnierzy do samoobrony.

“Powołanie przedmiotowego zespołu śledczego w Prokuraturze Okręgowej w Siedlcach nie spowodowało jakichkolwiek ograniczeń faktycznych lub prawnych dla służb mundurowych lub żołnierzy w związku z ochroną pogranicza. Nie ma również żadnego związku między powstaniem owego zespołu śledczego a śmiercią jakiegokolwiek żołnierza” – podkreślił Adam Bodnar w pozwie przeciwko Morawieckiemu.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

16:11 28-10-2024

Prawa autorskie: Fot. SAUL LOEB / AFPFot. SAUL LOEB / AFP

Washington Post nie poprze Kamali Harris. Dziennikarze odchodzą na znak protestu

Jedna z najbardziej opiniotwórczych amerykańskich gazet nie poprze żadnego z kandydatów w nadchodzących wyborach. Zerwanie z 30-letnią tradycją to decyzja właściciela Washington Post, miliardera Jeffa Bezosa

Co się wydarzyło?

W piątek 25 października wydawca Washington Post ogłosił, że jego medium nie poprze żadnego kandydata w wyborach prezydenckich w USA. Decyzja ta ma być “powrotem do korzeni” gazety.

„Wiemy, że zostanie odebrana na wiele sposobów, w tym jako milczące poparcie jednego kandydata, potępienie innego lub zrzeczenie się odpowiedzialności. To jest nieuniknione” – czytamy w opublikowanym w piątek felietonie wydawcy Willa Lewisa.

Według związku zawodowego zrzeszającego dziennikarzy i pracowników „Washington Post” tekst wyrażający poparcie dla Kamali Harris był już gotowy, ale o wstrzymaniu publikacji miał zdecydować właściciel gazety, miliarder Jeff Bezos.

„Kierownictwo ingerowało w pracę członków w redakcji”

- piszą związkowcy w oświadczeniu.

Według analityków, po decyzji ogłoszonej przez Willa Lewisa ok. 200 tysięcy abonentów anulowało swoje subskrypcje. Od piątku setki czytelników udostępniło w mediach społecznościowych zrzuty ekranu przedstawiające anulowanie subskrypcji dla Washington Post.

W niedzielę 27 października z funkcji redaktora naczelnego The Washington Post zrezygnował Robert Kagan.

Z redakcji zdecydowała się odejść także Michele Norris, felietonistka Washington Post i pierwsza czarnoskóra prezenterka National Public Radio (NPR).

„W takiej chwili każdy musi podejmować własne decyzje. Decyzja „Washington Post” o wstrzymaniu napisanego i zatwierdzonego wyrazu poparcia w wyborach, w których stawką są podstawowe zasady demokracji, była straszliwym błędem i obrazą utrzymującego się od dawna standardu gazety, polegającego na regularnym popieraniu kandydatów od 1976 r.” – napisała Norris na platformie X.

Jaki jest kontekst?

Decyzję o wstrzymaniu poparcia dla Kamali Harris przed Washington Post miał podjąć jego właściciel, miliarder Jeff Bezos, do którego należy także Amazon.

Tymczasem inny amerykański miliarder, Elon Musk, otwarcie popiera Donalda Trumpa. Za pośrednictwem stworzonej przez siebie organizacji America PAC Musk przekazał na rzecz kampanii kandydata republikanów już 75 mln dolarów.

Susan Rice, była ambasador USA przy ONZ i była doradczyni administracji Joe Bidena ds. polityki wewnętrznej, nazwała decyzję właścicieli The Washington Post „obłudną”.

„To tyle, jeśli chodzi o [hasło – przyp. OKO.press] «Demokracja umiera w ciemności»” – stwierdziła Rice, odnosząc się do oficjalnego hasła gazety, przyjętego w 2017 r., czyli już za rządów Bezosa.

David Maraniss, nagrodzony Pulitzerem reporter i redaktor Washington Post, dodał: „Gazeta, w której kochałem pracować przez 47 lat, umiera w ciemności”.

Paradoksalnie jednak, oburzenie po decyzji kierownictwa Washington Post odbiło się głośniejszym echem, niż gdyby gazeta po prostu udzieliła Kamali Harris poparcia.

Mimo tego, na podobny krok zdecydował się także inny potentat medialny – miliarder Patrick Soon-Shiong, właściciel gazety “Los Angeles Times”.

Córka Soon-Shiong, 31-letnia Nika Soon-Shiong, zasugerowała w mediach społecznościowych, że decyzję o powstrzymaniu się od poparcia któregoś z kandydatów podjęła cała rodzina, częściowo ze względu na politykę administracji Bidena i Harris wobec Izraela i Gazy.

Patrick Soon-Shiong publicznie zaprzeczył tym informacjom i podkreślił, że jego córka nie ma żadnego wpływu na politykę redakcji.

Po decyzji właścicieli “LA Times” ponad 2000 czytelników anulowało swoje subskrypcje.

Wybory prezydenckie w USA odbędą się we wtorek 5 listopada.

Kluczowe dla ich rozstrzygnięcia będą wyniki wyborów w tzw. swinging states. Według sondaży nieznacznie, w granicy błędu statystycznego, prowadzi w nich Donald Trump:

Przeczytaj więcej o wyborach w USA:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także: