Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
Z ustaleń Najwyższej Izby Kontroli wynika, że Paweł Jabłoński, były wiceminister w MSZ, przyznawał miliony złotych w konkursach organizacjom, które nie dostały rekomendacji komisji konkursowej.
Chodzi o 7,2 mln zł. Taką kwotę były wiceszef MSZ Paweł Jabłoński z PiS miał rozdać w programie „Pomoc humanitarna 2023” wbrew rekomendacjom komisji konkursowej. Podaje ją „Rzeczpospolita”, powołując się na ustalenia NIK.
Kontrolerzy potwierdzili informacje, jakie we wrześniu 2023 roku przekazywali Daria Gosek-Popiołek i Maciej Konieczny z Lewicy, którzy weszli do MSZ z kontrolą poselską. Chcieli zbadać przebieg konkursów „Pomoc humanitarna 2023” i „Polska pomoc rozwojowa 2023”. Podkreślali, że pieniądze nie trafiły do znanych organizacji humanitarnych. Dostawały je mniejsze organizacje, o małym doświadczeniu. Jedna z nich — Klaster Innowacji Społecznych — jest powiązana ze środowiskiem Adama Bielana. Kieruje nią Petros Tovmasyan, działacz nieistniejącej już partii Bielana. Fundacja dostała 412 tysięcy zł na projekt dotyczący Ukrainy.
„522 tys. zł, również na pomoc Ukrainie, popłynęło do Stowarzyszenia Bezpieczna Lubelszczyzna, które wcześniej zasłynęło zrealizowaniem projektu, w ramach którego wywiesiło billboardy z wizerunkami polityczek PiS. Pieniądze z MSZ popłynęły też m.in. do Caritas Archidiecezji Lubelskiej oraz Stowarzyszenia Katolickiego Przyjaźń Jaworznicka” – wylicza „Rzeczpospolita”.
Projekty te nie dostały rekomendacji komisji oceniającej zgłoszenia do konkursu „Pomoc humanitarna 2023” — w przeciwieństwie do PAH czy Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Według ustaleń NIK, w lipcu 2023 roku komisja konkursowa przedłożyła Jabłońskiemu notatkę, w której zarekomendowała udzielenie dotacji dla dziesięciu projektów. 7 sierpnia do komisji wpłynął jednak mail od asystenta Jabłońskiego, w którym sugeruje inne rozstrzygnięcie konkursu.
W mailu asystent wiceministra proponuje wyróżnienie 10 projektów, ale tylko trzy z nich miały rekomendację komisji. „Rzeczpospolita” zwraca uwagę na to, że Stowarzyszenie Bezpieczna Lubelszczyzna od komisji konkursowej dostało 0 na 100 punktów.
NIK uważa, że konkurs został rozwiązany z naruszeniem prawa — wyróżnione projekty nie tylko nie miały rekomendacji, ale także nie znajdowały się na liście rezerwowej. Bo takiej podczas rozwiązywania konkursu nie stworzono.
NIK kontrolował jedynie „Pomoc humanitarną 2023”. Posłowie Lewicy zwracali uwagę, że podobne nieprawidłowości dotyczą konkursu "Polska pomoc rozwojowa 2023”. Tam wiceminister Jabłoński miał rozdać 6,3 mln zł, również przyznając pieniądze organizacjom bez rekomendacji komisji.
Ogromne spadki na giełdzie w poniedziałek, we wtorek lekkie odbicie. Sytuacja powoli się stabilizuje po tym, jak indeks tokijskiej giełdy zanotował największy spadek od czarnego poniedziałku w 1987 roku.
W poniedziałek 5 sierpnia główny indeks tokijskiej giełdy Nikkei 225 spadł aż o 13,5 proc. To największy spadek od „czarnego poniedziałku” 19 października 1987 r. Akcje Toyoty straciły 19 proc., Subaru 18,3 proc., Mitsubishi 17,9 proc., a Hondy 17,8 proc.
„W przypadku Japonii nagłe zmiany indeksu tłumaczone były odwrotną korelacją do wyceny japońskiego jena, który podbił do 7-miesięcznych szczytów w wyniku odwracania pozycji tzw. carry trades, bazujących na różnicach w stopach procentowych” – komentował dla PAP analityk DM BOŚ Konrad Ryczko.
Sytuacja rozlała się także na USA i Europę, choć tu eksperci nie mówią o krachu, a jedynie o znaczących spadkach. „Początkowa faza handlu w USA przyniosła spadek tamtejszego indeksu Nasdaq o ok. 6 proc.” – dodał Ryczko.
A Europa?
„Niemiecki DAX traci ponad 2 proc., podobnie jak francuski CAC40 i europejski indeks kluczowych spółek Euro Stoxx 50. Poważne spadki dotyczą giełdy w Turcji, gdzie indeks BIST 100 traci 5 proc. Warszawski WIG20 to już spadki ponad trzyprocentowe” – podaje Business Insider.
Dzień później sytuacja na giełdzie jest nieco spokojniejsza. Indeks Nikkei 225 zamknął dzień zwyżką o 10,2 proc. Południowokoreański KOSPI odbijał o 4 proc. „Wall Street również prezentowało się stabilniej, notowania kontraktów terminowych na indeks S&P 500 wzrosły o 1 proc., podczas gdy kontrakty terminowe Nasdaq wzrosły o 1,4 proc., a europejski indeks STOXX 600 wzrósł o 0,7 proc., odzyskując pewną stabilność po poniedziałkowym spadku o 2,2 proc.”- pisze agencja Reuters.
Business Insider podkreśla, że odbicie warszawskiej WIG20 jest umiarkowane. O godz. 9:10 indeks rósł 0,8 proc. „Z każdą chwilą we wtorek rano odbicie przy ul. Książęcej jednak traciło impet. Około godz. 10.00 indeks WIG20 znowu zaczął świecić na czerwono. Spadki sięgały 0,25 proc.” – czytamy.
„Jedną z pierwszych rzeczy, którą zleciliśmy po objęciu sterów w ministerstwie, był audyt zapory na granicy. Wyniki wykazały jeden podstawowy problem: dziś jest po prostu nieskuteczna i nieszczelna” – mówi wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Duszczyk.
„Zwróciliśmy się do badaczy z Politechniki Śląskiej, żeby przygotowali ekspertyzę, jakich materiałów użyć, by zaporę wzmocnić, a nie musieć stawiać jej od nowa” – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” prof. Maciej Duszczyk, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. Zapowiedział, że zapora na granicy z Białorusią będzie wzmocniona do połowy 2025 roku.
Jak wyjaśniał, MSWiA planuje m.in. zainstalowanie belek poprzecznych i zmianę położenia concertiny bezpośrednio pod zaporę, żeby zapobiegać podkopom. Duszczyk mówił też o instalacji dodatkowego oświetlenia i kamer.
Obecnie zaporę można przejść w kilkadziesiąt sekund. Zabezpieczenia da się łatwo pokonać, tworząc wyrwę między przęsłami. Osoby, które ją przekraczają, wykorzystują do tego podstawowe narzędzia, w tym lewarki samochodowe.
„Można podsumować, że odziedziczyliśmy prowizorkę, a teraz robimy realną przeszkodę przed nielegalnym przekraczaniem granicy. Jednak raz otwarty szlak migracyjny będzie już działał. Chodzi o to, aby zdecydowanie zmniejszyć jego atrakcyjność i odzyskać kontrolę” – powiedział Duszczyk.
Pytany o push-backi, Duszczyk odpowiedział, że „wszystko zależy od sytuacji”. Jeśli mamy do czynienia z „siłową próbą przekroczenia” zapory przez „grupę agresywnych cudzoziemców” – funkcjonariusze zawracają ich na stronę białoruską. „I jest to w pełni zgodne z wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka” – powiedział wiceminister.
Jeśli jednak osoby już znalazły się na terytorium Polski i chcą złożyć wniosek o ochronę międzynarodową, nie są pushbackowane. „Do czasu rozpatrzenia pozostają na terenie Polski. Każdy przypadek jest analizowany indywidualnie, żeby zweryfikować, z kim tak naprawdę mamy do czynienia” – podkreślił Duszczyk.
Zapowiedział także, że poza fizycznym uszczelnieniem granicy konieczne są również zabezpieczenia prawne. Trzeba, jak dodał, doprowadzić do zmiany przepisów na poziomie europejskim tak, aby wnioski o ochronę międzynarodową były przyjmowane tylko na przejściach granicznych. To by oznaczało, że migranci pokonujący zaporę nie mogliby ubiegać się o ochronę.
Wiceminister pytany o dialog z organizacjami zajmującymi się pomocą migrantom, odpowiedział, że odbył z nimi już kilkadziesiąt rozmów. Zaznaczył jednak, że nie rozumie „pewnej bardzo niewielkiej części aktywistów, którzy są przy granicy i opowiadają się za likwidacją zapory lub uważają, że to Unia Europejska jest winna kryzysowi humanitarnemu, a nie Alaksandr Łukaszenka”.
Przypomnijmy: w lipcu 2024 organizacje z Polski, Litwy, Łotwy i Białorusi opublikowały pierwszy raport, w którym wyliczyły, ile osób zginęło na granicy.
W sumie udokumentowano 116 zmarłych osób w tych czterech krajach. „Do końca marca 2024 roku w Polsce zginęło co najmniej 40 osób w drodze, które przekroczyły granicę unijno-białoruską” – napisano w raporcie. Kolejne 45 osób zmarło po stronie białopruskiej, ale przy granicy z Polską.
Jak mówiła na konferencji prasowej Alicja Palęcka z Fundacji Ocalenie, ta liczba jest już nieaktualna – teraz liczba śmierci doszła do 130 (na całej granicy). A 28 kolejnych śmierci zgłosiły osoby w drodze.
Szczegóły dotyczące raportu opisała w OKO.press Magdalena Chrzczonowicz:
Co najmniej pięciu żołnierzy zostało rannych w poniedziałkowym (5 sierpnia) ataku na bazę Ain al-Asad w prowincji Anbar na zachodzie Iraku.
Dwie rakiety zostały wystrzelone w bazę lotniczą Al Asad w zachodnim Iraku w poniedziałkowy wieczór lokalnego czasu – podają światowe agencje informacyjne. Reuters podkreśla, że nie jest jasne, czy atak był powiązany z groźbami Iranu dotyczącymi odwetu za zabicie przywódcy Hamasu. Ismail Hanija zginął 31 lipca.
Na razie nikt nie przyznał się do ataku na bazę w Iraku. Rannych jest co najmniej pięciu żołnierzy amerykańskich.
Urzędnicy, którzy rozmawiali z agencją Reuters pod warunkiem zachowania anonimowości, powiedzieli, że jeden z żołnierzy jest poważnie ranny. Liczba ofiar może wzrosnąć. „Personel bazy przeprowadza ocenę zniszczeń po ataku” – dodał jeden z urzędników.
Reuters podkreśla, że Bliski Wschód przygotowuje się na możliwą nową falę ataków ze strony Iranu i jego sojuszników po zabiciu wysoko postawionych członków Hamasu i Hezbollahu.
Chodzi nie tylko o Ismaila Haniję, który został zamordowany w Teheranie, ale także o śmierć Fuada Szukra, dowódcy Hezbollahu. Zginął podczas ataku Izraela na Bejrut w ubiegłym tygodniu. Zabójstwa te wzbudziły obawy, że konflikt w Strefie Gazy przeradza się w wojnę na całym Bliskim Wschodzie. Iran zapowiedział odwet za te morderstwa. Stwierdził również, że USA, wspierając Izrael, również ponosi odpowiedzialność za zabójstwo Haniji.
Pentagon podał, że sekretarz obrony USA Lloyd Austin i minister obrony Izraela Yoav Gallant po ataku na bazę Al Asad rozmawiali przez telefon i zgodzili się, że wystrzelenie rakiet w kierunku bazy oznacza „niebezpieczną eskalację”.
Od początku wojny w Strefie Gazy jesienią ubiegłego roku proirańskie ugrupowania terrorystyczne wielokrotnie atakowały amerykańskie bazy wojskowe w Iraku i Syrii. Pod koniec stycznia w jednym z ataków w Jordanii zginęło trzech amerykańskich żołnierzy. Stany Zjednoczone w odpowiedzi przeprowadziły naloty na pozycje bojowników w Iraku i Syrii.
Poniedziałek przyniósł kontynuację brutalnych starć w Wielkiej Brytanii, informacje o złotej aldze w Kanale Gliwickim, a także dymisje ważnych generałów.
„Do tych, którzy czują się celem ataków ze względu na kolor skóry lub wiarę: wiem, jak przerażające to musi być. Chcę, abyście wiedzieli, że ten brutalny tłum nie reprezentuje naszego kraju” – powiedział premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer w reakcji na antyimigranckie zamieszki, które trwają w Wielkiej Brytanii.
Od sześciu dni w kilku miastach Wielkiej Brytanii trwają brutalne zamieszki napędzane fałszywymi informacjami, jakoby nożownik, który w poniedziałek 29 lipca zamordował trójkę dzieci, a ośmioro i dwóch nauczycieli ranił, był imigrantem, który dopiero co przybył do Wielkiej Brytanii.
„To nie protesty, to skrajnie prawicowa bandyterka” – powiedział w niedzielę 4 sierpnia w wystąpieniu prasowym Keir Starmer, premier Wielkiej Brytanii. Brutalne zamieszki od wtorku 30 sierpnia przetaczają się przez kolejne miasta Wielkiej Brytanii: Londyn, Rotherham, Middlesbrough, Liverpool, Bolton oraz Belfast.
Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz odwołał ze stanowisk pięciu generałów, którzy awanse zawdzięczają lojalności poprzedniej władzy — informuje Onet. — Późno, bo późno, ale w końcu zaczęło się czyszczenie armii z miernych, upolitycznionych oficerów — mówią rozmówcy Onetu.
W ostatnich dniach z zajmowanych stanowisk zostali odwołani gen. Robert Głąb, gen. Ryszard Parafianowicz, gen. Roman Kopka, gen. Grzegorz Skorupski oraz gen. bryg. Artur Jakubczyk — donosi Onet. Jak wynika z ustaleń portalu, wszyscy to „ludzie Macierewicza”, awansowani na dowódców pomimo braku wcześniejszego doświadczenia, jedynie ze względu na lojalność partyjną.
Gen. Robert Głąb został odwołany ze stanowiska szefa Sztabu ds. Zarządzania Zasobami w Sojuszniczym Dowództwie Transformacyjnym w Norfolk po zakończeniu trzyletniej kadencji — informuje Onet. Na to wysokie stanowisko w wojskach sojuszniczych Głąb został powołany przez ministra Mariusza Błaszczaka. Wcześniej pełnił funkcję dowódcy Garnizonu Warszawa i jak przypomina Onet, zasłynął rozkazem wydanym dowódcom, kierownikom i komendantom podległych mu jednostek, by ci czerpali informacje tylko z TVP Info, czyli zupełnie upolitycznionych wówczas mediów publicznych.
Problem sprzed dwóch lat powraca – złota alga wypuszcza toksyny, a na brzegu pojawiają się martwe ryby.
W Kanale Gliwickim stwierdzono obecność złotej algi i martwych ryb. To miejsce, od którego rozpoczęła się katastrofa odrzańska z 2022 roku, kiedy w całej rzece życie straciły miliony tych zwierząt. Zgadza się również źródło problemów w wodzie – czyli złota alga, która również dwa lata temu zatruła rzekę swoim zakwitem i wyrzutem toksyn. Dostały się one również do jeziora Dzierżno Duże na Górnym Śląsku, tak samo jak Odra połączonym z Kanałem. Wydany został zakaz kąpieli w tym zbiorniku.
Sprawą zajmuje się wiceministra klimatu Urszula Zielińska. Rząd zapowiada powołanie międzyresortowego zespołu, który wypracuje rozwiązania dla Odry.
Kościelnym oficjelom nie podoba się zasada łączenia osób z różnych klas w jedną grupę, która będzie uczęszczać na lekcję religii.
Zmiany w organizacji lekcji religii nie podobają się kościelnym oficjelom. Zdecydowany sprzeciw wobec planów ministerstwa edukacji wyraziła Komisja Wychowania Katolickiego Komisji Episkopatu Polski. Od 1 września szkoły będą mogły łączyć w grupy lekcji religii uczniów z różnym klas. Według rozporządzenia ci z klas, gdzie na lekcje religii zgłosiło się poniżej 7 osób, będą mogły uczęszczać na nie z uczniami z klas, gdzie chęć chodzenia na religię wyraziło więcej osób. Łączenie dzieci z różnych klas zdaniem przedstawicieli Episkopatu ma być „dyskryminujące”.
Jak napisał w oświadczeniu przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego Wojciech Osial, zmiany „naruszają one Prawo oświatowe i zasady pedagogiczne” i „wprowadzają poważne problemy w zakresie realizacji programu lekcji religii”.
„Ministerstwo Edukacji Narodowej nie uwzględniło opinii i postulatów przedstawianych przez Kościoły i związki wyznaniowe” – piszą przedstawiciele KEP. Episkopat zachęcił również do dołączenia wiernych do akcji „TAK dla religii w szkole”, organizowanych przez czasopisma katolickie.