0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Krótko i na temat: najnowsze depesze OKO.press z Polski i ze świata

Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny

Google News

10:33 17-10-2025

Prawa autorskie: Fot. Piotr Skornicki / Agencja Wyborcza.plFot. Piotr Skornicki...

Kryzys klimatyczny. Rozgrzana Ziemia absorbuje coraz mniej CO2

Koncentracja głównego gazu cieplarnianego, czyli dwutlenku węgla (CO2), osiągnęła w 2024 r. rekordowy poziom, a tempo jej wzrostu przyspieszyło w najbardziej od początku pomiarów – ostrzega Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) w opublikowanym 16 października raporcie o gazach cieplarnianych i ich wpływie na klimat.

Co się wydarzyło?

Według analizy WMO, średnia globalna koncentracja CO2 wyniosła w minionym roku 423,9 cząsteczki na milion (ppm), czyli o 3,5 ppm więcej niż w roku poprzednim — to największy roczny przyrost w trwającej od 1957 r. serii pomiarowej.

Koncentracja innych istotnych gazów cieplarnianych, a więc metanu (CH4) i podtlenku azotu (NO2) osiągnęła odpowiednio 1942 cząsteczek na miliard (ppb), co oznacza wzrost o 8 ppb rok do roku, oraz 338,0 ppb (wzrost o 1 ppb rok do roku).

Tzw. indeks radiacyjny AGGI, który mierzy łączny wpływ długotrwałych gazów cieplarnianych na bilans energetyczny Ziemi, wyniósł 1,54 w 2024 r., co oznacza 54-procentowy wzrost dodatniego wymuszenia radiacyjnego od 1990 r.

Dodatnie wymuszenie radiacyjne określa ile dodatkowej energii trafia do systemu klimatycznego – w tym przypadku z powodu rosnącej koncentracji gazów cieplarnianych. O tym, że CO2 i inne gazy cieplarniane działają – w uproszczeniu – jak planetarna termoizolacja, wiemy od połowy XIX wieku. Aczkolwiek dopiero dziś przekonujemy się na własnej skórze, co to oznacza: ekstremalne ulewy i powodzie, a z drugiej strony długotrwałe susze i problemy z wodą. Tak właśnie wyglądała Polska rok temu, kiedy Dolny Śląsk zmagał się z powodzią, a północno-wschodnie regiony dotknęła susza (swoją drogą trwająca do dziś).

Raport WMO wskazuje też, że przyczyny gwałtownego wzrostu koncentracji CO2 w atmosferze w 2024 r. to nie tylko emisje ze spalania paliw kopalnych, lecz także osłabienie naturalnych „pochłaniaczy” dwutlenku węgla — np. lasów, mokradeł, torfowisk i oceanów.

To bardzo niepokojące zjawisko, mówi OKO.press prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery z Uniwersytetu Warszawskiego.

"Tempo wzrostu emisji ze spalania węgla i innych paliw kopalnych nie jest już tak szybkie, jak kiedyś, ale przyrosty koncentracji CO2 w atmosferze utrzymują się na wysokim poziomie i stały się nieproporcjonalne do wzrostu emisji.

To oznacza, że maleje wydajność ekosystemów w usuwaniu CO2 z atmosfery"

— mówi prof. Malinowski.

Jest to tzw. dodatnie sprzężenie zwrotne – im wyższa koncentracja CO2 i innych gazów cieplarnianych w atmosferze ziemskiej, tym cieplej. A im cieplej, tym gorsze zdolności ekosystemów do pochłaniania nadmiaru gazów cieplarnianych – co prowadzi do dalszego ocieplenia.

Podobnie rzecz ma się z pożarami, które również są istotnym źródłem emisji gazów cieplarnianych. Im cieplej na świecie, tym więcej pożarów wybucha, zwiększając koncentrację CO2, co przyczynia się do dalszego ocieplenia i jeszcze częstszych pożarów.

„Podsumowując, najważniejszy sygnał z raportu WMO jest taki, że koncentracja CO2 rośnie nieproporcjonalnie do wzrostu emisji, ponieważ pochłanianie CO2 na lądzie i w oceanach stają się mniej wydajne w warunkach rosnącej temperatury globu” – mówi prof. Malinowski.

WMO podkreśla, że 2024 r. był najcieplejszy w historii pomiarów sięgającej połowy XIX w. — średnia temperatura przekroczyła po raz pierwszy barierę 1,5°C względem epoki przedprzemysłowej.

Ten niepokojący rekord był w dużej mierze efektem długoterminowego trendu ocieplenia na który nałożył się krótkoterminowy impuls El Niño. Chodzi o cyklicznie występujące zjawisko na tropikalnych szerokościach geograficznych Pacyfiku, kiedy dominujący kierunek wiatru zmienia się ze wschodniego na zachodni, powodując ogrzanie wód wschodniego Pacyfiku (zazwyczaj jest na odwrót: zachodnie wiatry utrzymują cieplejsze wody w zachodniej części Oceanu Spokojnego).

Z punktu widzenia globalnego klimatu El Niño powoduje skokowy, trwający około pół roku wzrost średniej temperatury planety, spowodowany tą rozlewającą się na wschodnim Pacyfiku „plamą” bardzo ciepłej wody.

Niemniej na skutek ogólnego ocieplenia lata, które kiedyś uchodziły za ciepłe z powodu El Nino, dziś nie “załapałyby się” do rekordowo ciepłej czołówki. I na odwrót – dzisiejsze chłodniejsze lata byłyby jednymi z najgorętszych w minionych dekadach.

Jaki jest kontekst?

WMO zwraca uwagę, że CO2 pozostaje w atmosferze na stulecia, ponieważ tylko bardzo powolne procesy naturalne usuwają go z atmosfery. Tym gorsza jest informacja, że nawet i te procesy w lasach, torfowiskach i oceanach ulegają teraz osłabieniu. Dla porównania – metan, który jest silniejszym gazem cieplarnianych niż CO2 – ma średni czas życia w atmosferze ok. 9 lat. Działania ograniczające emisje metanu dają szybsze, lecz jedynie krótkotrwałe efekty ograniczające ocieplenie.

Autorzy raportu akcentują, że kluczowym celem polityki klimatycznej musi pozostać osiągnięcie wyzerowanie netto emisji CO2 pochodzących z działalności ludzkiej — to warunek zahamowania długoterminowego wzrostu temperatury.

W tym kontekście WMO wzywa do utrzymania i rozbudowy globalnego systemu monitoringu gazów cieplarnianych, by lepiej rozumieć sprzężenia zwrotne pomiędzy klimatem, emisjami i koncentracją gazów cieplarnianych w atmosferze, weryfikować deklarowane przez rządy cięcia emisji i monitorować efekty polityki klimatycznej.

Raport WMO jest jednocześnie ostrzeżeniem o niebezpieczeństwie „nowej normy”: przyspieszonym tempie przyrostu CO2 i wzroście częstotliwości ekstremów pogodowych. Zdecydowane ograniczenie spalania paliw kopalnych, wzmocnienie ochrony oraz odbudowa ekosystemów już od dawna wymagają szybkiej i skoordynowanej odpowiedzi politycznej i technologicznej. Na co niestety się nie zanosi.

Cały raport można znaleźć TUTAJ.

Przeczytaj więcej w OKO.press

Przeczytaj także:

09:02 17-10-2025

Prawa autorskie: Fot. Anna Lewanska / Agencja Wyborcza.plFot. Anna Lewanska /...

Nowy raport: spadek skrajnego ubóstwa w 2024 roku, problemy pozostają

To powrót do trendu z lat 2016-2022. Z raportu wynika, że rząd ignoruje poważne problemy. Już ponad połowa skrajnie ubogich nie ma prawa do zasiłków z pomocy społecznej

Co się wydarzyło

EAPN Polska koalicja organizacji walczących z ubóstwem, opublikowała coroczny raport na temat stanu ubóstwa w Polsce. Dotyczy 2024 roku. Przytoczmy najważniejsze dane:

  • Liczba osób żyjących w skrajnym ubóstwie spadła z 2,5 mln osób w 2023 roku (6,6 proc.) do 1,9 mln osób (5,2 proc.),
  • Liczba osób żyjących w tzw. ubóstwie relatywnym wzrosła z 4,6 mln (12,2 proc.) do 5 mln (13,3 proc.).

Skrajne ubóstwo to życie poniżej minimum egzystencji. To miara wyliczana przez Instytut Pracy i Praw Socjalnych – wydatki poniżej tego minimum oznaczają zagrożenie dla życia. Jest różne w zależności od wielkości gospodarstwa domowego. Spójrzmy na dwie wartości skrajne. W dwuosobowym gospodarstwie emeryckim to w 2024 roku 766 zł na osobę, w jednoosobowym gospodarstwie pracowniczym – 950 zł.

Ubóstwo relatywne to wydatki poniżej 50 proc. średnich wydatków.

Jakie są przyczyny

Spadek skrajnego ubóstwa to wynik wzrostu płacy minimalnej, opanowania inflacji i podwyżki świadczenia 800+. To powrót do skali skrajnego ubóstwa z ostatnich lat po wysokim wzroście z 2023 roku. W latach 2016-2022 poziom skrajnego ubóstwa oscylował między 4,2 a 5,4 proc. Wcześniej nastąpił spory spadek po wprowadzeniu programu 500+. Od tego momentu nie posunęliśmy się jednak do przodu w walce z ubóstwem, ani za drugiej kadencji rządu PiS, ani za czasów obecnej koalicji rządzącej Donalda Tuska.

Przez brak zmiany kryteriów dochodowych w pomocy społecznej rośnie jednak poważny problem „luki dochodowej”. Sprawia on, że coraz więcej osób określanych jako skrajnie ubogie nie kwalifikuje się do świadczeń z systemu pomocy społecznej. Obecnie to już 975 tys. osób, ponad połowa skrajnie ubogich. EAPN w raporcie nazywa ten problem „kompromitującym”. Rząd zapowiadał zmiany, ale do dziś nie udało się ich przeprowadzić.

Zwraca też uwagę wzrost ubóstwa relatywnego.

„Ten wzrost to ostrzeżenie, że ignorowanie problemu ubóstwa źle się skończy. W okresie ożywienia gospodarczego tempo wzrostu konsumpcji ubogich rodzin nie nadąża za resztą społeczeństwa” – mówi w raporcie dr hab. Ryszard Szarfenberg, przewodniczący EAPN Polska.

Przeczytaj inne teksty na ten temat w OKO.press

Przeczytaj także:

08:07 17-10-2025

Prawa autorskie: 17.10.2024 Krosno , Sad Okregowy . Akta sprawy na tle fioletowy zabot sedziowski . Fot. Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.pl17.10.2024 Krosno , ...

Dziś sąd ma wydać decyzję w sprawie Wołodymyra Ż.

17 października sąd ma zadecydować, czy wydać stronie niemieckiej Wołodymyra Ż., oskarżonego o wysadzenie Nord Stream

O 11.00 17 października rozpocznie się posiedzenie sądu, który zadecyduje, czy polskie służby wydadzą stronie niemieckiej Wołodymyra Ż., którego oskarża się o wysadzenie dwóch nitek gazociągu Nord Stream. Zabiegają o to Niemcy – Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe wydał w tej sprawie Europejski Nakaz Aresztowania.

Oskarżony przebywa w areszcie i stamtąd ma zostać doprowadzony do sądu.

Co ciekawe, w sondażu IBRIS na zlecenie Radia ZET Polacy opowiedzieli się przeciwko wydaniu Niemcom Wołodymyra Ż. 49 proc. badanych odpowiedziało „nie” na pytanie: „Czy Polska powinna wydać niemieckim służbom Wołodymyra Z. podejrzewanego o wysadzenie gazociągu Nord Stream?”.

Jaki jest kontekst?

Sprawa Wołodymyra Ż. budzie emocje, szczególnie w Polsce. Szczegółowo pisał o niej w OKO.press Mariusz Jałoszewski:

Przeczytaj także:

Czy oskarżony na pewno zostanie przekazany niemieckiej stronie?

Jak pisaliśmy: „Choć procedura uznania ENA co do zasady jest formalnością – kraje UE na zasadzie zaufania, uznają wnioski o wydanie obywateli podejrzanych o popełnienie przestępstw – to sędzia Dariusz Łubowski [który ma rozpatrywać wniosek – przyp. red.] w przeszłości odmówił realizacji ENA wystawionego przez Niderlandy. Odmówił wydania obywateli tego kraju – pary z dzieckiem, która uciekła do Polski”.

Polskie prawo przewiduje możliwość odmowy wydania obywatela na podstawie ENA. Reguluje to kodeks postępowania karnego, a dokładnie artykuł 607p kodeksu postępowania karnego. Mówi on: „Odmawia się wykonania nakazu europejskiego, jeżeli:

  • przestępstwo, którego dotyczy nakaz europejski, w wypadku jurysdykcji polskich sądów karnych, podlega darowaniu na mocy amnestii;
  • w stosunku do osoby ściganej zapadło w innym państwie prawomocne orzeczenie co do tych samych czynów oraz, w wypadku skazania za te same czyny, osoba ścigana odbywa karę lub ją odbyła albo kara nie może być wykonana według prawa państwa, w którym zapadł wyrok skazujący;
  • w stosunku do osoby ściganej zapadło prawomocne orzeczenie o przekazaniu do innego państwa członkowskiego Unii Europejskiej;
  • osoba, której dotyczy nakaz europejski, z powodu wieku nie ponosi według prawa polskiego odpowiedzialności karnej za czyny będące podstawą wydania nakazu europejskiego;
  • naruszałoby to wolności i prawa człowieka i obywatela; 6.nakaz wydany został w związku z przestępstwem popełnionym bez użycia przemocy z przyczyn politycznych”.

W środę 15 października włoski Sąd Najwyższy uchylił postanowienie o ekstradycji w sprawie innego Ukraińca Serhija K., podejrzanego o zorganizowanie ataku na gazociąg Nord Stream w 2022 roku. Jego sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia.

Według niemieckiej prokuratury Ukraińcy do swojej akcji wykorzystali żaglowiec, który wypłynął z portu w Rostocku. Wynajęli go w Niemczech na podstawie fałszywych dokumentów tożsamości. Śledczy twierdzą, że nurkowie przyczepili do nitek gazociągu Nord Stream co najmniej cztery ładunki wybuchowe. Do akcji doszło na głębokości ok. 80 metrów, na dnie Morza Bałtyckiego.

Przeczytaj także:

18:51 16-10-2025

Prawa autorskie: Fot. Tomasz Fritz / Agencja Wyborcza.plFot. Tomasz Fritz / ...

Prezydent zawetował ustawę o języku wilamowskim

Miała pomóc maleńkiej społeczności w podtrzymaniu tożsamości. Język wilamowski, trwający mimo przeciwności od XIII wieku równolegle z polskim, miał być wpisany na listę języków regionalnych. Nie będzie. Nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym sprzeciwiał się PiS.

Karol Nawrocki podpisał 16 października 15 ustaw. A jedną, tę o języku wilamowskim zawetował.

„Prezydent jest zdania, że każdy przejaw patriotyzmu lokalnego i troski o zachowanie dziedzictwa przodków zasługuje na szacunek, jednak rozstrzygnięcie, czy dany etnolekt jest językiem regionalnym nie może mieć charakteru uznaniowego ani politycznego” – podała w komunikacie Kancelaria Prezydenta. – „Jednym z rezultatów wprowadzenia tej ustawy byłby m.in. wymóg formalnej edukacji języka wilamowskiego. Biuro Ekspertyz i Oceny Skutków Regulacji sygnalizowało możliwe trudności z przygotowaniem właściwej metodyki nauczania, podstawy programowej, programów nauczania i pomocy naukowych”.

O co chodzi?

Język wilamowski to najmniejszy na świecie język germański. Używany jest przez kilkudziesięciu mieszkańców 3-tysięcznych Wilamowic w powiecie bielskim, na styku historycznych ziem Małopolski i Śląska Cieszyńskiego. To potomkowie osadnikami z zachodu Europy, którzy przybyli tu w połowie XIII wieku na zaproszenie książąt piastowskich po spustoszeniach spowodowanych najazdem tatarskim. Ich język przetrwał – prawie – do naszych czasów. W rodzinie i społeczności rozmawiano po wilamowsku. Polski był językiem szkoły, Kościoła i w kontaktach z sąsiednimi miejscowościami.

Po II wojnie mieszkańców uznano za Niemców i prześladowano. W efekcie ich starodawny język prawie zaginął. Do niedawna posługiwało się nim tylko tylko kilka starszych osób. Ale wilamowski zaczął się odradzać po 1989 r., dzięki aktywności lokalnych pasjonatów i polskich naukowców, w tym wybitnej badaczki języków ginących prof. Justyny Olko. „Używanie języków mniejszościowych jest istotne dla funkcjonowania i zdrowia lokalnych społeczności, w tym w szczególności pomaga lepiej radzić sobie ze skutkami traumy i dyskryminacji” – mówiła OKO.press.

Jaki jest kontekst?

Zgodnie z ustawą o mniejszościach narodowych i etnicznych status języka regionalnego ma język kaszubski. Status mniejszości etnicznych (czyli społeczności, które nie utożsamiające się z narodem zorganizowanym we własnym państwie) mają Tatarzy, Romowie, Karaimi i Łemkowie. Status mniejszości narodowych mają w Polsce: Litwini, Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, Niemcy, Żydzi, Czesi, Ormianie i Słowacy.

Zabiegi o uznanie języka wilamowskiego za język regionalny trwają od ponad 10 lat. Wilamowianie chcieli, by ich język był uczony także w szkole. Będą musieli starać się dalej.

Na zdjęciu – Wilamowickie smiergusty (Dy wymysöjer Śmiergüśnika), czyli organizatorzy śmigusa wedle wilamowskiej tradycji. To obrzędowe grupy przebierańców, noszących „śmierguśnickie przebranie”. Uzywają strojów szytych ze skrawków i resztek zniszczonych strojów kobiecych, dających wielobarwny i pstrokaty efekt. Obrzęd ten po raz pierwszy opisany został w 1909 roku. Zdjęcie z 2014 r.

Przeczytaj także:

18:14 16-10-2025

Prawa autorskie: "Wiesti", 16.10.2025"Wiesti", 16.10.2025

Trump zamierza spotkać się z Putinem na Węgrzech

Donald Trump ósmy raz w tym roku rozmawiał telefonicznie z Putinem. Jak wszystkie poprzednie rozmowy, skończyła się ona zapewnieniem o „wielkim postępie” i „produktywności”. Ta rozmowa miała być rozmową ostatniej szansy dla Putina przed decyzją o przekazaniem Ukrainie Tomahawków. Skończyła się zapowiedzią przygotowań do kolejnego szczytu Putin-Trump.

Prezydent Wołodymyr Zełenski, po dwóch rozmowach telefonicznych w weekend, spotka się z osobiście z Donaldem Trumpem w piątek 17 października w Waszyngtonie. Ma naciskać na zwiększenie wsparcia militarnego, w tym potencjalne rakiety ofensywne dalekiego zasięgu Tomahawk. Trump zapowiadał, że jest na to „w zasadzie” gotowy. Musiał jednak jeszcze porozmawiać z Putinem, bo Tomahawki mogą doprowadzić do eskalacji konfliktu. Ale zdaniem Trumpa Putin może się z niego wycofać.

„Rozmowa ostatniej szansy” z Putinem miała trwać bardzo długo. Nie trwała dłużej niż poprzednie siedem rozmów w tym roku – około dwóch godzin. Komunikaty z niej też nie odbiegały od tego, co było do tej pory. Rozmowa miała być zdaniem Kremla „bardzo produktywna”. Trump ogłosił natomiast: „Uważam, że dzisiejsza rozmowa telefoniczna przyniosła wielki postęp”. Przy czym rozmowa dotyczyła tego „jak będzie wyglądał handel między Rosją i Stanami Zjednoczonymi po osiągnięciu porozumienia na Ukrainie”.

Z propagandy Kremla wynika, że Putin wobec Trumpa grożącego Rosji dozbrojeniem Ukrainy przyjął koncyliacyjną postawę. Pogratulował Trumpowi porozumienia pokojowego na Bliskim Wschodzie, a Melanii Trump podziękował za „zainteresowanie ukraińskimi dziećmi”. Następnie zastosował stałą rosyjską taktykę w rozmowach z Trumpem: zgadzał się z rozmówcą, ale zauważał, że trzeba jeszcze popracować nad szczegółami. Można to wnosić z komunikatu Białego Domu, że „Trump i Putin zgodzili się omówić sytuację wokół Ukrainy na szczeblu swoich wysoko postawionych doradców”. Szczegóły ma ustalić w przyszłym tygodniu sekretarz stanu Marco Rubio z szefem MSZ Rosji Ławrowem. Potem Putin z Trumpem maja się spotkać na Węgrzech. Orbán się natychmiast na to zgodził.

W ten sposób kolejny deadline Trumpa dla Putina, który skończyłby się w przyszłym tygodniu, został najwyraźniej przedłużony – a o to gra Moskwa.

Propaganda Kremla wyraziła nadzieję, że Trump znowu „wyślizguje się spod wpływu antyrosyjskich jastrzębi, którzy mieli na niego wpływ w ciągu ostatnich dwóch miesięcy”. Przyznała jednak, że Trump nie złożył Putinowi zaległych życzeń urodzinowych (73. urodziny były przed tygodniem i Kreml je bardzo celebrował).

Przeczytaj także:

Na górze – zdjęcia zapowiadające rozmowę w rosyjskiej telewizji, z charakterystycznym wyidealizowanym portretem Putina. W propagandzie nie jest on okrągłolicym starszym panem, tylko mężczyzną w sile wieku o pociągłej twarzy.

Jaki jest kontekst?

Ósma w tym roku rozmowa Trumpa z Putinem była pierwszą od amerykańskiego zwrotu wobec Rosji. W czasie sesji Zgromadzenia ONZ w Nowym Jorku Trump ogłosił 23 września, że Ukraina jest w stanie wygrać i odbić zajęte przez Rosję terytoria. Rosję nazwał „papierowym tygrysem”. Zauważył, że Ukraina stawia jej twardo czoła już prawie cztery lata, a postępy rosyjskie są słabe mimo ogromnych strat – wedle Trumpa sięgających już 1,5 mln osób (z przecieków po spotkaniu na Alasce 15 sierpnia wynikało, że Putin miał zapewnić Trumpa, iż wkrótce zakończy podbój Donbasu i na tym zakończy sprawę).

Od kiedy administracja amerykańska z Trumpem na czele mówi o przekazaniu Ukrainie Tomahawków, Moskwa na przemian grozi eskalacją konfliktu i prosi, by tego nie robić, bo w sprawie Ukrainy wielkie potęgi mogą się dogadać.

Zachodnie media zdążyły tymczasem ujawnić, że ukraińskie ataki na rosyjskie rafinerie są tak skuteczne dzięki amerykańskim informacjom wywiadowczym. 16 października Ukraińcy ponownie trafili w rafinerię saratowską, dzień wcześniej – w wołgogradzką. Rosyjski rząd zapewnia, że sytuacja jest pod kontrolą, choć zdarzają się kłopoty z „transportem i logistyką”. Jednocześnie 16 października Putin wyraził publicznie życzenie, by zaopatrzenie w paliwa i opał były w okresie zimowym „terminowe”.

Moskwa deklaruje, że i tak Ukrainę sobie podporządkuje

Rozmowa Trump-Putin musiała być szykowana od kilkunastu godzin. A jednak w nocy z 15 na 16 października Rosja ponownie zaatakowała Ukrainę. W oficjalnym komunikacie rosyjski MON podał, że był to „odwet” za ukraińskie ataki na rosyjskie zaplecze wojny. Kilka godzin później rzecznik Kremla Pieskow powtórzył kolejny raz, że Rosja nie zatrzyma „specjalnej operacji wojskowej” w Ukrainie, dopóki nie zrealizuje celów postawionych przez Putina. Czyli nie podporządkuje Ukrainy Moskwie. „Tak czy inaczej, Rosja zabezpieczy swoje interesy i osiągnie swoje cele” – powtarza Pieskow.

Putin miał powiedzieć natomiast Trumpowi (wedle oficjalnego komunikatu Kremla), że Rosja w Ukrainie wygrywa, o czym świadczą ataki Ukrainy na rosyjską infrastrukturę. Rosja uważa swoje rafinerie za infrastrukturę cywilna, dlatego jest w prawie niszczyć ukraińską infrastrukturę wojskową, którą wedle niej są ukraińskie elektrownie i ciepłownie.

Putin miał też powiedzieć Trupowi to, co jego propaganda powtarza cały czas: że Rosja gotowa jest na rozmowy pokojowe. Pod warunkiem, że tak zrealizuje swoje cele. Ostatnio i Putin, i jego przedstawiciele opowiadają, że Ukrainą mogłyby tymczasowo administrować mocarstwa za pośrednictwem ONZ. Po zawarciu porozumienia w sprawie Gazy (do którego Moskwa nie została zaproszona) przedstawiciele Kremla zaczęli opowiadać, że model zarządzania zniszczoną palestyńską strefą można by zastosować do Ukrainy.

Trump tymczasem znowu powtórzył to, co po każdej rozmowie z Putinem: że rozmowa Putina z Zełenskim jest możliwa i powinna się odbyć. Tymczasem Kreml cały czas powtarza, że to niemożliwe. Taka rozmowa zrównywałaby status Putina z ukraińskim prezydentem. A w rosyjskiej narracji roszczenia Rosji wobec Ukrainy wynikają właśnie z jej niższego statusu, jako „niby państwa”, „niby narodu” z „niby władzami”. Spotkanie z prezydentem Zełenskim załamałoby całą propagandową strategię tłumaczenia najazdu.

Przeczytaj także: