Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
O sprawie poinformował Onet. Donald Tusk oskarża Jarosława Kaczyńskiego o podsłuchiwanie jego rodziny. W tekście Onetu nie ma jednak takiej informacji
„Mogę potwierdzić jedynie, że pani Katarzyna Tusk-Cudna została już przesłuchana przez prokuraturę w charakterze osoby pokrzywdzonej w sprawie dotyczącej uchylenia immunitetu panu Bogdanowi Święczkowskiemu i panu prokuratorowi Pawłowi Wilkoszewskiemu” – powiedział w rozmowie z Onetem prokurator Józef Gacek.
Na przesłuchanie wezwana została także żona premiera, Małgotzata Tusk.
Zespół w prokuraturze, który przesłuchał Katarzynę Tusk-Cudną, zajmuje się sprawą wyprowadzania pieniędzy ze spółki Polnord. Jej pełnomocnikiem był adwokat Roman Giertych, obecny poseł Koalicji Obywatelskiej. Śledztwo wobec Giertycha w sprawie Polnordu zostało umorzone. X wcześniejszych ustaleń wiemy, że Roman Giertych był wcześniej podsłuchiwany przy pomocy oprogramowania szpiegowskiego Pegasus, W czasach rządów PiS Giertych reprezentował też Donalda Tuska i jego rodzinę. Według ustaleń Onetu to właśnie dlatego córka premiera otrzymała status osoby pokrzywdzonej.
„Okazuje się, że PiS podsłuchiwał przy pomocy Pegasusa moją żonę i córkę. Wnuczki i wnuków też, podpalaczu z Żoliborza?” – skomentował te wiadomości w mediach społecznościowych premier Donald Tusk.
W tekście Onetu nie ma jednak bezpośredniej informacji, że córka i żona premiera były podsłuchiwane.
30 września 2025 roku Prokuratura Krajowa skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o uchylenie immunitetu prezesowi TK Bogdanowi Święczkowskiemu. Wniosek rozpozna Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK, ma na to miesiąc.”Giertych i spółka realizowali swoje interesy niezgodne z prawem. Organy doszły do wniosku, że Giertych jest złodziejem, który wyprowadzał pieniądze ze spółki".
Święczkowski jako były szef prokuratury odpowiada za to, co działo się w niej za rządu PiS. Odpowiada m.in. za wykorzystanie do śledztw narzędzia totalnej inwigilacji, oprogramowania Pegasus i mniej inwazyjnego programu Hermes. Prokuratura zarzuca Świeczkowskiemu bezprawną kontrolę i skopiowanie materiałów z kontroli operacyjnej Pegasusem wobec Romana Giertycha.
29 września przed komisją sejmową do spraw Pegasusa zeznawał były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Przyznał, że zdecydował o zakupie Pegasusa ze środków Funduszu Sprawiedliwości. Jego zdaniem inwigilacja Giertycha miała związek tylko z aferą Polnord. ”Giertych i spółka realizowali swoje interesy niezgodne z prawem. Organy doszły do wniosku, że Giertych jest złodziejem, który wyprowadzał pieniądze ze spółki" – mówił Ziobro.
21 października prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko byłemu wiceministrowi sprawiedliwości Michałowi Wosiowi. Jest oskarżany m.in. o nieprawidłowości w wydaniu 25 mln zł na Pegasusa ze środków Funduszu Sprawiedliwości.
Przeczytaj także:
W wyniku nocnych rosyjskich ataków dronów i rakiet na Kijów zginęły co najmniej dwie osoby, a kilkanaście zostało rannych.
Pierwsze eksplozje rozległy się około godziny 1:10 czasu lokalnego, chwilę po wydaniu ostrzeżenia o nadchodzącym ataku rakietowym. Władze stolicy podają, że alarmy ogłaszano trzykrotnie — ostatni z nich przed godziną 4 rano czasu lokalnego. Nad częścią miasta unosił się gęsty dym.
Witalij Kliczko, mer Kijowa, poinformował, że jeden z dronów uderzył w 17-piętrowy blok mieszkalny w rejonie (dzielnicy) dnieprzańskim, na wysokości szóstego piętra. Na Telegramie pisał o jednej ofierze, jednak niedługo później szef władz wojskowych miasta Tymur Tkaczenko podał, że tragiczny bilans wzrósł. Na razie wiemy o dwóch ofiarach śmiertelnych.
Na zdjęciu: blok w Kijowie zniszczony po rosyjskim ataku z 10.10.2025 r.
Pożary wybuchły również w rejonach pieczerskim, desniańskim i darnickim. Reuters zauważa, że w rejonie pieczerskim znajduje się klasztor Ławra Peczerska – symbol ukraińskiej historii duchowej i kulturalnej. W Charkowie Rosjanie uderzyli w przedszkole. W wyniku tego ataku zginęła jedna osoba.
Rosyjskie rakiety uderzyły również w Zaporoże. „Ucierpiały bloki i domy prywatne” – przekazał szef obwodowych władz wojskowych Iwan Fedorow. 13 osób jest rannych, a około 2 tys. mieszkańców nie ma dostępu do prądu.
„Całą noc wróg uderzał w infrastrukturę energetyczną kraju. Zmasowany atak trwa” – podało Ministerstwo Energetyki.
Do ataków doszło po tym, jak Ukraina uderzyła w Zakład Chemiczny w Briańsku, który jest ważnym element rosyjskiego kompleksu militarno-przemysłowego. W operacji wykorzystano m.in. brytyjskie pociski Storm Shadow, które przełamały rosyjską obronę przeciwlotniczą.
Siły Zbrojne Ukrainy podają, że w ciągu ostatniej doby odnotowano łącznie 167 starć bojowych. Rosja wystrzeliła dwie rakiety i 63 uderzenia lotnicze, używając sześciu pocisków. Dodatkowo przeprowadzono 4110 ostrzałów.
„W ciągu ostatnich 24 godzin wojsko lotnicze, rakietowe i artyleria Wojsk Obronnych uderzyły w pięć obszarów koncentracji personelu, uzbrojenia i sprzętu wojskowego wroga” – czytamy w komunikacie.
Pełnoskalowa wojna w Ukrainie trwa od 1337 dni.
Przeczytaj także:
Kraje europejskie współpracują z Ukrainą nad nową propozycją zawieszenia broni w wojnie najeźdźczej, jaką wypowiedziała Rosja. Zawieszenie broni miałoby nastąpić na linii frontu, tak jak tego chce Donald Trump
O przygotowaniu propozycji dla Ukrainy poinformował najpierw Bloomberg a potem Reuters – powołując się na czterech europejskich dyplomatów. Wysoki rangą dyplomata europejski powiedział, że przygotowywana propozycja zawiera istnienie rady pokojowej, której przewodniczyłby prezydent USA Donald Trump i która nadzorowałaby wdrażanie proponowanego planu. Rada miałaby być wzorowana na 20-punktowym planie USA dla Strefy Gazy.
Kiedy obie strony zgodzą się na zawieszenie broni, rozpoczną negocjacje terytorialne, ale ziemie okupowane przez Rosję nie zostaną uznane za rosyjskie – powiedział wysoki rangą dyplomata. „To wysiłek, który podejmowaliśmy również w maju i sierpniu. Rosja nie wykazuje oznak zmiany stanowiska” – powiedział inny europejski dyplomata.
Przywódcy państw europejskich zwrócili się we wtorek do Waszyngtonu z prośbą o zdecydowane żądanie natychmiastowego zawieszenia broni na Ukrainie, przy czym obecne linie frontu powinny stanowić podstawę wszelkich przyszłych rozmów.
Amerykański postulat natychmiastowego zawieszenia broni Moskwa odrzuciła. Cały czas domaga się od Ukrainy dodatkowych ustępstw terytorialnych. Chce też przejąć kontrolę nad Ukrainą i zmienić jej władze. Warunki te Moskwa powtórzyła 21 października.
W efekcie Amerykanie ogłosili, że „w najbliższej przyszłości” nie dojdzie do umówionego już spotkania Trumpa z Putinem.
To kolejny zwrot USA w sprawie wojny, 16 października Donald Trump rozmawiał przez telefon z Putinem. Wcześniej groził Moskwie, że przekaże Ukrainie Tomahawki. Po rozmowie z Putinem Trump zmienił zdanie i powiedział, że Tomahawków raczej nie da. Ale też zaczął ostro domagać się zawieszenia broni na linii frontu. Prezydent Zełenski na to się zgodził, a następnie poparli go europejscy sojusznicy. Zełenski podkreśla, że rozejm nie decyduje o losie okupowanych przez Rosję ziem Ukrainy.
W piątek 24 października 35 sojuszników Ukrainy spotka się w Londynie na szczycie krajów chętnych do udzielenia Kijowowi długoterminowego wsparcia.
Prezydent Donald Trump nie ma planów spotkania z Władimirem Putinem w najbliższej przyszłości – powiedział we wtorek mediom przedstawiciel Białego Domu.
„Sekretarz Rubio i minister spraw zagranicznych Ławrow odbyli owocną rozmowę. Dlatego dodatkowe osobiste spotkanie sekretarza z ministrem spraw zagranicznych nie jest konieczne i nie ma planów, aby prezydent Trump spotkał się z prezydentem Putinem w najbliższej przyszłości” – donosi Reuters oraz PAP.
Kluczowym powodem, dla którego Waszyngton odłożył spotkanie, wydaje się brak zgody Ławrowa na zawieszenie broni. To właśnie o rozejm – jak się okazało po rozmowie Trumpa z Zełenskim – toczy się gra. Podczas wcześniejszego spotkania na Alasce Trump ustąpił Putinowi i zgodził się na rozpoczęcie „rozmów pokojowych" bez wcześniejszego rozejmu. Dla Moskwy jednak rozwiązanie przyczyn konfliktu oznacza po prostu podporządkowanie sobie Ukrainy.
Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji wyraził zdziwienie informacją Białego Domu. „Doniesienia amerykańskich mediów o możliwym przełożeniu szczytu Rosja–USA są zaskakujące” – powiedział rzecznik rosyjskiego MSZ, cytowany przez TASS. „Dziś z zaskoczeniem przeczytałem w CNN, że spotkanie między prezydentem Rosji Władimirem Putinem a prezydentem USA Donaldem Trumpem może zostać przełożone. Po mojej wczorajszej rozmowie z [sekretarzem stanu USA] Marco Rubio urzędnicy uznali, że stanowisko Rosji nie odeszło wystarczająco daleko od swojej postawy" – dodał.
Rosyjski szef MSZ podkreślił, że choć wybór miejsca przyszłych rozmów Putin–Trump ma znaczenie, to prawdziwy priorytet dla Kremla stanowią uzgodnienia w Anchorage:
„Najważniejsze nie jest miejsce ani nawet termin spotkania, lecz to, jak posuwamy się naprzód w kluczowych sprawach i w realizacji ustaleń osiągniętych w Anchorage”.
Ustalenia te opierają się na porozumieniu zawartym wówczas, które prezydent Trump bardzo zwięźle sformułował, mówiąc, że „potrzebny jest długotrwały, trwały pokój, a nie natychmiastowe zawieszenie broni, które do niczego nie doprowadzi” a ”pożądane przez Europę i Wołodymyra Zełenskiego zawieszenie broni oznaczałoby, że „ogromna część Ukrainy pozostałaby pod kontrolą reżimu nazistowskiego”
Kreml mówi wprost: bez zmiany władzy i podporządkowania Ukrainy Rosji ta się nie cofnie.
Ławrow dodał, że „zawieszenie broni nie tylko pozwoliłoby Ukrainie na ponowne uzbrojenie się”, ale także zachęciłoby do "działań terrorystycznych – ataków na cywilną infrastrukturę i ludność Rosji, ataków na gazociągi Nord Stream i innych podobnych działań”.
Do wstrzymania walk wedle obecnej linii frontu wezwał w piątek prezydent Donald Trump po spotkaniu z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, choć według doniesień m.in. „Financial Times” podczas samego spotkania próbował nakłonić Zełenskiego do oddania Donbasu Rosji.
Trump ogłosił w zeszłym tygodniu, że wkrótce spotka się z Putinem w Budapeszcie, aby spróbować zakończyć wojnę na Ukrainie. Putin jednak nie jest skłonny do ustępstw. Moskwa od dawna domaga się, aby Ukraina zgodziła się na oddanie większego terytorium przed zawieszeniem broni.
We wtorek minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski odniósł się w Radiu Rodzina do zapowiadanego spotkania prezydenta USA Donalda Trumpa z Władimirem Putinem w Budapeszcie. Polityk został zapytany m.in. o to, czy Putin mógłby przylecieć do Węgier samolotem przelatującym nad Polską – mimo obowiązującego zakazu dla rosyjskich maszyn.
Sikorski stwierdził, że Polska nie mogłaby zagwarantować, iż „niezawisły sąd nie nakaże zatrzymać takiego samolotu, w celu doprowadzenia podejrzanego do trybunału w Hadze”. Przypomniał przy tym, że Władimir Putin od 2023 roku jest objęty nakazem aresztowania wydanym przez Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) w Hadze w związku z podejrzeniem o popełnienie zbrodni wojennych.
Dla Ławrowa zatrzymanie samolotu Putina byłoby „aktem terrorystycznym”.
„Słyszałem, że pan Sikorski groził, iż bezpieczeństwo samolotu Putina nie będzie zagwarantowane w polskiej przestrzeni powietrznej”.
„Polacy są gotowi sami przeprowadzać ataki terrorystyczne” – dodał.
Premier Węgier Viktor Orbán zapowiedział, że mógłby umożliwić Władimirowi Putinowi wjazd do swojego kraju na planowany szczyt oraz bezpieczny powrót do Rosji.
Ponieważ przelot nad Ukrainą jest wykluczony, rosyjska delegacja musiałaby skorzystać z przestrzeni powietrznej co najmniej jednego państwa UE. Wszystkie kraje Unii są sygnatariuszami Międzynarodowego Trybunału Karnego, jednak Węgry są właśnie w trakcie procedury opuszczania tej instytucji.
Tymczasem bułgarski polityk Georg Georgiew, cytowany przez Reuters, zasugerował, że Bułgaria mogłaby pozwolić rosyjskiemu samolotowi na przelot nad swoim krajem, jeśli miałoby to pomóc w doprowadzeniu do pokoju na Ukrainie.
Bułgarskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało jednak, że do tej pory nie otrzymało od Rosji żadnego oficjalnego wniosku dotyczącego przelotu.
Od ostatniego spotkania liderów na Alasce minęły ponad dwa miesiące. Zakończyło się ono bez porozumienia, mimo że obaj przywódcy chwalili się postępami.
Przeczytaj także:
Sanae Takaichi została zatwierdzona przez parlament jako pierwsza w historii Japonii kobieta na stanowisku premiera.
Jak piszą media, wybór Sanae Takaichi na premiera Japonii to przełomowy moment w historii kraju, w którym kobiety rzadko pełnią najwyższe funkcje polityczne.
Takaichi ma skrajnie prawicowe poglądy – jest przeciwna migracji i ma konserwatywne poglądy na temat równości kobiet. Nowa premier jest również mocną sympatyczką byłej brytyjskiej premier Margaret Thatcher. Takaichi objęła stanowisko po trudnej drodze politycznej. Rok temu przegrała wyścig o przywództwo Partii Liberalno-Demokratycznej (PLD) z Shigeru Ishibą. Jednak we wrześniu 2025 r. pokonała ministra rolnictwa Shinjiro Koizumiego i zdobyła przywództwo partii. Jej droga do władzy była jednak pełna wyzwań – m.in. rozpad koalicji PLD z partią Komeito, która trwała od 1999 roku.
Była minister i prezenterka telewizyjna, a w młodości perkusistka w zespole heavy metalowym, Takaichi staje dziś przed trudnym zadaniem: musi poprowadzić partię, która po serii skandali próbuje odzyskać zaufanie wyborców. Jednocześnie czeka ją wyzwanie kierowania krajem zmagającym się z powolnym wzrostem gospodarczym, niskim przyrostem naturalnym i narastającymi napięciami geopolitycznymi.
Takaichi zapowiedziała „wzmocnienie japońskiej gospodarki” i zwiększenie wydatków publicznych, co rynki finansowe przyjęły z optymizmem, windując przed południem tokijską giełdę na rekordowe poziomy.
Nowa premier obiecała powołanie rządu ze „skandynawską” liczbą kobiet. Dotychczas potwierdzono, że po raz pierwszy w historii resort finansów obejmie kobieta – Satsuki Katayama, z którą nowa premier ma zbieżne poglądy w polityce fiskalnej.
W polityce zagranicznej opowiada się za twardym stanowiskiem wobec Chin i rewizją pacyfistycznej konstytucji Japonii. Jej wizyty w kontrowersyjnym sanktuarium Yasukuni wywoływały krytykę ze strony Chin i Korei Południowej.
Na Takaichi zagłosowało 237 członków 465-osobowej niższej izby parlamentu, Izby Reprezentantów. Jej główny oponent, Yoshikoko Noda z największej opozycyjnej Konstytucyjnej Partii Demokratycznej Japonii, zyskał poparcie 149 deputowanych.
Jak czytamy w artykule BBC, Takaichi zainspirowała się polityką w latach 80., w szczytowym momencie napięć handlowych między Stanami Zjednoczonymi a Japonią. Zdeterminowana, aby zrozumieć postrzeganie Japonii przez Amerykę, pracowała w biurze demokratki Patricii Schroeder, kongresmenki znanej ze swojej krytycznej postawy wobec Japonii.
Takaichi zauważyła, że Amerykanie mają tendencje do mylenia języka i kuchni japońskiej z chińską czy koreańską. „Jeśli Japonia nie będzie w stanie się bronić, jej los zawsze będzie zależał od powierzchownej opinii Stanów Zjednoczonych” – stwierdziła.
W wyborach parlamentarnych w 1992 roku po raz pierwszy startowała w jako niezależna kandydatka, ale przegrała. Nie poddała się, wygrywając rok później mandat i wstępując do PLD w 1996 roku. Od tego czasu została wybrana na posłankę 10 razy, przegrywając tylko raz, i zyskała reputację jednej z najbardziej wyrazistych konserwatywnych głosów w partii.
Pełniła również wysokie funkcje rządowe, w tym ministra bezpieczeństwa gospodarczego, ministra stanu ds. handlu i przemysłu oraz bijącą rekord długości kadencję ministra spraw wewnętrznych i komunikacji.
Takaichi sprzeciwia się ustawodawstwu pozwalającemu zamężnym kobietom zachować nazwisko panieńskie, twierdząc, że podważa to tradycję. Jest również przeciwna małżeństwom osób tej samej płci.
Jej propozycje polityczne to m.in. rozszerzenie usług szpitalnych w zakresie zdrowia kobiet, większe uznanie dla pracowników pomocy domowej oraz poprawa opieki nad starzejącym się społeczeństwem Japonii.
Przeczytaj także: