Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Poczta Polska zamierza zwolnić 8,5 tys. pracowników. Proponuje dobrowolne zwolnienia, ale jeśli nie skorzysta z nich wystarczająca liczba osób, przeprowadzone zostaną zwolnienia grupowe
„Na podstawie art. 2 ust. 3 ustawy z dnia 13 marca 2003 r. o szczególnych zasadach rozwiązywania z pracownikami stosunków pracy z przyczyn niedotyczących pracowników (Dz. U. z 2024 r. poz. 61), zwanej dalej 'ustawą', zawiadamiamy o zamiarze przeprowadzenia w Poczcie Polskiej S.A. Programu Dobrowolnych Odejść oraz Zwolnienia Grupowego, w rozumieniu w/w ustawy (dalej Program)” – można przeczytać w dostarczonym pocztowym związkowcom piśmie o planowanych zwolnieniach.
Jest w nim informacja, że może chodzić nawet o 8518 etatów.
Dla związkowców pocztowych taki ruch Poczty Polskiej to szok. Spółka mówiła bowiem wcześniej o redukcji zatrudnienia nawet o 9,3 tys. etatów, ale chodziło o program dobrowolnych zwolnień.
Wczoraj, 7 stycznia, zarząd Poczty Polskiej podjął uchwałę o w sprawie zamiaru przeprowadzenia programu dobrowolnych odejść. Przez kolejne 20 dni związki zawodowe będą mogły wypowiedzieć się na temat Jeśli jednak w ten sposób odejdzie niewystarczająca, zdaniem zarządu spółki, liczba osób, wówczas przeprowadzone zostaną zwolnienia grupowe. W ramach dotychczasowych dobrowolnych odejść Pocztę opuściło około 800 osób, stąd liczba 8,5 tys.
W marcu 2024 roku nowym prezesem Poczty Polskiej został Sebastian Mikosz. Jak sam zapowiadał, jego celem jest zmiana struktury przychodów spółki w ciągu najbliższych 3 lat.
“Z poczty skoncentrowanej na listach, czyli realizującej model biznesowy sprzed pięciu wieków, przeistoczymy się w firmę kuriersko-digitalowo-finansową” – mówił wówczas Sebastian Mikosz w rozmowie z Pulsem Biznesu. Według prezesa Poczty Polskiej, po wprowadzeniu usługi e-doręczeń, podstawowe zadanie poczty, czyli świadczenie tzw. powszechnej usługi listowej w ciągu najbliższych kilku lat przestanie być potrzebne.
Jego zdaniem zmiany należy przeprowadzić szybko: "To, co trzeba było zrobić w siedem lat, teraz trzeba zrobić w siedem kwartałów” – mówił prezes.
Dekadę temu Mikosz był prezesem LOT. Poszukiwał kupca narodowego przewoźnika, jednocześnie zwolnił jedną czwartą załogi. Okres jego prezesury przyniósł pierwszy od niemal dekady zysk dla LOT-u.
Poczta Polska jest spółką państwową i największym operatorem pocztowym w Polsce. Zatrudnia obecnie około 62 tys. pracowników. Jej sieć obejmuje 7,6 tys. placówek w całym kraju.
„Poczta Polska została nam przekazana w tragicznym stanie” – mówił w marcu ówczesny minister aktywów państwowych Borys Budka. Dwa miesiące wcześniej, w styczniu media informowały, że dług spółki może wynosić 700 mln złotych.
Fatalną sytuację firmy odczuwają jej pracownicy, domagający się podwyżek. Związkowcy przekazywali, że około 80 proc. zatrudnionych dostaje minimalną pensję, a najniższe wynagrodzenie zasadnicze w poczcie jest niższe od krajowego minimum o około 200 złotych. Do wymaganej kwoty dobija jedynie dzięki dzieleniu wynagrodzenia na kilka sekcji – pracodawca wypłaca też dodatki i premie.
Związkowcy domagali się podwyżki o 1000 zł brutto. Zarząd spółki od początku mówił, że Poczty na to nie stać. Teraz zamierza zwolnić kilkanaście procent pracowników.
Wybory prezydenckie odbędą się w drugiej połowie maja. Jeśli dojdzie do drugiej tury, do urn pójdziemy pierwszego dnia czerwca
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia ogłosił datę tegorocznych wyborów prezydenckich. Pierwsza tura odbędzie się w niedzielę 18 maja. Jeśli tego dnia nikt spośród grona kandydatek i kandydatów nie uzyska przynajmniej 50 proc., dogrywka odbędzie się dwa tygodnie później, w niedzielę 1 czerwca.
Kodeks wyborczy mówi, że wybory prezydenckie muszą zostać zarządzone nie wcześniej niż na siedem miesięcy i nie później niż na sześć miesięcy przed upływem kadencji urzędującego prezydenta. Muszą też przypaść nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem tej kadencji.
Marszałek Hołownia nie zarządził jeszcze formalnie wyborów. Zrobi to w środę 15 stycznia. Dziś jedynie podał planowaną datę do wiadomosci publicznej.
Prezydent Andrzej Duda kończy urzędowanie 6 sierpnia. Wiosenne wybory prezydenckie wyłonią jego następce na kolejne pięć lat, do 2030 roku. Chociaż formalnie nie mamy jeszcze kampanii wyborczej – rozpocznie się ona dopiero 15 stycznia, z dniem formalnego zarządzenia wyborów – de facto trwa ona już w Polsce od miesięcy. Wszystkie najważniejsze ugrupowania sejmowe podały już, kto 18 maja będzie je reprezentował na karcie wyborczej.
W sondażach prowadzi reprezentujący Koalicję Obywatelską Rafał Trzaskowski ze średnim wynikiem 35-36 proc., a na drugim miejscu jest kandydat Prawa i Sprawiedliwości Karol Nawrocki ze średnim wynikiem 25-26 proc. Reprezentujący Konfederację Sławomir Mentzen i Trzecią Drogę Szymon Hołownia mają w sondażach około 10 proc., reprezentująca Lewicę Magdalena Biejat – około 5-6 proc.
Donald Trump nie wykluczył użycia siły, by przejąć kontrolę nad Grenlandią. Francja jako pierwszy kraj UE zabrała głos w tej sprawie
Francja zareagowała na uwagi amerykańskiego prezydenta elekta na temat ewentualnego przejęcia Grenlandii przez USA. Wczorajszą konferencję Donalda Trumpa skomentował francuski minister spraw zagranicznych Jean-Noël Barrot. W wywiadzie z publiczną stacją radiową France Inter Barrot powiedział:
„Nie ma takie możliwości, by Unia Europejska pozwoliła innym krajom na zaatakowanie jej suwerennych granic, bez względu na to, jaki miałby to być kraj. Jesteśmy silnym kontynentem”.
Francuski szef dyplomacji ma jednak wątpliwości, czy Donald Trump spełni swoje groźby.
„Jeśli pytanie brzmi, czy Stany Zjednoczone zaatakują Grenandię, to moja odpowiedź brzmi nie. Ale jeśli zapytamy, czy weszliśmy w erę, w której obowiązuje prawo silniejszego, wówczas odpowiem, że tak”
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Donald Trump stwierdził, że „dla celów bezpieczeństwa narodowego i wolności na całym świecie, własność i kontrola nad Grenlandią to absolutna konieczność Stanów Zjednoczonych”.
Na konferencji prasowej 7 stycznia Trump nie wykluczył skorzystania ze środków ekonomicznych i militarnych, by przejąć kontrolę nad Grenlandią.
Grenlandia jest terytorium zależnym Danii, członka Unii Europejskiej. Posiada jednak sporą autonomię i znajduje się znacznie dalej od Danii niż od Stanów Zjednoczonych.
Premier Grenlandii, Mute Egede, mówił w grudniu, że wyspa „nie jest na sprzedaż i nigdy nie będzie”. W swoim noworocznym przemówieniu podkreślił konieczność przyspieszenia działań na rzecz pełnej niezależności Grenlandii od Danii. Egede określił zależność Grenlandii jako „kajdany kolonializmu”, od których wyspa powinna się uwolnić.
Także duńska premier, Mette Frederiksen powiedziała, że propozycje Trumpa są „absurdalne”.
Grenlandię zamieszkuje 57 tysięcy osób. Teren posiada bogactwa mineralne, zasoby ropy naftowej i gazu ziemnego. Rozwój tych zasobów przebiega jednak powoli, co sprawia, że gospodarka wyspy opiera się głównie na rybołówstwie oraz corocznych dotacjach z Danii. Na Grenlandii znajduje się także duży amerykański ośrodek kosmiczny.
Wyspa była duńską kolonią do 1979 roku, kiedy uzyskała status autonomicznego terytorium. Od 2009 roku Grenlandia ma prawo ogłosić niepodległość w drodze referendum.
Silny wiatr uniemożliwia walkę z pożarami na obrzeżach Los Angeles. Zagrożone są dziesiątki tysięcy domów. Na kluczowej drodze wzdłuż wybrzeża ludzie w trakcie ewakuacji porzucają swoje samochody
Południowa Kalifornia dławiona jest przez trudne do opanowania pożary. Ogień rozprzestrzenia się od będącej częścią zachodniego Los Angeles Pacific Palisades, sąsiadującej z Santa Monica. Drogi wzdłuż wybrzeża zostały zamknięte, a ogień wciąż nie jest opanowany i rozprzestrzenia się w niekontrolowany sposób, tworząc zagrożenie dla tysięcy osób i budynków. Sytuację utrudnia intensywny wiatr i długi okres suchej pogody bez opadów deszczu. National Weather Service w Los Angeles nazywa sytuację „ekstremalnie niebezpieczną” i wystosował ostrzeżenia, jak zachować się w sytuacji koniecznej ewakuacji.
W Kalifornii walka z ogniem twa w nocy z 7 na 8 stycznia.
Wczoraj wieczorem wiedzieliśmy już o niemal 1200 hektarach spalonej ziemi.
Szefowa straży pożarnej w Los Angeles Kristin Crowley powiedziała wczoraj na konferencji prasowej, że w mieście zagrożonych jest między 10 a 25 tys. domów. Tysiące osób opuściły swoje domy szukając bezpieczeństwa na południe od pożaru.
Zaplanowaną wcześniej wizytę w Kalifornii miał złożyć prezydent USA Joe Biden, ale silny wiatr spowodował, że bezpieczne lądowanie w Los Angeles było niemożliwe.
Krótko po północy burmistrz Malibu, znajdującego się na zachód od źródła ognia, zaapelował do mieszkańców miejscowości, by byli gotowi do szybkiego opuszczenia swoich domów.
„Zaoferowałem każdą możliwą pomoc federalną, która może pomóc w zatrzymaniu okropnych pożarów w Pacific Palisades” – przekazał prezydent w oświadczeniu.
Problem nie dotyczy tylko wybrzeża. Trudne do opanowania pożary wybuchły również kilkadziesiąt wgłąb lądu, w okolicy Pasadeny. Mieszkająca od 1989 roku w okolicy Muffie Alejandro powiedziała „New York Times'owi”: „ To mój czwarty pożar w okolicy i pierwszy raz, gdy opuściłam dom”. Dodała też, że to najgorszy pożar, jaki widziała w życiu.
Kalifornia w całej swojej historii zasiedlenia przez Amerykanów była obszarem zagrożonym pożarami. Przyczynia się do tego suchy klimat i gorące temperatury. Od drugiej dekady XXI wieku pożary stały się jednak bardziej niebezpieczne. Przyczyn jest kilka. To między innymi ocieplający się klimat, gęstsze zaludnienie i starzejąca się sieć elektryczna.
W Kalifornii około 350 tys. osób żyje w strefie z najwyższym zagrożeniem pożarowym. W kolejnej strefie, która również oznacza spore ryzyko pożarowe mieszka kolejne 2,7 mln osób. W całym stanie mieszka niemal 40 mln osób. W obszarze metropolitalnym Los Angeles to ponad 12 mln mieszkańców.
„Osoby łamiące sądowy zakaz będą surowo karane. Projekt nowego prawa jest już przygotowany. Na dniach ruszamy z procesem rządowym” – powiedział wiceminister sprawiedliwości Arkadiusz Myrcha.
W piątek po południu na przejściu dla pieszych na warszawskiej Woli kierowca furgonetki potrącił 14-letniego chłopca. Nie udzielił mu pomocy i uciekł z miejsca zdarzenia. Chłopiec został przewieziony do szpitala, gdzie zmarł. 43-letni kierowca furgonetki został zatrzymany dzień później. Jak przekazała policja, w chwili zatrzymania mężczyzna był pijany i miał blisko 2 promile alkoholu w organizmie.
Sprawca wypadku był wcześniej karany. Miał zatrzymane prawo jazdy i sądowy zakaz prowadzenia pojazdów od kwietnia 2023 roku.
„To kolejne bardzo smutne zdarzenie na polskich drogach z udziałem osoby, która została już wcześniej skazana wyrokiem sądowym, kolejny taki przypadek, który pokazuje, że mamy pewien systemowy problem z tą kategorią kierowców” – mówił Arkadiusz Myrcha na antenie Polsat News.
Ministerstwo sprawiedliwości informuje, że prace zespołu między różnymi resortami nad nowymi przepisami drogowymi zostały zakończone. Pakiet przygotowany przez ministerstwo infrastruktury jest na etapie rządowym. Projekt ministerstwa sprawiedliwości, przygotowany wraz z MSWiA, w najbliższych dniach ma uzyskać wpis do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów. Zgodnie z informacjami resortu jeszcze w styczniu rozpoczną się konsultacje nowych regulacji.
Na zdjęciu ilustrującym artykuł: BMW, którego kierowca spowodował śmiertelny wypadek, jadąc z prędkością 134 km/h (przy ograniczeniu prędkości do 50 km/h ), wjechał w rodziców przechodzących przez pasy z 3-letnim synem w wózku. Warszawa, ul. Sokratesa, rok 2019. Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Wyborcza.pl
Założenia reformy przepisów drogowych zostały przedstawione w listopadzie 2024 roku podczas wspólnej konferencji ministrów sprawiedliwości, infrastruktury oraz spraw wewnętrznych i administracji. W prace nad nowymi przepisami zaangażowani byli też przedstawiciele Komendy Głównej Policji oraz Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.
„Jest to m.in. implementacja przepisów, które w innych ustawodawstwach nazywane są „zabójstwem drogowym”, a więc na przykład zdecydowane zaostrzenie przepisów dla osób jadących pomimo sądowego zakazu” – mówi Myrcha.
Choć ministerstwo sprawiedliwości w komunikatach używa terminu „zabójstwo drogowe”, to z zapowiedzi nie wynika, aby taki artykuł miał zostać wprowadzony.
Ministerstwo chce, by projekt trafił do Sejmu w pierwszym kwartale i został przedłożony prezydentowi do podpisu w pierwszym półroczu 2025 roku.
Jakie są założenia projektu?