0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Krótko i na temat: najnowsze depesze OKO.press z Polski i ze świata

Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny

Google News

10:42 09-04-2025

Prawa autorskie: Photo by SAUL LOEB / AFPPhoto by SAUL LOEB /...

„Całują mnie po tyłku”. Trump zachwycony swoją agresywną polityką handlową

Obudziliśmy się dziś w nowym świecie, pełnym niewidzianych dawno barier handlowych. Chińskie fabryki już teraz anulują zamówienia z USA. A amerykański prezydent kpi z sojuszników

Co się wydarzyło

O północy czasu waszyngtońskiego w życie weszły rozporządzenia Donalda Trumpa o dodatkowych, „wzajemnych” cłach na kilkadziesiąt państw świata. Od dzisiaj amerykańscy importerzy muszą płacić dodatkowe stawki celne za towary od największych partnerów handlowych USA, m.in.:

  • 104 proc. z Chin,
  • 20 proc. z Unii Europejskiej,
  • 24 proc. z Japonii,
  • 26 proc. z Korei Południowej,
  • 32 proc. z Tajwanu.

Wprowadzenie tych ceł ma natychmiastowy wpływ na globalny handel, szczególnie w przypadku Chin. „New York Times” pisze o fabrykach odzieży w Kantonie, które anulowały część amerykańskich zamówień i szykują się na spore straty. Zamówienia te będą trudne do sprzedania na rynku chińskim, który jest przepełniony chińskimi produktami odzieżowymi, a ceny są bardzo niskie. Jeśli takie problemy będą powszechne, może to spowodować spory problem dla chińskiego rządu, jak utrzymać ogromną liczbę zagrożonych miejsc pracy.

Chiny nie ugięły się przed groźbami Trumpa. Amerykański prezydent dołożył dodatkowe 50 punktów procentowych ceł za to, że Chiny zdecydowały się odpowiedzieć własnymi cłami na pierwotne 34 proc. z 2 kwietnia. Po wysokości ceł widać, że głównym przeciwnikiem w wojnie handlowej są tutaj Chiny i ten rozdział szybko się nie zamknie. W wypadku innych krajów Trump liczy na szybkie negocjacje, które pozwolą obniżyć wysokość obciążeń celnych.

W nocy silnie wzrosły rentowności amerykańskiego zadłużenia, co może być sygnałem, że inwestorzy tracą zaufanie w kierunek zmian, w którym podąża amerykańska gospodarka. Jest jednak zdecydowanie za wcześnie, by powiedzieć, że mamy do czynienia ze stałym trendem. Trump nie musi podzielić losu brytyjskiej premier Liz Truss, którą podobny kryzys zrzucił ze stanowiska w 2022 roku.

Na razie amerykański prezydent ma świetny humor. W czasie wczorajszego wydarzenia zorganizowanego na rzecz kampanii wyborczej Republikanów do Kongresu w przyszłym roku przemawiał 1,5 godziny. Kpił na niej: „Mówię wam, te kraje dzwonią do nas, całują mnie po tyłku. Umierają, żeby zawrzeć umowę. «Proszę, proszę pana, zawrzyjmy umowę. Zrobię wszystko. Zrobię wszystko, proszę pana»”.

Jaki jest kontekst

Donald Trump od lat dzielił się swoją fascynacją cłami w polityce handlowej. W kampanii wyborczej zapowiadał 60-procentowe cła na Chiny. Wówczas wielu komentatorów ignorowało te zapowiedzi, ponieważ trudno było wyobrazić sobie tak drastyczne kroki. Dziś Amerykanie skończyli ze znacznie większymi obciążeniami na import z Chin.

2 kwietnia amerykański prezydent ogłosił Dniem Wyzwolenia i zaprezentował cła na niemal wszystkie kraje na świecie. Twierdził, że to jedynie odpowiedź na cła, jakie kraje te nakładają na USA. W rzeczywistości wysokość ceł wynika z wielkości deficytu handlowego między danym krajem a USA.

Donald Trump wierzy, że deficyt handlowy oznacza, że dany kraj wykorzystuje Stany Zjednoczone i oszukuje Amerykanów. Chce doprowadzić do wyrównania deficytów z każdym krajem, a w idealnym scenariuszu — do nadwyżek handlowych. Postanowił więc nałożyć wysokie i nagłe cła na kraje sojusznicze, niszcząc stosunki dyplomatyczne. Ostro potraktował też wiele ubogich krajów, karząc je de facto za to, że są ubogie i mają dziś niski poziom rozwoju.

Przeczytaj inne teksty na ten temat w OKO.press

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

08:56 09-04-2025

Prawa autorskie: Fot. Robert KuszyńskiFot. Robert Kuszyńsk...

„Lecimy w kierunku katastrofy”. Aktywista Ostatniego Pokolenia oblał pomnik smoleński sztuczną krwią

„Co się jeszcze musi stać, by nam pękły serca? Co musi się stać, byśmy uwierzyli?” – pytał ze szczytu pomnika smoleńskiego aktywista Ostatniego Pokolenia Przemysław Siewior

Co się wydarzyło

Dziś około godziny 10:20 na placu Józefa Piłsudskiego aktywista grupy Ostatnie Pokolenie wszedł na pomnik smoleński. 35-letni Przemysław Siewior oblał pomnik sztuczną krwią. „Lecimy w kierunku katastrofy” – mówił. I ze szczytu pomnika przekonywał, że ma ogromny szacunek do ofiar katastrofy smoleńskiej, a następnie odczytał nazwiska wszystkich jej ofiar.

Następnie powiedział:

„To wielki przywilej, że znamy nazwiska tych osób. I tak wiele z tych osób było dla nas wzorem. Dla mnie Anna Walentynowicz. (...) jeżeli nie zaczniemy zmian, jeżeli nie zatrzymamy katastrofy klimatycznej, to ten przywilej zniknie. Są badania, które pokazują, że przy 3-4 stopniach ocieplenia pół planety będzie niemożliwe do zamieszkania. Jak inaczej można o tym mówić? Co się jeszcze musi stać, by nam pękły serca? Co musi się stać, byśmy uwierzyli?” – apelował ze szczytu pomnika.

Aktywista stoi na szczycie pomnika smoleńskiego i trzyma płachtę z napisem
IMG_1059

Fot. Robert Kuszyński

„Jesteśmy na autostradzie do klimatycznego piekła” – krzyczał Siewior. Na prośbę policjantów, by zszedł, Siewior domagał się, by premier Tusk porozmawiał z aktywistami Ostatniego Pokolenia i spełnił ich postulaty i odmówił zejścia.

Schody Smoleńskie to pomnik upamiętniający tragiczne śmierci — to właśnie robimy dzisiaj. Jednak musimy też zapobiec kolejnym milionom tragicznych śmierci, bo inaczej jaką wartość ma nasz żal i nasze postrzeganie życia ludzkiego jako najwyższej wartości? – powiedziała Sylwia Ziental, rzeczniczka Ostatniego Pokolenia.

IMG_1063

Fot. Robert Kuszyński

Jaki jest kontekst

Ostatnie Pokolenie to grupa aktywistów klimatycznych prowadzi protesty, żeby zwrócić uwagę na katastrofę klimatyczną. Zdaniem aktywistów większość z nas nie zdaje sobie sprawy z tego, jak palącym problemem są zmiany klimatu.

Aktywiści regularnie blokują ruchliwe warszawskie ulice. 9 lipca 2024 roku z Wisłostrady demonstrantów znieśli wściekli kierowcy, siłą i przy pomocy gaśnic.

„Blokowanie dróg, niezależnie od politycznych intencji, stwarza zagrożenie dla państwa i wszystkich użytkowników dróg. Wezwałem dziś odpowiednie służby do zdecydowanego reagowania i przeciwdziałania takim akcjom” – pisał 2 grudnia po kolejnej blokadzie premier Donald Tusk na platformie X.

Ostatnie Pokolenie domaga się m.in:

  • skokowego zwiększenia inwestycji w kolej i komunikację zbiorową poprzez przekazanie 100 proc. środków z budowy nowych dróg ekspresowych i autostrad na regionalne i lokalne połączenia kolejowe i autobusowe od 2025;
  • stworzenia biletu miesięcznego za 50 zł na transport regionalny w całym kraju.

Przeczytaj inne teksty na ten temat w OKO.press

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

16:19 08-04-2025

Prawa autorskie: Fot. Katarzyna Kwaczyńska/Kancelaria SejmuFot. Katarzyna Kwacz...

Hołownia pozywa Mentzena w trybie wyborczym. Chodzi o wigilię z uchodźcami

Sławomir Mentzen zarzucił Hołowni, że zaprosił do Sejmu „nielegalnych imigrantów z granicy z Białorusią”. Chodzi o spotkanie wigilijne z grudnia 2023. Marszałek mówi, że to kłamstwo i wszystkie osoby obecne wtedy na spotkaniu przebywają w Polsce legalnie.

Szymon Hołownia ogłosił we wtorek 8 kwietnia, że pozwał Sławomira Mentzena w trybie wyborczym. To specjalny tryb przewidziany w kodeksie wyborczym, w którym kandydat lub komitet wnoszą o sprostowanie nieprawdziwych informacji zawartych w materiałach wyborczych lub wypowiedziach. Sąd okręgowy ma 24 godziny na wydanie orzeczenia w trybie nieprocesowym i może orzec m.in. nakaz przeprosin, sprostowania, a także wpłącenia do 100 tysięcy złotych na organizację pożytku publicznego.

Chodzi o słowa, które Sławomir Mentzen wygłosił w Sejmie 2 kwietnia. Lider Konfederacji zaatakował w przemówieniu polityków koalicji rządzącej, zarzucając, że wspierają nielegalną imigrację. Wymienił w nim m.in. marszałka Sejmu.

„Szymon Hołownia zaprosił nielegalnych imigrantów z granicy z Białorusią do Sejmu. Robił sobie z nimi sweet focie i wrzucał do Internetu” – powiedział Mentzen.

Jaki jest kontekst?

Słowa Sławomira Mentzena odnoszą się do wydarzeń z grudnia 2023 roku. Szymon Hołownia zorganizował wtedy spotkanie wigilijne w Sejmie z osobami potrzebującymi. Wzięło w nim udział ponad 500 osób – osoby ubogie, w kryzysie bezdomności, z niepełnosprawnościami, uchodźcy, podopieczni różnych fundacji oraz osoby, które im pomagają. Na stronie Sejmu można obejrzeć i przeczytać relację z tego wydarzenia.

Jedną z organizacji obecnych na spotkaniu była Fundacja Ocalenie, która zamieściła później w mediach społecznościowych zdjęcie marszałka Sejmu w otoczeniu uchodźców. We wpisie zacytowano wypowiedź jednej z podopiecznych fundacji:

„W życiu bym nie pomyślała, będąc w lesie na granicy białorusko-polskiej, że któregoś dnia zostanę zaproszona do polskiego Sejmu. Że znajdę się w gronie osób specjalnie zaproszonych. Taka myśl, nie przeszłaby mi nawet wtedy przez głowę”.

Zdjęcie wywołało kontrowersje – część komentatorów zarzucało Szymonowi Hołowni, że spotkał się z tzw. nielegalnymi migrantami. Fundacja jeszcze w grudniu 2023 roku wydała oświadczenie, że wszystkie osoby, które odwiedziły Sejm, przebywają w Polsce legalnie. „Żeby wejść na teren Sejmu, trzeba dostać przepustkę, a tę z kolei dostaje się po podaniu wszelkich danych osobowych” – napisano.

Oryginalny wpis ze zdjęciem opublikowanym przez Fundację Ocalenie zniknął z sieci, ale fotografię można zobaczyć m.in. na stronie Krytyki Politycznej.

Szymon Hołownia, ogłaszając pozwanie Sławomira Mentzena, powiedział:

„Jest to od początku do końca kłamstwo. Sprawdzaliśmy detalicznie po raz trzeci wszystkie zaproszenia i osoby, które wzięły udział w wigilii dla osób w kryzysie”.

Przeczytaj teksty OKO.press na podobny temat:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

16:16 08-04-2025

Prawa autorskie: CopernicusCopernicus

Za nami drugi najcieplejszy marzec w historii pomiarów

Według comiesięcznego raportu unijnej agencji klimatycznej Copernicus miniony miesiąc okazał się drugim najcieplejszym marcem w liczącej ok. 250 lat historii instrumentalnych i weryfikowalnych pomiarów temperatury na świecie.

Co się wydarzyło?

Średnia temperatura powierzchni Ziemi w marcu 2025 roku wyniosła 14,06°C. To o 0,65°C powyżej średniej dla tego miesiąca z lat 1991-2020, podaje Copernicus. Trzeci miesiąc 2025 roku był także o 1,6°C cieplejszy od średniej dla tego miesiąca z okresu przedindustrialnego. Tak w klimatologii określa się czasy sprzed początku szybkiego wzrostu emisji gazów cieplarnianych, czyli lata 1850-1900. Tym samym marzec był 20. z 21 minionych miesięcy, w którym wzrost temperatury przekroczył próg 1,5°C.

W Europie było jeszcze cieplej — średnia temperatura naszego kontynentu wyniosła w marcu 6,06°C, czyli 2,41°C powyżej średniej z lat 1991-2020. Najcieplej było w Europie Wschodniej. Według danych IMGW dla Polski, średnia temperatura była o 3°C wyższa niż okres referencyjny.

Poprzednie 12 miesięcy — od marca 2024 do końca lutego 2025 były o 0,71°C cieplejsze od średniej z okresu 1991-2020, a także o 1,59°C cieplejsze od lat 1850-1900, informuje Copernicus.

Według naukowców ludzkość nie może trwale przekroczyć wzrostu temperatury właśnie o 1,5°C do końca stulecia, o ile chce utrzymać wzrost temperatury na stosunkowo bezpiecznym poziomie. Tak zakłada tzw. Porozumienie Paryskie zawarte w 2015 roku.

Niestety, ten próg ocieplenia przekraczamy już teraz, o czym świadczą dane z niemal dwóch ostatnich lat. Pierwszym pełnym rokiem, w którym to się stało, był rok 2024, który okazał się o 1,6°C cieplejszy od średniej z okresu przedindustrialnego.

“Do określenia, że doszło do przekroczenia progu 1,5°C, naukowcy proponują używać średnich 20-letnich. Dzięki temu zminimalizowany jest wpływ krótkookresowej, naturalnej zmienności klimatycznej, na przykład związanej z takimi zjawiskami jak El Niño i La Niña. Pojedynczy rok powyżej 1,5°C nie oznacza przekroczenia progu, tak samo pojedynczy rok poniżej 1,5°C nie oznacza, że cel Porozumienia Paryskiego został osiągnięty i nie musimy się już martwić o redukcję emisji gazów cieplarnianych” – mówił OKO.press przy okazji lutowych danych Copernicusa Piotr Florek, klimatolog i redaktor serwisu “Nauka o klimacie”.

Istnieje szansa, że 2025 będzie nieco chłodniejszy od poprzedniego roku ze względu na zjawisko zwane La Niña, czyli chłodniejszą cyrkulację powietrza nad Oceanem Spokojnym. Ta — przynajmniej w teorii — powinna uczynić bieżący rok mniej gorącym niż lata 2023-2024.

To jednak marne pocieszenie, bo bieżący rok zapewne i tak będzie kolejnym, który przekroczy próg 1,5°C i wyląduje w “top 5” najcieplejszych lat w historii pomiarów. Po prostu krzywa wzrostu temperatury przesuwa się górę i chłodniejsze lata dziś należą do najgorętszych lat w długim okresie.

Co dalej?

Naukowcy obawiają się, że zbliżamy się do (umownego) drugiego progu ocieplenia, wynoszącego 2°C. Jeśli nic się nie zmieni, trwałe przekroczenie tego progu nastąpi w latach 2050-2060. Oznaczałoby to jeszcze więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych i wynikających z nich problemów, jak powodzie, susze, pożary, zwiększający się zasięg chorób tropikalnych na szerokościach o dotychczas umiarkowanym klimacie, a także zwiększona śmiertelność na skutek fal upałów. Wszystkie te katastroficzne zjawiska dają się na we znaki już dziś – w Polsce zapowiada się najgorsza od 10 lat susza.

Dane pośrednie wskazują, że ostatnie miesiące i lata należą do najcieplejszych od tysięcy lat, a przyczyną tego jest rosnąca koncentracja gazów cieplarnianych w atmosferze, które są efektem spalania paliw kopalnych, przede wszystkim węgla. Nauka ostrzega o tym negatywnym zjawisku od ponad 100 lat, jednak dopiero teraz możemy na własne oczy obserwować jego skutki.

Zatrzymanie wzrostu temperatury na względnie bezpiecznym poziomie jest niezmiernie trudne i jest kwestią przede wszystkim polityczną. Ziemski system klimatyczny poddany działaniu gazów cieplarnianych reaguje z opóźnieniem. Dlatego, nawet gdyby emisje spadły do zera już jutro czy nawet za kilka lat – co jest nierealne – miną dekady, zanim klimat na ten spadek zareaguje.

Prezydentura Donalda Trumpa – który uważa ochronę środowiska i politykę klimatyczną za zbędne, a nawet szkodliwe – zwiększa ryzyko wstrzymania wysiłków na rzecz klimatu nawet w perspektywie średnioterminowej. Trump już wycofał USA z grona państw-sygnatariuszy Porozumienia Paryskiego oraz wstrzymał finansowanie globalnych inicjatyw klimatycznych.

Ostatni szczyt klimatyczny – tzw. COP – w azerskim Baku nie osiągnął wiele w kluczowej kwestii finansowania obniżki emisji gazów cieplarnianych, zanim wzrost temperatury wywoła tzw. dodatnie sprzężenia zwrotne przyspieszające ocieplenie w stopniu, który uniemożliwi skuteczne przeciwdziałanie. Trwają nerwowe przygotowania do następnego szczytu w brazylijskim Belém w listopadzie 2025.

Przeczytaj więcej na ten temat w OKO.press

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

14:02 08-04-2025

Prawa autorskie: Fot. Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.plFot. Patryk Ogorzale...

Amerykanie relokują wojska z Jasionki w inne miejsca w kraju

„Decyzja o przemieszczeniu wojsk i sprzętu odzwierciedla miesiące oceny i planowania, ściśle koordynowane z polskimi gospodarzami i sojusznikami z NATO” – czytamy w komunikacie amerykańskiej armii.

Co się wydarzyło?

Amerykańscy żołnierze wycofują się z Jasionki w wojewódzkie podkarpackim i przemieszczają personel oraz sprzęt w inne miejsca w kraju. "Ta zmiana jest częścią szerszej strategii optymalizacji amerykańskich operacji wojskowych, poprawy poziomu wsparcia dla sojuszników i partnerów, a także zwiększenia efektywności.

Decyzja o przemieszczeniu wojsk i sprzętu odzwierciedla miesiące oceny i planowania, ściśle koordynowane z polskimi gospodarzami i sojusznikami z NATO" – czytamy w komunikacie opublikowanym przez amerykańską armię.

W 2022 r. siły amerykańskie ustanowiły tymczasową obecność w Jasionce po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Miejsce to nie jest stałą polską bazą wojskową, ale jest wykorzystywane przez USA, NATO i siły partnerskie od trzech lat. Wycofanie się stamtąd wojsk amerykańskich nie oznacza likwidacji bazy. Wojska sojusznicze – m.in. polskie, norweskie, brytyjskie, niemieckie – utrzymają w Jasionce infrastrukturę ochronną.

Dyslokacja wojsk amerykańskich była jednym z ustaleń szczytu NATO w Waszyngtonie z 2024 roku.

Jaki jest kontekst?

Fakt, że przemieszczenie amerykańskich żołnierzy było wcześniej ustalane na poziomie sojuszniczym oraz nie jest wycofaniem się wojsk USA z terenu Polski zdążyli potwierdzić do tej pory szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, premier Donald Tusk, prezydent Andrzej Duda oraz Sztab Generalny Wojska Polskiego.

Informacja o dyslokacji zbiegła się jednak w czasie z publikacją NBC News. Amerykańska telewizja, powołując się na rozmowy z anonimowanymi amerykańskimi i europejskimi urzędnikami, twierdzi, że administracja Donalda Trumpa rozważa wycofanie nawet 10 tysięcy żołnierzy z Europy Wschodniej. To połowa 20 tysięcy żołnierzy, których po wybuchu pełnoskalowej inwazji Rosji USA pod wodzą Joe Bidena wysłały do krajów graniczących z Ukrainą.

„Wewnętrzne dyskusje na temat zmniejszenia liczby amerykańskich żołnierzy w Rumunii i Polsce odbywają się w czasie, gdy prezydent Donald Trump próbuje przekonać Putina do zgody na zawieszenie broni (...) Jeśli Pentagon przyjmie tę propozycję, wzmocni to obawy, że Stany Zjednoczone porzucają swoich wieloletnich sojuszników w Europie, którzy postrzegają Rosję jako rosnące zagrożenie – twierdzą europejscy urzędnicy” – czytamy w NBC News.

Przeczytaj teksty OKO.press na podobne tematy:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także: