Poza Benjaminem Netanjahu MTK chce aresztować byłego ministra obrony Izraela Jo'awa Galanta oraz lidera Hamasu Mohammeda Deifa. Chodzi o zbrodnie wojenne podczas wojny w Strefie Gazy
Szef brytyjskiej dyplomacji spotkał się już z ukraińskim premierem. Ale w Kijowie przebywają dziś nie tylko szefowie amerykańskiej i brytyjskiej dyplomacji
W Kijowie trwa wspólna wizyta brytyjskiego ministra spraw zagranicznych i amerykańskiego sekretarza stanu. Szef brytyjskiego MSZ David Lammy spotkał się już z ukraińskim premierem Denisem Szmyhalem. Po spotkaniu Szmyhal napisał w mediach społecznościowych:
„Rozmawialiśmy też o przekazaniu Ukrainie systemów obrony powietrznej i sytuacji w ukraińskim sektorze energetycznym. Dzięki pomocy naszych partnetów odbudowujemy to, co Rosja zniszczyła. Jesteśmy bardzo wdzięczni brytyjskiemu rządowi i Brytyjczykom za ich silne i niezachwiane wsparcie”.
Lammy i Anthony Blinken spotkają się dziś też z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.
W tym samym czasie w Kijowie z wizytą przebywają też litewski prezydent Gitanas Nauseda i łotewska premier Evika Silina. Po spotkaniu z Siliną Szmyhal dziękował jej między innymi za przekazanie kolejnych dronów. Prezydent Litwy otwierał dziś forum sektora obronnego, gdzie podpisano memorandum o dalszej współpracy militarnej między Litwą a Ukrainą.
W debacie między Kamalą Harris a Donaldem Trumpem kilkukrotnie poruszono temat Rosji. Rzecznik Kremla nie jest z tego powodu zadowolony
Rzecznik Kremla Dimitrij Pieskow skomentował dziś to, że w debacie amerykańskich kandydatów na prezydenta wspominano o Rosji i Władimirze Putinie.
„Oczywiście, że zauważyliśmy, że oboje kandydatów wspominało o naszym prezydencie, o naszym kraju, Oczywiście, nasze stanowisko jest jasne – USA jako państwo, bez względu na to, z jakiej partii pochodzą kandydaci, utrzymuje negatywne, nieprzyjacielskie stanowisko wobec naszego kraju” – powiedział Pieskow.
W debacie między Donaldem Trumpem a Kamalą Harris temat Rosji poruszany był przede wszystkim w kontekście wojny na terenie Ukrainy. Donald Trump przekonywał, że jeżeli zostanie wybrany, zakończy wojnę jeszcze przed zaprzysiężeniem na prezydenta. Kamala Harris pytała Trumpa retorycznie, czy jest gotowy poświęcić Polskę w imię uznania ze strony Putina.
„Nazwisko prezydenta Putina jest wykorzystywane jako instrument w wewnętrznej politycznej walce w USA. Bardzo, bardzo się nam to nie podoba i mamy nadzieję, że Amerykanie przestaną powoływać się na nazwisko naszego prezydenta” – komentował Pieskow.
W grudniu kończą się kadencje trójki sędziów TK powołanych przez PiS. Szymon Hołownia zapowiada, że większość sejmowa najpewniej zbojkotuje TK w obecnej formie
„Większość sejmowa nie będzie powoływać nowych sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, gdy sukcesywnie będą wygaszać kadencje jego obecnych członków” – powiedział dziś na konferencji prasowej Marszałek Sejmu Szymon Hołownia.
Szymon Hołownia brał wczoraj udział w Senacie w spotkaniu, na którym z ekspertami omawiano możliwości wyjscia z kryzysu związanego z upolitycznieniem Trybunału Konstytucyjnego przez PiS. Jego zdaniem większość ekspertów była zgodna: po upływie kandencji obecnych sędziów w Trybunale Konstytucyjnym pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej nie należy do tego grona powoływać nowych sędziów.
„Nawet jeśli jakimś cudem znaleźliby się chętni, żeby pracować z Przyłębską w TK i być tam mniejszością. Nie obsadzać, nie wchodzić do tego zatrutego źródła, zatrutej sadzawki. Poczekać aż będziemy mogli tę sprawę rozwiązać systemowo. I do tego głosu będziemy musieli się w poważny sposób jako izba się odnieść” – mówił w Sejmie Hołownia.
Kadencja sędziów TK trwa 9 lat. W grudniu minie 9 lat od powołania do TK Julii Przyłębskiej. W grudniu skończą się również kadencje Mariusza Muszyńskiego, Piotra Pszczółkowskiego, a w maju przyszłego roku – Zbigniewa Jędrzejewskiego. Jeśli więc ostatecznie spełni się plan, o którym mówił Hołownia będziemy mieli do czynienia de facto z bojkotem obecnego Trybunału ze strony dzisiejszej większości sejmowej.
Rząd jest zadowolony z ustawy o dodatkowej waloryzacji emerytur i rent. Ale przyjmie ją dopiero, gdy „będzie taka konieczność”. To zaskakujące tłumaczenie
Na wtorkowym posiedzeniu rządu podjęto temat ustawy, która wprowadziłaby awaryjną, drugą w ciągu roku waloryzację emerytur i rent w przypadku, gdyby inflacja w pierwszej połowie roku przekroczyła 5 proc.
W komunikacie po posiedzeniu Rady Ministrów czytamy:
"Rada Ministrów omówiła projekt nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw. Projekt spełnił oczekiwania członków rządu. Rada Ministrów powróci do procedowania projektu, jeżeli pojawi się ryzyko przekroczenia 5 proc. inflacji. Na razie Ministerstwo Finansów nie przewiduje jednak takiego wzrostu. Mechanizm dodatkowej waloryzacji jest opracowany, a dalsze procedowanie projektu ustawy może zostać podjęte w każdym momencie, jeżeli będzie taka konieczność. Podstawowa waloryzacja emerytur i rent pozostaje bez zmian, co oznacza, że emeryci i renciści otrzymają wyższe świadczenia w marcu przyszłego roku".
Czyli – projekt jest wprawdzie dobry i o to rządowi chodziło, ale nie ma potrzeby go przyjmować. To zaskakujące tłumaczenie, ponieważ ustawa zakłada, że dodatkowa waloryzacja wchodzi w życie tylko wówczas, gdy inflacja rzeczywiście przekroczy 5 proc. Jeśli więc ustawa – jak twierdzi rząd – jest dobra, to nie ma przeciwskazań, by ją przyjąć.
Druga, uzależniona od poziomu inflacji waloryzacja emerytur i rent była obietnicą wyborczą Koalicji Obwyatelskiej i Lewicy.
Normalna, coroczna waloryzacja emerytur i rent odbywa się w marcu. Druga miałaby mieć miejsce we wrześniu, jeśli w piewszym półroczu inflacja wobec drugiego półrocza poprzedniego roku przekroczy 5 proc.
W ustawie czytamy:
„Proponuje się, by dodatkowa waloryzacja przeprowadzana była od dnia 1 września, w sytuacji gdy wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych w pierwszym półroczu danego roku1 przekroczy 105 proc. [...] w stosunku do poprzedniego okresu (drugiego półrocza poprzedniego roku)”.
Nie jest to więc standardowy wskaźnik inflacyjny (rok do roku).
W rządowym komunikacie czytamy, że rząd nie przewiduje dziś takiego wzrostu. I rzeczywiście – w projekcie budżetu na 2025 rok mamy założenie średniorocznej inflacji na poziomie 5 proc., To oznacza, że inflacja półroczna niemal na pewno nie przekroczy 5 proc.
Tłumaczenie rządu i tak jest jednak zaskakujące. Skoro bowiem nie ma takiego ryzyka, a ustawa ma mieć charakter ratunkowy, gdyby wystąpiły dane warunki (półroczna inflacja na poziomie 5 proc.), to nie ma potrzeby czekać z jej uchwaleniem na odpowiedni moment, bo jej uchwalenie dziś nie ma żadnego negatywnego kosztu ekonomicznego.
Mirosław Suchoń nie jest już szefem klubu parlamentarnego Polski 2050. Partię Hołowni czeka reorganizacja
Mirosław Suchoń niespodziewanie złożył wczoraj rezygnację z funkcji przewodniczącego klubu parlamentarnego Polski 2050. Oficjalnie chodzi o powody osobiste. Anonimowo politycy formacji Szymona Hołownii mówią jednak, że przyczyna jest zupełnie inna.
„Zbliżają się wybory prezydenckie i nasz klub musi zacząć lepiej funkcjonować. Musimy być bardziej wyraziści, bardziej aktywni. W ostatnim czasie to szwankowało” – mówi Onetowi polityk partii.
Zgodnie z informacjami portalu w najbliższym czasie zarząd klubu ma zostać poszerzony. Dotychczas tworzyły go tylko dwie osoby. Poza Suchoniem znajdował się w nim też poseł Marcin Skonieczka.
Zdaniem Polskiej Agencji Prasowej największe szanse na objęcie stanowiska po Suchoniu ma Paweł Śliz, przewodniczący sejmowej Komisji sprawiedliwości i praw człowieka oraz wiceprzewodniczący Komisji śledczej ds. Pegasusa