Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Gwałtowny deszcz, burze, grad i silny wiatr mogą zagrozić między innymi obozom harcerskim. MSWiA apeluje o ich ewakuację.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa ostrzega przed silnymi opadami. Alerty obejmują 12 województw, w tym całe województwo łódzkie oraz części województw: małopolskiego, śląskiego, opolskiego, dolnośląskiego, świętokrzyskiego, wielkopolskiego, kujawsko-pomorskiego, mazowieckiego, warmińsko-mazurskiego i podlaskiego.
Ostrzeżenie najwyższego, trzeciego stopnia obowiązują w śląskim, małopolskim i opolskim. Tam na ziemię może spaść nawet 120 milimetrów deszczu, w czasie burz wiatr może osiągnąć nawet 80 km/h, możliwy jest również grad. „Prognoza wskazuje na to, że mogą wystąpić lokalne podtopienia” – mówił Wiesław Leśniakiewicz, wiceszef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jak stwierdził, trudne warunki pogodowe mogą utrzymać się „przynajmniej 72 godziny”.
„Najgorsze są te lokalne opady, a zwłaszcza w górach, bo one mogą powodować duże podtopienia lokalne, a wiatry powodować będą zniszczenia, łamane konary, zniszczone budynki, dachy” – mówił Leśniakiewicz.
MSWiA apeluje o ewakuacje obozów harcerskich i rezygnację z campingów. „Rekomendujemy i wręcz apelujemy do organizatorów obozów. Historia nie tak dawna pokazuje, że niepodjęte działania w takich sytuacjach kończą się tragicznie. Oczywiście to są tylko prognozy, ale może to się skończyć różnie” – ostrzegał Leśniakiewicz.
Na godzinę 18:00 zaplanowane jest posiedzenie Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego – poinformował rzecznik rządu Adam Szłapka.
Przeczytaj także:
27 lipca Rosja celebruje dzień swojej floty. Do tej pory oznaczało to wielką morską paradę w Petersburgu, w czasie której Putin odbierał meldunki od dowódców co lepszych okrętów i lotnictwa morskiego.
Była to tez wielka atrakcja dla Rosjan. W tym roku jednak parada się nie odbędzie: ukraińskie drony z powodzeniem sięgają dziś Petersburga i całego obwodu leningradzkiego. W dniu święta floty petersburskie lotnisko w Pułkowie musiało wstrzymać loty. Rano władze poinformowały o zniszczeniu „ponad tuzina” ukraińskich dronów nad obwodem (nad całą Rosją – 99).
„Główna parada morska została w tym roku odwołana. Wynika to z ogólnej sytuacji. Kwestie bezpieczeństwa są najważniejsze” – ogłosił rzecznik Putina Pieskow. Bo o bezpieczeństwo Putina tu rzeczywiście by szło. (na zdjęciu u góry Putin na paradzie w 2024 r.)
Wielkie święto propaganda obeszła w telewizji reportażami z morskich ćwiczeń rosyjskiej floty. Oczywiście odniosła ona w nich olbrzymi sukces, niszcząc wroga. Putin zwrócił się do marynarzy w przesłaniu wideo i nie było żadnego zbiorowego krzyczenia „Uraaaaaaa!”
Parada okrętów w Petersburgu była do tej pory propagandową atrakcją i rozrywką dla Rosjan. Prawie tak ważną jak defilada w Moskwie na 9 maja.
W zeszłym roku propaganda wykorzystała „parad” do szydzenia z ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu – petersburskie widowisko miało być wzorem, jak się celebruje potęgę państwa i władzy.
W tym roku także bezpieczeństwo defilady moskiewskiej stało pod znakiem zapytania. Ukraińskie drony spokojnie sięgają dziś Moskwy. I mimo że zdaniem propagandy są zestrzeliwane, to „odłamki” czynią szkody. Moskiewski spektakl uratowali jednak zagraniczni goście z chińskim Xi. Ukraińscy dostosowali się do ogłoszonego przez Putina zawieszenia broni.
Teraz sytuacja jest inna. Po trzech rundach bezpośrednich negocjacji w Stambule Moskwa gotowa jest zgodzić się najwyższej na krótkie zawieszenie ognia na samej linii frontu, w celu zabrania rannych i zabitych. Ofertę ukraińską natychmiastowego zawieszenia broni i wstrzymania ataków w głębi kraju odrzuca.
„Wielikij parad” musiał się do tego stanowiska dostosować. Propaganda przyznała to półgębkiem.
Przeczytaj także:
10 godzin bez ostrzału w trzech miejscach w Strefie Gazy i utworzenie korytarzy, którymi dostarczana będzie pomoc – to plan Izraela w obliczu głodu w palestyńskiej enklawie.
Izraelskie Siły Zbrojne zapowiedziały codzienne zawieszenie broni w niektórych częściach Strefy Gazy i utworzenie nowych korytarzy humanitarnych. Tel-Awiw twierdzi, że w ten sposób zmierza do opanowania kryzysu humanitarnego, do którego doszło w palestyńskiej enklawie przez izraelską operację zbrojną.
Według obietnic od 10:00 do 20:00 izraelska armia zaprzestanie ataków na Al-Mawasi, Deir al-Balah i miasto Gaza. Izraelskie wojska nie prowadziły jednak operacji lądowych we wszystkich z tych miejsc od wznowienia ataków na Gazę w marcu.
Bezpieczne korytarze dostarczania żywności mają działać codziennie od 7:00 do 23:00. Według bliskowschodnich mediów izraelskie siły w niedzielę wpuściły konwoje humanitarne od strony egipskiej granicy, a pomoc do Strefy Gazy zaczęła docierać również drogą powietrzną.
To efekt międzynarodowej presji po informacjach o kryzysie głodowym, który według organizacji humanitarnych dotyka 2,2 mln mieszkańców Strefy Gazy. O pauzy humanitarne apelował również ONZ. W marcu Izrael zablokował granice dla konwojów dostarczających żywność, by w maju wpuścić je ze znacznymi ograniczeniami. Relacje z palestyńskiej enklawy mówią też o ogniu, który izraelscy żołnierze otwierają do czekających na pomoc Palestyńczyków. Do tej pory rząd w Tel Awiwie twierdził, że w Strefie Gazy głód nie występuje, a zablokowanie pomocy miało wywrzeć presję na przetrzymujących izraelskich zakładników bojowników Hamasu.
23 lipca ponad sto organizacji międzynarodowych podpisało list, w którym jasno stwierdza, że w Strefie Gazy mamy do czynienia z powszechnym głodem, a winnym tego stanu jest Izrael. Pod listem podpisali się m.in. Lekarze bez Granic, Oxfam czy Amnesty International.
W liście czytamy:
„Lekarze zgłaszają rekordowe liczby przypadków ostrego niedożywienia, szczególnie wśród dzieci i osób starszych. Rozprzestrzeniają się choroby takie jak ostra biegunka wodnista, rynki są puste, śmieci się gromadzą, a dorośli padają na ulicach z głodu i odwodnienia. Dystrybucja pomocy w Gazie wynosi średnio tylko 28 ciężarówek dziennie, co jest zdecydowanie niewystarczające dla ponad dwóch milionów ludzi, z których wielu od tygodni nie otrzymało pomocy”.
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
„Według ocen w NATO i w Stanach Zjednoczonych, Rosja i Chiny będą gotowe do konfrontacji w skali globalnej już w roku 2027, czyli za dwa lata” – powiedział premier na spotkaniu z mieszkańcami Pabianic. Tusk podkreśli, że sytuacja wymaga od polityków „maksymalnej odpowiedzialności”.
Premier Donald Tusk w sobotę 26 lipca spotkał się z mieszkańcami Pabianic w województwie łódzkim. Powiedział, że najwyższy czas, aby „wyspowiadać się trochę z tego, co zdarzyło się przez te kilkanaście miesięcy od czasu wyborów”. Zaproponował mieszkańcom „poważną rozmowę o Polsce”.
Tusk zaczął od relacji ze swojego spotkania w piątek 25 lipca z generałem Alexusem Grynkewichem, nowym Naczelnym Dowódcą Sojuszniczych Sił NATO w Europie (tzw. SACEUR, z ang. Supreme Allied Commander Europe).
SACEUR to jedno z najwyższych stanowisk wojskowych w strukturze NATO. Naczelny dowódca jest odpowiedzialny za dowodzenie operacjami wojskowymi NATO w Europie, planowanie strategiczne oraz zarządzanie strukturami wojskowymi NATO w Europie.
„Według ocen w NATO i w Stanach Zjednoczonych, Rosja i Chiny będą gotowe do konfrontacji w skali globalnej już w roku 2027, czyli za dwa lata” – przekazał premier, przywołując to, co usłyszał od gen. Grynkewicha.
Podkreślił, że nie chodzi o straszenie „tragicznymi prognozami”, lecz o to, że „Amerykanie na serio się przygotowują do takiej sytuacji” – powiedział premier.
Polska też powinna.
„Mówiąc krótko, Polska i Europa, ale w pierwszym rzędzie Polska, muszą być gotowe na różne zdarzenia w ciągu najbliższych dwóch lat” – powiedział dość oględnie premier. Podkreślił, że wojna hybrydowa, którą Rosja już dziś prowadzi przeciwko Polsce i Europie „pokazuje bardzo wyraźnie, że Rosja przygotowuje się do działań w 2027 roku”.
Jak wynika z relacji premiera, generał Grynkewich przekazał mu najnowsze ustalenia amerykańskiego wywiadu. Wynika z nich, nie tylko że Rosja może być gotowa do ataku na terytorium któregoś z państw NATO już 2027 roku, lecz, że może planować koordynację z Chinami, które równolegle mogą chcieć zaatakować Tajwan.
Ta strategia Rosji i Chin ma doprowadzić do zmniejszenia siły reakcji państw NATO, które będą musiały działać na dwóch frontach.
„Żyjemy w takim momencie historycznym, w którym powaga i maksymalna odpowiedzialność za Polskę, za to co dzieje się w kraju i wokół kraju, jest potrzebą absolutnie bezdyskusyjną” – powiedział premier Donald Tusk. Podkreślił odpowiedzialność opozycji, środowiska nowego prezydenta Karola Nawrockiego oraz członków jego własnej koalicji rządzącej.
„Mam często wrażenie, że w zwykłych polskich domach, wśród polskich rodzin, poważniej rozmawia się o tym, co jest wokół nas i co dzieje się w Polsce, niż w parlamencie czy na politycznej scenie” – podkreślił premier.
Generał Alexus Grynkewich, nowy Naczelny Dowódca Sojuszniczych Sił NATO w Europie, pełni tą funkcję od 4 lipca. To tego dnia odebrał z z rąk sekretarza generalnego NATO Marka Rutte mianowanie na Naczelnego Dowódcę Sojuszniczych Sił NATO w Europie. Ceremonia odbyła się w bazie NATO w Mons w Belgii.
Jak donosi TVN24 za PAP, Alexus Grynkewich ma korzenie białoruskie. Karierę rozpoczynał w amerykańskiej armii jako pilot myśliwców F-16 i F-22. Uzyskał stopień czterogwiazdkowego generała Sił Powietrznych USA i pełnił rolę dyrektora operacji w Kolegium Połączonych Szefów Sztabów. Wcześniej był znany głównie jako dowódca lotnictwa w Dowództwie Centralnym (CENTCOM), gdzie kierował siłami USA na Bliskim Wschodzie, między innymi podczas nalotów przeciwko Hutim w Jemenie, działań wspierających Izrael w przeciwstawianiu się irańskim atakom rakietowym czy operacji wymierzonych w proirańskie bojówki w Syrii i Iraku. Według Defense News, w swojej ostatniej roli, którą pełnił od kwietnia 2024 roku, zajmował się również wsparciem dla sił ukraińskich.
Przeczytaj także:
UE w tych negocjacjach stoi na słabszej pozycji. To nie prezydent USA przyjeżdża na spotkanie z von der Leyen przy okazji jej innej wizyty zagranicznej, lecz von der Leyen jedzie do Trumpa.
Szefowa Komisji Europejskie Ursula von der Leyen poinformowała w piątek 25 lipca, że w ten weekend spotka się z prezydentem USA Donaldem Trumpem, by przedyskutować kwestie umowy handlowej UE-USA oraz widmo ceł, które USA chcą nałożyć na UE.
„W nawiązaniu do dobrej rozmowy telefonicznej, którą odbyłam z prezydentem USA, uzgodniliśmy, że spotkamy się w niedzielę w Szkocji, by przedyskutować nasze wzajemne relacje handlowe” – napisała von der Leyen na X.
Dodała, że dyskusja ma dotyczyć tego, jak utrzymać silne relacje transatlantyckie".
Do spotkania ma dojść w Szkocji, gdzie Donald Trump przebywa z wizytą u premiera Wielkiej Brytanii Keira Starmera. Taka formuła spotkania wskazuje na to, że to UE w tych negocjacjach stoi na słabszej pozycji. To nie prezydent USA przyjeżdża na spotkanie z von der Leyen przy okazji innej jej wizyty zagranicznej, lecz von der Leyen jedzie do Trumpa.
W piątek 25 lipca Donald Trump stwierdził w rozmowie z amerykańskimi reporterami, że szanse na dogadanie umowy handlowej między UE a USA wynoszą może „50 na 50 procent, a może mniej”.
Komisja Europejska i USA wciąż nie doszły do porozumienia ws. umowy handlowej. Negocjacje w tej sprawie trwają od marca, kiedy w życie weszła pierwsza tura podwyższonych ceł amerykańskich na europejską stal i aluminium. Cła sektorowe na produkty o wartości 26 miliardów euro rocznie zaczęły obowiązywać od 12 marca.
W sumie USA nałożyły na UE już 50 proc. cła na stal i aluminium, 25-proc. na samochody i części samochodowe oraz 10-proc. cła na cały import.
Pod koniec maja doszło do zaostrzenia sporu na linii USA i UE, w związku z czym Donald Trump zagroził wprowadzeniem 50-procentowych ceł na cały import z UE od 1 czerwca 2025. Odpowiedzialnej za negocjacje w imieniu bloku szefowej KE Ursuli von der Leyen udało się jednak załagodzić spór i wrócić do negocjacji.
9 lipca prezydent Donald Trump zapowiedział kolejne przedłużenie negocjacji. Tym razem do 1 sierpnia. Ale w sobotę 12 lipca Trump znowu zmienił front. Zagroził UE podniesieniem stawki podstawowej ceł do 30 procent. Komisja Europejska cały czas usiłuje się z Trumpem dogadać.
Unia Europejska ma przygotowane dwie tury ceł odwetowych. Pierwszy pakiet ceł na amerykańskie produkty dotyczy importu o wartości 21 mld euro. Obejmuje produkty rolne, spożywcze, jak i przemysłowe, m.in. soję, migdały, sok pomarańczowy, drób, tytoń, lody, żelazo, stal i aluminium, maszyny i urządzenia elektryczne, oraz ciężarówki i jachty.
Druga transza ceł obejmuje produkty o wartości 95 mld euro. Obejmują m.in. samoloty i części do samolotów, sprzęt elektroniczny i alkohole.
Przeczytaj także: