Fala prozachodnich protestów przetacza się przez Gruzję po zmianie kursu nowej władzy w tym kraju. Były polityk SLD pozostanie na wolności – jednak pod dozorem policyjnym i za poręczeniem majątkowym w wysokości miliona złotych
Były nauczyciel, były żołnierz, były trener futbolu amerykańskiego i związkowiec, a obecnie gubernator stanu Minnesota. To jego Kamala Harris wybrała na kandydata na wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych
Kamala Harris podjęła decyzję o tym, kto będzie jej towarzyszem w kampanii wyborczej, a jeśli wygra prezydenturę — w rządzeniu.
„Z dumą ogłaszam, że poprosiłam Tima Walza, żeby był kandydatem na wiceprezydenta. Jako gubernator, trener, nauczyciel i weteran, działał na rzecz pracujących rodzin. Takich jak jego [rodzina]. Wspaniale jest mieć go w naszej drużynie. A teraz zbieramy się do pracy” – napisała na portalu X (dawniej Twitter) kandydatka Demokratów.
Gubernator Minnesoty, Tim Walz, od kilku tygodni pojawiał się wśród potencjalnych kandydatów. Na „krótkiej liście” byli politycy reprezentujący tzw. swing states (stany bitewne), to tam de facto rozstrzygną się amerykańskie wybory. Demokraci i sama Harris szukali osoby, która będzie umiała trafić do klasy ludowej, robotniczej.
Faworytem darczyńców (których naciski miały zasadniczy wpływ na rezygnację Joe Bidena) miał być według dziennika „New York Times” Josh Shapiro, gubernator Pennsylwanii. Od dwóch dni media donosiły, że stawka zawęziła się właśnie do dwóch nazwisk: Shapiro i Walza. Ostatecznie Harris wygrała tego drugiego.
„Mówi i wygląda jak wielu wyborców, których straciliśmy na rzecz Trumpa” – powiedział stacji CNN jeden z działaczy Demokratów.
Donald Trump już zdążył go określić jako lewaka.
60-letni Waltz pochodzi z niewielkiej (trzy tysiące mieszkańców) miejscowości West Point w stanie Nebraska. Przez 24 lata służył w Gwardii Narodowej. Uczestniczył w akcjach pomocy ofiarom powodzi czy tornada. Został też wybrany Żołnierzem Roku stanu Nebraska w 1989 roku.
W latach 90. przeniósł się do Minnesoty, gdzie pracował jako nauczyciel geografii i trener szkolnej drużyny futbolu amerykańskiego.
W 2006 roku kandydował do Izby Reprezentantów. Pokonał republikańskiego kongresmena i zasiadał w Kongresie przez 12 lat. Następnie wystartował w wyborach na gubernatora Minnesoty, którym został w 2018 roku.
Walz popiera liberalizację prawa aborcyjnego, Jest też zwolennikiem uregulowania prawa do posiadania broni. Potępił atak Hamasu na Izrael z 7 października 2023, a jednocześnie mówi o kryzysie humanitarnym w Gazie.
Do swoich osiągnięć zalicza to, że w jego stanie mieszkańcy dostają najlepszą opiekę zdrowotną w kraju.
Zapytany, jaką reformę Demokraci powinni wprowadzić w pierwszej kolejności, Walz odpowiedział: płatny urlop rodzinny i zdrowotny. „Jesteśmy ostatnim narodem na świecie, który tego nie robi. To podstawa podstawowej przyzwoitości i dobrobytu finansowego. I myślę, że zaczęłoby to zmieniać zarówno finanse, jak i nastawienie – wzmacniać rodzinę” – powiedział w rozmowie z „New York Times”.
Harris razem z kandydatem na wiceprezydenta pojawi się dziś na wiecu w Filadelfii. Media informują, że lista kandydatów zawęziła się do dwóch nazwisk: Shapiro i Walz.
Kamala Harris, razem z nieujawnionym jeszcze kandydatem na wiceprezydenta, pojawi się dziś na wiecu w Filadelfii. Będzie to pierwszy przystanek na kampanijnej trasie po swing states, czyli stanach, które w praktyce zadecydują o pojedynku o Biały Dom: Pensylwanii, Michigan, Wisconsin, Georgii, Karolinie Północnej, Newadzie i Arizonie. To również oficjalnie rozpoczęcie kampanii Kamali Harris, która już przed weekendem wiedziała, że otrzymała wystarczającą liczbę głosów delegatów Partii Demokratycznej, żeby stać się kandydatką na urząd prezydenta. Nominację przyjęła dziś.
Otrzymała prawie 4600 głosów w pięciodniowym głosowaniu internetowym, co stanowiło 99 proc. głosów uczestniczących delegatów.
Wciąż jednak nie ogłoszono, kto będzie kandydatem Harris na wiceprezydenta. Jak informują media, lista zawęziła się do dwóch nazwisk: Josh Shapiro i Tim Walz. Pierwszy z nich to gubernator Pendylwanii, drugi – Minnesoty. W weekend Kamala Harris odbyła rozmowy z obojgiem kandydatów, a także z senatorem z Arizony Markiem Kellym. Ten jednak, według medialnych doniesień, miał odpaść z wyścigu.
Zaletą 51-letniego Shapiro jest uznawany za wschodzącą gwiazdę Demokratów. Uważany jest również za centrystę, co może przekonać do głosowania na Harris bardziej konserwatywnych. Jest również popularny w Pensylwanii, jednym ze swing states. Gdyby Demokraci wygrali wybory, zostałby pierwszym żydowskim wiceprezydentem w historii kraju.
„Zdecydowane poparcie Shapiro dla Izraela może zrazić część postępowych wyborców, choć może też przypaść do gustu wyborcom umiarkowanym i pokrzyżować plany Republikanów, którzy chcą przekształcić wojnę Izraela z Gazą w kwestię sporną dla Demokratów” – pisze Reuters.
60-letni Walz jest byłym członkiem Gwardii Narodowej Armii USA i byłym nauczycielem. W ostatnich tygodniach zyskał na popularności jako skuteczny obrońca Harris. Zaatakował Trumpa i Vance'a, nazywając ich „dziwacznymi”. Obelga stała się viralem i była wykorzystywana w kampanii Harris. To również konserwatywny kandydat, który mógłby przekonać do siebie wyborców wahających się między Demokratami a Republikanami.
Walz czy Shapiro? Tego dowiemy się już dziś późniejszym popołudniem polskiego czasu. W OKO.press będziemy wracać do tematu.
Z ustaleń Najwyższej Izby Kontroli wynika, że Paweł Jabłoński, były wiceminister w MSZ, przyznawał miliony złotych w konkursach organizacjom, które nie dostały rekomendacji komisji konkursowej.
Chodzi o 7,2 mln zł. Taką kwotę były wiceszef MSZ Paweł Jabłoński z PiS miał rozdać w programie „Pomoc humanitarna 2023” wbrew rekomendacjom komisji konkursowej. Podaje ją „Rzeczpospolita”, powołując się na ustalenia NIK.
Kontrolerzy potwierdzili informacje, jakie we wrześniu 2023 roku przekazywali Daria Gosek-Popiołek i Maciej Konieczny z Lewicy, którzy weszli do MSZ z kontrolą poselską. Chcieli zbadać przebieg konkursów „Pomoc humanitarna 2023” i „Polska pomoc rozwojowa 2023”. Podkreślali, że pieniądze nie trafiły do znanych organizacji humanitarnych. Dostawały je mniejsze organizacje, o małym doświadczeniu. Jedna z nich — Klaster Innowacji Społecznych — jest powiązana ze środowiskiem Adama Bielana. Kieruje nią Petros Tovmasyan, działacz nieistniejącej już partii Bielana. Fundacja dostała 412 tysięcy zł na projekt dotyczący Ukrainy.
„522 tys. zł, również na pomoc Ukrainie, popłynęło do Stowarzyszenia Bezpieczna Lubelszczyzna, które wcześniej zasłynęło zrealizowaniem projektu, w ramach którego wywiesiło billboardy z wizerunkami polityczek PiS. Pieniądze z MSZ popłynęły też m.in. do Caritas Archidiecezji Lubelskiej oraz Stowarzyszenia Katolickiego Przyjaźń Jaworznicka” – wylicza „Rzeczpospolita”.
Projekty te nie dostały rekomendacji komisji oceniającej zgłoszenia do konkursu „Pomoc humanitarna 2023” — w przeciwieństwie do PAH czy Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Według ustaleń NIK, w lipcu 2023 roku komisja konkursowa przedłożyła Jabłońskiemu notatkę, w której zarekomendowała udzielenie dotacji dla dziesięciu projektów. 7 sierpnia do komisji wpłynął jednak mail od asystenta Jabłońskiego, w którym sugeruje inne rozstrzygnięcie konkursu.
W mailu asystent wiceministra proponuje wyróżnienie 10 projektów, ale tylko trzy z nich miały rekomendację komisji. „Rzeczpospolita” zwraca uwagę na to, że Stowarzyszenie Bezpieczna Lubelszczyzna od komisji konkursowej dostało 0 na 100 punktów.
NIK uważa, że konkurs został rozwiązany z naruszeniem prawa — wyróżnione projekty nie tylko nie miały rekomendacji, ale także nie znajdowały się na liście rezerwowej. Bo takiej podczas rozwiązywania konkursu nie stworzono.
NIK kontrolował jedynie „Pomoc humanitarną 2023”. Posłowie Lewicy zwracali uwagę, że podobne nieprawidłowości dotyczą konkursu "Polska pomoc rozwojowa 2023”. Tam wiceminister Jabłoński miał rozdać 6,3 mln zł, również przyznając pieniądze organizacjom bez rekomendacji komisji.
Ogromne spadki na giełdzie w poniedziałek, we wtorek lekkie odbicie. Sytuacja powoli się stabilizuje po tym, jak indeks tokijskiej giełdy zanotował największy spadek od czarnego poniedziałku w 1987 roku.
W poniedziałek 5 sierpnia główny indeks tokijskiej giełdy Nikkei 225 spadł aż o 13,5 proc. To największy spadek od „czarnego poniedziałku” 19 października 1987 r. Akcje Toyoty straciły 19 proc., Subaru 18,3 proc., Mitsubishi 17,9 proc., a Hondy 17,8 proc.
„W przypadku Japonii nagłe zmiany indeksu tłumaczone były odwrotną korelacją do wyceny japońskiego jena, który podbił do 7-miesięcznych szczytów w wyniku odwracania pozycji tzw. carry trades, bazujących na różnicach w stopach procentowych” – komentował dla PAP analityk DM BOŚ Konrad Ryczko.
Sytuacja rozlała się także na USA i Europę, choć tu eksperci nie mówią o krachu, a jedynie o znaczących spadkach. „Początkowa faza handlu w USA przyniosła spadek tamtejszego indeksu Nasdaq o ok. 6 proc.” – dodał Ryczko.
A Europa?
„Niemiecki DAX traci ponad 2 proc., podobnie jak francuski CAC40 i europejski indeks kluczowych spółek Euro Stoxx 50. Poważne spadki dotyczą giełdy w Turcji, gdzie indeks BIST 100 traci 5 proc. Warszawski WIG20 to już spadki ponad trzyprocentowe” – podaje Business Insider.
Dzień później sytuacja na giełdzie jest nieco spokojniejsza. Indeks Nikkei 225 zamknął dzień zwyżką o 10,2 proc. Południowokoreański KOSPI odbijał o 4 proc. „Wall Street również prezentowało się stabilniej, notowania kontraktów terminowych na indeks S&P 500 wzrosły o 1 proc., podczas gdy kontrakty terminowe Nasdaq wzrosły o 1,4 proc., a europejski indeks STOXX 600 wzrósł o 0,7 proc., odzyskując pewną stabilność po poniedziałkowym spadku o 2,2 proc.”- pisze agencja Reuters.
Business Insider podkreśla, że odbicie warszawskiej WIG20 jest umiarkowane. O godz. 9:10 indeks rósł 0,8 proc. „Z każdą chwilą we wtorek rano odbicie przy ul. Książęcej jednak traciło impet. Około godz. 10.00 indeks WIG20 znowu zaczął świecić na czerwono. Spadki sięgały 0,25 proc.” – czytamy.
„Jedną z pierwszych rzeczy, którą zleciliśmy po objęciu sterów w ministerstwie, był audyt zapory na granicy. Wyniki wykazały jeden podstawowy problem: dziś jest po prostu nieskuteczna i nieszczelna” – mówi wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Duszczyk.
„Zwróciliśmy się do badaczy z Politechniki Śląskiej, żeby przygotowali ekspertyzę, jakich materiałów użyć, by zaporę wzmocnić, a nie musieć stawiać jej od nowa” – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” prof. Maciej Duszczyk, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. Zapowiedział, że zapora na granicy z Białorusią będzie wzmocniona do połowy 2025 roku.
Jak wyjaśniał, MSWiA planuje m.in. zainstalowanie belek poprzecznych i zmianę położenia concertiny bezpośrednio pod zaporę, żeby zapobiegać podkopom. Duszczyk mówił też o instalacji dodatkowego oświetlenia i kamer.
Obecnie zaporę można przejść w kilkadziesiąt sekund. Zabezpieczenia da się łatwo pokonać, tworząc wyrwę między przęsłami. Osoby, które ją przekraczają, wykorzystują do tego podstawowe narzędzia, w tym lewarki samochodowe.
„Można podsumować, że odziedziczyliśmy prowizorkę, a teraz robimy realną przeszkodę przed nielegalnym przekraczaniem granicy. Jednak raz otwarty szlak migracyjny będzie już działał. Chodzi o to, aby zdecydowanie zmniejszyć jego atrakcyjność i odzyskać kontrolę” – powiedział Duszczyk.
Pytany o push-backi, Duszczyk odpowiedział, że „wszystko zależy od sytuacji”. Jeśli mamy do czynienia z „siłową próbą przekroczenia” zapory przez „grupę agresywnych cudzoziemców” – funkcjonariusze zawracają ich na stronę białoruską. „I jest to w pełni zgodne z wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka” – powiedział wiceminister.
Jeśli jednak osoby już znalazły się na terytorium Polski i chcą złożyć wniosek o ochronę międzynarodową, nie są pushbackowane. „Do czasu rozpatrzenia pozostają na terenie Polski. Każdy przypadek jest analizowany indywidualnie, żeby zweryfikować, z kim tak naprawdę mamy do czynienia” – podkreślił Duszczyk.
Zapowiedział także, że poza fizycznym uszczelnieniem granicy konieczne są również zabezpieczenia prawne. Trzeba, jak dodał, doprowadzić do zmiany przepisów na poziomie europejskim tak, aby wnioski o ochronę międzynarodową były przyjmowane tylko na przejściach granicznych. To by oznaczało, że migranci pokonujący zaporę nie mogliby ubiegać się o ochronę.
Wiceminister pytany o dialog z organizacjami zajmującymi się pomocą migrantom, odpowiedział, że odbył z nimi już kilkadziesiąt rozmów. Zaznaczył jednak, że nie rozumie „pewnej bardzo niewielkiej części aktywistów, którzy są przy granicy i opowiadają się za likwidacją zapory lub uważają, że to Unia Europejska jest winna kryzysowi humanitarnemu, a nie Alaksandr Łukaszenka”.
Przypomnijmy: w lipcu 2024 organizacje z Polski, Litwy, Łotwy i Białorusi opublikowały pierwszy raport, w którym wyliczyły, ile osób zginęło na granicy.
W sumie udokumentowano 116 zmarłych osób w tych czterech krajach. „Do końca marca 2024 roku w Polsce zginęło co najmniej 40 osób w drodze, które przekroczyły granicę unijno-białoruską” – napisano w raporcie. Kolejne 45 osób zmarło po stronie białopruskiej, ale przy granicy z Polską.
Jak mówiła na konferencji prasowej Alicja Palęcka z Fundacji Ocalenie, ta liczba jest już nieaktualna – teraz liczba śmierci doszła do 130 (na całej granicy). A 28 kolejnych śmierci zgłosiły osoby w drodze.
Szczegóły dotyczące raportu opisała w OKO.press Magdalena Chrzczonowicz: