Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Annie W. miała przyjąć 3,5 mln zł łapówki od Pawła Sz. w zamian za załatwienie mu zlecenia na dostawę agregatów prądotwórczych dla RARS
Jak ujawnia Onet, oprócz Anny W., prokuratura zatrzymała także jej męża, Marka W., oraz biznesmena Pawła K., którego firmy PR-owe zarabiały w czasach rządów PiS krocie na obsłudze państwowych spółek.
Anna W. od wielu lat pracowała dla Mateusza Morawieckiego — najpierw jako jego asystentka, potem jako dyrektorka biura ministra rozwoju i finansów, a od 2018 roku jako dyrektorka biura Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
„Anna W. usłyszała zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i przyjęcia korzyści majątkowej w wysokości 3,5 mln zł. Przy czym mogę ujawnić, że domagać się miała przekazania jej kwoty 5 mln zł” – informuje prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej.
Łapówkę miał jej wręczyć Paweł Sz., twórca marki odzieży patriotycznej Red is Bad, w zamian za otrzymanie zlecenia na dostawę agregatów prądotwórczych dla Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Przypomnijmy — RARS zapłaciła Pawłowi Sz. 350 mln złotych za agregaty, które biznesmen kupił w Chinach za 69 mln złotych.
Drugiej z zatrzymanych osób, biznesmenowi Pawłowi K., prokuratura również zarzuca udział w zorganizowanej grupie przestępczej oraz to, że pośredniczył w załatwieniu zamówień publicznych na dostawę masek chirurgicznych, za co zażądał korzyści majątkowej w wysokości 2,3 mln zł.
Annie W. i Pawłowi K. grozi nawet do 12 lat więzienia. Cała trójka (Anna W. i jej mąż oraz biznesmen Paweł K.) zostali tymczasowo aresztowani na trzy miesiące.
Jak informuje Onet, śledczy sugerują kolejne zatrzymania w sprawie RARS. Także wśród osób z najbliższego otoczenia Mateusza Morawieckiego.
To, na czym polega afera RARS, wyjaśniliśmy w krótkim filmie, który obejrzysz tutaj.
W czasach rządów PiS, Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych, którą kierował zaufany człowiek Mateusza Morawieckiego, kupowała sprzęt po zawyżonych cenach od przedsiębiorcy znanego z produkcji koszulek patriotycznych Pawła Sz.
Jak zeznawała była dyrektorka zakupów w RARS, o tym, by zlecenia otrzymywały spółki powiązane z Pawłem Sz., nie decydował sam Michał K. (szef RARS), ale ktoś stojący nad nim.
„Nad prezesem na pewno był ktoś, kto polecał mu określone działania i nadawał mu główne kierunki postępowania
Moje podejrzenia, kto mógł faktycznie kierować panem K., opieram na tym, że Michał nigdy nie podejmował decyzji ad hoc. Widziałam po jego zachowaniu, że nie jest on osobą decyzyjną w tej kwestii" – powiedziała śledczym Justyna Gdańska.
Pod koniec stycznia polski sąd przedłużył Pawłowi Sz. areszt o kolejnych 60 dni. W tym samym czasie brytyjski sąd zwolnił Michała K. z aresztu za kaucją. W postępowaniu ekstradycyjnym, które odbędzie się pod koniec lipca 2025 roku, były szef RARS będzie odpowiadał z wolnej stopy.
Bodnar poinformował jednak, że sprawa jest wyjątkowa, więc Prokuratura Krajowa przystąpiła „do wnikliwej analizy przeprowadzonego śledztwa, materiału dowodowego i zasadności postawionych w tej sprawie zarzutów”.
Minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny Adam Bodnar opublikował oświadczenie na portalu X w sprawie „piątki z Hajnówki”. Chodzi o sprawę pięciu oskarżonych, którzy wiosną 2022 roku "ułatwili pobyt na terytorium RP wbrew przepisom” dziesięciu osobom. Migranci dostali się na teren Polski nielegalnie przekraczając białoruską granicę.
Pierwsza rozprawa odbyła się 28 stycznia przed Sądem Rejonowym w Hajnówce.
Bodnar, odnosząc się do tego procesu, napisał na X:
"Sprawa tocząca się przed Sądem Rejonowym w Bielsku Podlaskim (faktycznie rozprawa odbyła się Hajnówce, która jest oddziałem zamiejscowym sądu z Bielska Podlaskiego – od aut.), w której 5 osób zostało oskarżonych o ułatwienie imigrantom pobytu na terytorium RP wbrew przepisom, wymaga od nas wszystkich, w tym także ode mnie jako Prokuratora Generalnego, ogromnej rozwagi.
Z jednej strony mamy na szali działalność osób i organizacji niosących pomoc uchodźcom na polskiej granicy.
Z drugiej – konieczność poszanowania reguł prawa. Nikt nie ocenia intencji oskarżonych. Sąd jednak musi zbadać, czy swoimi czynami nie przekroczyli czerwonej linii, która oznacza popełnienie przestępstwa, nawet jeśli jest to motywowane chęcią pomocy.
Jak jest w tym konkretnym przypadku? Wiedzieć to mogą tylko Ci, którzy znają akta i kompletny materiał dowodowy. Ocenić to będzie musiał niezawisły sąd.
Sprawa jest jednak poruszająca i budzi zrozumiałe emocje społeczne. W związku z tym wczoraj Departament Postępowania Przygotowawczego Prokuratury Krajowej przystąpił do wnikliwej analizy przeprowadzonego śledztwa, materiału dowodowego i zasadności postawionych w tej sprawie zarzutów. Analiza uwzględni wszystkie aspekty tej trudnej sprawy, przy zachowaniu profesjonalizmu i rozwagi".
22 marca 2022 r. cztery osoby zostały zatrzymane przez funkcjonariuszy Straży Granicznej podczas próby pomocy dziewięcioosobowej rodzinie z Iraku i obywatelowi Egiptu. Do zatrzymania doszło w samochodach. Cała czwórka już wcześniej była zaangażowana w pomoc migrantom przy granicy z Białorusią. Tym razem chcieli podwieźć zmęczonych, wychłodzonych cudzoziemców z lasu do pobliskiego miasta.
W toku sprawy oskarżono jeszcze jedną osobę, która dostarczyła cudzoziemcom pożywienie oraz ubrania, a także udzieliła im schronienia.
Cała piątka usłyszała zarzut "ułatwienia pobytu na terytorium RP wbrew przepisom”. Proces rozpoczął się 28 stycznia.
W OKO.press opublikowaliśmy list, jaki do Adama Bodnara w tej sprawie napisał szef Naczelnej Rady Adwokackiej Przemysław Rosati, wnioskując o cofnięcie aktu oskarżenia.
„Nie ulega wątpliwości, że nie każdy czyn spełniający ustawowe znamiona przestępstwa musi być uznany za przestępstwo. Zgodnie z art. 1 § 2 kodeksu karnego, czyn zabroniony o znikomej społecznej szkodliwości nie stanowi przestępstwa. W tej sprawie brak jest społecznej szkodliwości w zachowaniu oskarżonych” – pisze do Bodnara Przemysław Rosati.
W piśmie czytamy również: „Za dopuszczalne w demokratycznym państwie uznaje się działania, które charakteryzuje humanitaryzm czy solidarność międzyludzka. Powszechna jest społeczna akceptowalność dla zachowań, które polegają na udzieleniu wsparcia osobom znajdującym się w potrzebie poprzez udzielenie im suchego odzienia, nakarmienia ich czy też udzielenia schronienia. (...) Aktywiści zasiadający na ławie oskarżonych swoim zachowaniem dali świadectwo poszanowania dla powszechnie uznawanych wartości i ochrony praw jednostki".
Wpis Bodnara na X pojawił się dzień po publikacji listu szefa NRA.
Prokuratura Okręgowa z Radomia skierowała do sądu akt oskarżenia wobec pięciu osób podejrzanych o dokonanie oszustw podatkowych. Wśród nich jest Jan O., ojciec księdza Michała Olszewskiego.
„Prokuratura Okręgowa w Radomiu skierowała w dniu 30 grudnia 2024 roku do Sądu Okręgowego w Radomiu akt oskarżenia przeciwko: Ryszardowi G., Olesi M., Piotrowi W., Janowi O. i Grzegorzowi L., podejrzanym o popełnienie w okresie od 2017 roku do 2019 roku w Radomiu, Warszawie, Otwocku i innych miejscowościach woj. mazowieckiego oszustw podatkowych i wystawienie nierzetelnych faktur VAT na kwotę znacznej wartości” – poinformowano w komunikacie Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Ryszard G. i Olesia M. usłyszeli zarzut wspólnego działania w porozumieniu w ramach prowadzonej działalności gospodarczej w formie spółki prawa handlowego i posłużenie się szeregiem nierzetelnych, poświadczających nieprawdę faktur VAT. Prokuratura informuje, że podejrzani swoim postępowaniem „narazili Skarb Państwa na uszczuplenie należności publicznoprawnej w łącznej kwocie przekraczającej wartość 3.200.000 złotych”.
Piotr W., Jan O. i Grzegorz L. zostali oskarżeni o przestępstwa, które miały polegać na wystawieniu w ramach prowadzonych przez siebie działalności gospodarczych, nierzetelnych faktur VAT. Jedynie Grzegorz L. przyznał się do winy.
„Grozi im kara w wymiarze od 3 do 15 lat pozbawienia wolności. Prokurator zostawał wobec Ryszarda G. i Olesi M. wolnościowe środki zapobiegawcze i dokonał zabezpieczeń majątkowych na mieniu wszystkich podejrzanych” – informuje Prokuratura.
Jan O. to ojciec księdza Michała O., założyciela Fundacji Profeto, podejrzanego o nadużycia finansowe w sprawie Funduszu Sprawiedliwości.
W OKO.press ujawnialiśmy szczegóły sprawy, w której właśnie postawiono zarzuty.
Jan O. również był zaangażowany w działania Fundacji Profeto. Ksiądz O. przekonywał, że ojciec pomaga wolontariacko w budowie ośrodka dla ofiar przestępstw w warszawskim Wilanowie, tzw. Archipelagu.
Archipelag powstawał za pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. Rekordowa dotacja dla Fundacji Profeto i sama budowa są ważnymi wątkami w śledztwie Prokuratury Krajowej, które zaczęło się w lutym 2024 roku. Historię budowy ośrodka opisaliśmy jako pierwsi w OKO.press.
Jak pisali w OKO.press Maria Pankowska i Sebastian Klauziński, właściwym wykonawcą Archipelagu miała być firma Tiso. Jednak jak ujawnił jej szef Piotr W. (który również usłyszał teraz zarzuty postawione przez radomską prokuraturę), budynek de facto budował Jan O. Tiso miała być w tym układzie tylko przykrywką. Wątek udziału Jana O. w budowie Archipelagu bada obecnie Prokuratura Krajowa.
Jan O. ma jednak jeszcze jedną sprawę, niezwiązaną z Profeto — właśnie tę, w której teraz postawiono zarzuty. Jest oskarżony o wystawianie faktur na nieistniejące usługi. Śledztwo trwało od 2020 roku. Już raz, jeszcze za rządów PiS, postępowanie w jego sprawie zostało umorzone.
17 czerwca 2023 roku śledztwo od Prokuratury w Radomiu przejęła Prokuratura Rejonowa w Lublinie, której szefem był Jerzy Ziarkiewicz, bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry. 23 października 2023, po wyborach parlamentarnych, które przegrał PiS, Ziarkiewicz umorzył śledztwo przeciwko Janowi O. Stwierdził brak znamion czynu zabronionego. Tylko ojciec księdza miał takie szczęście — pozostałe osoby nadal były podejrzane o popełnienie przestępstw.
W styczniu 2024 roku Ziarkiewicz przestał być Prokuratorem Regionalnym. Zastąpił go Cezary Maj, który zwrócił się do Prokuratora Generalnego Adama Bodnara o wznowienie śledztwa. Bodnar przychylił się do tego wniosku. Śledztwo wznowiono 10 czerwca 2024.
Przywódca rebeliantów, których bojownicy zdobyli Gomę, największe miasto we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga, zapowiedział, że w planie jest kontynuacja ofensywy aż do stolicy, Kinszasy.
Corneille Nangaa, stojący na czele koalicji grup rebelianckich, do której należy M23, ogłosił, że ich celem jest obalenie rządu prezydenta Demokratycznej Republiki Konga Félixa Tshisekediego. W czwartek, 30 stycznia, Nangaa przedstawił rebeliantów jako nowych administratorów Gomy, miasta, które zostało zajęte przez nich 27 stycznia (na zdjęciu widać mieszkańców Gomy, którzy wspierają M23). Poinformował dziennikarzy, że zamierzają tu pozostać i przywrócić świadczenie usług.
„Będziemy kontynuować marsz wyzwolenia aż do Kinszasy” – dodał Nangaa. Stolica jest oddalona od Gomy o 2600 km.
Niepotwierdzone doniesienia mówią, że wspierani przez Rwandę rebelianci obecnie posuwają się w kierunku Bukavu, drugiego co do wielkości miasta na wschodzie kraju, bogatego w złoża surowców mineralnych. Ignorują międzynarodowe apele o zawieszenie broni.
Według ONZ walki zmusiły około 500 tys. osób do opuszczenia swoich domów, co pogorszyło i tak już poważny kryzys humanitarny w regionie.
W poniedziałek, 27 stycznia, rebelianci z grupy M23 zajęli Gomę, największy ośrodek na wschodzie kraju. W skład M23 wchodzą dezerterzy kongijskiej armii narodowej, którzy są członkami plemienia Tutsi.
To największa od 2012 r. eskalacja ciągnącego się od trzydziestu lat konfliktu w Demokratycznej Republice Konga. Jego początek to 1994 rok, kiedy w wyniku czystki etnicznej w Rwandzie, ponad pół miliona osób z plemienia Tutsi zostało wymordowanych przez ekstremistów z plemienia Hutu. Tuż po ludobójstwie wybuchła w Rwandzie wojna domowa, w wyniku której reprezentanci Tutsi wzięli odwet i doprowadzili do obalenia rządów Hutu.
Rwanda od momentu zakończenia czystki etnicznej jest rządzona przez Tutsi i przez lata prowadziła szereg działań mających na celu odnalezienie ukrywających się w Demokratycznej Republice Konga sprawców tej zbrodni. Według licznych doniesień wspiera rebeliantów z grupy M23, którzy mają chronić plemię Tutsi w Kongo przed kolejnym ludobójstwem.
Upadek Gomy to absolutna porażka kongijskiego wojska — pisała w OKO.press Martyna Kucybała. „Miasto jest również niezwykle ważne ze względu na obecność surowców mineralnych w tym regionie” – wskazała. Z tego powodu przygraniczny region jest pożądany nie tylko przez rebeliantów Tutsi, ale przede wszystkim przez Rwandę. Sąsiednie państwo widzi szansę na zdobycie bogatych w złoża terenów, a także na zniszczenie Demokratycznego Frontu Wyzwolenia Rwandy (FDLR), czyli grupy zbrojnej, założonej przez sprawców ludobójstwa.
"Bądźcie pewni jednej rzeczy: Demokratyczna Republika Konga nie pozwoli się upokorzyć ani zmiażdżyć. Będziemy walczyć i zwyciężymy” – powiedział w środę wieczorem w przemówieniu telewizyjny Félix Tshisekedi, prezydent DRK. Dodał, że w celu odzyskania terytorium z rąk rebeliantów podjęto „energiczną i skoordynowaną odpowiedź”.
Funkcjonariusze nie zastali byłego ministra sprawiedliwości w domu, ale po godzinie 9:30 Ziobro pojawił się na antenie Telewizji Republika. Tam został zatrzymany. Komisja ds. Pegasusa wnioskuje o 30-dniowy areszt
Policja miała zatrzymać i doprowadzić byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę przed sejmową komisję śledczą ds. Pegasusa. Zdecydował o tym w poniedziałek (27.01) Sąd Okręgowy w Warszawie. Funkcjonariusze mieli czas na zatrzymanie Ziobry do 10:30, pojawili się wczesnym rankiem w jego domu w Jeruzalu (woj. łódzkie). Nikt nie otworzył jednak drzwi.
Po godz. 9.30 Ziobro pojawił się w Telewizji Republika. Tam udzielił wywiadu na żywo. Policjanci weszli do budynku, w którym mieści się siedziba stacji.
Telewizja Republika w swojej transmisji na żywo próbowała zarzucać policjantom, że weszli siłowo do siedziby stacji. Policja zaprzecza. W siedzibie telewizji przy placu Bankowym w Warszawie zebrali się dziennikarze. Po 10:30 Zbigniew Ziobro zwrócił się do nich, zarzucając rządowi działanie ponad prawem.
„W tej sprawie policjanci są służbą mundurową, wykonują rozkazy, więc prosiłbym, żebyście państwo nie blokowali, tylko wpuścili tutaj policjantów. Ja poinformuję panów, że decyzja sądu jest nielegalna i sprzeczna z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, ale rozumiem, że panowie wykonują swoje obowiązki, swoją pracę” – powiedział Ziobro. Chodzi o wyrok Trybunału Julii Przyłębskiej z 10 września 2024 roku, który orzekł, że zakres działania komisji jest niezgodny z konstytucją.
Po wypowiedzi dla mediów Ziobro wsiadł do radiowozu.
Komisja ds. Pegasusa w międzyczasie rozpoczęła posiedzenie. W związku z tym, że o 10:30 Zbigniewa Ziobry nie było na sali, wiceszef komisji Marcin Bosacki (KO) złożył wniosek o podjęcie uchwały „o zwrócenie się do prokuratora generalnego o wystąpienie do Sejmu z wnioskiem o wyrażenie zgody na zastosowanie wobec Zbigniewa Ziobro kary porządkowej, aresztu na okres 30 dni”.
„Ziobro, kluczowy świadek, nie będzie sobie igrał z państwem, z policją, z opinią publiczną. Żarty się skończyły. Dość lekceważenia państwa. Popieram wniosek o 30-dniowy areszt i pozostawienie świadka do dyspozycji komisji. I przesłuchanie np. w interwałach 5-dniowych, być może na terenie aresztu śledczego” – mówił podczas posiedzenia poseł KO Witold Zembaczyński.
Komisja przegłosowała wniosek o 30 dni aresztu.
Komisja ds. Pegasusa bada legalność, prawidłowość i celowość czynności podejmowanych z wykorzystaniem oprogramowania Pegasus przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, służby specjalne i policję. Ma też ustalić, kto był odpowiedzialny za zakup Pegasusa i podobnych narzędzi dla polskich władz.
Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro uważa, że sejmowa komisja śledcza zajmująca się sprawą Pegasusa jest nielegalna, dlatego do tej pory nie stawił się na przesłuchaniach.
Zbigniew Ziobro początkowo unikał stawienia się przed komisją, powołując się na względy zdrowotne. Dwukrotnie przedstawił wystawione przez lekarza sądowego zaświadczenie związane z chorobą nowotworową. 14 października 2024 ponownie nie stawił się przed komisją, ale nie usprawiedliwił swojej nieobecności. Został wezwany ponownie — na 4 listopada. Wtedy również nie stawił się na przesłuchaniu.