Skończył się też czas Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Po decyzji prezydenta Dudy jest to Trybunał Konstytucyjny Bogdana Świeczkowskiego
Policja aresztowała setki prozachodnich demonstrantów. Rząd nie zamierza rezygnować z dążenia do zbliżenia z Rosją
Od czwartkowego wieczoru w stolicy Gruzji Tbilisi trwają zamieszki. Prozachodni demonstranci protestują przeciwko decyzjom nowego rządu kraju, który zawiesił negocjacje akcesyjne z Unią Europejską do 2028 roku i w bardzo czytelny sposób dąży do zbliżenia z Rosją.
Dochodzi do gwałtownych starć policji z protestującymi.
W noc z czwartku na piątek 29 listopada policja użyła przeciwko demonstrantom gazu łzawiącego i armatek wodnym. Protestujący odpowiedzieli, budując barykady i rozpalając ogniska na centralnych ulicach Tbilisi. Podczas protestów zostało poszkodowanych przez policję nie mniej niż 10 dziennikarzy z różnych redakcji.
Wśród protestujących jest prezydentka Gruzji Salome Zurabiszwili. „ Służycie Rosji czy Gruzji? Komu przysięgałeś? Nie odpowiadasz prezydentowi? Nie myślisz o przyszłości?” – tak zwracała się prezydentka kraju do policjantów w pełnym bojowym rynsztunku.
W piątkowy poranek policja przeprowadziła masowe zatrzymania na ulicach Tbilisi.
Protesty wybuchły niemal natychmiast po ogłoszeniu w czwartek przez nowy rząd Gruzji decyzji o zawieszeniu negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską – mimo że członkostwo w UE jest wpisane do gruzińskiej konstytucji jako narodowy cel strategiczny. To posunięcie rządzących oznacza dla całego kraju ostateczną zmianę kursu z prozachodniego na prorosyjski.
26 października w Gruzji odbyły się wybory parlamentarne. Wygrała je partia Gruzińskie Marzenie rządząca krajem od 2012 roku, ale w ostatnich latach coraz bardziej jednoznacznie zorientowana na zbliżenie z Moskwą. Opozycja nie uznała wyników wyborów – a międzynarodowi obserwatorzy informowali w ich trakcie o licznych nieprawidłowościach. Prezydentka kraju, Salome Zurabiszwili oficjalnie uznała wybory parlamentarne za sfałszowane. Stwierdziła też, że można je nazwać „przejawem wojny hybrydowej” i „rosyjską operacją specjalną”.
Po wyborach nowy rząd zaostrzył kurs wobec opozycji i rozpoczął dążenie do bardziej formalnego zbliżenia z rządzoną przez Władimira Putina Rosją. Decyzja o zawieszeniu negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską była jak dotąd najbardziej jaskrawym tego przejawem.
Wojciech Olejniczak pozostanie na wolności – jednak objęty dozorem policyjnym i wysokim poręczeniem majątkowym – tak zdecydował sąd.
Sąd odrzucił wniosek prokuratury o zastosowanie tymczasowego aresztu wobec Wojciecha Olejniczaka, członka rady nadzorczej PZU i byłego polityka SLD, od 2014 roku działającego na pograniczu biznesu i polityki. Olejniczak został jednak objęty innymi środkami zapobiegawczymi – ma zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny. Musi też wpłacić poręczenie majątkowe w wysokości miliona złotych.
„Po zakończeniu czynności prokurator wobec trzech osób, w tym wobec Wojciecha O., skierował wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania do sądu, natomiast wobec pozostałych osób zastosował środki o charakterze wolnościowym” – informowała w piątek Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej.
O decyzji sądu w sprawie Olejniczaka napisał w serwisie X jego obrońca, mecenas Jakub Wende.
Olejniczak został zatrzymany w środę w związku ze śledztwem dotyczącym nieprawidłowości w Alior Banku. Do 2019 roku były polityk był tam szefem departamentu agro. Stracił pracę w związku z kredytami udzielonymi zadłużonym Zakładom Mięsnym Henryka Kani. Bank mógł ponieść w związku z nimi stratę na kwotę ok. 140 milionów złotych. I właśnie tej sprawy dotyczy śledztwo – toczące się wobec Olejniczaka i pięciu innych osób.
Prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej poinformowała w piątek, że w śląskim Wydziale PK zakończyły się już czynności z udziałem zatrzymanych osób, w tym Wojciecha Olejniczaka. Prokurator przedstawił im łącznie 10 zarzutów. Są to zarzuty działania na szkodę Alior Banku oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach bankowych. Wszystkie zarzuty dotyczą kredytów dla zakładów mięsnych Kani.
Wojciech Olejniczak był kilkanaście lat temu jednym z najważniejszych polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej – w latach 2005-2008 kierował partią. W 2014 roku po nieudanej kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego zrezygnował z kariery politycznej. Początkowo był doradcą prezesa NBP Marka Belki, następnie został zatrudniony w Alior Banku. W 2019 roku znalazł pracę w grupie mBank. A w roku 2024 trafił do rady nadzorczej PZU.
Wykazała to kontrola nadzorowana przez wiceministrę sprawiedliwości Marię Ejchart
„W wyniku prac wizytatora prowadzonych w ośrodku ujawniliśmy jeszcze jeden przypadek naruszenia nietykalności nieletniego, użycia wobec niego przemocy przez innego wychowawcę” – poinformowała Ejchart w środę po południu.
Wcześniej wykryto inny bulwersujący przypadek znęcania się nad podopiecznym – chłopcem dotkliwie pobitym przez wychowawcę.
„Chłopiec został pobity i dokonał próby samobójczej. Wychowawca ma już postawione zarzuty. Oczywiście został zawieszony. Podjęliśmy też decyzję o zawieszeniu dyrektora” – mówiła Ejchart we wtorek, gdy objęła kontrolę nad sprawą.
Mężczyzna został zatrzymany. Znęcanie się polegało na szarpaniu, biciu po głowie, kopaniu 13-latka. Miało to miejsce kilkukrotnie w ciągu tego samego dnia. Prokurator zakwalifikował to jako działanie, które doprowadziło małoletniego do targnięcia się na własne życie" – opisywała Liliana Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Sprawcy grozi od dwóch do 15 lat więzienia. 13-latek po próbie samobójczej walczy o życie w szpitalu. Ejchart zapowiedziała, że dla dobra chłopców przebywających w placówce w sprawę zaangażowana będzie też rzeczniczka praw dziecka.
Premier Donald Tusk zareagował na doniesienia w sprawie powiązania Szymona Hołowni z Collegium Humanum.
Według doniesień Newsweeka marszałek Sejmu miał studiować w szkole wyższej przyznającą dyplomy MBA w zamian za łapówki. Sam Hołownia odciął się od tych informacji argumentując, że nie uzyskał dyplomu uczelni, a nawet nie podjął studiów.
„Te informacje, które dzisiaj wypływają, skądś są. Przypuszczam, że z okolic śledztwa prowadzonego w sprawie Collegium Humanum i pana rektora tej uczelni. To każe mi zadać pytanie, kto tutaj popełnia przestępstwo ujawnienia takich informacji. Nawykłem do tego, że w kampaniach wyborczych toczy się różnego rodzaju gry polityczny i w takim kluczu odczytuję tę sytuację” – stwierdził Hołownia. Mógł w ten sposób wskazać na koalicjantów, szczególnie na kontrolującą MSWiA i obecną w Ministerstwie Sprawiedliwości Koalicję Obywatelską.
„Szymon Hołownia był bardzo szczegółowy w wyjaśnianiu tej sytuacji, mam do niego pełne zaufanie” – zareagował na te wydarzenia Donald Tusk. "Jeżeli ktokolwiek z administracji państwowej będzie śmiał użyć swoich narzędzi czy kompetencji, by wpływać na wyniki wyborów w Polsce, zostanie przeze mnie wyrzucony następnego dnia. Przypilnuję jednak tego osobiście, nasza kampania na pewno nie będzie brutalna i na pewno nie będzie wymierzona w Szymona Hołownię. Trzymam za niego kciuki. Mamy swojego kandydata, ale nie wyobrażam, sobie, żeby ktokolwiek reprezentujący władzę śmiał używać jej przeciwko któremukolwiek z kandydatów” – zapewnił.
Premier zapewnił też, że ma nadzieję na dalszą współpracę w koalicji rządzącej w atmosferze zaufania. To, zdaniem Hołowni, mogło zostać nadszarpnięte.
Do odpowiedzi na słowa Hołowni odniosła się też dziennikarka Newsweeka, Renata Kim. Według niej Hołownia jedynie potwierdza zebrane przez nią doniesienia.
„Zajmuję się sprawą Collegium Humanum od ponad dwóch lat. I od ponad dwóch lat słyszę od byłych i obecnych pracowników tej prywatnej warszawskiej uczelni, że jednym ze studentów był tam Szymon Hołownia. Dokładnie tak: był studentem, co nie znaczy, że studiował" – stwierdziła Kim w swoim artykule. Jak podkreśliła, jej źródła już od dawna potwierdzały, że marszałek Sejmu figuruje w spisach systemu informatycznego Collegium Humanum. – „Kilka miesięcy temu otrzymałam informację, która tylko doprecyzowała to, co już wcześniej z różnych źródeł wiedziałam: w 2021 r. Szymon Hołownia formalnie został studentem Collegium Humanum. Według mojego źródła jeden z liderów Polski 2050 Szymona Hołowni Michał Kobosko negocjował z byłym rektorem, by studia na kierunku psychologia były bezpłatne. Dla nich obu, bo Kobosko też chciał być studentem” – twierdzi Kim.
Ujawniona przez „Newsweek” afera dotycząca Collegium Humanum polegała na tym, że uczelnia wystawiała dyplomy za pieniądze, umożliwiając absolutnie błyskawiczne „kończenie studiów”, które de facto żadnymi studiami nie były. Na łatwe zdobycie dyplomów MBA skusiły się setki osób, ponieważ dyplomy te dają między innymi możliwość ubiegania się o stanowiska w radach nadzorczych spółek, także spółek Skarbu Państwa. Dyplomy Collegium Humanum dostało, a w zasadzie kupiło, wielu polityków (najczęściej z PiS), ale również dowódców Wojska Polskiego, samorządowców i innych osób publicznych.
Ostatnio na jaw wyszło, że na uczelni „studiował” między innymi Jacek Sutryk. Według ustaleń dziennikarzy był częścią nieformalnego układu samorządowców dzielących się posadami między innymi w radach nadzorczych spółek komunalnych. Prezydent Wrocławia przyjął posady w Regionalym Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej w Tychach oraz Śląskim Centrum Logistyki w Gliwicach. W ten sposób mógł dorobić do prezydenckiej pensji około 130 tys. złotych.
Stało się tak mimo wielotysięcznych, prounijnych protestów, trwających w Gruzji od wielu tygodni.
Gruzja zawiesza rozmowy o akcesji swojego kraju do Unii Europejskiej do 2028 roku. Jak poinformował premier Irakli Kobachidze, chodzi o czas, który potrzebny jest do osiągnięcia odpowiedniego stopnia rozwoju gospodarczego, który pozwoliłby na rozmowy z UE. To oficjalne wytłumaczenie decyzji eurosceptycznego rządu, którego poczynania są przyczyną wielotysięcznych protestów.
„Postanowiliśmy nie umieszczać kwestii otwarcia negocjacji z Unią Europejską w porządku obrad do końca 2028 roku. Odmawiamy także do końca 2028 r. jakichkolwiek dotacji z budżetu UE” – stwierdził premier Kobachidze. Gruzja negocjuje możliwość wstąpienia do wspólnoty od 2022 roku. Rok później zyskała status państwa kandydującego.
Mimo że Gruzja w swojej konstytucji ma wpisany cel członkostwa w UE, nowy gabinet rządzący krajem oddala go od wspólnoty. Opozycja nie uznała wyników październikowych wyborów, w której zwyciężyła partia Gruzińskie Marzenie.
Międzynarodowi obserwatorzy alarmowali o nieprawidłowościach, które zauważyła również prezydentka kraju, Salome Zurabiszwili.
Jak oświadczyła, że uznaje wybory parlamentarne za sfałszowane. Jej zdaniem rządząca partia próbuje odebrać narodowi gruzińskiemu „europejską przyszłość” i używa do tego „każdej dostępnej taktyki”, w tym nowoczesnych technologii. Powiedziała, że wybory w Gruzji można „opisać jako rosyjską operację specjalną” i „nową formą wojny hybrydowej”. Do powtórzenia wyborów w Gruzji wezwał również Parlament Europejski.
W rozmowie z OKO.press gruzińska pisarka Tamta Melaszwili nazwała wybory parlamentarne „ewidentnym oszustwem”.
„Wielokrotne głosowanie przez tę samą osobę, w różnych miejscach, łamanie tajności głosowania, atakowanie i zastraszanie wyborców… Sytuacja jest naprawdę napięta i nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie dalej. Wszystko jest takie niepewne i niejasne. Ludzie obawiają się, co się wydarzy” – mówiła nam Gruzinka. Przez cały listopad pod flagami Unii Europejskiej trwają protesty przeciwko władzy.