Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Amerykańska para prezydencka została przywitana z honorami i pompą przez brytyjskiego monarchę, króla Karola IV. W planie wizyty nie ma rozmów politycznych, jednak za jej kulisami mogą trwać rozmowy o przyszłości Ukrainy.
Donald Trump został przywitany w Wielkiej Brytanii z honorami i w wystawny sposób. Amerykański przywódca jako pierwszy prezydent USA zostanie przyjęty w królewskim zamku Windsor. To najstarszy i najbardziej okazały z obiektów w posiadaniu brytyjskiej monarchii, którego historia sięga niemal 1000 lat Zwykle podobne wizyty są przyjmowane w pałacu Buckingham. Brytyjskie i amerykańskie media rozpisują się o wyjątkowym przyjęciu amerykańskiej pary prezydenckiej, którego przyjazd został uhonorowany między innymi paradą wojskową przed królewską posiadłością w Windsorze.
Przyjmujący Trumpa w Londynie król Karol jeszcze dziś uraczy Trumpa licznymi atrakcjami. Będzie wśród nich perkusyjny występ reprezentacyjnych jednostek wojska zwany „Beating Retreat”, którego historia sięga 17 wieku. O 20:30 londyńskiego czasu rozpocznie się wystawny bankiet. W planie jest również wizyta w Katedrze Świętego Jana i odwiedziny grobu królowej Elżbiety II.
Komentatorzy zwracają uwagę na to, że Trump uwielbia być przyjmowany z pompą, co może pomóc królowi w dotarciu do niego z brytyjską agendą międzynarodową. Chodzić może między innymi o wsparcie dla Ukrainy, którego orędownikiem jest brytyjski władca.
„Istnieje nadzieja, że królewska ofensywa dyplomatyczna stworzy podstawy dla premiera Keira Starmera i jego starszych doradców do podjęcia nowych wysiłków w celu przekonania Trumpa, że powinien wywrzeć większą presję na prezydenta Rosji Władimira Putina w dążeniu do pokoju na Ukrainie. Chociaż nie pojawia się to w żadnym programie wizyty, doradcy polityczni i królewscy oczekują, że kwestia ta zostanie poruszona za kulisami” – zwraca uwagę Politico. Jak dodaje portal, Król Karol pozostaje w bliskich stosunkach z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, z którym spotkał się między innymi bezpośrednio po fiasku rozmów w Waszyngtonie w marcu.
Do Londynu razem z parą prezydencką przylecieli również szef Pentagonu Pete Heghseth i odpowiedzialny za dyplomację sekretarz stanu Marco Rubio.
Prezydencka delegacja została przywitana w Wielkiej Brytanii nie tylko honorami, ale i tłumnymi protestami. W geście sprzeciwu wobec wizyty Trumpa aktywiści wyświetlili na elewacji zamku Windsor zdjęcie amerykańskiego prezydenta z Jeffreyem Epsteinem, multimilionerem skazanym za przestępstwa seksualne i pedofilię, z którym znajomości wypiera się Trump. Na murach zamku pojawiło się też zdjęcie kartki urodzinowej, którą Trump 20 lat temu miał przekazać Epsteinowi.
Przeczytaj także:
Zapadła decyzja o wydaleniu z Polski jednej z osób odpowiedzialnych za przelot dronem nad strefą zakazu lotów w Warszawie, do którego doszło w poniedziałek.
Po nielegalnym locie dronem nad Belwederem oraz budynkami rządowymi i Belwederem zatrzymani zostali Ukrainiec i Białorusinka. W związku z tym zdarzeniem ukarano tego pierwszego. Zgodnie z ustawą Prawo lotnicze mężczyzna dobrowolnie przyjął karę grzywny w wysokości 4 tysięcy złotych. Prokuratura skierowała wniosek do straży granicznej o deportację 21-latka z Polski. Zdecydowano, że zostanie on przewieziony na jedno z przejść granicznych i zobowiązany do opuszczenia kraju. Ponadto nałożono na niego 5-letni zakaz wjazdu do Polski oraz innych państw strefy Schengen.
17-letnia Białorusinka, która również brała udział w incydencie, została uznana za świadka i wypuszczona na wolność.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) przeprowadziła analizę, czy lot dronem miał charakter szpiegowski. Przeprowadzono kontrole telefonów zatrzymanych, jednak nie znaleziono dowodów świadczących o ich powiązaniach z obcymi służbami wywiadowczymi.
Budynki rządowe i siedziba władzy prezydenckiej, jaką jest Belweder, są objęte zakazem lotem dronami. Miejsca, gdzie osoby z uprawnieniami mogą wypuszczać swoje maszyny, można sprawdzić za pomocą DroneMap udostępnionej przez Polską Agencję Żeglugi Powietrznej.
Rzecznik prasowy Komendanta Służby Ochrony Państwa płk Bogusław Piórkowski powiedział w TVN 24, że nie było to zagrożenie dla obiektu. „Nasi funkcjonariusze zauważyli drona, powiadomili dowódcę. Wysłano patrol, który ujął operujących dronem na gorącym uczynku” – przekazywał funkcjonariusz.
Przeczytaj także:
Opozycjonista i więzień polityczny został zabity przez reżim, na co wskazują wyniki toksykologiczne — podała wdowa po Nawalnym.
„Udało nam się przetransportować materiały biologiczne Aleksieja za granicę. Badania przeprowadzono w laboratoriach w dwóch różnych krajach. Laboratoria te, niezależnie od siebie, doszły do wniosku, że Aleksiej został otruty. Wyniki te mają znaczenie publiczne i muszą zostać opublikowane. Wszyscy zasługujemy na poznanie prawdy” – przekazała za pomocą portalu X (dawniej Twitter) Julia Nawalna, żona rosyjskiego opozycjonisty i więźnia politycznego Aleksieja Nawalnego, który umarł w kolonii karnej.
Nawalna w materiale filmowym umieszczonym na X opisuje sytuację swojego męża w zakładzie za kołem podbiegunowym. Polityczny przeciwnik Władimira Putina miał być dręczony głodem, zimnem i całkowitą izolacją, bez kontaktu z rodziną i ograniczonym dostępem do prawnika.
„16 lutego 2024 r. około godziny 12.10 Aleksiej został wyprowadzony na zaplanowany spacer (...) Jakiś czas po rozpoczęciu spaceru Aleksiej zapukał do drzwi i powiedział, że źle się czuje. Kiedy otwarto drzwi na podwórze, leżał skulony na ziemi. Nie zabrano go nawet do ambulatorium. Po prostu zabrano go z powrotem do celi. Aleksiej leżał na podłodze, podciągnął kolana do brzucha i jęczał z bólu. Mówił, że pali go klatka piersiowa i brzuch. Potem zaczął wymiotować. Według zeznań niektórych funkcjonariuszy więziennych Aleksiej miał drgawki, ciężko oddychał i kaszlał”- mówiła Nawlna o ostatnich chwilach życia swojego męża.
„Strażnicy zostawili Aleksieja samego w celi i zamknęli drzwi. Dopiero kierownik punktu medycznego, kiedy wrócił z obiadu, nakazał przenieść go do gabinetu medycznego i wezwał karetkę. Karetka została wezwana ponad 40 minut po tym, jak Aleksiej zgłosił złe samopoczucie. Był już nieprzytomny. Ekipa, która przybyła 10 minut później, próbowała go reanimować, ale bezskutecznie. O godz. 14.23 monitor pracy serca nie wykazywał żadnej aktywności. Półtora roku temu obiecałem, że zrobimy wszystko, aby zbadać sprawę zabójstwa Aleksieja. Dotrzymujemy tej obietnicy. Zabójcy starannie usunęli ślady, ale udało nam się zachować niektóre dowody”- mówiła Nawalna.
Jak przekonuje wdowa po opozycjoniście, dowody wskazują na otrucie jej męża.
„W lutym 2024 r. udało nam się zdobyć próbki materiału biologicznego Aleksieja i bezpiecznie przemycić je za granicę. Laboratoria w co najmniej dwóch krajach zbadały te próbki niezależnie od siebie. Laboratoria w tych dwóch krajach doszły do tego samego wniosku. Aleksiej został zamordowany. A dokładniej, został otruty” – stwierdziła Julia Nawalna.
Według oficjalnego komunikatu regionalnego oddziału Federalnej Służby Więziennej w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym, Aleksiej Nawalny poczuł się źle po spacerze, niemal natychmiast tracąc przytomność.
„Personel medyczny kolonii natychmiast przybył na miejsce i wezwano zespół pogotowia ratunkowego”, napisano w komunikacie. Media lojalne wobec Kremla podawały informację o możliwym zakrzepie jako przyczynie śmierci. Po raz pierwszy Nawalnego próbowano otruć w 2020 roku, jeszcze przed uwięzieniem, gdy użyto przeciwko niemu preparatu Nowiczok. Obserwatorzy rosyjskiej polityki zauważali, że zabijając Nawalnego Putin pozbył się najpoważniejszego rywala.
„Aleksiejowi Nawalnemu można wiele zarzucać, na przykład ciągoty imperialne, które słychać było, gdy mówił o Ukrainie. Niewątpliwie jednak był on jednym z najbardziej charyzmatycznych polityków rosyjskiej opozycji. To on wymyślił „inteligentne głosowanie” zachęcając w 2018 roku Rosjan, aby głosowali na najsilniejszego kandydata pod warunkiem, że nie jest on przedstawicielem kremlowskiej Jedynej Rosji. Jego zespół prowadził wiele śledztw dziennikarskich poświęconych czołowym rosyjskim politykom, w tym Putinowi, czy (...) Dmitrijowi Miedwiediewowi” – pisał na naszych łamach Piotr Pogorzelski.
Przeczytaj także:
Polska nie będzie w stanie odeprzeć dużego ataku dronowego, zasugerował prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Przed takim scenariuszem ostrzegał również ekspert OKO.press, pułkownik Piotr Lewandowski.
„Nasze Siły Powietrzne wraz z oddziałami obrony przeciwlotniczej, mobilnymi grupami, myśliwcami i dronami przechwytującymi – to wielosystemowe rozwiązanie – wszystko to działało przeciwko 810 dronom. Tego dnia zestrzeliliśmy 700 z nich, co jest dużą liczbą. Można to porównać z Polską. W przypadku naszych polskich przyjaciół to zrozumiałe– oni nie są w stanie wojny, więc jasne jest, że nie są gotowi na takie rzeczy. Ale porównajmy: 810 dronów, z których zestrzeliliśmy ponad 700, podczas gdy oni mieli, jak się wydaje, mieli nad swoim terytorium 19 dronów i zestrzelili cztery. Nie były uzbrojone, nie towarzyszyły temu ataki balistczne. I oczywiście nie będą w stanie uratować ludzi, jeśli dojdzie do masowego ataku" – powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Pomylił się w liczbie dronów, które naruszyły polską przestrzeń — było ich 20. Zełenski dodał, że Ukraina może pomagać w szkoleniu i treningu wojskowych z innych krajów partnerskich, i że może to być forma podziękowania za pomoc, którą Kijów otrzymał od nich od początku wojny.
Do wtargnięcia rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną doszło w nocy z 9 na 10 lipca. W zniszczeniu ich pomagały samoloty krajów sojuszniczych stacjonujących w Polsce, w tym holenderskie. Wicepremier i minister obrony narodowej stwierdził, że zestrzelono te z maszyn, które mogły stanowić zagrożenie.
Komentatorzy i specjaliści zwracali uwagę na zapóźnienia w budowie skutecznych systemów obrony przed atakami dronów. W takim tonie wypowiadał się między innymi ekspert OKO.press, Pułkownik rezerwy, absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Rakietowych i Artylerii Piotr Lewandowski.
„Z pomocą myśliwców i zaawansowanych pocisków powietrze-powietrze możemy bardzo skutecznie, ale jedynie okazjonalnie zwalczać drony. W realiach pełnoskalowego konfliktu to nam nie wystarczy. Tymczasem tańszych systemów antydronowych nadal nie mamy” – komentował Lewandowski. – "F-16 i F-35 w takiej konfiguracji uzbrojenia, jaka została użyta w trakcie nocnej akcji, powinny zwalczać samoloty lub pociski manewrujące wroga. W tym konkretnym wypadku chodziło jednak o wysoką skuteczność oraz o możliwość wyboru momentu zestrzelenia rosyjskich dronów, w taki sposób, aby zminimalizować ryzyko zniszczeń na ziemi po upadku szczątków.
Niestety, Polska nadal nie ma alternatywnego sposobu zwalczania rosyjskich dronów dalekiego zasięgu gwarantującego wysoką skuteczność. System przeciwlotniczy bliskiego zasięgu Pilica Plus, który jest dedykowany między innymi do zwalczania dronów, jest nadal na etapie tworzenia. Siły Zbrojne RP mimo czterech lat konfliktu toczącego się za wschodnią granicą nadal nie dysponują rozbudowanym systemem walki radioelektronicznej (WRE), pozwalającym na skuteczne zakłócanie lotu bezzałogowców.
A więc: czy decyzja o użyciu samolotów z pociskami, których wartość kilkadziesiąt albo i kilkaset razy przekracza koszt zestrzelonych dronów, była właściwa? W tym konkretnym przypadku – tak. Ale jako rozwiązanie w pełnoskalowym konflikcie już nie. Być może jawnie wrogie działania Federacji Rosyjskiej zmotywują decydentów do przyspieszenia wdrażania w polskiej armii zaawansowanych technologicznie systemów przeciwdronowych" – pisał na łamach OKO.press wojskowy.
Przeczytaj także:
„Większość dzisiejszych dyskusji dotyczyła kwestii bezpieczeństwa” – mówił Nawrocki na briefingu po spotkaniach w Berlinie i Paryżu. Podkreślił, że w Niemczech zaproponował rozwiązanie dotyczące reparacji. Chce, by Niemcy płacili za wzmocnienie militarne Polski.
„Z Prezydentem i Kanclerzem Niemiec rozmawialiśmy także o naszej współpracy handlowej, o formacie europejskim i Sojuszu. Powiedziałem także o reparacjach, których jestem zwolennikiem” – tak Nawrocki relacjonował pierwszą część dzisiejszych spotkań, w Berlinie. Jak dodał temat reparacji jest ważny „dla Polaków, dla Polek. Jestem głosem Polaków, a ta kwestia budzi zainteresowanie polskiego narodu. Jestem też zwolennikiem wypłacenia przez Niemcy Polsce reparacji”.
„Sugerowałem, że moglibyśmy zmierzać w kierunku rozwiązania finansowania polskiego przemysłu zbrojeniowego, możliwości militarnych, co byłoby początkiem, z całą pewnością długiego, procesu. To nie jest jeszcze gotowa recepta, ale to propozycja, że z jednej strony Niemcy mogłyby zacząć spłacać reparacje, budując siłę polskiego wojska, potencjału zbrojnego, a jednocześnie wzmacniając to, na czym nam wszystkim zależy, czyli wschodnią flankę NATO” – mówił prezydent i apelował o „jedność środowisk politycznych” w tej sprawie.
Po wizycie w Berlinie, prezydent pojechał do Paryża. Z Emmanuelem Macronem rozmawiał o wydarzeniach z 10 września, dziękując m.in. za wysłanie do Polski trzech Rafali. „Dzieliłem się swoją perspektywą w zakresie błędów Europy Zachodniej w polityce klimatycznej i migracyjnej” – mówił Nawrocki na briefingu w Paryżu.
Niemcy tuż po spotkaniu w Berlinie skomentowali propozycję Nawrockiego.
"Odnosząc się do żądania reparacji przez Prezydenta RP, prezydent [Frank-Walter Steinmeier] podkreślił, że z perspektywy Niemiec kwestia ta została prawnie uregulowana. Jednak promowanie upamiętnienia i pamięci pozostaje wspólną troską” – napisała na X rzeczniczka prezydenta Niemiec Cerstin Gammelin po spotkaniu z Nawrockim.
Sprawę ironicznie skomentował szef MSZ Radosław Sikorski: „W sprawie reparacji Pan Prezydent poniósł w Berlinie zwycięstwo moralne”.
Przeczytaj także: