Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
Chiński przywódca pogratulował Donaldowi Trumpowi zwycięstwa. Partnerstwo między dwoma mocarstwami może być trudne. Trump zapowiada ogromne cła na eksport z Chin. A chińska gospodarka ma swoje problemy
Xi Jinping pogratulował Donaldowi Trumpowi zwycięstwa w amerykańskich wyborach. Chiński przydwódca zaapelował do prezydenta elekta, by oba narody wspólnie znalazły odpowiedni model dogadywania się. W dzisiejszym komunikacie Chiny poinformowały, że stabilne relacje służą obu krajom, a społeczność międzynarodowa oczekuje od Chin i USA wzajemnego szacunku i pokojowej koegzystencji.
W ostatnich latach stosunki chińsko-amerykańskie stały na niskim poziomie, oba kraje toczyły spory między innymi o politykę handlową i status Tajwanu. Poprawę przyniosło dopiero spotkanie Bidena z Xi Jinpingiem w Kalifornii w listopadzie zeszłego roku.
W ostatnich dwóch dekadach Chiny wyrosły na głównego globalnego oponenta politycznego Stanów Zjednoczonych. Na początku lat 90. nie były w pierwszej dziesiątce największych gospodarek świata ale otwarcie na świat i szybki wzrost gospodarczy sprawiły, że od 15 lat są na drugim miejscu, za Stanami Zjednoczonymi, stale pomniejszając dystans między oboma krajami.
W trakcie pierwszej kandencji Donalda Trumpa rywalizacja gospodarcza z Chinami była bardzo ważnym tematem dla republikańskiego prezydenta. W marcu 2018 roku Trump nałożył cła na stal i aluminium, co silnie uderzało w Chiny. Twierdził wówczas, że wojny handlowe są dobre i łatwe do wygrania". Cła objęły znacznie więcej produktów, a Chiny odpowiadały własnymi cłami. Chińczycy twierdzili wówczas, że prawdziwym celem USA nie jest ochrona własnego przemysłu i pracowników, a spowolnienie chińskiego wzrostu gospodarczego. Ich zdaniem na konflikcie cierpiał cały świat.
Po zmianie władzy w 2021 roku antychińska retoryka ze strony USA osłabła, ale nie było powrotu do polityki sprzed 2018 roku. Administracja Bidena zwiększyła między innymi kontrolę eksportu zaawansowanych technologii.
W kampanii Trump zapowiadał cła na poziomie 60 lub więcej proc. na produkty importowane z Chin do USA. To znacznie więcej niż cła na poziomie 7,5-25 proc., nałożone w trakcie pierwszej kadencji Trumpa. Dla Chin może stanowić to poważny problem, bo ich gospodarka jest dziś w trudniejszej pozycji niż osiem lat temu.
Chiński wzrost gospodarczy powinien w tym roku wynieść niemal 5 proc., ale trend jest spadkowy. Chiny wykazują też problemy, których nie było dekadę temu. Wówczas bardzo ważnym elementem chińskiego wzrostu był rynek nieruchomości. Ten już trzeci rok jest w kryzysie. Chińczycy mogą do końca roku zakumulować niemal 3 mld metrów kwadratowych niesprzedanej powierzchni mieszkalnej. Bezrobocie młodych (do 24 roku życia) w sierpniu wyniosło niemal 19 proc. (to ponad dwa razy więcej niż w Polsce). Znacznie spowolnił wzrost wynagrodzeń, co spowalnia krajową konsumpcję. To może sprawić, że Chinom trudniej będzie dziś odpowiedzieć na agresywną politykę Trumpa.
„Uznaję przegraną w tych wyborach, ale nie rezygnuję z walki, która napędzała moją kampanię" – powiedziała wiceprezydent USA Kamala Harris, przemawiając do swoich zwolenników kilkanaście godzin po przegranej z Donaldem Trumpem
Wiceprezydent Kamala Harris wygłosiła przemówienie po przegranej wyborczej batalii z Donaldem Trumpem. We wtorek 5 listopada Amerykanie i Amerykanki zdecydowali w wyborach, że to właśnie Trump będzie kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Zwycięstwo republikanina jest bardzo wyraźne: wygrał w sześciu z siedmiu wahających się stanów, które w praktyce decydują o wyniku wyborów, a ma szanse na zdobycie również siódmego z nich – Arizonę. Trump zdobył co najmniej 301 głosów elektorskich, do zwycięstwa potrzebował 270 głosów.
Harris nie wygłosiła przemówienia w noc wyborczą, zrobiła to dopiero kilkanaście godzin później, w środę późnym wieczorem polskiego czasu. Uznała przegraną w wyborach, wcześniej dzwoniąc z gratulacjami do Trumpa.
„Walka o wolność, sprawiedliwość i godność wszystkich ludzi, walka o ideały leżące u podstaw naszej narodowości, ideały, które odzwierciedlają Amerykę w jej najlepszym wydaniu, to walka, z której nigdy się nie wycofam” – mówiła do swoich zwolenników Harris.
„Nigdy nie zrezygnuję z walki o przyszłość, w której Amerykanie mogą realizować swoje marzenia, ambicje i aspiracje, a kobiety mogą podejmować decyzję o swoim ciele bez ingerencji rządu. Nigdy nie zrezygnujemy z walki o ochronę naszych szkół i ulic przed przemocą z użyciem broni, z walki o naszą demokrację, rządy prawa, równość, sprawiedliwość i świętą ideę, że każdemu z nas, niezależnie od tego, kim jesteśmy i skąd pochodzimy, przysługują fundamentalne prawa i wolności. Te prawa muszą być szanowane i przestrzegane” – dodała.
Zwróciła się też do swoich młodych zwolenników:
„To naturalne, że czujecie smutek i rozczarowanie, ale proszę, uwierzcie, że wszystko będzie w porządku. W trakcie kampanii często mówiłam, że kiedy walczymy, wygrywamy, ale ta walka czasami musi potrwać dłużej. Ale to nie znaczy, że nie wygramy, ważne, aby nigdy się nie poddawać”
„Do wszystkich, którzy teraz mnie oglądają, chcę powiedzieć: nie rozpaczajcie. To nie jest czas na załamywanie rąk. To czas na zakasanie rękawów. To czas na organizowanie się, mobilizowanie i zaangażowanie w imię wolności i sprawiedliwości. Oraz przyszłości, którą możemy razem zbudować” – mówiła Harris.
Wiceprezydent Kamala Harris została kandydatką na prezydenta Partii Demokratycznej po tym, jak ze startu w wyborach w lipcu 2024 roku zrezygnował prezydent Joe Biden. Biden rzucił ręcznik po katastrofalnej debacie z Donaldem Trumpem, naciskach z wewnątrz partii i zarzutach, że jego podeszły wiek oraz stan zdrowia nie pozwalają mu na rywalizację z nieco tylko młodszym Trumpem.
Harris kampanię prowadziła z rozmachem, koncentrując się zwłaszcza na tym, jak duże zagrożenie Donald Trump stanowi dla demokracji i praw obywatelskich, zwłaszcza praw kobiet. Nie zdołała jednak w pełni zdystansować się od dziedzictwa Joe Bidena, zwłaszcza od polityki gospodarczej, która choć miała obiektywne sukcesy, subiektywnie była postrzegana przez większość Amerykanów jako zła, głównie ze względu na wysoką jak na Stany Zjednoczone inflację.
Sondaże przed samymi wyborami zapowiadały bardzo zaciętą walkę między Harris a Trumpem, a różnice w poszczególnych, istotnych stanach mieściły się w widełkach błędu pomiaru. Ostatecznie wybory zakończyły się wyraźnym zwycięstwem republikanina, ale należy podkreślić, że liczone w punktach procentowych różnice między dwójką kandydatów w stanach swingujących rzeczywiście w większości z nich były niewielkie.
Minister finansów Christian Lindner, lider liberałów, zażądał obniżenia podatków, ograniczenie celów klimatycznych, by pobudzić wzrost gospodarczy. Socjaliści Scholza i Zieloni odmówili
Kanclerz Olaf Scholz zdymisjonował 6 listopada wieczorem ministra finansów Christiana Lindnera, lidera partii liberalnej FDP, która wchodzi w trójpartyjną koalicje rządzącą. Potwierdził to w rozmowie z agencją DPA rzecznik rządu, niedługo potem kanclerz wygłosił oświadczenie dla mediów – pisze portal Deutsche Welle.
Scholz potwierdził dymisję Christiana Lindera z rządu i zapowiedział, że zwróci się do Bundestagu o wotum zaufania tak, by głosowanie odbyło się 15 stycznia. Jeśli Bundestag go nie udzieli i podejmie decyzję o nowych wyborach, mogłyby się one odbyć najpóźniej pod koniec marca.
„Poprosiłem prezydenta federalnego o zwolnienie ministra finansów” – oświadczył Olaf Scholz tuż po godz. 21:20. – „Zostałem do tego kroku zmuszony”. Jako powód podał spory wokół dopięcia budżetu, m.in. niemożność osiągnięcia kompromisu ws. wsparcia niemieckich przedsiębiorstw, cen energii i wsparcia dla Ukrainy.
„Za często minister blokował rozwiązania (…). Za często zawodził moje zaufanie” – stwierdził kanclerz.
Według Politico kryzys rządowy wywołał sam Lindner, przekazując koalicjantom 30 października projekt liberalnych reform gospodarczych, które były trudne do zaakceptowania przez pozostałe dwie partie – SPD i Zielonych.
Dokument Lindnera, który wyciekł do mediów w zeszłym tygodniu, wzywał do obniżenia podatków i ograniczenia polityki klimatycznej w celu stymulowania wzrostu gospodarczego.
Podczas dramatycznego spotkania liderów trzech partii w środę wieczorem w urzędzie kanclerskim, Lindner powiedział Scholzowi, że nie widzi możliwości kontynuowania koalicji i wezwał go do przeprowadzenia przedterminowych wyborów.
Scholz mógłby potencjalnie nadal rządzić w rządzie mniejszościowym, ale nie ma większości, aby uchwalić budżet, co zwiększa prawdopodobieństwo wotum nieufności i przedterminowych wyborów.
FDP jest najmniejszą partią w koalicji i ma obecnie zaledwie 4 procent poparcia – poniżej progu wyborczego. Następne wybory federalne miały się odbyć we wrześniu 2025. Wg Politico, lider FDP zdecydował się na zerwanie koalicji, by ratować swoja polityczna przyszłość.
Niemcy są największą gospodarką w Europie. Rozpad koalicji rządzącej i szybkie przedterminowe wybory oznaczają paraliż rządu w niezwykle trudnej sytuacji międzynarodowej i krajowej. Rosnące w siłę partie radykalne prawicowa AfD i skrajnie lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht mogą się stać języczkiem u wagi przy tworzeniu nowego rządu po przyszłorocznych wyborach. Obie te partie są prorosyjskie i antyimigranckie.
Wygrana Trumpa w USA i kryzys polityczny w Niemczech są zagrożeniem dla stabilności Europy.
6 listopada Sejm zajął się po raz kolejny ustawą, która częściowo dekryminalizuje pomoc w aborcji. To kompromisowy i konserwatywny projekt, który przepadł w głosowaniu w lipcu 2024 r.
Na zdjęciu: posłanka Lewicy Joanna Wicha podczas debaty o projekcie ws aborcji.
6 listopada 2024 Sejm na posiedzeniu plenarnym ponownie zajął się projektem częściowej dekryminalizacji pomocy w aborcji (zmiana art. 152 i 154 Kodeksu karnego). Projekt poselski złożony w lipcu 2024 r. zakłada:
Podczas posiedzenia kluby przedstawiły swoje stanowiska wobec projektu. Podczas głosowania, które ma odbyć się w piątek 8 listopada, kluczowe będą głosy posłów i posłanek PSL. To ugrupowanie zahamowało w lipcu 2024 r. przyjęcie ustawy. Jak sygnalizują posłowie i posłanki koalicji rządzącej, zdanie części PSLu miało ulec zmianie. Pisała o tym Dominika Sitnicka w tekście tutaj:
Podczas debaty kluby KO, Lewica, Polska 2050 i koło Razem namawiały do poparcia projektu. Konfederacja i PiS będą tradycyjnie przeciw. Z ramienia PSLu wypowiedziała się Urszula Nowogórska, która zapowiedziała, że w klubie nie będzie dyscypliny w tej sprawie.
Prawdopodobnie projekt w I czytaniu zyska dość głosów, by trafić do prac w komisji. Pytanie, jak długo komisja będzie nad nim pracować, jaki będzie miał ostateczny kształt i jak na koniec zagłosuje PSL.
W Sejmie była nasza reporterka Natalia Sawka:
Przed debatą swoje stanowisko opublikowały organizacje pomagające kobietom w Polsce w dostępie do aborcji m.in. Aborcyjny Dream Team, Dziewuchy Dziewuchom, Kobiety w Sieci. W stanowisku organizacje zaznaczają, że projekt został drastycznie okrojony i z tego powodu powinien być nazywany projektem „reformy kryminalizacji pomocy w aborcji”.
12 lipca 2024 r. konserwatywny projekt dekryminalizacji pomocy w aborcji (okrojony dodatkowo podczas prac komisji nadzwyczajnej) trafił na posiedzenie plenarne. I został odrzucony 218 głosami (do 215 za projektem). Przeciwko projektowi było aż 24 posłów i posłanek PSL. Trzech posłów KO (w tym Roman Giertych, który był na sali) nie głosowało.
Na przeciwników projektu z koalicji 15 października spadła krytyka. Waldemar Sługocki stracił stanowisko wiceministra w rządzie Tuska, a Roman Giertych został zawieszony jako członek klubu KO.
W OKO.press opublikowaliśmy wówczas stanowisko całej redakcji:
Tuż po głosowaniu posłanki Lewicy i KO złożyły projekt ponownie, jednak w sierpniu Donald Tusk zapowiedział, że rezygnuje z kolejnych prób przepchnięcia ustaw częściowo dekryminalizującej pomoc w aborcji oraz trzech pozostały projektów, które leżą wciąż w komisji nadzwyczajnej (jeden projekt przywraca stan sprzed wyroku TK Julii Przyłębskiej, dwa legalizują aborcję do 12. tygodnia):
W październiku posłanki KO i Lewicy ogłosiły jednak, że podjęły jeszcze jedną próbę przekonania do projektu PSLu. I tak projekt ponownie trafił pod obrady Sejmu.
„Mamy nową gwiazdę. Nagrodziła się nowa gwiazda. Elon!” Już w pierwszej powyborczej mowie Trump podziękował właścicielowi Tesli, SpaceX i portalu X
Podczas wiecu na Florydzie, gdzie ogłosił zwycięstwo w wyborach, Donald Trump podziękował właścicielowi portalu X.
„On jest niesamowity. Jest niesamowitym facetem. Spędziliśmy dwa tygodnie w Filadelfii i różnych częściach Pensylwanii, prowadząc kampanię” – mówił Trump.
Trump zachwycał się startem rakiety Super Heavy, która należy firmy Muska. Mówił, że Stany Zjednoczone muszą chronić geniuszy, bo nie mają ich zbyt wielu.
Na zwycięstwo Trumpa Elon Musk zareagował kilkoma tłitami.
„Przyszłość będzie fantastyczna” – napisał, ilustrując te słowa zdjęciem rakiety.
Wcześniej napisał: „Naród amerykański dał dziś wieczorem Donaldowi Trumpowi jasny mandat do zmiany”.
Musk ogłosił też, zwracając się do użytkowników portalu X: „Teraz to wy jesteście mediami”.
Jak nikt inny Elon Musk wspierał kandydaturę Donalda Trumpa. Występował na jego wiecach, agitował na jego rzecz za pośrednictwem portalu X, którego jest właścicielem, udzielał wywiadów, w których popierał Trumpa.
Założył też komitet, który dotował kampanię. Musk przekazał za pośrednictwem tego komitetu 119 millionów dolarów.
Co więcej, Musk skupił się na kampanii w wahających się stanach, które były kluczem do wygranej Trumpa. Ogłosił loterię, w której można było wygrać milion dolarów za podpisanie petycji wspierającej wolność słowa.
Już w środę rano cena akcji Tesli należącej do Muska wzrosła o 14 proc. Przy czym Trump wielokrotnie wypowiadał się krytycznie na temat samochodów elektrycznych. Mówił, że są za drogie i niszczą amerykański przemysł motoryzacyjny.
Administracja Bidena wspierała produkcję samochodów elektrycznych, oferując m.in. pożyczki producentom baterii. Trump prawdopodobnie zlikwiduje to wsparcie. Jednak jak pisze CNN, dla Muska ważniejsze może się okazać otwarcie drogi do szerokiego stosowania autonomicznych samochodów. Obecnie trwają federalne dochodzenia w sprawie wypadków powodowanych przez takie auta. Pod rządami Trumpa te dochodzenia mogą zostać zamknięte – przewidują eksperci.