0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Krótko i na temat: najnowsze depesze OKO.press z Polski i ze świata

Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny

Google News

13:37 20-01-2025

Prawa autorskie: Foto: Wojtek RADWAŃSKI / AFPFoto: Wojtek RADWAŃS...

Śledztwo ws. prania brudnych pieniędzy przez Didiera Reyndersa: Nowe ustalenia

Okazuje się, że oskarżony o pranie brudnych pieniędzy były komisarz sprawiedliwości UE Didier Reynders wykorzystywał do tego nie tylko państwową loterię. Przez dziesięć lat, zanim objął stanowisko w Komisji Europejskiej, zwyczajnie wpłacał te środki na swoje konto.

Co się wydarzyło?

Trwa śledztwo w sprawie belgijskiego polityka Didiera Reyndersa, byłego komisarza sprawiedliwości UE. Reynders jest oskarżony o pranie brudnych pieniędzy i nielegalne wzbogacanie się. Portal śledczy Follow the Money w poniedziałek 20 stycznia przekazuje kolejne ustalenia ze śledztwa.

Oprócz tego, co już wiadomo było w sprawie — że do prania pieniędzy pochodzących z nielegalnych źródeł Reynders wykorzystywał losy na państwowej loterii typu Lotto, które kupował za duże ilości gotówki, a wygrane przelewał na swoje konto — Follow the Money dowiedziało się, że wcześniej, przed objęciem stanowiska unijnego komisarza, Reynders zwyczajnie wpłacał na swoje konto w ING banku spore kwoty gotówki.

Z ustaleń śledczych wynika, że przez niemal dekadę poprzedzającą objęcie stanowiska komisarza UE, Reynders wpłacił na swoje konto w banku ING w sumie około 800 tysięcy euro o niewiadomym pochodzeniu. Okazuje się, że bank już w 2018 roku zwrócił się do niego o wyjaśnienie pochodzenia środków, ale dopiero pięć lat później, w 2023 roku, o podejrzanej aktywności na kontach polityka poinformował nadzór finansowy.

Tymczasem już wtedy obowiązywały unijne regulacje dotyczące przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu, które nakładały na bank obowiązek natychmiastowego zgłaszania do organów ścigania takich podejrzanych przypadków. Zwłaszcza, że Reynders był osobą zajmującą eksponowane stanowiska polityczne.

Jaki jest kontekst?

Pierwszy raz o śledztwie ws. byłego komisarza sprawiedliwości Didiera Reyndersa usłyszeliśmy w grudniu 2024 roku.

Trzy dni po wygaśnięciu mandatu komisarza UE, czyli we wtorek 3 grudnia, belgijska policja przeprowadziła naloty w kilku lokalizacjach powiązanych z politykiem, w tym jego dwóch domach. Zabezpieczono głównie sprzęt komputerowy, telefony i prywatne dokumenty – donosił belgijski „Le Soir” oraz portal śledczy Follow The Money, które ujawniły sprawę.

Tego samego dnia Didier Reynders został przesłuchany. Jak wynika z ustaleń dziennikarzy, wobec Didiera Reyndersa toczy się śledztwo w sprawie o pranie brudnych pieniędzy. Belgijski polityk przez ponad dekadę miał kupować duże ilości stosunkowo tanich losów w belgijskiej loterii państwowej (odpowiednik polskiego Lotto). Losy kupował za gotówkę, a wygrane przelewał na swoje konto.

Proceder miał trwać ponad 10 lat. Wciąż nie wiadomo jednak, jaka dokładnie kwota miałaby być w ten sposób wprowadzona do legalnego obiegu, ani skąd pochodziły pieniądze wykorzystane w procederze. Media spekulują o łapówkach i transakcjach nieruchomościami. Śledczy odmówili ujawnienia tych informacji dla dobra śledztwa.

Politykowi nie przedstawiono jeszcze żadnych zarzutów. On sam utrzymuje, że jest niewinny.

Sprawa Reyndersa budzi w Polsce szczególne zainteresowanie, dlatego że to Reynders był tym komisarzem, który zajmował się sprawami związanymi z łamaniem praworządności przez rząd Zjednoczonej Prawicy w Polsce. Politycy PiS wykorzystują jego sprawę karną do podważania wiarygodności działań Komisji Europejskiej wobec Polski w latach 2015-2023. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, by Reynders miał być korumpowany w związku ze swoimi działaniami ws. Polski.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

13:01 20-01-2025

Prawa autorskie: Stopklatka z nagrania, FBStopklatka z nagrani...

Ksiądz kopał psa przez ogrodzenie, wszystko się nagrało. Archidiecezja daje mu upomnienie

Szokujące nagranie księdza z parafii św. Marcina w Tolkowcu w warmińsko-mazurskim, który agresywnie droczył się z psem szczekającym na niego zza ogrodzenia, opublikował w mediach społecznościowych Łukasz Litewka, poseł Nowej Lewicy. Jest odpowiedź kurii.

Co się wydarzyło?

Na nagraniu udostępnionym w mediach społecznościowych przez Łukasza Litewkę, które pochodzi z monitoringu domu znajdującego się na terenie posesji, po której biega pies, datowane jest na 18 stycznia godzinę 13:14. Litewka publikuje je w niedzielę po południu.

Widać na nim, że ksiądz przez chwilę stoi w furtce posesji, by za chwilę ruszyć wzdłuż płotu. Przy ogrodzeniu po terenie posesji biega nieduży brązowy pies i z zapałem szczeka na księdza. Ten zatrzymuje się na jego wysokości i zaczyna kopać w ogrodzenie. Po chwili sięga ręką i usiłuje uderzyć psa torbą. Gdy pies ucieka w głąb posesji, ksiądz podnosi z ziemi jakiś przedmiot i rzuca nim w psa.

Zachowanie księdza jest bardzo dziwne i agresywne, bo pies za ogrodzeniem w żaden sposób mu nie zagraża.

„Immanuel Kant powiedział, że »serce człowieka można poznać po tym, jak traktuje zwierzęta«” — pisze Litewka w komentarzu do nagrania. „Znam księży, którzy są naprawdę ludźmi z powołania, ale tego pana nie tylko bym nie wpuścił do domu, a także w ogóle nie chciał znać” — dodaje poseł Nowej Lewicy.

Nagranie porusza internautów i rozchodzi się po internecie — ma niemal 10 tysięcy udostępnień.

Kuria odpowiada

W poniedziałek 20 stycznia na szokujące nagranie z lokalnym księdzem odpowiada Kuria Archidiecezji Warmińskiej. Zdaniem Kurii w takiej sytuacji wystarczy upomnienie.

„W związku z zaistniałą sytuacją na terenie parafii św. Marcina w Tolkowcu wyrażamy zdecydowaną dezaprobatę takiej postawy. Żadna agresja wobec zwierząt nie powinna mieć miejsca. Z księdzem, który dopuścił się takiego zachowania, odbyła się rozmowa i otrzymał stosowne upomnienie” — pisze ksiądz Marcin Sawicki, rzecznik Archidiecezji Warmińskiej.

Okazuje się więc, że agresywnego księdza nie spotkają żadne konsekwencje. Zdaniem władz kościoła, człowiek o tak wysokim morale może wciąż wygłaszać kazania dla mieszkańców parafii.

„Na co my liczymy od osób, które potrafiły tuszować dużo poważniejsze tematy. Polski kościół popełnia błędy, a zawsze, gdy ma możliwość je naprawić i wyciągnąć konsekwencje, nie robi tego” — komentuje gorzko Litewka.

Czytaj więcej o aferach kościoła w Oko.press:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

11:51 20-01-2025

Prawa autorskie: Fot. Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.plFot. Martyna Niecko ...

Gazeta Wyborcza ujawnia: Karol Nawrocki przez pół roku mieszkał za darmo w apartamencie Muzeum II Wojny.

Jako dyrektor Muzeum II Wojny Światowej Nawrocki miał korzystać nieodpłatnie z noclegów w najbardziej luksusowym apartamencie mieszczącego się w muzeum hotelu, pomimo że mieszkał 5 kilometrów dalej.

Co się wydarzyło?

Kandydat PiS na prezydenta zdaje się lubić luksus. Jak ustaliła Gazeta Wyborcza, Karol Nawrocki jako dyrektor Muzeum II Wojny Światowej przez pół roku nieodpłatnie korzystał z apartamentu deluxe w muzealnym kompleksie hotelowym, choć mieszka zaledwie 5 km od niego. Dziś wszystkiemu zaprzecza — donosi Wyborcza.

Dane o rezerwacjach Gazecie przekazała nowa dyrekcja Muzeum.

„Dyrektor Karol Nawrocki korzystał z apartamentu DELUX (116 m kw.) i w trzech wypadkach z pokoju dwuosobowego. Z posiadanej przez Muzeum dokumentacji nie wynika cel ani charakter pobytu. Dyrektor Karol Nawrocki nie płacił za pobyt w hotelu" — napisała dyrekcja w odpowiedzi na pytania Gazety.

Do maila dołączony został dokładny wykaz rezerwacji dokonywanych przez ówczesnego dyrektora Muzeum. Okazuje się, że w latach 2018-2020 Nawrocki zarezerwował w sumie 19 pobytów, a w okresie 2020-21 – aż 182.

Razem w hotelu Nawrocki spędził 201 dni, z czego 197 w luksusowym dwupoziomowym apartamencie.

Wartość tak pozyskanej korzyści osobistej Gazeta Wyborcza szacuje na od 25 tysięcy złotych nawet do 120 tysięcy złotych. Wyliczenia zostały przygotowane w oparciu o ceny apartamentów w kompleksie hotelowym Muzuem, które są dostępne do komercyjnych rezerwacji.

Niższa kwota została wyliczona przy założeniu, że kandydat PiS na prezydenta zapłaciłby za pokoje przy użyciu zniżki pracowniczej, która jak wynika z informacji udzielonej przez dyrekcję, może sięgać nawet 80 procent. Komercyjna wartość takiej liczby noclegów jest dużo wyższa i wynosi około 120 tysięcy złotych.

Gazeta poprosiła sztab Karola Nawrockiego o komentarz w sprawie. Rzeczniczka sztabu Emilia Wierzbicka nie zaprzecza, że Nawrocki korzystał z hotelu i tłumaczy, że korzystanie z pokoju w MIIWŚ przez kandydata PiS „wiązało się z wykonywaniem obowiązków służbowych w MIIWŚ”. Dodaje też, że „nigdy nie było długookresowe i nie trwało w trybie ciągłym”.

Rzeczniczka zwraca też uwagę, że okres, o który pyta dziennikarz Gazety, jest zbieżny z czasem pandemii Covid-19. Dalej Wierzbicka twierdzi, że w tym okresie Nawrocki korzystał z pokoju w hotelu dwukrotnie, gdy przebywał na kwarantannie, a jednocześnie wykonywał obowiązki dyrektora MIIWŚ. Rzeczniczka nie przyznaje jednak, jak duża była częstotliwość i skala użytkowania hotelowych apartamentów przez Nawrockiego.

Jaki jest kontekst?

Karol Nawrocki to kandydat PiS na prezydenta. Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się w maju 2025 roku.

Czytaj więcej o kandydacie PiS-u oraz wyborach prezydenckich w OKO.press:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

15:16 19-01-2025

Prawa autorskie: (FILES) Slovakia's Prime Minister Robert Fico walks during the European Council summit at EU headquarters in Brussels on April 18, 2024. - Slovakia's PM has been shot on May 15, 2024, after a government meeting and taken to hospital: according to local media reports. (Photo by KENZO TRIBOUILLARD / AFP)(FILES) Slovakia's P...

Premier Słowacji zarzuca opozycji zamach stanu. Dostało się też Ukrainie

„Opozycja przygotowuje zamach stanu” – twierdzi premier Słowacji Robert Fico w nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych. Polityk zagroził także, że zawetuje pomoc finansową Unii Europejskiej dla Kijowa.

Co się wydarzyło

Premier Słowacji opublikował w sieci nagranie, w którym stwierdził, że jego rząd jest przygotowany na wszystko, także na wariant zamachu stanu. Określił go „majdanem”, a więc takim, który jest realizowany poprzez ulicę. Opozycji, której lider był niedawno w Kijowie, zarzucił, że obiecała prezydentowi Zełenskiemu poparcie dla członkostwa w NATO.

Zdaniem Fico, przewodniczący opozycyjnej partii o nazwie Postępowa Słowacja (PS) Michal Szimeczka miał także obiecać po dojściu do władzy wysłanie żołnierzy na Ukrainę.

Fico powiedział, że nigdy nie poprze członkostwa Ukrainy w NATO. Stwierdził, że to oznaczałoby trzecią wojnę światową. Oświadczył również, że nigdy nie wyśle żołnierzy na Ukrainę, gdzie mieliby skierować broń przeciwko Rosji.

W nagraniu Fico bronił swojego współpracownika, wiceprzewodniczącego parlamentu Tibora Gaszpara, który w piątek uznał, że możliwe jest wystąpienie Słowacji z Unii Europejskiej. Stwierdził, że tak jak zanikł Układ Warszawski, tak wydarzenia na świecie mogą odesłać do historii zarówno Unię Europejską, jak i NATO.

Jaki jest kontekst

Robert Fico potępia Kijów za decyzję o nieprzedłużeniu umowy na tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę. Twierdzi, że to posunięcie poważnie zaszkodziło słowackiej gospodarce. Posunął się wręcz do groźby wstrzymania dostarczania energii elektrycznej na Ukrainę oraz ograniczeniem wsparcia dla ukraińskich uchodźców na Słowacji.

Przepływ rosyjskiego gazu do Europy przez Ukrainę zakończył się na początku roku po wygaśnięciu umowy tranzytowej między Kijowem a Moskwą. Kijów odmówił przedłużenia umowy w celu zmniejszenia napływu do Rosji pieniędzy, które ta przeznacza na wojnę z Ukrainą.

Ogólna sytuacja pod względem dostępności na Słowacji jest stabilna, ale Fico twierdzi, że zakończenie dostaw rosyjskiego gazu przez Ukrainę spowodowało wzrost cen surowca i utratę opłat tranzytowych. Domaga się przywrócenia przepływów, na co Kijów zgodzić się nie chce.

W poniedziałek Fico zaprosił Zełenskiego na rozmowy o gazie w pobliżu granicy słowacko-ukraińskiej — podaje PAP. W odpowiedzi na list premiera Słowacji Zełenski zaprosił go do złożenia wizyty w Kijowie. „Dobrze, przyjedź do Kijowa w piątek” – pisał w mediach społecznościowych.

Jednak w piątek z Zełeńskim w Kijowie spotkał się lider partii opozycyjnej Michal Szimeczka. Rozmowy dotyczyły pomocy energetycznej dla Słowacji.

„Jesteśmy gotowi rozmawiać o bezpieczeństwie energetycznym. (…) i pomagać Słowakom w zapewnieniu stabilności i bezpieczeństwa energetycznego. Ale bardzo ważne jest dla nas, aby usłyszeć sygnały ze Słowacji, że wspieracie również Ukraińców w naszej drodze do UE i NATO, to dla nas ważne” – oświadczył Zełenski przed rozmowami z Szimeczką.

Stosunki między Słowacją a Ukrainą pogorszyły się, odkąd Kijów zdecydował o nieodnowieniu na kolejne lata umowy z Rosją o tranzycie gazu przez swoje terytorium. Na atmosferę dodatkowo negatywnie wpłynęła niedawna wizyta Ficy w Moskwie i rozmowy na Kremlu z Władimirem Putinem.

W niedzielę słowacki portal informacyjny Denník N podał, że ponad stu słowackich psychiatrów i psychologów wezwało premiera swojego kraju, by rozważył odejście z polityki. Specjaliści obawiają się zagrożenia dla demokracji na Słowacji, a w liście otwartym oskarżają go o szerzenie teorii spiskowych. Twierdzą, że premier polaryzuje w ten sposób społeczeństwo.

Czytaj inne teksty OKO.press:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

11:59 19-01-2025

Prawa autorskie: fot. Justin Sullivan/Getty Images, AFPfot. Justin Sullivan...

TikTok przestał działać w USA. Czy Donald Trump przywróci aplikację?

Przedstawiciele popularnej aplikacji TikTok poinformowali w niedzielę rano, że aplikacja przestała działać w Stanach Zjednoczonych.

Co się wydarzyło

„Prawo zakazujące działalności TikToka weszło w życie w Stanach Zjednoczonych. Co oznacza, że nie możecie na razie używać TikToka” – przekazano w wiadomości, która widnieje na ekranie użytkowników w USA, chcących skorzystać z aplikacji.

W dalszej części komunikatu firma napisała, że „na szczęście prezydent Trump poinformował, iż będzie pracował nad rozwiązaniem, które umożliwi przywrócenie działalności TikToka”. Firma odwołuje się do zapewnień prezydenta elekta USA Donalda Trumpa, który oświadczył wcześniej, że jest przeciw zakazowi i „uratuje aplikację”.

Zgodnie z zapowiedziami TikTok nie działa, a aplikacji nie da się już więcej pobierać na terenie Stanów Zjednoczonych. Według wpisów w mediach społecznościowych nie pomaga nawet VPN.

Jaki jest kontekst

Wyłączenie TikToka to efekt ustawy z kwietnia 2024 roku. ByteDance, właściciel TikToka, miał od tego czasu dziewięć miesięcy na sprzedaż programu komuś spoza Chin. Termin minął, a Chińczycy nie zdecydowali się ugiąć.

ByteDance konsekwentnie zapowiadał, że nie sprzeda platformy i dementował doniesienia, jakoby Chińczycy rozważali sprzedaż jej miliarderowi Elonowi Muskowi, właścicielowi portalu X, który ma silne związki biznesowe w ChRL.

Trump w czasie swojej pierwszej kadencji (2017-2021) sam próbował zmusić chińskiego właściciela aplikacji, ByteDance, do sprzedaży TikToka na mocy rozporządzenia.

Trump jednak zdążył zapowiedzieć, że przywróci TikToka wkrótce po tym, gdy powróci na fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego zaprzysiężenie już jutro – w poniedziałek 20 stycznia.

Taka deklaracja padła w wywiadzie udzielonym NBC. Trump powiedział o bardzo prawdopodobnym 90-dniowym okresie, w trakcie którego nowe prawo jeszcze nie będzie obowiązywało i TikTok wróci.

Korzyści z zablokowania TikToka mogą mieć jego amerykańscy rywale: Instagram Reels czy YouTube Shorts. Użytkownicy TikToka zaczęli teraz pobierać chińską aplikację podobną do Instagrama o nazwie Xiaohongshu („Mała Czerwona Książeczka”). W USA była to najczęściej pobierana aplikacja w Apple Store w tym tygodniu.

W kwietniu, w ramach szerszego pakietu pomocy dla Ukrainy, Tajwanu i Izraela, Kongres uchwalił ustawę zmuszającą TikToka do pozbycia się chińskiej kontroli. Poparła ją wówczas zdecydowana większość kongresmenów z obu partii. „Amerykańskie służby, w tym FBI od dawna ostrzegały o potencjalnych zagrożeniach związanych z chińską platformą, w tym o możliwości używania jej przez Pekin do inwigilacji, czy szantażu Amerykanów, a także do dezinformacji, czy wpływania na debatę publiczną” – czytamy na stronie PAP.

Krytycy wskazywali na bliskie związki chińskiego biznesu z komunistycznymi władzami oraz przepisy, które na firmy w ChRL nakładają obowiązek współpracy z chińskimi służbami.

Czytaj inne teksty OKO.press:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także: