Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Izraelski dziennik twierdzi, że żołnierze otrzymują rozkazy strzelania do Palestyńczyków w pobliżu punktów pomocy. Wojsko zaprzecza
W piątek 27 czerwca 2025 izraelski dziennik „Haaretz” opublikował artykuł, w którym twierdzi, że izraelscy żołnierze w Gazie otrzymali od dowódców polecenie otwierania ognia do tłumów Palestyńczyków zbliżających się do miejsc dystrybucji pomocy. Mieli do nich strzelać nawet gdyby tłum nie stanowił zagrożenia.
Jeden z żołnierzy z wypowiadających się w tekście anonimowo żołnierzy opisał drogi prowadzące do punktów pomocy jako „pole śmierci”. Źródła „Haaretz” twierdzą, że izraelskie wojsko zaczęło ostatnio rozpraszać tłumy za pomocą ognia artyleryjskiego, co spowodowało gwałtowny wzrost liczby ofiar.
Według dziennika Prokurator Generalny Sił Zbrojnych zlecił wszczęcie dochodzenia w sprawie podejrzenia zbrodni wojennych w pobliżu punktów pomocy.
Izraelskie wojsko zaprzecza tym zarzutom. „Stanowczo odrzucamy oskarżenia przedstawione w artykule. Siły Obronne Izraela (IDF) nie wydały rozkazu celowego strzelania do cywilów, w tym osób zbliżających się do punktów dystrybucji” – napisało wojsko w oświadczeniu. „Dla jasności: rozkazy IDF zabraniają celowych ataków na cywilów.”
Doniesienia „Haaretz” odrzucają też premier Izraela Benjamin Netanjahu i minister obrony Yoav Gallant. Nazywali je „złośliwymi kłamstwami mającymi na celu zdyskredytowanie IDF – najbardziej moralnej armii na świecie”.
Z powodu trwającej od dwóch lat wojny w Gazie panuje dotkliwy niedobór żywności.
Tysiące ludzi gromadzą się wokół punktów dystrybucji, czekając na dostawy pomocy żywnościowej. Niemal codziennie pojawiają się doniesienia o strzałach i ofiarach śmiertelnych na trasach prowadzących do tych miejsc. Według ratowników, w piątek sześć osób zostało zastrzelonych podczas próby zdobycia żywności w południowej części Strefy Gazy — informuje Reuters.
Według władz Gazy w pobliżu punktów pomocy prowadzonych przez wspieraną przez USA organizację Gaza Humanitarian Foundation (GHF) lub na terenach, przez które miały przejeżdżać ciężarówki z żywnością ONZ, od końca maja zginęło już ponad 500 osób.
„Według relacji pracowników służby zdrowia i ratowników, Palestyńczycy są ostrzeliwani niemal codziennie podczas prób dotarcia do tych miejsc” – podaje CNN. Izraelskie wojsko przyznaje się jedynie do oddawania strzałów ostrzegawczych.
„Dość kłótniom, dość sporom. Wzywam wszystkich liderów partii rządzących: bądźcie jak my, chwalcie się” – mówił w sobotę wicepremier Krzysztof Gawkowski
Podczas konwencji 28 czerwca 2025 Nowa Lewica pochwaliła się osiągnięciami w rządzie. Polityczki i politycy przekonywali, że partia dobrze zrobiła, wchodząc do rządu Donalda Tuska, bo już udało się jej zrealizować dużą część obietnic.
„Dowieźliśmy dużą część programu Lewicy” – mówił wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Zapewniał, że „Lewicy nie interesuje tylko trwanie”, ale chce zmian.
„Przestańcie się mazać!” – wzywał współkoalicjantów.
Co ciekawe, Gawkowski powiedział też, że lewica nie zgodzimy się „na żadne podwyższanie podatków, które ma uderzyć w obywatela”.
Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk stwierdziła, że celem polityki jest to, „by ludziom żyło się lepiej”. Na konkretnych przykładach pokazywała, jak programy wprowadzone przez lewicę poprawiły życie. Na przykład 70-letniej kobiety, która musiała przeznaczać kilkaset złotych na leki – pomoże jej renta wdowia. Młodzi rodzice wcześniaków zyskali dłuższe urlopy. Mówiła też o „młodych, którzy tyrają na bezpłatnych stażach”. Zapowiedziała skrócenie czasu pracy.
Minister nauki i szkolnictwa wyższego Marcin Kulasek za sukces lewicy uznał to, że nauka i szkolnictwo wyższe stało się realnym priorytetem rządu. Opowiadał, że w 2025 rząd przeznaczył na naukę o 30 proc. więcej niż w 2024 roku. Pochwalił się podwyżkami dla nauczycieli akademickich.
„Akademik to nie jedynie budynek – to miejsce, w którym młodzi ludzie kształtują swoją przyszłość. Dlatego odwróciliśmy wieloletni trend zaniedbań: w 2024 roku przeznaczyliśmy ponad 450 milionów złotych na remonty domów studenckich i 255 milionów na nowe inwestycje w akademiki” – mówił Kulasek.
Ministra równości Katarzyna Kotula mówiła o projekcie ustawy o związkach partnerskich. Wobec braku porozumienia w rządzie Nowa Lewica zdecydowała, że złoży go jako projekt poselski.
Kotula zwróciła się do prezydenta-elekta Karola Nawrockiego: „Panie prezydencie, pan najlepiej na świecie wie, że rodziny bywają różne, czasem patchworkowe, ale żadna nie jest ani lepsza, ani gorsza”.
Ważnym tematem konwencji było mieszkalnictwo. Lewica domaga się osobnego ministerstwa mieszkalnictwa.
Wiceminister rozwoju i technologii Tomasz Lewandowski powiedział, że większość ustaw, które wdrażają strategię mieszkaniową lewicy, jest już gotowa. „Polityka mieszkaniowa to cywilizacyjne wyzwanie” – mówił wicepremier Gawkowski.
„Chcemy, żeby mieszkalnictwo było rzeczywistym skokiem cywilizacyjnym”.
Rekordowe tłumy wyszły na ulice Budapesztu w sprzeciwie wobec zakazu Parady Równości. „Tu chodzi o coś więcej, nie tylko o homoseksualność. To ostatni moment, by stanąć w obronie naszych praw” – mówił jeden z uczestników
Rekordowa liczba osób zebrała się w sobotę 28 czerwca w Budapeszcie, aby wziąć udział w zakazanej Paradzie Równości. Ulicami węgierskiej stolicy maszeruje kilkadziesiąt tysięcy osób, a miasto tonie w tęczowych flagach. Trasa prowadzi od historycznego centrum po bulwary nad Dunajem. Manifestacja rozpoczęła się ok. 14:00, z każdą godziną tłum bawiących i protestujących się osób gęstniał.
Wśród maszerujących wiele było transparentów zakazu z przekreśloną twarzą premiera Victora Orbána. To oczywiste odwołanie do próby zablokowania wydarzenia. Zgodnie z przewidywaniami mimo wydanego zakazu policja nie interweniowała. Nie wiadomo jednak, czy po manifestacji rozmieszczone na trasie kamery skanujące twarze nie będą wykorzystane do identyfikacji uczestników marszu. Za udział w nielegalnym zgromadzeniu uczestnikom groziła kara grzywny do 500 euro lub rok pozbawienia wolności.
„Tu chodzi o coś więcej, nie tylko o homoseksualność. To ostatni moment, by stanąć w obronie naszych praw" – mówił Eszter Rein Bodi, jeden z uczestników manifestacji w rozmowie z agencją Reutersa.
„Prawo do zgromadzeń jest podstawowym prawem człowieka i nie sądzę, że powinno być zakazane” – komentowała Krisztina Arany, inna z maszerujących. „Tylko dlatego, że komuś nie podoba się powód, dla którego wychodzisz na ulicę, lub nie zgadza się z tym, nadal masz do tego prawo”.
„Jestem mieszkanką Budapesztu, która dba o wolność” – mówiła Mici, 21-letnia studentka z Budapesztu w rozmowie z „The Guardian”. „Na początku bałam się wyjść z powodu wiadomości [red. – o systemie rozpoznawania twarzy], ale czuję się bezpiecznie z tak wieloma ludźmi”.
Na samodzielnie wykonanych transparentach znalazły się hasła:
W marcu 2025 Victor Orbán przepchnął przez parlament nowelizację ustawy o zgromadzeniach. Na Węgrzech zakazane jest dziś organizowanie publicznych wydarzeń, które są sprzeczne z ustawą o ochronie dzieci. Chodzi o przepisy przyjęte 2021 roku pod płaszczykiem walki z pedofilią. W myśl ustawy o ochronie nieletnich penalizacji podlega – podobnie jak w putinowskiej Rosji – „przedstawianie lub promowanie” homoseksualności lub korekty płci w szkołach i mediach.
Więcej o zakazie i politycznych motywacjach Orbán pisaliśmy tutaj:
Przeczytaj także:
Sprawa dotyczyła blokowania dekretu, który zniósł „prawo ziemi” w przypadku niektórych imigrantów. Stanowi ono, że obywatelstwo nabywają wszyscy urodzeni na terenie USA.
Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych ograniczył prawo sędziów na niższych poziomach, blokujących prezydenckie decyzje Donalda Trumpa. Dzieje się tak przede wszystkim w stanach rządzonych przez Partię Demokratyczną. Często bywało, że sędziowie tymczasowo blokowali decyzje wynikające z postanowień prezydenta, opóźniając ich przyjęcie do końca rozstrzygnięcia sporów prawnych wokół nich. Tak było między innymi w sprawach deportacji czy działań przejmujących federalne jednostki przedstawicieli DOGE, departamentu ograniczającego państwowe wydatki, do niedawna kierowanego przez Elona Muska. Republikanie widzieli w tym obstrukcję koniecznych dla kraju zmian. Orzeczenie stanowi, że sędziowie nie będą mogli już się temu przeciwstawiać.
Postanowienie dotyczy dekretu uderzającego w dzieci migrantów przebywających w USA nielegalnie lub tymczasowo (w niektórych przypadkach). Trump zdecydował, że w takim przypadku noworodek nie ma prawa do przyznanego z automatu obywatelstwa Stanów Zjednoczonych. Decyzji tej sprzeciwili się stanowi prokuratorzy generalni z 22 stanów, zauważając w niej naruszenie konstytucji. Ta stanowi, że obywatelstwo nabywają wszyscy urodzeni na terenie USA. Przychylni Trumpowi prawnicy wskazywali jednak na możliwości wyjątków przy odpowiedniej interpretacji konstytucyjnego zapisu. Administracja Trumpa chciała przeciąć sprawę, wnioskując, by Sąd Najwyższy odebrał innym sądom możliwość orzekania w sprawie prezydenckich dekretów — również dotyczących innych spraw.
SN przyznał rację Białemu Domowi, ograniczając pole manewru sędziom, nie wypowiedział się jednak w sprawie konstytucyjności dekretu Trumpa.
Prezydent USA nazwał decyzję SN „potężnym zwycięstwem”. W Stanach Zjednoczonych to prezydent odpowiada za nominacje na ten urząd (przy akceptacji Senatu). W tym przypadku przeważyły głosy sędziów nominowanych osobiście przez Trumpa. W mniejszości znalazła się trójka „demokratycznych” sędziów. W ich imieniu przemówiła nominowana przez Baracka Obamę Sonia Sotomayor, która określiła decyzję „parodią rządów prawa”.
„Dziś zagrożenie dotyczy obywatelstwa z urodzenia. Jutro inna administracja może podjąć próbę odebrania broni palnej praworządnym obywatelom lub uniemożliwić osobom określonego wyznania gromadzenie się na nabożeństwach” – oceniła Sotomayor.
Przeczytaj także:
Wszystko wskazuje na to, że to marszałek województwa lubuskiego spowodował kolizję na trasie S3, a potem nie chciał przyjąć mandatu.
W pierwotnej wersji wpisu omyłkowo opublikowaliśmy zdjęcie wojewody Marka Cebuli, przepraszamy za pomyłkę.
Tak wynika z nagrań z rejestratora drugiego auta uszkodzonego w kolizji i informacji TVN24. Marcin Jabłonowski, członek Koalicji Obywatelskiej poruszał się po lewym pasie ekspresowej trasy w kierunku Zielonej Góry. Przejeżdżając przez odcinek pod Sulewchowem miał najpierw podjechać blisko swoją skodą do znajdującego się przed nim bmw, próbując wymusić na jego kierowcy zjazd na prawy pas. Na nagraniu z kamery w bmw widać, jak następnie próbuje wyprzedzić je prawym pasem, a przy próbie powrotu zahacza o drugi samochód. Oba pojazdy uderzyły w bariery energochłonne.
Z ustaleń TVN24 wynika, że marszałek nie przyjął mandatu i wykłócał się z funkcjonariuszkami, twierdząc, że przeprowadzają interwencję w niewłaściwy sposób. W rozmowie z Polską Agencją Prasową zdementowała to rzeczniczka lubelskiej policji. Potwierdziła jednak, że policjantki odstąpiły od nałożenia mandatu i skierowały wniosek o ukaranie marszałka do sądu.
Marszałek województwa nie posiada immunitetu podobnego do parlamentarzystów, dlatego powinien był przyjąć karę. W przeszłości Jabłoński był już karany za użycie przemocy i wyzwisk wobec starosty słubickiego. Sąd zarządził w tej sprawie grzywnę i orzekł, że Jabłonowski musi przeprosić poszkodowanego. Chodziło o sytuację z 2016 roku, gdy obecny marszałek był radnym powiatu słubickiego i rywalizował o stanowisko starosty z Piotrem Łuczyńskim. Po niekorzystnym rezultacie głosowania poturbował i wyprowadził siłą Łuczyńskiego z budynku starostwa. Poszkodowana została również towarzysząca Łuczyńskiemu radna.
Przeczytaj także: