Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
Zatrzymani w związku z aferą to rektorzy i profesorzy prywatanych uczelni z Gdańska, Wrocławia oraz Torunia.
CBA poinformowało we wtorek o kolejnych postępach w wielowątkowym śledztwie dotyczącym Collegium Humanum, prywatnej warszawskiej uczelni. Postępowanie prowadzi rzeszowska delegatura CBA. Do tej pory w śledztwie zatrzymano siedem osób, w tym rektora Pawła C. Stawiane im zarzuty dotyczą zorganizowanej grupy przestępczej, na której czele miał stać Paweł C. Według prokuratury rektor uczelni miał m.in. przyjmować korzyści majątkowe w zamian za wystawienie poświadczających nieprawdę dokumentów w postaci dyplomów ukończenia studiów podyplomowych. Studia były fikcją, wystarczyło zapłacić, by dostać dyplom. Fałszywych świadectw miały być setki.
We wtorek 25 czerwca CBA poinformowało, że w dniach 19 i 24 czerwca zatrzymane zostały kolejne trzy osoby. Wśród nich są: Roman G., rektor Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej w Gdańsku, Rafał K., rektor i założyciel Akademii Nauk Stosowanych we Wrocławiu oraz Grzegorz G., profesor Akademii Jagiellońskiej w Toruniu.
„Z ustaleń śledztwa wynika, że zatrzymani wielokrotnie wręczali korzyści majątkowe członkom Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Udzielone korzyści majątkowe miały wpływ na decyzje, działania i zaniechania oraz opinie i stanowiska wobec wspomnianych prywatnych uczelni wyższych. W ramach prowadzonego postępowania ustalono, że wartość wręczonych korzyści majątkowych wynosi łącznie nie mniej niż 630 tys. złotych” – informuje CBA.
Biuro zapowiada kolejne realizacje w ramach śledztwa.
„Musimy uszanować fakt, że część społeczeństwa oczekuje, iż nie będzie to zrównane z małżeństwem” – mówił Urszula Pasławska z PSL.
W poniedziałek w Kancelarii Premiera odbyło się spotkanie ministry ds. równości Katarzyny Kotuli (Lewica) z Urszulą Pasławską (PSL). To właśnie Polskie Stronnictwo Ludowe blokuje przedstawienie projektu ustawy o związkach partnerskich jako projektu rządowego. Od tygodni najczęściej pojawiającym się argumentem przeciwko ustawie przygotowywanej pod okiem minister Kotuli jest kwestia przysposobienia dzieci.
We wtorek o wynik rozmów pytana była w porannym programie Wirtualnej Polski Urszula Pasławska. Posłanka przekazała, że rozmowy nie zakończyły się żadnymi konkretnymi ustaleniami.
„Na pewno jest zgoda na kwestie związane z dziedziczeniem, z dostępem do informacji medycznej, z kwestiami społecznymi związanymi z pochówkiem, czy kwestie podatkowe i majątkowe, które będą dużym obszarem" – posłanka wyliczała kwestie, co do których jest szeroka zgoda wśród parlamentarzystów PSL.
"Na pewno nie ma zgody na kwestie związane z adopcją i przysposobieniem. Myślę, że nie będzie zgody nie tylko w samym PSL-u, ale też wśród innych posłów Koalicji 15 października. Może pan Giertych, pan Kołodziejczak, może posłowie Polski 2050...” – dodawała.
Prowadzący rozmowę Patryk Michalski spytał, czy PSL ma jakieś wątpliwości w kwestii zawierania związków partnerskich w urzędach stanu cywilnego.
„To jest formuła, którą musimy jeszcze dopracować, bo co do zasady musi to być rejestrowane w mojej ocenie w USC, bo tylko tam można sprawdzić, czy można zawrzeć taki wniosek” – wyjaśniała Urszula Pasławska. Dodawała jednak, że sam związek mógłby być zawierany przed notariuszem, w USC następowałaby na przykład jedynie rejestracja.
„To co budzi niepokój w posłach PSL? Nie chcecie dopuścić, żeby to była uroczystość taka, żeby móc zaprosić gości, żeby dawało to radość?” – dopytywał dziennikarz.
„Bo nie jest to ślub, nie jest to etap, o którym rozmawiamy w tej formule” – odpowiadała posłanka. „Musimy uszanować fakt, że część społeczeństwa oczekuje, iż nie będzie to zrównane z małżeństwem. Jeżeli poszlibyśmy tą drogą, to de facto wprowadzamy związek partnerski, który ma znamiona związku małżeńskiego”.
Polityczka zdradziła, że posłowie PSL wykluczyli także przyjmowanie wspólnego nazwiska przy zawarciu związku partnerskiego.
Urszula Pasławska sama określiła się jako zwolenniczka projektu uwzględniającego przysposobienie.
Były wiceminister w rządzie PiS oraz były poseł przegrał proces z Fundacją Otwarty Dialog, której szefostwu zarzucał agenturalność i działalność służącą destabilizacji państwa. Komornik zajął 49 tys. zł – to kwota zadośćuczynienia oraz odsetek.
O sprawie poinformował dziś na Twitterze (X) Marcin Mycielski, wiceprezes fundacji:
"Komornik skazanemu b. posłowi zajął ponad 49 tys zł, z czego 41 tys to zadośćuczynienie +odsetki dla Fundacji Otwarty Dialog za nazywanie nas ruską agenturą, oskarżanie o pranie pieniędzy i wzywanie do rozlewu krwi. Ofc niczego nie obronił przed sądem".
Sprawę procesu Fundacji Otwarty Dialog oraz byłego wiceministra spraw wewnętrznych opisywał na łamach OKO.press Krzysztof Boczek. Fundacja oraz kierujące nią małżeństwo – Bartosz Kramek i Ludmiła Kozłowska – trafili na celownik rządu PiS po publikacji apelu „Niech państwo stanie, wyłączmy rząd” w połowie 2017 roku w czasie protestów przeciwko upolitycznianiu sądów.
Na organizację nasłano szereg kontroli, ABW, prokuraturę. Rok później wydalono z kraju Kozłowską – obywatelkę Ukrainy. W kampanii przeciwko FOD w mediach publicznych brali udział członkowie PiS. Maciej Wąsik w swoich 5 wypowiedziach w mediach prorządowych – TVP Info, wPolityce, TV Republika – zarzucał fundacji i jej szefostwu m.in. powiązania z Rosją, brak transparentności finansowania, pranie brudnych pieniędzy, działania o charakterze hybrydowym w celu destabilizacja państwa polskiego bądź szkodzenie interesom państwa. Wąsik twierdził też, że Bartosz Kramek wzywał do rozlewu krwi w swoim apelu. Krótko po tych słowach, jesienią 2019 roku małżeństwo złożyło pozew przeciwko ministrowi Wąsikowi.
W czerwcu 2022 zapadł wyrok w I instancji. Sąd uznał, że wiceminister naruszył dobra osobiste Kramka oraz Kozłowskiej. Maciej Wąsik miał zapłacić po 10 tys. zł zadośćuczynienia poszkodowanym plus odsetki oraz publikować przez tydzień, na swój koszt, przeprosiny na stronach internetowych mediów, w których powielał nieprawdziwe informacje: TVP Info, TV Republika oraz wPolsce.
23 lutego Sąd Apelacyjny w Warszawie w całości oddalił apelację i utrzymał w mocy ustalenia i decyzje sądu pierwszej instancji.
Jak informują policjanci, razem z podejrzanym zatrzymano cztery inne osoby. Śledczy podają, że przejęli także fentanyl.
Mężczyzna o pseudonimie „Żuromiński duch” został zatrzymany przez policjantów Komendy Wojewódzkiej Policji z siedzibą w Radomiu, informuje PAP.
Fentanyl, często używany jako substytut heroiny, to silny opioidowy lek przeciwbólowy. Można go dostać wyłącznie na receptę. Staje się jednak w Polsce coraz popularniejszy. Od 17 czerwca Centrum e-zdrowia monitoruje codziennie preskrypcję leków psychotropowych i narkotycznych, w tym fentanylu, bo w obrocie jest coraz więcej takich recept.
Od początku 2024 roku Główny Inspektorat Sanitarny zanotował 48 przypadków zatruć tą substancją. W lutym po fentanylu zmarły trzy osoby w Żurominie (woj. mazowieckie), a pod koniec zeszłego roku jedna w Poznaniu.
„Duch” – jak pisze „Gazeta Wyborcza” – to lokalny diler, który ma zaopatrywać miejscowych klientów w substancje psychoaktywne oraz leki. „W mediach padały podejrzenia o jego związkach z lokalną policją, co miało mu zapewnić bezkarność” – czytamy. GW informuje, że „Duch” handluje od 15-20 lat. „Wszyscy o tym wiedzą, nikt nic nie zrobił”.
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakazy aresztowania byłego ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu i szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa pod zarzutem ataków na obiekty cywilne i ludność cywilną w Ukrainie.
Zbrodnie wojenne obu poszukiwanych miały polegać na kierowaniu ataków na obiekty cywilne i powodowaniu nadmiernych szkód wśród ludności cywilnej, a także za zbrodnię przeciwko ludzkości polegającą na „nieludzkich czynach” w Ukrainie.
Sędziowie MTK oświadczyli, że istnieją „uzasadnione podstawy, by sądzić, że obaj podejrzani ponoszą odpowiedzialność za ataki rakietowe przeprowadzone przez rosyjskie siły zbrojne na ukraińską infrastrukturę elektryczną od co najmniej 10 października 2022 roku do co najmniej 9 marca 2023 roku” – podaje AFP.
W marcu 2023 roku Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Władimira Putina. Decyzję Moskwa uznała za „nieważną”. W odpowiedzi Rosja wydała własny nakaz aresztowania przewodniczącego MTK.
MTK, z siedzibą w Hadze, nie ma własnych służb ścigania do egzekwowania nakazów aresztowania. Polega na systemie sprawiedliwości swoich 124 członków.
Teoretycznie każda osoba objęta nakazem nie może podróżować do państwa członkowskiego MTK w obawie przed aresztowaniem.
Od czasu wydania nakazu Putin wyjeżdżał za granicę, m.in. do Kirgistanu, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które nie są członkami MTK, pisze AFP.
Przywódca z Kremla opuścił jednak spotkanie BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA) w RPA w 2023 roku, na którym oczekiwano wykonania nakazu.
Rosja, która podobnie jak Ukraina nie jest członkiem MTK, wielokrotnie twierdziła, że ukraińska infrastruktura energetyczna jest uzasadnionym celem wojskowym i zaprzecza atakom na ludność lub infrastrukturę cywilną.