Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Marszałek Sejmu ostro skrytykował prezydenta, który odesłał ustawy mające zreformować Trybunał Konstytucyjny do instytucji kierowanej przez Julię Przyłębską
„Bardzo żałuję, że pan prezydent zrobił to, co zrobił” – tak marszałek Szymon Hołownia na konferencji prasowej poprzedzającej rozpoczynające się w środę posiedzenie Sejmu odniósł się do tego, jak prezydent Andrzej Duda postąpił z ustawami mającymi zreformować Trybunał Konstytucyjny. Duda odesłał je do Trybunału pod kierownictwem Julii Przyłębskiej, by ten sam rozstrzygnął o ustawach dotyczących tej instytucji.
Hołownia stwierdził, że w wypadku Trybunału nie mamy już do czynienia z TK tylko z „TKiK”. Skrót ten rozwinął jako „trybunał kolegów i koleżanek pani Julii Przyłębskiej i polityków PiS”.
„Ręka wyciągnieta do prezydenta, została odtrącona. Ja już nie wiem, jak z panem prezydentem o tym rozmawiać” – tak Hołownia mówił o ruchu Dudy. Podkreślił, że Sejm „nie da się w tej sprawie zastraszyć i nie zgodzi się na bezprawie”. Hołownia odniósł się do tzw postanowień zabezpieczających wydawanych przez Trybunał Przyłębskiej i przypomniał, że według opinii prawnych wydanych przez Biuro Ekspertyz i Oceny Skutków Regulacji Kancelarii Sejmu RP nie są one obowiązującymi wyrokami sądu konstytucyjnego. H
Do Sejmu trafił wniosek Prokuratury Krajowej o uchylenie immunitetu posła klubu PiS Łukasza Mejzy w związku z podejrzeniem popełnienia 11 przestępstw
Śledczy z Prokuratury Krajowej chcą postawić Łukaszowi Mejzie zarzuty związane z jego oświadczeniami majątkowymi. Chodzi o podanie nieprawdy lub zatajenie ważnych informacji w aż 7 oświadczeniach dotyczących wykonywania mandatu posła oraz 3 dotyczących sprawowania funkcji ministerialnych oraz o niedopełnienie ciążącego na funkcjonariuszu publicznym, pośle na Sejm RP, obowiązku w zakresie zgłoszenia wymaganych informacji do Rejestru Korzyści Osobistych. Łącznie to 11 przestępstw.
Wniosek o uchylenie Mejzie immunitetu – bez czego postawienie zarzutów jest niemożliwe – trafil do Sejmu we wtorek.
Od dziś armia Korei Północnej ma rozpocząć operację fizycznego odcinania nielicznych fizycznie jeszcze istniejących połączeń kraju z Koreą Północną. Granica i tak od dawna jest nieprzekraczalna
Na rozkaz dyktatora Korei Północnej Kim Dzong Una armia ma fizycznie zniszczyć ostatnią linię kolejową łączącą kraj z jego południowym sąsiadem oraz drogi prowadzące do granicy. Celem ma być „całkowite i nieodwracalne” odcięcie obu krajów.
De facto Korea Północna i Południowa są niemal całkowicie odcięte od czasu utworzenia po wojnie koreańskiej 4-kilometrowej szerokości strefy zdemilitaryzowanej wzdłuż granicy. Otwarte w 2003 roku w okresie chwilowego ocieplenia wrogich stosunków między obydwoma krajami nowe przejście graniczne nigdy nie było stale używane. Podobnie było z dwiema liniami kolejowymi wzdłuż wschodniego i zachodniego wybrzeża Półwyspu Koreańskiego, jedna z nich została wykorzystana jedynie do jazdy próbnej przeprowadzonej prawie dwie dekady temu.
Obecnie natomiast stosunki Korei Południowej i Północnej są napięte w stopniu przywodzącym na myśl najtrudniejsze okresy Zimnej Wojny. Wzdłuż granicy ponownie rozstawiono pola minowe, a każda próba jej sforsowania grozi natychmiastowym zastrzeleniem przez żołnierzy Północy.
Kim Dzong Un zapowiadał „totalną blokadę” niemal nieistniejących połączeń transgranicznych już w styczniu. W czerwcu pojawiły się doniesienia o rozbiórce ostatniej istniejącej (choć nieużywanej) linii kolejowej.
Co zatem ma właściwie zrobić północnokoreańska armia tym razem? Najprawdodopodobniej chodzi o zerwanie nawierzchni drog prowadzących w kierunku granicy i budowę kolejnych systemów fortyfikacji „fizycznie” odcinających możliwość przekroczenia linii demarkacyjnej.
Kolejny dzień przesłuchań przed komisją ds. Pegasusa, nagrody dla „ojców” AI i myśliwi domagający się, żeby wiceminister Mikołaj Dorożała zrezygnował z reform łowiectwa. Podsumowujemy wydarzenia 8 października
Dziś komisja śledcza do spraw Pegasusa miała przesłuchać Ernesta Bejdę, szefa CBA w latach 2016-2020. Rano do sekretariatu komisji wpłynęło jednak pismo z informacją, że Bejda na przesłuchaniu się nie stawi. Były szef CBA powołuje się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej, według którego zakres działania komisji jest niezgodny z konstytucją.
„Zaprzyjaźnieni politycy PiS-u będą używać tego wytrychu, jaki dał im Trybunał Julii Przyłębskiej” – skomentowała przewodnicząca komisji Magdalena Sroka z Trzeciej Drogi.
Później komisja przesłuchiwała prokurator Ewę Wrzosek. „Staję przed komisją jako jedna z wielu ofiar inwigilacji programem Pegasus. Choć może powinnam powiedzieć, że jestem przestępcą. Według byłego wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia mogę być szpiegiem, terrorystą, członkiem zorganizowanej grupy przestępczej, według byłego ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego, mogę być zabójcą lub handlarzem narkotyków, a według jego zastępcy Macieja Wąsika – pedofilem” – mówiła na początku przesłuchania.
Jak podkreślała, informacje pozyskane przy użyciu Pegasusa zostały wykorzystane przeciwko niej w śledztwie, które wszczęła Prokuratura Regionalna w Szczecinie. Postępowanie było związane z wypadkami autobusów w Warszawie w 2020 r. „Szczecińscy prokuratorzy postawili w tej sprawie zarzuty dyrektorowi w stołecznym ratuszu Michałowi Domaradzkiemu (w przeszłości komendantowi stołecznej policji). Według nich miał nakłaniać prokurator Ewę Wrzosek do pozyskiwania informacji ze śledztwa, a ta wydobywała je od znajomej, prok. Małgorzaty M. Wersja prokuratury brzmiała, że Domaradzki miał je przekazywać prezydentowi stolicy Rafałowi Trzaskowskiemu, wówczas kandydatowi w wyborach prezydenckich” – przypomina „Wyborcza”.
„We wniosku wskazano, że była wobec mnie wdrożona kontrola operacyjna, na którą w pierwszym kroku warszawski sąd okręgowy nie wyraził zgody. Zgodę wyraził sąd apelacyjny, po rozpoznaniu zażalenia CBA” – mówiła prok. Wrzosek.
Królewska Akademia Szwedzka ogłosiła: tegorocznymi laureatami Nagrody Nobla z fizyki są Amerykanin John J. Hopfield z Uniwersytetu Princeton i Brytyjczyk Geoffrey E. Hinton z Uniwersytetu w Toronto za „fundamentalne odkrycia i wynalazki, które umożliwiają uczenie maszynowe za pomocą sztucznych sieci neuronowych”.
Ich badania pozwoliły na rozwój technologii, którą dziś zbiorczo i potocznie nazywamy sztuczną inteligencją. Chodzi o sieci neuronowe, które przy pomocy metody uczenia maszynowego szkolone są do wykonywania różnorodnych zadań. To choćby rozpoznawanie twarzy na zdjęciach czy automatyczne generowanie obrazów.
"W warunkach, w jakich pracowałem, zrobiłbym to samo, ale martwi mnie, że konsekwencją tej pracy mogą być inteligentniejsze od nas systemy, które ostatecznie przejmą kontrolę” – mówił Hinton po otrzymaniu informacji o nagrodzie.
Myśliwi od rana protestowali przed resortem klimatu, sprzeciwiając się reformom łowiectwa i decyzjom wiceministra Mikołaja Dorożały. Mieli ze sobą flagi biało-czerwone i banery z napisem: „Nie dla ekooszołomów w rządzie”. Na transparentach można było również zobaczyć napisy „Myśliwi razem z rolnikami”. Protestujący na skwerze im. Sue Ryder na tyłach ministerstwa ustawili także grille, na których piekli kiełbasę.
Wcześniej protest zapowiadała łowiecka inicjatywa Wspólna Sprawa, pisząc: „Projektowane zmiany mają za zadanie uderzyć w myśliwych, których obecne władze resortu postrzegają jako głównych wrogów, gdyż mając wiedzę i wielokrotne doświadczenie w zakresie ochrony, równowagi w przyrodzie, obnażamy niekompetencje i brak merytorycznych argumentów po stronie organizacji EKOLOGISTYCZNYCH, mających źródło utrzymania z grantów na zadania, które myśliwi wykonują za darmo”.
O proteście i inicjatywie Wspólna Sprawa piszemy w OKO.press:
Izrael wystrzelił trzy rakiety w stronę budynku mieszkalnego w Damaszku.
Syryjskie media państwowe informują o siedmiu ofiarach śmiertelnych i 11 rannych w wyniku ataku na budynek mieszkalny w dzielnicy al-Mazzeh w zachodniej części Damaszku. Według wstępnych doniesień wśród ofiar są kobiety i dzieci. Liczba rannych i zabitych w ataku może jeszcze wzrosnąć, bo ratownicy szukają poszkodowanych w gruzach.
Za atak lotniczy odpowiada Izrael. Przeprowadzono go za pomocą trzech rakiet wystrzelonych z kierunku Wzgórz Golan.
Agencja AFP podała, że izraelski atak trafił w budynek „często odwiedzany przez starszych członków Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej i bojowników Hezbollahu".
Rakiety uszkodziły zaparkowane w okolicy samochody i pobliskie zabudowania.
Izrael od lat przeprowadza ataki na cele powiązane z Iranem w Syrii, ale od nasilenia konfliktu w Strefie Gazy, liczba tych nalotów znacząco wzrosła.