Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Rafał Trzaskowski – 50,3 proc., Karol Nawrocki – 49,7 proc. – tak przedstawia się wynik badania exit poll przygotowanego przez Ipsos dla TVN24, Polsatu i TVP. Taki wynik nie pozwala wskazać zwycięzcy. Do urn poszło 72,8 proc. uprawnionych do głosowania
Wynik badania exit poll przygotowanego przez Ipsos nie pozwala wskazać zwycięzcy wyborów prezydenckich.
Wynik pokazany o godz. 21 należy rozumieć następująco:
Wszystko dlatego, że badanie exit poll jest bardzo dużym badaniem przeprowadzanym przed lokalami wyborczymi, ale wciąż badaniem sondażowym, a więc obarczonym błędem pomiaru w wysokości +/- 2 pkt. proc. Np. w wyborach prezydenckich 2020 roku badanie exit poll nie doszacowało wyniku Andrzeja Dudy o 0,6 pkt. proc. Gdy różnica między kandydatami wynosi 0,5 pkt. proc., oznacza to, że jest ekstremalnie minimalna i tak naprawdę nie można z niej wysnuwać żadnych wniosków:
prawdopodobieństwo wygranej Rafała Trzaskowskiego jest o godz. 21 niemal równe prawdopodobieństwu wygranej Karola Nawrockiego.
Być może nieco więcej będziemy wiedzieć między godz. 23 a północą, kiedy Ipsos poda wyniki badania late poll, które jest bardziej precyzyjne, ponieważ wyniki sondażowe z 50 proc. komisji są zastępowane PRAWDZIWYMI wynikami.
Błąd takiego badania wynosi już tylko 1 pkt proc.
Trudno się jednak spodziewać, by przy takich wynikach sondażu exit poll, badanie late poll przyniosło któremuś z kandydatów wynik wyższy niż 51 proc.
Innymi słowy, wszystko wskazuje na to, że o tym, kto wygrał wybory, dowiemy się najwcześniej w poniedziałek rano, kiedy powinniśmy już poznać wyniki ze 100 proc. komisji, podane przez Państwową Komisję Wyborczą.
Frekwencja była natomiast rekordowa i wyniosła 72,8 proc.
Ukraina przeprowadziła w niedzielę „zakrojoną na szeroką skalę” operację wymierzoną w rosyjskie lotnictwo wojskowe.
W niedzielę po południu Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) przeprowadziła zmasowany atak dronami na cztery rosyjskie lotniska.
Atakiem była objęta m.in. baza lotnicza we wschodniej Syberii, oddalona o tysiące kilometrów od ukraińskiej granicy.
Jak podano, celem operacji jest niszczenie rosyjskich bombowców dalekiego zasięgu, działających z dala od linii frontu. Według źródeł uszkodzonych zostało ponad 40 samolotów, a na terenie bazy lotniczej wybuchł pożar.
Gubernator obwodu irkuckiego Igor Kobziew potwierdził, że doszło do „ataku dronów na jednostkę wojskową w miejscowości Sriednyj”.
Gubernator obwodu murmańskiego Andriej Czibis potwierdził, że „na terytorium regionu doszło do ataku wrogich dronów”.
Jak pisze Ukraińska Prawda, atak dronowy był skomplikowaną i długo planowaną operacją. „Służba Bezpieczeństwa Ukrainy najpierw przetransportowała do Rosji drony, a później mobilne drewniane domki. Następnie, na terenie Federacji Rosyjskiej, drony ukryto pod dachami domków już umieszczonych na ciężarówkach. W odpowiednim momencie dachy domów zostały zdalnie otwarte, a drony poleciały, aby zaatakować rosyjskie bombowce".
Minister spraw zagranicznych Ukrainy, Andrij Sybiha, zwrócił uwagę, że mimo deklaracji o gotowości do rozmów pokojowych, Rosja wciąż prowadzi ataki zbrojne. Na platformie X opublikował nagranie z momentu rosyjskiego nalotu, na którym słychać pracę obrony powietrznej. „Posłuchajcie tych dźwięków nad moim domem – i nad tysiącami domów Ukraińców – dziś rano. To nasza obrona powietrzna odpiera rosyjski atak” – napisał.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował, że w poniedziałek w Stambule odbędą się rozmowy z Rosją, w których weźmie udział ukraińska delegacja pod przewodnictwem ministra obrony Rustema Umerowa.
„Przed poniedziałkowym spotkaniem w Stambule jasno określiłem nasze stanowisko” – napisał Zełenski w mediach społecznościowych. Wśród najważniejszych postulatów wymienił „całkowite i bezwarunkowe zawieszenie broni” oraz powrót jeńców wojennych i uprowadzonych ukraińskich dzieci.
Ukraina od dawna zmagała się z problemami w uderzaniu w rosyjskie bombowce, które masowo atakują ukraińskie miasta. Moskwa utrzymuje je poza zasięgiem zarówno ukraińskich systemów, jak i broni dostarczonej przez Zachód.
W marcu Ukraina ogłosiła opracowanie nowego drona o zasięgu 3 tys. kilometrów, ale nie ujawniono jego typu, nazwy, wielkości ładunku bojowego ani planowanej daty produkcji seryjnej.
Według źródła, na które powołuje się „The Kyiv Independent” operację nadzorował osobiście prezydent Wołodymyr Zełenski.
Przeczytaj także:
Posłowie PiS zachęcają członków komisji wyborczych do używania nieautoryzowanej aplikacji. W rzeczywistości członek komisji nie ma prawa uniemożliwić obywatelowi oddania głosu tylko dlatego, że coś się wyświetliło w takiej aplikacji.
Poseł PiS Dariusz Matecki opublikował w niedzielę na platformie X instrukcję dotyczącą sprawdzania zaświadczeń o prawie do głosowania. Zaapelował do członków komisji wyborczych, aby weryfikowali takie dokumenty przy użyciu specjalnej aplikacji. „Wierzyć im, że nie będą oszukiwać, to jak wierzyć w dobre intencje Putina” – napisał.
Podobny apel do członków komisji wyborczych zamieścił w serwisie X Zbigniew Ziobro, Agnieszka Wojciechowska van Heukelom i Przemysław Czarnek.
Opublikowany przez Mateckiego 16-punktowy dokument zawiera zalecenia, jak postępować w przypadku osoby, która zgłasza się do głosowania z zaświadczeniem.
Takie zaświadczenie umożliwia oddanie głosu poza miejscem stałego zamieszkania.
Przed pierwszą turą wyborów zaświadczenia o prawie do głosowania pobrało 333 tysiące osób, a przed drugą ich liczba wzrosła do 572 tysięcy.
W swoich wpisach przedstawiciele PiS wskazują, że członek komisji powinien wpisać numer zaświadczenia wyborcy do specjalnej aplikacji na swoim telefonie i podać swój numer telefonu. Aplikacja ma zwrócić odpowiedź:
W takiej sytuacji – zgodnie z tym, co piszą posłowie – członek komisji powinien zadzwonić pod numer telefonu, który pokaże aplikacja.
„Jeśli telefonicznie potwierdzimy, że głosowano już w innej komisji wyborczej na zaświadczenie o identycznym numerze, to absolutnie NIE wydajemy karty do głosowania (...)” – pisze Matecki.
Proceder został sprawdzony przez serwis fact-checkingowy Stowarzyszenie Demagog:
"Jedna osoba nie może otrzymać dwóch zaświadczeń do głosowania w jednej turze wyborów.
Zmuszanie wyborców do korzystania z nieautoryzowanej aplikacji i na tej podstawie niewydawanie karty do głosowania jest nielegalne" – tłumaczy Demagog.
Dodano, że członkowie komisji nie mają prawa uniemożliwić obywatelom oddania głosu tylko dlatego, że coś się wyświetliło im w nieautoryzowanej aplikacji.
W sytuacji, gdy przewodniczący obwodowej komisji wyborczej nie reaguje poprawnie na takie bezprawne działania, sprawę należy od razu zgłosić szczebel wyżej – do okręgowej komisji wyborczej, lub nawet Państwowej Komisji Wyborczej.
W sieci krążył film jednej z wyborczyń, której odmówiono wydania karty do głosowania w pierwszej turze po sprawdzeniu jej zaświadczenia za pomocą wspomnianej aplikacji. Mimo że miała przy sobie ważny dokument, komunikat w aplikacji miał sugerować, że już oddała głos – co doprowadziło do odmowy udziału w wyborach. Nikogo z członków komisji wyborczej, łącznie z jej przewodniczącym, nie przekonały zapewnienia, że to nieprawda. O sprawie pisał Demagog.
Rafał Tkacz, szef KBW tłumaczył, że aplikacja to nieautoryzowany system przygotowany przez Ruch Kontroli Wyborów. Według szefa KBW odmowa wydania karty do głosowania była w tym przypadku całkowicie nielegalna. Członek komisji nie ma prawa uniemożliwić obywatelowi oddania głosu tylko dlatego, że coś się wyświetliło w nieoficjalnej aplikacji.
„Każda osoba posiadająca zaświadczenie potwierdzające jej prawo do głosowania MUSI dostać kartę wyborczą. Zaświadczenia są opatrzone hologramem i zostają w komisji” – pisze dr hab. Ryszard Balicki, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jak informuje Money.pl kilka dni temu NASK zgłosił sprawę aplikacji do ABW i PKW.
- Jak dotąd w kraju był jakiś incydent w Gdańsku, gdzie nie chciano wydać osobie karty do głosowania w oparciu o dane z tej aplikacji. W następstwie tamtejsza komisarz wyborcza wydała wytyczne, by tego nie sprawdzać przy użyciu zewnętrznej aplikacji. Na pewno aplikacja nie jest podpięta do żadnych rządowych rejestrów wyborczych – mówi rozmówca Money.pl z Ministerstwa Cyfryzacji.
Jesienią 2024 roku Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło utworzenie Ruchu Ochrony Wyborów – inicjatywy mającej na celu rekrutację jak największej liczby kandydatów do obwodowych komisji wyborczych oraz mężów zaufania.
Ruch Kontroli Wyborów to stowarzyszenie zarejestrowane w 2015 roku. W swoim statucie deklaruje m.in. promowanie tradycji wolnych wyborów, obywatelskiej kontroli instytucji państwowych, samorządowych i spółdzielczych oraz działania na rzecz dobra wspólnego w duchu narodowej racji stanu i wartości cywilizacji łacińskiej.
W II turze wyborów prezydenckich wybieramy między kandydatem Koalicji Obywatelskiej Rafałem Trzaskowskim a popieranym przez PiS Karolem Nawrockim.
O godz. 7 w całe Polsce otwarto lokale wyborcze. Głosować możemy do godz. 21. Po tej godzinie poznamy wyniki exit poll.
„Nie otrzymaliśmy żadnych informacji o incydentach związanych z otwarciem lokali wyborczych ani też terminowym rozpoczęciem głosowania. Nie odnotowano żadnych zdarzeń mogących mieć wpływ na prawidłowy przebieg głosowania” – przekazał na porannej konferencji prasowej przewodniczący PKW Sylwester Marciniak.
Głosujący otrzymają w lokalu wyborczym kartę do głosowania w formacie A5 z nazwiskami dwóch kandydatów na prezydenta. Aby oddać głos ważny, należy postawić znak X w kratce przy nazwisku wyłącznie jednego z nich.
Aby otrzymać kartę do głosowania, należy okazać komisji wyborczej dokument potwierdzający tożsamość – może to być dowód osobisty, paszport lub inny dokument ze zdjęciem. Tożsamość można też potwierdzić za pomocą aplikacji mObywatel. Państwowa Komisja Wyborcza zaznacza, że członkowie komisji mogą korzystać ze wszystkich dostępnych metod weryfikacji. Jeśli nie uda się potwierdzić tożsamości wyborcy, komisja ma prawo odmówić wydania karty.
Osoba wpisana do spisu wyborców w danym obwodzie lub przedstawiająca ważne zaświadczenie o prawie do głosowania – dotyczące drugiej tury – otrzyma kartę do głosowania. Ważne, by zaświadczenie dotyczyło właśnie tej tury wyborów.
Kartę do głosowania odbiera się za potwierdzeniem podpisem w spisie wyborców. Powinna być ona opatrzona pieczęcią obwodowej komisji wyborczej oraz wydrukowanym odciskiem pieczęci PKW (za granicą – pieczęcią konsulatu).
Głos będzie nieważny, jeśli wyborca wskaże na karcie więcej niż jednego kandydata lub nie postawi znaku X przy żadnym nazwisku. Nie mają natomiast znaczenia dopiski na karcie do głosowania, jeśli są poza kratką. Na każdej karcie znajdzie się informacja o sposobie głosowania.
Prawy górny róg karty do głosowania będzie ścięty — to element ułatwiający dla wyborców, którzy używają nakładek na karty do głosowania sporządzonych w alfabecie Braille'a. Takie karty są prawidłowe.
Uprawnionych do głosowania w II turze wyborów jest prawie 29 mln Polaków. W głosowaniu wziął już udział premier Donald Tusk, który napisał, że w jego lokalu wyborczym była kolejka.
Do przeprowadzenia wyborów prezydenckich powołano ponad 32 tys. obwodowych komisji wyborczych w kraju i 511 za granicą. Według danych MSZ, do głosowania za granicą między I i II turą wyborów zarejestrowało się dodatkowo ponad 200 tys. osób, co łączenie z pierwszym głosowaniem daje rekordowe ponad 700 tys. osób głosujących poza krajem.
Jak podaje RMF FM, głosowanie w II turze wyborów prezydenckich rozpoczęło się już w sobotę o godz. 12 czasu polskiego: w Argentynie, Brazylii i na wschodzie Kanady.
O godz. 6:00 czasu polskiego zamknięto ostatnie lokale wyborcze w Stanach Zjednoczonych. Karty do urn wrzuciła w sobotę prawdopodobnie rekordowa liczba głosujących – zarówno ci mieszkający w USA od dawna, jak i odwiedzający kraj turyści.
Jako ostatnie w USA zamknęły się lokale na zachodzie kraju, w San Diego, Los Angeles, San Francisco, Portland, Seattle, Phoenix i Las Vegas.
O tym, że odbędzie się II tura wyborów prezydenckich, rozstrzygnęły wyniki głosowania 18 maja. Żaden z 13 kandydatów na prezydenta nie uzyskał w pierwszej turze ponad połowy ważnie oddanych głosów. W związku z tym do II tury przeszli dwaj kandydaci z kolejno najlepszymi wynikami, czyli Trzaskowski, który zdobył 31,36 proc. głosów i Nawrocki z 29,54 proc. poparcia.
Druga tura jest rozstrzygająca. Prezydentem zostaje ten z kandydatów, który uzyska więcej głosów.
Cisza wyborcza przed drugą turą wyborów prezydenckich rozpoczęła się o północy z piątku na sobotę, potrwa do godz. 21 w niedzielę.
Jak wynika z raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, Iran miał prowadzić program, którego celem mogła być produkcja broni nuklearnej. Izrael wzywa społeczność międzynarodową do zdecydowanych działań
Reuters dotarł do poufnego raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), z którego wynika, że Iran prowadził w trzech lokalizacjach tajne działania nuklearne niezgłoszone do nadzoru ONZ.
Jak donosi Reuters, na podstawie ustaleń raportu, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Niemcy planują przedstawić projekt rezolucji potępiającej Iran za naruszanie swoich zobowiązań w zakresie nierozprzestrzeniania broni jądrowej.
Zachodnie mocarstwa chcą, by zarząd MAEA przyjął rezolucję na swoim następnym posiedzeniu 9 czerwca. Byłby to pierwszy raz od prawie 20 lat, kiedy Iran zostałby formalnie upomniany za nieprzestrzeganie traktatów.
Jak podkreśla Reuters, taka rezolucja rozwścieczyłaby Iran. W przeszłości podobne upomnienia prowadziły do ponownego przyspieszenia lub rozszerzania irańskiego programu nuklearnego.
Agencje wywiadowcze USA i MAEA od dawna uważają, że Iran miał tajny, skoordynowany program broni jądrowej, który wstrzymał w 2003 r.
Iran zaprzecza jednak, że kiedykolwiek dążył do zdobycia broni jądrowej. Teheran twierdzi, że chce opanować technologię nuklearną wyłącznie do celów pokojowych.
W raporcie MAEA ujawnionym przez Reuters wykazano jednak skoordynowane, tajne działania, z których niektóre były istotne dla produkcji broni jądrowej.
Zdaniem agencji, trzy odkryte lokalizacje (chodzi o miejscowości Lavisan-Shian, Varamin i Turquzabad) “były częścią niezgłoszonego, ustrukturyzowanego programu nuklearnego realizowanego przez Iran od początku lat 2000”.
Według raportu MAEA materiały jądrowe oraz silnie skażony sprzęt z tego programu były przechowywane w Turquzabad w latach 2009–2018.
W Lavisan-Shian dysk wykonany z metalu uranu był „używany do produkcji źródeł neutronów napędzanych wybuchem” co najmniej dwa razy w 2003 r. Proces ten miał na celu zainicjowanie eksplozji w broni jądrowej i był częścią testów „na małą skalę”.
Mimo święta szabatu, biuro premiera Izraela zareagowało na doniesienia o raporcie MAEA specjalnym oświadczeniem.
“Raport zdecydowanie potwierdza to, co Izrael mówi od lat — że celem irańskiego programu nuklearnego nie są cele pokojowe. Dowodem na to jest alarmujący zakres działalności związanej z wzbogacaniem uranu w Iranie. Taki poziom wzbogacania występuje wyłącznie w krajach aktywnie dążących do uzyskania broni jądrowej i nie ma żadnego cywilnego uzasadnienia” – czytamy w komunikacie.
Jak dodano, raport jednoznacznie wskazuje, że Iran nie przestrzega podstawowych zobowiązań wynikających z Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (ang. Non-Proliferation Treaty) i odmawia współpracy z inspektorami MAEA.
“Społeczność międzynarodowa musi teraz działać, by powstrzymać Iran” – czytamy w oświadczeniu.
Przeczytaj także: