0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: FB Marcina RomanowskiegoFB Marcina Romanowsk...

Dzień na żywo. Afera Funduszu Sprawiedliwości. Kaczyński zeznawał w prokuraturze, policja szuka Romanowskiego

W związku z afera Funduszu Sprawiedliwości policja ma doprowadzić byłego zastępcę Zbigniewa Ziobry Marcina Romanowskiego do aresztu tymczasowego – na razie jednak nie ustaliła jego pobytu. W sprawie tej samej afery Kaczyński zeznawał w prokuraturze

Google News

16:39 28-11-2024

Prawa autorskie: ot. Piotr Molęcki / Kancelaria Sejmuot. Piotr Molęcki / ...

Tusk do Hołowni: pełne zaufanie. Premier odcina się od zarzutów marszałka

Premier Donald Tusk zareagował na doniesienia w sprawie powiązania Szymona Hołowni z Collegium Humanum.

Według doniesień Newsweeka marszałek Sejmu miał studiować w szkole wyższej przyznającą dyplomy MBA w zamian za łapówki. Sam Hołownia odciął się od tych informacji argumentując, że nie uzyskał dyplomu uczelni, a nawet nie podjął studiów.

„Te informacje, które dzisiaj wypływają, skądś są. Przypuszczam, że z okolic śledztwa prowadzonego w sprawie Collegium Humanum i pana rektora tej uczelni. To każe mi zadać pytanie, kto tutaj popełnia przestępstwo ujawnienia takich informacji. Nawykłem do tego, że w kampaniach wyborczych toczy się różnego rodzaju gry polityczny i w takim kluczu odczytuję tę sytuację” – stwierdził Hołownia. Mógł w ten sposób wskazać na koalicjantów, szczególnie na kontrolującą MSWiA i obecną w Ministerstwie Sprawiedliwości Koalicję Obywatelską.

„Szymon Hołownia był bardzo szczegółowy w wyjaśnianiu tej sytuacji, mam do niego pełne zaufanie” – zareagował na te wydarzenia Donald Tusk. "Jeżeli ktokolwiek z administracji państwowej będzie śmiał użyć swoich narzędzi czy kompetencji, by wpływać na wyniki wyborów w Polsce, zostanie przeze mnie wyrzucony następnego dnia. Przypilnuję jednak tego osobiście, nasza kampania na pewno nie będzie brutalna i na pewno nie będzie wymierzona w Szymona Hołownię. Trzymam za niego kciuki. Mamy swojego kandydata, ale nie wyobrażam, sobie, żeby ktokolwiek reprezentujący władzę śmiał używać jej przeciwko któremukolwiek z kandydatów” – zapewnił.

Premier zapewnił też, że ma nadzieję na dalszą współpracę w koalicji rządzącej w atmosferze zaufania. To, zdaniem Hołowni, mogło zostać nadszarpnięte.

Do odpowiedzi na słowa Hołowni odniosła się też dziennikarka Newsweeka, Renata Kim. Według niej Hołownia jedynie potwierdza zebrane przez nią doniesienia.

„Zajmuję się sprawą Collegium Humanum od ponad dwóch lat. I od ponad dwóch lat słyszę od byłych i obecnych pracowników tej prywatnej warszawskiej uczelni, że jednym ze studentów był tam Szymon Hołownia. Dokładnie tak: był studentem, co nie znaczy, że studiował" – stwierdziła Kim w swoim artykule. Jak podkreśliła, jej źródła już od dawna potwierdzały, że marszałek Sejmu figuruje w spisach systemu informatycznego Collegium Humanum. – „Kilka miesięcy temu otrzymałam informację, która tylko doprecyzowała to, co już wcześniej z różnych źródeł wiedziałam: w 2021 r. Szymon Hołownia formalnie został studentem Collegium Humanum. Według mojego źródła jeden z liderów Polski 2050 Szymona Hołowni Michał Kobosko negocjował z byłym rektorem, by studia na kierunku psychologia były bezpłatne. Dla nich obu, bo Kobosko też chciał być studentem” – twierdzi Kim.

Jaki jest kontekst?

Ujawniona przez „Newsweek” afera dotycząca Collegium Humanum polegała na tym, że uczelnia wystawiała dyplomy za pieniądze, umożliwiając absolutnie błyskawiczne „kończenie studiów”, które de facto żadnymi studiami nie były. Na łatwe zdobycie dyplomów MBA skusiły się setki osób, ponieważ dyplomy te dają między innymi możliwość ubiegania się o stanowiska w radach nadzorczych spółek, także spółek Skarbu Państwa. Dyplomy Collegium Humanum dostało, a w zasadzie kupiło, wielu polityków (najczęściej z PiS), ale również dowódców Wojska Polskiego, samorządowców i innych osób publicznych.

Ostatnio na jaw wyszło, że na uczelni „studiował” między innymi Jacek Sutryk. Według ustaleń dziennikarzy był częścią nieformalnego układu samorządowców dzielących się posadami między innymi w radach nadzorczych spółek komunalnych. Prezydent Wrocławia przyjął posady w Regionalym Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej w Tychach oraz Śląskim Centrum Logistyki w Gliwicach. W ten sposób mógł dorobić do prezydenckiej pensji około 130 tys. złotych.

Przeczytaj więcej w OKO.press

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

15:36 28-11-2024

Prawa autorskie: Foto Zurab TSERTSVADZE / AFPFoto Zurab TSERTSVAD...

Gruzja zawiesza rozmowy o akcesji do UE. To decyzja eurosceptycznego rządu

Stało się tak mimo wielotysięcznych, prounijnych protestów, trwających w Gruzji od wielu tygodni.

Gruzja zawiesza rozmowy o akcesji swojego kraju do Unii Europejskiej do 2028 roku. Jak poinformował premier Irakli Kobachidze, chodzi o czas, który potrzebny jest do osiągnięcia odpowiedniego stopnia rozwoju gospodarczego, który pozwoliłby na rozmowy z UE. To oficjalne wytłumaczenie decyzji eurosceptycznego rządu, którego poczynania są przyczyną wielotysięcznych protestów.

„Postanowiliśmy nie umieszczać kwestii otwarcia negocjacji z Unią Europejską w porządku obrad do końca 2028 roku. Odmawiamy także do końca 2028 r. jakichkolwiek dotacji z budżetu UE” – stwierdził premier Kobachidze. Gruzja negocjuje możliwość wstąpienia do wspólnoty od 2022 roku. Rok później zyskała status państwa kandydującego.

Mimo że Gruzja w swojej konstytucji ma wpisany cel członkostwa w UE, nowy gabinet rządzący krajem oddala go od wspólnoty. Opozycja nie uznała wyników październikowych wyborów, w której zwyciężyła partia Gruzińskie Marzenie.

Jaki jest kontekst?

Międzynarodowi obserwatorzy alarmowali o nieprawidłowościach, które zauważyła również prezydentka kraju, Salome Zurabiszwili.

Jak oświadczyła, że uznaje wybory parlamentarne za sfałszowane. Jej zdaniem rządząca partia próbuje odebrać narodowi gruzińskiemu „europejską przyszłość” i używa do tego „każdej dostępnej taktyki”, w tym nowoczesnych technologii. Powiedziała, że wybory w Gruzji można „opisać jako rosyjską operację specjalną” i „nową formą wojny hybrydowej”. Do powtórzenia wyborów w Gruzji wezwał również Parlament Europejski.

W rozmowie z OKO.press gruzińska pisarka Tamta Melaszwili nazwała wybory parlamentarne „ewidentnym oszustwem”.

„Wielokrotne głosowanie przez tę samą osobę, w różnych miejscach, łamanie tajności głosowania, atakowanie i zastraszanie wyborców… Sytuacja jest naprawdę napięta i nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie dalej. Wszystko jest takie niepewne i niejasne. Ludzie obawiają się, co się wydarzy” – mówiła nam Gruzinka. Przez cały listopad pod flagami Unii Europejskiej trwają protesty przeciwko władzy.

Przeczytaj więcej w OKO.press

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

14:01 28-11-2024

Prawa autorskie: Fot. Adrianna Bochenek / Agencja Wyborcza.plFot. Adrianna Bochen...

Naukowcy apelują o wzrost finansowania dla Narodowego Centrum Nauki. Inaczej czeka nas „regres”

Musimy zwiększyć finansowanie NCN, w innym przypadku zabraknie pieniędzy na podstawowe badania – zwracają uwagę autorzy listu do premiera i ministra nauki.

Pieniędzy na naukę jest za mało – twierdzą uczeni, którzy zaapelowali do premiera i ministra nauki o zwiększenie jej finansowania. Pod lupę wzięli przede wszystkim propozycję wydatków na Narodowe Centrum Nauki zaproponowane w ustawie budżetowej. Takie stanowisko wyraził Klub Stypendystów Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

Budżet NCN przez wiele lat był zamrożony, a potrzeby rosną – zwracają uwagę syngatariusze apelu. „Brak odpowiedniego wsparcia oznacza, że wiele znakomitych projektów naukowych nie zostanie zrealizowanych” – czytamy w liście. – „Nauka odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu przyszłości Polski i nie może być marginalizowana w ramach polityki publicznej” – przekonują podpisani pod apelem. Jak zwracają uwagę, NCN jest jedną z najważniejszych instytucji państwa, gwarantując naukowcom niezależność i przyczyniając się do ich międzynarodowych sukcesów.

Wcześniej z podobnym postulatem wyszła Rada NCN. Według niej w 2025 troku finansowanie Centrum powinno zwiększyć się o 300 mln złotych. W zeszłym roku pieniądze na jego funkcjonowanie wzrósł o 200 mln, ale to wciąż za mało – informują członkowie Rady.

Budżet jednostki wynosi teraz wynosi ponad 1,6 mld zł, z czego 1,583 mld jest kierowane bezpośrednio na projekty badawcze. „W latach 2018-2023 budżet NCN był praktycznie zamrożony. Przez te sześć lat dotacja celowa NCN na finansowanie badań naukowych wzrosła o zaledwie kilkanaście procent – z 1,226 mld do 1,392 mld zł. Z powodu tak niskiego budżetu NCN nie było w stanie sfinansować wielu bardzo dobrych projektów. W 2023 roku finansowanie na realizację swoich naukowych planów otrzymało zaledwie 11 procent naukowców starających się o grant w NCN” – czytamy na stronie Narodowego Centrum Nauki.

„Niska dotacja na NCN doprowadzi do regresu badań podstawowych, stanowiących klucz do przyszłych innowacji oraz rozwoju społeczno-gospodarczego” – piszą z kolei stypendyści Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

Jaki jest kontekst?

Polska na badania przeznacza zaledwie 0,5 proc. swojego PKB. Dla porównania Francja utrzymuje ten budżet na poziomie 2,5 proc, a Niemcy – 3,5 proc. PKB. Zwiększenie finansowania nauki jest jednym z punktów 100 konkretów Koalicji Obywatelskiej na 100 pierwszych dni funkcjonowania rządu. Postulat nie znalazł się jednak w umowie koalicyjnej. Zdaniem przedstawicieli uczelni nauka powinna być finansowana 3 proc. PKB.

„Politycy nie są przekonani, że warto finansować naukę, ponieważ społeczeństwo woli, żeby pieniądze były wydawane, a czasami rozdawane, na inne cele. Nie widzi, że to inwestycja. Tymczasem, jak wskazuje ekspertyza wykonana na zlecenie pięciu rektorów najlepszych szkół ekonomicznych w Polsce, najbardziej opłacalna dla państwa inwestycja to właśnie nakłady na naukę i badania rozwojowe” – mówił na naszych łamach prof. Maciej Żylicz.

„Według Narodowego Centrum Nauki w Polsce o granty aplikuje ok. 30 proc. naukowców. To znaczy, że 70 proc. nie aplikuje. A szanse dostania takiego grantu, przy bardzo słabym finansowaniu NCN, wynoszą obecnie zaledwie 10 proc. To mówi samo za siebie. System się całkowicie zablokował. Ludzie narzekają, że są bardzo niskie pensje, bo są. Tylko że poza narzekaniem, nic nie robią. Tolerują kolegów, którzy nie pracują naukowo. A są ludzie, którzy chcieliby wziąć tę pracę, młodzi, zdolni i ambitni” – opisywał patologie polskiego systemu Żylicz.

„Chcemy przywrócić Polsce pełną obecność w Europie. Naszym celem jest efektywne wykorzystanie środków unijnych na badania, rozwój i wdrażanie nowych rozwiązań – to jedno z głównych założeń resortu” – mówił z kolei dwa tygodnie temu minister nauki Mariusz Wieczorek. – „Będziemy wspierać wszystkie działania sprzyjające umiędzynarodowieniu, bo widzimy w tym ogromną szansę na rozwój polskiej nauki. Przed nami dyskusje o nowych alokacjach finansowych i o nowej perspektywie budżetowej. Polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej stwarza możliwość, aby przeforsować nasze koncepcje i pomysły. Przygotowujemy obecnie plan związany z nową perspektywą finansową i zamierzamy podczas prezydencji przedstawić m.in. koncepcję regionalnych programów operacyjnych.”

Przeczytaj więcej w OKO.press

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

11:56 28-11-2024

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Będą kary za homofobiczną mowę nienawiści? Rząd przyjął zmiany w kodeksie karnym

Przestępstwa związane z nienawiścią ze względu na płeć, orientację, wiek czy niepełnosprawność mogą być ścigane z urzędu – to propozycja resortu sprawiedliwości, którą przyjął właśnie rząd.

Co się wydarzyło?

W projekcie nowelizacji kodeksu karnego resort sprawiedliwości zapisało możliwość ścigania z urzędu przestępstw podszytych nienawiścią m.in. wobec społeczności LGBT+.

Obecnie karom podlegają sprawcy przestępstw popełnianych m.in. ze względu na czyjąś przynależność narodową, etniczną, rasową czy wyznaniową. Ministerstwo Sprawiedliwości chce poszerzyć ten katalog przesłanek o niepełnosprawność, wiek, płeć i orientację seksualną. W pierwszej wersji nowelizacji zapisano również przesłankę o „tożsamości płciowej”, ale ostatecznie uznano, że „płeć” jest już wystarczająco elastycznym sformułowaniem.

Projekt zakłada następujące kary:

  • w przypadku stosowania przemocy lub groźby – karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat,
  • w przypadku nawoływania do nienawiści – karze pozbawienia wolności do 3 lat,
  • w przypadku publicznego znieważenia – grzywnie, karze ograniczenia wolności albo karze pozbawienia wolności do 2 lat.

Ministerstwo Sprawiedliwości w uzasadnieniu projektu zapisało, że te zmiany „zapewnią pełniejszą realizację konstytucyjnego zakazu dyskryminacji, a także wypełnią międzynarodowe zobowiązania dotyczące ochrony przed mową nienawiści i przestępstwami z nienawiści”. Nowelizacja już została przyjęta przez rząd – teraz zajmie się nią Sejm.

Jaki jest kontekst?

Taka zmiana w kodeksie karnym jest wypełnieniem jednego z punktów umowy koalicyjnej, w której zapisano: „Wszyscy jesteśmy równi, a orientacja seksualna i płeć nie może być powodem dyskryminacji. Walka z mową i czynami z nienawiści będzie naszym priorytetem. Znowelizujemy kodeks karny tak, aby mowa nienawiści ze względu na orientację seksualną i płeć była ścigana z urzędu”.

Był to postulat organizacji społecznych, którzy jeszcze przed uformowaniem się rządu zwróciły się do KO, Trzeciej Drogi i Lewicy o zmiany. „Po ośmiu latach rządów PiS jesteśmy straumatyzowani. Nie wyobrażam sobie narodowej debaty o związkach partnerskich, gdy TVP szczuje na nas co 40 minut, na ulicę wyjeżdżają homofobusy, a prawicowe organizacje mają miliony, żeby nas atakować” – tłumaczył OKO.press Bart Staszewski z Fundacji „Basta”.

Poziom nienawiści ze względu na orientację seksualną czy tożsamość płciową podczas rządów PiS analizowała m.in. organizacja Amnesty International. W raporcie „Byliśmy traktowani jak przestępcy” przeprowadzono 54 wywiady z osobami LGBT+ i osobami sojuszniczymi, w tym uczestnikami „Tęczowej nocy” (7 sierpnia 2020) i marszu równości w Białymstoku (lipiec 2019).

„Obrzucali nas moczem, gdzie nie spojrzałem akty przemocy fizycznej, wyzwiska, ktoś rzucił petardę pod wózek osoby z niepełnosprawnością (...) Czuliśmy się zupełnie przytłoczeni, na samym końcu udało nam się jakoś stamtąd uciec. Moi przyjaciele, którzy tam ze mną byli, byli potem zupełnie straumatyzowani. Pierwszy raz czułem taką pewność, że ktoś mógłby mnie po prostu stłuc lub nawet zabić (...) Bardzo niewiele chroniło nas przed nimi” – mówił cytowany w raporcie AI Bazyli, opowiadający o marszu w Białymstoku.

Tematem raportu była nie tylko mowa nienawiści czy ataki, ale także przemoc ze strony państwa — przejawiająca się np. zakazem organizacji zgromadzeń.

Przeczytaj więcej na ten temat w OKO.press

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

10:49 28-11-2024

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Hołownia o oskarżeniach w sprawie dyplomu Collegium Humanum: „Kryzys w koalicji”

„Nie na to się umawialiśmy” – stwierdził Szymon Hołownia. Według niego za „fake newsy” dotyczące jego związków z Collegium Humanum mogą odpowiadać koalicjanci.

„Nie jestem absolwentem tej uczelni” – zaznaczył mocno Szymon Hołownia po doniesieniach o jego związkach z Collegium Humanum. „Newsweek” donosił wczoraj, że marszałek Sejmu uczęszczał na uczelnię, która przekazywała dyplomy studiów MBA w zamian za łapówki.

„Szymon Hołownia nie studiuje i nigdy nie studiował na Collegium Humanum. Nigdy też nie spotykał się z jej władzami w oficjalny czy nieoficjalny sposób. Każdy, kto twierdzi inaczej – kłamie” – przekazywała wczoraj Polska 2050. – „Jedyne, co łączy go z tą uczelnią, to podanie, które wysłał kilka lat temu, kiedy to rozważał studia z psychologii. Nie podjął ich jednak z uwagi na pozyskane w międzyczasie informacje o podejrzanej reputacji uczelni, oraz zmianę planów życiowych. Oszczerczych ataków na niezależną kandydaturę Szymona Hołowni można się było spodziewać. Marszałek jest na nie przygotowany i jedynie wzmacniają one jego zdecydowanie, by właśnie taką brudną, opartą na fake newsach politykę zmieniać”- czytamy w oświadczeniu partii na platformie X.

„Bardzo jasno, stanowczo i po raz kolejny chcę poinformować, że nie studiowałem w uczelni Collegium Humanum, nie jestem absolwentem uczelni Collegium Humanum, nie posiadam jej dyplomu, nie podjąłem studiów na tej uczelni, nigdy nie dokonałem żadnej wpłaty na konto tej uczelni związanej z opłatą za studia, nie uczestniczyłem w żadnych zajęciach prowadzonych przez tę uczelnię, nie uczestniczyłem w żadnych uroczystościach, ja nawet nie wiem, gdzie się ta uczelnia znajduje” – wyjaśniał z kolei Hołownia. Jak stwierdził, jeśli dziennikarze oparli się w swoich doniesieniach na danych z akt śledztwa, które toczy się w prokuraturze, to stanowi to przestępstwo.

Marszałek Sejmu dał też do zrozumienia, że oskarżenia mogą być częścią brudnej kampanii, która rusza po ogłoszeniu jego startu w wyborach prezydenckich. Podejrzenia skierował na koalicjantów.

„To oznacza, że sprawa jest bardzo poważna i to oznacza, że dojdzie do bardzo poważnego kryzysu zaufania w naszej koalicji. Bo jeżeli służby za tym stoją, albo służby lub prokuratura miała w tym jakikolwiek udział, bo skądś te informacje musiały wyciec, to będzie znaczyło, że nie jest to, to, na co się umawialiśmy” – mówił Hołownia.

Jaki jest kontekst?

Ujawniona przez „Newsweek” afera dotycząca Collegium Humanum polegała na tym, że uczelnia wystawiała dyplomy za pieniądze, umożliwiając absolutnie błyskawiczne „kończenie studiów”, które de facto żadnymi studiami nie były. Na łatwe zdobycie dyplomów MBA skusiły się setki osób, ponieważ dyplomy te dają między innymi możliwość ubiegania się o stanowiska w radach nadzorczych spółek, także spółek Skarbu Państwa. Dyplomy Collegium Humanum dostało, a w zasadzie kupiło, wielu polityków (najczęściej z PiS), ale również dowódców Wojska Polskiego, samorządowców i innych osób publicznych.

Ostatnio na jaw wyszło, że na uczelni „studiował” między innymi Jacek Sutryk. Według ustaleń dziennikarzy był częścią nieformalnego układu samorządowców dzielących się posadami między innymi w radach nadzorczych spółek komunalnych. Prezydent Wrocławia przyjął posady w Regionalym Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej w Tychach oraz Śląskim Centrum Logistyki w Gliwicach. W ten sposób mógł dorobić do prezydenckiej pensji około 130 tys. złotych.

Przeczytaj więcej w OKO.press

Przeczytaj także:

Przeczytaj także: