Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Nowy rosyjski warunek zakończenia najazdu na Ukrainę to uznanie rosyjskiego podboju i dodatkowych zdobyczy – ale nie przez Ukrainę, tylko przez „społeczność międzynarodową”. Trudno sobie wyobrazić jego wykonanie – widać zatem, że Moskwa usztywnia swój kurs
Po konferencji prasowej w Biszkeku 27 listopada, na której Putin mówił trochę nieskładnie, wypowiedział się on dodatkowo dla kirgiskiej telewizji, a potem jeszcze stanowisko Kremla doprecyzował rzecznik Putina Pieskow. Widać więc, że Moskwie zależy na tym, by ten warunek wybrzmiał
Przeczytaj także:
Po ujawnieniu szczegółów „planu Trumpa”, który – jak się okazało – nie był planem Trumpa, tylko warunkami minimum przedstawionymi przez Rosję, Kreml wyraźnie zaostrza stanowisko.
Jest tak dlatego, że Kreml nie jest przygotowany do publicznych negocjacji – jakiekolwiek ustępstwa podkopywałyby bowiem władzę Putina i związanego z nim aparatu. Mimo pogarszającej się sytuacji Rosji Kreml musi więc prowadzić wojnę.
Warunek o międzynarodowym uznaniu rosyjskiego podboju w Ukrainie jest trudny do spełnienia. Propaganda Kremla wytworzyła co prawda przekonanie, że USA są władne zarządzić większości podległego sobie Zachodu, a globalne Południe popiera interesy Rosji. Jednak trudno sobie na razie wyobrazić zgodę na podbój, która nie zachwiałaby międzynarodowym bezpieczeństwem i wiarą, że ustalonych granic się nie narusza.
Cały ten proces opisujemy w cyklu „Goworit Moskwa”. O tym, że „plan Trumpa” jest planem Putina, napisaliśmy już 20 listopada:
Przeczytaj także:
O tym, że Moskwa nie przyjmie skorygowanego „planu Trumpa” – napisaliśmy tu:
Przeczytaj także:
Przywódcy Węgier i Rosji będą rozmawiać o dostawach gazu i ropy naftowej oraz zakończeniu wojny w Ukrainie. To trzecie spotkanie Orbana i Putina od czasu inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku
Viktor Orban spotka się dziś (28 listopada) z Władimirem Putinem. O podróży do Moskwy premier Węgier poinformował za pośrednictwem filmu opublikowanym na Facebooku.
„Jadę [do Moskwy], aby upewnić się, że dostawy energii dla Węgier będą zabezpieczone zimą i w przyszłym roku” – mówi Orban na nagraniu.
Jak informuje agencja Reutera, tematem rozmów w Moskwie będą nie tylko dostawy ropy naftowej i gazu dla Węgier, a także zakończenie wojny w Ukrainie.
To już trzecie spotkanie Orbana i Putina od czasu inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r.
Viktor Orban jako jedyny z unijnych przywódców utrzymuje bliskie stosunki z Rosją pomimo jej agresji na Ukrainę. Rząd Węgier blokuje także unijną pomoc dla walczącej Ukrainy oraz sprzeciwia się jej przystąpieniu do Wspólnoty.
Parlament Europejski przygotowuje się jednak do tego, aby pociągnąć Węgry do odpowiedzialności nie tylko za łamanie praworządności w kraju, ale także nieprzestrzeganie zasady solidarności i lojalnej współpracy w obszarze bezpieczeństwa i polityki zagranicznej.
25 listopada PE przegłosował raport, w którym wzywa państwa członkowskie do podjęcia kolejnych kroków w procedurze z art. 7 i nałożenia sankcji na Węgry za łamanie wartości UE. Więcej przeczytasz w tekście Pauliny Pacuły na OKO.press:
Przeczytaj także:
Nawrocki chce wymusić na rządzie konsultowanie z nim nowych ustaw „na wczesnym etapie tych prac”. To kolejna próba rozszerzenia uprawnień prezydenta, wcześniej tak samo argumentował odmowę nominacji w wojsku, w służbach specjalnych czy nominacji ambasadorskich. Rząd odmawia, wskazując, że Konstytucja nie daje prezydentowi takich uprawnień
Prezydent Karol Nawrocki ogłosił w czwartek wieczorem, że wetuje dwie ustawy. Jedna to nowelizacja kodeksu wyborczego, która rozszerzała możliwość głosowania korespondencyjnego dla wszystkich wyborców.
To kolejny ruch w wojnie z rządem. Od początku kadencji Nawrocki zawetował już 13 ustawa plus te dwie zawetowane teraz. Wszystkie weta są wymienione na stronie wetomat.pl , uruchomionej przez KO ze stosownym krytycznym komentarzem w każdym przypadku.
Pierwsze weto dotyczy nowelizacji kodeksu wyborczego, wprowadzającej głosowanie korespondencyjne.
Głosowanie korespondencyjne miało być dobrowolne, wyłączone z tego miały być wybory do organów samorządu terytorialnego oraz w wyborach wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Jednakże wyborcy o znacznym lub umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, w podeszłym wieku, a także na przykład objęci kwarantanną mogliby głosować korespondencyjnie także w tych wyborach samorządowych.
Propozycja została złożona w Sejmie w maju br. jako projekt posłów Koalicji Obywatelskiej. „Umożliwienie wyborcom skorzystania z dogodnej dla nich formy oddania głosu stanowi formę respektowania konstytucyjnego prawa równości wobec prawa. Ponadto rozszerzenie uprawnień do korzystania z wyżej wymienionej formy głosowania korzystnie wpłynie na frekwencję wyborczą” – uzasadniali wtedy autorzy potrzebę takiej zmiany.
Karol Nawrocki zawetowanie tej możliwości głosowania tłumaczył we wpisie na platformie X tym, że „obecna w ustawie nierejestrowana wysyłka pakietów wyborczych za granicę rodzi poważne ryzyko, bo uzależnia ten proces od jakości usług operatorów pocztowych z wielu państw”. Uznał to za brak kontroli nad procesem głosowania.
Druga zawetowana ustawa to nowelizacja ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych (CIT), dotycząca opodatkowania fundacji rodzinnych. Zakładała objęcie przychodów z najmu, dzierżawy lub innych umów o podobnym charakterze obowiązkiem podatkowym. W praktyce oznaczało to, że zwolnienie podatkowe znajdowałoby zastosowanie jedynie w przypadku najmu stricte mieszkaniowego (najmu długoterminowego) – tzn. w sytuacji, gdy fundacja rodzinna wynajmuje wskazane w przepisie nieruchomości osobom fizycznym na ich własne potrzeby mieszkaniowe. Wszelkie inne formy wykorzystania nieruchomości miały być objęte CIT na zasadach ogólnych.
Nawrocki tłumaczy to „sprzeciwem wobec odejścia od umowy, którą państwo zawarło z Polakami”. „Gdy ta instytucja była tworzona, ustawodawca zapewnił, że zasady ich funkcjonowania nie ulegną zmianie przez okres trzech lat, tymczasem przedstawiona nowelizacja wprowadzała po niespełna dwóch latach niekorzystne zmiany w opodatkowaniu już założonych fundacji, do których rodziny przekazały swoje aktywa” – powiedział prezydent. – „To naruszenie zasady zaufania do państwa, którego jedynym powodem był i pozostaje fatalny stan finansów publicznych” – dodał.
Minister finansów i gospodarki Andrzej Domański na platformie X skomentował, że prezydent, wetując „uszczelnienie fundacji rodzinnych”, tłumaczy to «umową z Polakami», tylko że tą «umową» miało być podobno wspieranie przedsiębiorczości – a nie tolerowanie luk, które dziś pozwalają omijać podatki”. „Podatki, z których finansujemy wojsko, policję, szkoły, kluczowe inwestycje. Wstyd” – napisał Domański.
Również Adrian Zandberg, poseł partii Razem, krytykuje decyzję Nawrockiego. „Zła decyzja w sprawie fundacji rodzinnych, a jej uzasadnienie — jeszcze gorsze. Prezydent mówi: jak ktoś zrobi dziurę w systemie podatkowym i obieca bogatym cwaniakom, że będą z niej korzystać przez lata, to nie wolno tego zmienić”.
Przeczytaj także:
Polska zadeklarowała, że w najbliższych trzech latach wniesie do budżetu Europejskiej Agencji Kosmicznej 550 mln euro. Ułatwi to rozmowy na temat powstania bazy ESA w naszym kraju. Minister finansów Andrzej Domański podpisał list intencyjny w tej sprawie
Szef resortu finansów Andrzej Domański podpisał dokument pozwalający na dalsze rozmowy w sprawie budowy centrum rozwoju technologicznego ESA w Polsce. Stało się to podczas Rady Ministerialnej Europejskiej Agencji Kosmicznej w Bremie — czyli spotkania ministrów krajów członkowskich odpowiedzialnych za rozwój sektora kosmicznego.
- Dzięki dzisiejszym podpisom uruchamiamy proces strukturalny, który będzie definiował pełną koncepcję przyszłych działań tego centrum. Polska wyznaczy swój zespół koordynacji w odpowiednim momencie, aby zapewnić efektywny postęp prac, które zostały nakreślone w tym liście intencyjnym. Niech dzisiejsze podpisy będą jasnym wyrazem naszych wspólnych ambicji, aby zwiększyć obecność Europy w kosmosie, bezpieczeństwo i odporność — mówił Domański. O możliwości budowy ośrodka ESA w naszym kraju już w sierpniu mówił premier Donald Tusk.
Po powrocie astronauty Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego z orbity okołoziemskiej zapowiedział, że centrum skupiałoby się właśnie na wzmacnianiu europejskiej polityki bezpieczeństwa poprzez obecność w kosmosie.
Podpisanie listu intencyjnego nie byłoby zapewne możliwe, gdyby nie zwiększenie polskiej składki do Europejskiej Agencji Kosmicznej. W latach 2023-25 wyniosła ona niemal 500 mln euro. Pozwoliło to na zwiększenie udziału polskich przedsiębiorstw w działaniach ESA i wysłanie drugiego Polaka w kosmos. W latach 2026-28 składka wyniesie 550 mln euro. Przeznaczona będzie na projekty obserwacji Ziemi, bezpiecznej łączności, transportu kosmicznego, serwisowania na orbicie, bezpieczeństwa kosmicznego, eksploracji robotycznej oraz rozwoju technologii i aparatury dla przyszłych misji.
Nasz kraj dołączył do Europejskiej Agencji w 2012 roku, jako 20 państwo ponadnarodowej inicjatywy. Każdy z członków ESA dokłada się do budżetu organizacji, a wkład każdego z krajów pozwala na udział instytutów badawczych, firm, a w końcu również astronautów w działaniach Agencji.
Polska branża kosmiczna apelowała o zwiększenie finansowego zaangażowania Polski w ESA od kilku miesięcy. Jak argumentowali, wyższa składka oznacza większe możliwości pozyskiwania kontraktów dla rodzimych firm.
"W skrócie: każdy kraj deklaruje wysokość swojej składki i ustala, co dostaniemy w zamian. To jedyna szansa w tej dekadzie, by Polska dołączyła do pierwszej ligi kosmicznych technologii” – podkreślał Adam Zagrajek z CleverHive, firmy opracowującej programy komputerowe kontroli misji kosmicznych.
Przeczytaj także:
Podwyższenie kwoty wnoszonej przez Polskę do ESA zwiększa też szanse Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego na uzyskanie statusu stałego astronauty Europejskiego Korpusu Astronautów. Pozwoli to na rozważanie jego udziału w kolejnych misjach badawczych i eksploracyjnych. Na razie posiada niższą rangę astronauty projektowego.
Przeczytaj także:
Putin ogłosił, że zna 28 punktów amerykańskich, ale to tylko tematy do dyskusji, a nie plan pokojowy. Dodał, że „Rosja uważa, że USA zazwyczaj biorą jej stanowisko pod uwagę”
Po ujawnieniu 28-punktowego planu Trumpa na zakończenie wojny w Ukrainie Putin zabrał głos osobiście po raz drugi (pierwszy raz wypowiedział się 21 listopada, wyrażając gotowość do rozmów i potwierdzając, że plan Trumpa zawiera postulaty Rosji).
Teraz Putin wystąpił na konferencji prasowej w Biszkeku, gdzie przebywa z wizytą na spotkaniu krajów postsowieckich. Pytania zadawali mu kremlowscy dziennikarze.
Po kilku dniach rozważań w propagandzie, czy istnieje plan pokojowy Trumpa i czy jest on do przyjęcia dla Kremla, czy też należy żądać więcej, Putin przeciął te spekulacje.
Jego zdaniem nie ma żadnego planu. Jest tylko spis 28 punktów.
Te punkty są zaledwie tematami do dyskusji, która może stanowić podstawę do przyszłych porozumień. Przy czym Rosji nie zależy, by Kijów zaakceptował ustępstwa terytorialne – ma to zrobić „społeczność międzynarodowa”.
"28-punktowy plan pokojowy USA został nam przekazany pewnymi kanałami. Przejrzeliśmy go. Następnie odbyły się negocjacje w Genewie między delegacjami amerykańską i ukraińską. I, o ile rozumiem, uzgodnili oni między sobą, że wszystkie 28 punktów należy podzielić na cztery oddzielne komponenty”.
Z wypowiedzi Putina wynika, że przetwarzanie „punktów” na umowę będzie długotrwałe:
Negocjacje odbędą się z USA, z wyłączeniem Ukrainy, gdyż prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie jest wedle Putina legalnym prezydentem. Jego kadencja się skończyła, a stan wojenny nie tłumaczy tego, że Ukraina nie organizuje wyborów („Rosja tez jest w stanie wojny – uwaga nowość, Putin nie mówi już o operacji specjalnej – a my przeprowadziliśmy wybory prezydenckie”).
Putin powiedział też, że jego zdaniem Ukraińcy wybory sfałszują – a to oznacza, że będzie wmawiał Trumpowi konieczność podporządkowania Ukrainy Rosji. Jego przedstawiciele mówili już, że wybory w Ukrainie należy przeprowadzić „wedle rosyjskich standardów”.
„W Ukrainie jest wystarczająco dużo ludzi, którzy chcą budować długoterminowe relacje z Rosją” – powiedział Putin.
Przeczytaj także:
Rosyjski prezydent całkowicie zignorował rozmowy prowadzone przez Amerykanów i Ukraińców.
Przeczytaj także:
Putin jest też przekonany, że jego armia coraz szybciej posuwa się na froncie, a ukraińska armia się rozpada. Nowych sankcji ze strony Trumpa „nie spodziewa się”. O atakach ukraińskich na Rosję i jej sytuacji gospodarczej nie wspomniał.
Putin – tak samo jak Trump – lekceważy rewelacje Bloomberga o radach Witkoffa dla niego. Zapewnił, że Witkoff dobrze służy Trumpowi. To dwuznaczna pochwała.
Przeczytaj także:
Rosja jest przekonana, że na Alasce 15 sierpnia Trump zobowiązał się do załatwienia kwestii ukraińskiej po myśli Rosji. 16 października Putin ósmy raz w tym roku rozmawiał przez telefon z Trumpem. Wcześniej dyplomacja rosyjska przekazała Amerykanom memorandum z ustaleniami, jakie zdaniem Moskwy zapadły na Alasce (Moskwa nazywa to „porozumieniem z Anchorage”).
Jak ujawnił 26 listopada Bloomberg, wcześniej wysłannik Trumpa Witkoff wyjaśniał doradcy Putina Uszakowowi, jak należy podejść prezydenta USA, żeby zgodził się na podsuwane mu rozwiązanie.
Rzeczywiście, w rozmowie z Trumpem Putin stosował się do rad Witkoffa. Prezydenci umówili się na spotkanie w Budapeszcie. Nie doszło jednak do niego, bo sekretarz stanu Marco Rubio uznał, że propozycje rosyjskie do niczego nie prowadzą. A przede wszystkim nie realizują wyrażonego w tym czasie życzenia Trumpa, by wojna zakończyła się natychmiast, na obecnej linii frontu. Trump ogłosił wtedy nowe sankcje na Rosję, a na groźby nuklearne Putina odpowiedział deklaracją, że USA wznowią testy jądrowe.
Tymczasem – jak dziś wiemy – postulaty Moskwy (oznaczające de facto kapitulację Ukrainy i poddanie jej Rosji) – przejął Witkoff i zaczął negocjacje z przedstawicielem Putina Dmitrijewem. Przygotowany przez nich plan został jednak ujawniony przed rozmowami z Putinem, a następnie świat zszokowała informacja, że ta amerykańska propozycja zawiera po prostu żądania Putina
OKO.press napisało o tym już 20 listopada.
Przeczytaj także:
Następnie Trump ogłosił, że prezydent Ukrainy miałby przyjąć te punkty do 27 listopada (do dziś).
Ostra reakcja Europy, a także niektórych amerykańskich polityków zablokowała tę operację. Trump ogłosił, że termin 27 listopada dla Ukrainy już nie obowiązuje. W Rosji pojawiły się głosy, że 28 punktów (nie mówiąc już o kolejnych wersjach planu) nie zaspakaja roszczeń Moskwy. Ta będzie prowadzić wojnę, póki Ukraina nie stanie się częścią „russkiego mira”.
Putin rozstrzyga ten problem, mówiąc, że jeszcze żadnej umowy nie ma.