Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Szef KPRM potwierdza doniesienia Anny Mierzyńskiej, dziennikarki OKO.press
Szef kancelarii premiera Jan Grabiec potwierdził ustalenia dziennikarki OKO.press Anny Mierzyńskiej. Jak podał dziś polityk, „premier Morawiecki przeznaczył 2,5 miliona złotych na funkcjonowanie centrum medialnego Fundacji Action-Life”. Jest to jeden z przykładów nieodpowiedniego wydatkowania prawie 64 mln złotych z publicznej kasy na funkcjonowanie konserwatywnych organizacji. – „Jest to według doniesień medialnych, instytucja powiązana z kontem Visegrad24, które publikowało fake newsy antyeuropejskie, antyukraińskie i promujące Viktora Orbana w mediach społecznościowych” – stwierdził Grabiec.
To OKO.press po raz pierwszy informowało o powiązaniach Morawieckiego i Action-Life. Rząd Morawieckiego wsparł tę organizację milionem złotych. Jak ustaliła nasza dziennikarka, Action-Life zajmowało się między innymi organizacją imprez biegowych. Jej działalność była jednak bardzo różnorodna. Polegała "choćby na prowadzenie portalu wszystkoorodzinie.pl, na gry terenowe dla harcerzy czy na stworzenie newsowego portalu anglojęzycznego na temat Europy Środkowo-Wschodniej.
Trafiły do niej nawet środki z Funduszu Sprawiedliwości w konkursie na przeciwdziałanie przyczynom przestępczości„ – wskazywała Mierzyńska. Organizacja otrzymała również środki na ”rozbudowę infrasktryktury" w ramach konkursu Funduszu Patriotycznego „Wolność po polsku – edycja 2023” Action-Life otrzymała na ten cel milion złotych. Była to najwyższa dotacja w tamtym rozdaniu.
„Sprawa jest o tyle zastanawiająca, że pod koniec 2022 roku Fundacja Action-Life także znalazła się wśród podmiotów dotowanych z pieniędzy pochodzących z rezerwy budżetowej. Wówczas wprost wskazywano, że środki te zostaną przeznaczone na uruchomienie anglojęzycznego portalu Visegrad24. Obecnie istnieje konto o tej nazwie, działające na kilku platformach społecznościowych. Publikuje ono newsy związane właśnie z państwami Europy Środkowo-Wschodniej” – ustaliła Mierzyńska. Visegrad24 mógł na pozór przypominać zwykły portal informacyjny. W treściach podawanych przez portal bez trudu można było znaleźć pochwały dla polityki Viktora Orbana czy Donalda Trumpa, jak i sceptycyzm wobec pomocy Ukrainie w wojnie z Rosją.
Po tekstach OKO.press Fundacja Action-Life musiała zwrócić w sumie 2,5 mln uzyskanych z publicznych środków. Związane było to między innymi z niejasnościami wokół kont Visegrad24, jak i funkcjonowaniem kolejnego portalu – CEEnews. Ten miał być stroną-widmo, utrzymywaną w dużej mierze dzięki treściom generowanym przez sztuczną inteligencję.
Onet wskazuje na to, że daty delegacji i działalności kampanijnej Karola Nawrockiego pokrywają się ze sobą. IPN, którym kieruje, nie widzi problemu.
Instytut Pamięci Narodowej zapewnia, że popierany przez PiS kandydat na prezydenta, a jednocześnie prezes Instytutu Karol Nawrocki prowadzi prekampanię w czasie wolnym. Zaprzecza tym samym doniesieniom dziennikarzy Onetu, którzy dopatrzyli się nieścisłości w kalendarzu Nawrockiego.
Zwracali uwagę, że wyjazdy w delegacje służbowe pokrywały się z dniami spotkań przedwyborczych, na których promował swoją kandydaturę. Do 17 grudnia Nawrocki spędził co najmniej dziewięć dni w oficjalnych delegacjach. „Konkretnie w dniach 1-4 grudnia, a także 13-17 grudnia. Tylko dwa razy zadeklarował formalną nieobecność (6 i 11 grudnia). Co ciekawe, jego delegacje pokrywają się z aktywnością kampanijną” – podawał Onet.
Rzecznik IPN Rafał Leśkiewicz zapytany o aktywność swojego szefa przez PAP odpowiedział, ż „prezes Instytutu Pamięci Narodowej wykonuje swoje obowiązki służbowe w nienormowanym czasie pracy, uczestnicząc w wielu wydarzeniach upamiętniających ważne rocznice historyczne oraz bohaterów walk o niepodległość”. Wszystkie delegacje Nawrockiego miały wiązać się ściśle z jego obowiązkami służbowymi – w tym wizyta w Muzeum Pamięci Ofiar Rzezi Wołyńskiej w Chełmie czy w Kamesznicy, gdzie IPN uczestniczy w powstaniu żołnierzy podziemia niepodległościowego. Poza tym Nawrocki jako prezes IPN uczestniczył w święcie Barbórki w Mysłowicach i ślubowaniu 9. Turnusu Dobrowolnego Szkolenia Zasadniczej Służby Wojskowej w miejscowości Grupa,„odpowiadając na zaproszenie jednego z żołnierzy” – wyjaśniał rzecznik IPN. To właśnie takie wyjazdy wzbudziły podejrzenia Onetu.
„W każdym przypadku wyjazdu poza Warszawę, zgodnie z obowiązującymi przepisami, wystawiana jest delegacja. Dotyczy to w równym stopniu wszystkich pracowników IPN wykonujących swoje obowiązki poza stałym miejscem pracy. Prezes Karol Nawrocki wielokrotnie publicznie podkreślał, że częścią jego aktywności zawodowej są spotkania w różnych miejscach w kraju” – mówił rzecznik Instytutu dziennikarzom Polskiej Agencji Prasowej.
W debacie publicznej pojawiają się głosy, że Karol Nawrocki nie powinien łączyć funkcji prezesa IPN z kandydowaniem na urząd prezydenta. „Łączenie funkcji prezesa Instytutu Pamięci Narodowej z prowadzeniem kampanii wyborczej jest w mojej opinii niemożliwe” – stwierdził w rozmowie z Gazetą Wyborczą Wojciech Hermeliński, były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. – „W czasie kampanii z jednej strony jest miejsce na wymianę merytorycznych argumentów, z drugiej jednak kandydaci muszą nierzadko emocjonalnie odpierać zarzuty formułowane przez innych polityków. Wszyscy też wiemy, że kampanie wyborcze są wyjątkowo negatywne, dlatego udział prezesa IPN w kampanii nie da się pogodzić z godnością urzędu”
Porzucenie pracy w Instytucie od kandydata PiS domagają się posłowie koalicji rządzącej. Nawrocki pełni funkcję prezesa IPN od 2021 roku, został wybrany na pięcioletnią kadencję.
Premier Izraela nie pojawi się na 80. obchodach wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz-Birkenau – podają media. Powodem jest nakaz aresztowania wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze. Polski rząd potwierdza, że respektuje postanowienia MTK
Premier Izraela Benjamin Netanjahu może nie przyjechać na obchody 80 rocznicy wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz – podają izraelskie media i komentatorzy. Potwierdza je „Rzeczpospolita”. Premier Izraela może obawiać się aresztowania. Nie bez powodu, bo takiego działania wymaga postanowienie Międzynarodowego Trybunału Karnego, którego orzeczeń przestrzega również Polska. To zobowiązanie potwierdził wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski, odpowiedzialny za organizację obchodów na terenie Miejsca Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau. Rzeczpospolita cytuje też anonimowe źródła w polskiej dyplomacji, które tłumaczą: zachowanie anonimowości polskie źródła dyplomatyczne tłumaczą: „Mamy nadzieję, że przed MTK w końcu stanie Władimir Putin. Dlatego musimy przestrzegać postanowień Trybunału”.
Najprawdopodobniej Izrael będzie reprezentowany przez szefa dyplomacji Gideona Saara. Wśród uczestników obchodów znajdą się więc prezydenci, premierzy i koronowane głowy wielu krajów, zabraknie za to przywódcy Izraela – mimo że w niemieckim nazistowskim obozie Auschwitz-Birkenau większość ofiar stanowili Żydzi. „Do momentu wyzwolenia ok. 7 tys. więźniów przebywających na terenie obozu przez żołnierzy Armii Czerwonej, niemieccy naziści zamordowali w Auschwitz ok. 1,1 mln osób, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, sowieckich jeńców wojennych oraz ludzi innych narodowości” – podaje Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Pod koniec listopada Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał nakazy aresztowania Netanjahu, Joawa Galanta i dowódcy palestyńskiego Hamasu Mohammeda Deifa. Wszystkich oskarżył o zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości. Mieli się ich dopuścić w wojnie, która wybuchła po ataku Hamasu na Izrael 7 października. W reakcji na to wydarzenie izraelska armia wzięła krwawy odwet na terrorystach z Hamasu, ale i Palestyńczykach w Strefie Gazy. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych w Gazie od początku izraelskiej ofensywy zginęło 45 tys. osób. O tym, że sytuacja spełnia znamiona ludobójstwa, mówili między innymi przedstawiciele Amnesty International.
Ceny LPG poszły w górę, a kierowcy obawiają się braków w dostawach. Ministerstwo Przemysłu uspokaja.
Niemal trzy lata po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę doczekaliśmy się embarga na rosyjski autogaz. Do Unii Europejskiej, mimo wielu sankcji nałożonych na reżim i gospodarkę agresora, w dalszym ciągu płynęły morskie dostawy skroplonego gazu LPG. Tankowanie rosyjskiego gazu jest już niemożliwe dla właścicieli 2,5 mln zarejestrowanych w Polsce samochodów zasilanych LPG.
Brak rosyjskiego gazu jest odczuwalny na pylonach, gdzie cena litra gazu skoczyła nawet o 50 groszy. Ministerstwo przemysłu nie widzi możliwości interwencji na rynku, mimo niepokoju kierowców.
„Odnosząc się do cen paliw, należy podkreślić, że rynek paliw ciekłych jest rynkiem nieregulowanym, co oznacza, że ceny paliw ciekłych należą do kategorii cen umownych, tj. ustalanych przez producentów w oparciu o mechanizmy rynkowe – zależne od sytuacji na światowych rynkach produktów naftowych, stanu krajowej gospodarki i polityki fiskalnej państwa. W warunkach funkcjonowania wolnego rynku paliwowego administracja publiczna ma jedynie pośredni wpływ na kształtowanie cen paliw poprzez ustalanie stawek podatków i opłat” – czytamy w oświadczeniu resortu, które zapewnia, że paliwa na stacjach nie zabraknie.
W innym tonie wypowiadają się przedstawiciele Unimotu, jednego z największych importerów gazu LPG do Polski. "Co do zasady nie spodziewamy się braków LPG u światowych dostawców, jednak z uwagi na przełączenie w Polsce kierunku logistyki o 180 stopni trzeba być przygotowanym na chwilowe, punktowe braki tego produktu w okresie przejściowym na krajowym rynku, zanim cały łańcuch dostaw dopasuje się do zupełnie nowej rzeczywistości” – pisze biuro prasowe Unimotu, cytowane przez Rzeczpospolitą.
Jeszcze we wrześniu rosyjskie dostawy stanowiły o ok. 37 proc. całego rynku LPG w Polsce. Od stycznia do października polscy odbiorcy zapłacili za rosyjski gaz LPG około 2 mld zł – informowała Polska Organizacja Gazu Płynnego.
Zakaz importu rosyjskiego LPG jest częścią 12 pakietu sankcji, uchwalonego pod koniec zeszłego roku. Kraje członkowskie Unii Europejskiej miały rok na przygotowanie się do jego wprowadzenia. Do tej pory UE objęła sankcjami niemal 2400 podmiotów i osób pochodzących z Rosji. 16 grudnia UE uchwaliła 15 już pakiet ograniczeń nałożonych na konkretne osoby, podmioty, a nawet poszczególne statki przybijające do europejskich portów.
Członkowie organizacji chcą skupić się na pomocy lokalnej ludności, jednak sami muszą radzić sobie z atakami izraelskiej armii.
Lekarze bez Granic wskazują na wielokrotne przypadki pogwałcenia międzynarodowego prawa przez Izrael w strefie Gazy. Organizacja zajmująca się pomocą medyczną w miejscach konfliktów zbrojnych i kryzysów humanitarnych opublikowała właśnie raport „Gaza: życie w śmiertelnej pułapce”. To kolejny dokument, w którym padają słowa o ludobójstwie.
„Ludzie w Strefie Gazy walczą o przetrwanie w apokaliptycznych warunkach, ale nigdzie nie jest bezpiecznie, nikt nie jest oszczędzony i nie ma ucieczki z tej kompletnie zniszczonej enklawy” – mówi Christopher Lockyear, sekretarz generalny Lekarzy bez Granic, który odwiedził Strefę Gazy na początku tego roku. – „Ostatnia ofensywa wojskowa na północy jest dobrą ilustracją brutalnej wojny prowadzonej przez siły izraelskie w Strefie Gazy. Widzimy tam wyraźne oznaki czystek etnicznych. Palestyńczycy są przymusowo wysiedlani, uwięzieni i bombardowani. To, czego nasze zespoły medyczne były świadkami na miejscu podczas tego konfliktu, jest zgodne z opisami przedstawianymi przez coraz większą liczbę ekspertów prawnych i organizacji, które twierdzą, że w Strefie Gazy ma miejsce ludobójstwo. Chociaż nie mamy uprawnień do stwierdzenia umyślności, oznaki czystek etnicznych i trwające zniszczenie – w tym masowe zabójstwa, poważne obrażenia fizyczne i psychiczne, przymusowe wysiedlenia i niemożliwe warunki życia Palestyńczyków pod oblężeniem i bombardowaniami – są niezaprzeczalne” – stwierdza Lockyear.
Lekarze bez Granic wymieniają, że w Strefie Gazy z potężnymi problemami funkcjonuje mniej niż połowa z 36 szpitali. Personel organizacji 41 razy był atakowany przez ostrzały, przypadki wtargnięcia do placówek służby zdrowia i zatrzymania przez siły izraelskie.
Całą treść raportu można sprawdzić w tym miejscu.
Lekarze bez Granic już w kwietniu informowali o krytycznej sytuacji w Gazie. Medycy alarmowali, że 99 proc. obrażeń, jakich doznają mieszkańcy południowej części Strefy Gazy to obrażenia od wybuchów bomb. Ofiary te są uwięzione “pod gruzami domów, ich ciała są zmiażdżone, trzeba amputować im nogi i ręce, osoby te doznają również poważnych oparzeń” – przekazywała Amber Alayyan, zastępczyni kierownika programowego ds. Bliskiego Wschodu MSF.
“Żaden system opieki zdrowotnej na świecie nie jest w stanie poradzić sobie z taką liczbą obrażeń, z jaką mamy do czynienia na co dzień w Strefie Gazy” – dodała. Zaznaczyła, że gdyby nie przeciążony system opieki to prawdopodobnie większość amputacji nie musiałaby być przeprowadzana.
Według Organizacji Narodów Zjednoczonych w Gazie od początku izraelskiej ofensywy zginęło 45 tys. osób. O tym, że sytuacja spełnia znamiona ludobójstwa, mówili między innymi członkowie Amnesty International.