Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Część wakacji wiceministra sprawiedliwości Bartłomieja Ciążyńskiego sfinansowali podatnicy – ujawniła Wirtualna Polska. Dziennikarze odkryli, że wiceminister wyruszył w podróż służbową limuzyną i tankował pojazd, płacąc służbową kartą. Po publikacji polityk podał się do dymisji
Bartłomiej Ciążyński to polityk Nowej Lewicy, od lipca na stanowisku wiceministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska. Zastąpił Krzysztofa Śmiszka, który w wyborach europejskich uzyskał mandat eurodeputowanego. Wcześniej Ciążyński był wiceprezydentem Wrocławia, a następnie krótko (od maja do lipca 2024 r.) pracował w Polskim Ośrodku Rozwoju Technologii (PORT) wchodzącym w skład ogólnopolskiej Sieci Badawczej Łukasiewicz.
To właśnie jako wicedyrektor tej ostatniej instytucji Ciążyński miał po pierwsze wykorzystać podczas wyjazdu wakacyjnego do Słowenii służbową limuzynę, a po drugie zapłacić w części za paliwo służbową kartą. Te fakty ujawniła w środę 21 sierpnia Wirtualna Polska.
Ciążyński najpierw przekonywał dziennikarzy Wirtualnej Polski, że mógł korzystać ze służbowej skody na wakacjach, bo odbierając kluczyki do samochodu, otrzymał informację, że z pojazdu może korzystać w dowolny sposób, także prywatnie, na urlopie i poza granicami kraju. Twierdził również, że sam zapłacił za tankowanie samochodu.
Ale już po kilku godzinach przysłał następujące oświadczenie: „Potwierdzam, że w lipcu samochodem służbowym pojechałem na urlop do Słowenii. Za paliwo za granicą płaciłem swoimi pieniędzmi, ale w Polsce niepotrzebnie kartą flotową. Byłem przekonany, że miałem prawo korzystać z samochodu do celów prywatnych. Kwoty za paliwo wykorzystane do celów prywatnych zwróciłem na konto pracodawcy. Przepraszam za zaistniałą sytuację”.
Po publikacji Wirtualnej Polski Ciążyński zrezygnował ze stanowiska, ogłosił to w środę na konferencji prasowej w Sejmie razem z szefem Nowej Lewicy Włodzimierzem Czarzastym. „Mój błąd wymaga odpowiedzialności i konsekwencji. W dniu dzisiejszym złożyłem rezygnację z zajmowanego stanowiska podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości” – stwierdził Ciążyński.
Chorych przybywa w szpitalach, a Polska powinna przygotować się na szczyt zachorowań na jesieni.
„Będziemy zalecać noszenie maseczek i zwiększenie uważności, jeśli chodzi o higienę rąk, dezynfekcję powierzchni, żeby zapobiegać rozprzestrzenianiu się Covid-19, grypy i RSV” – mówił Polskiej Agencji Prasowej Główny Inspektor Sanitarny Paweł Grzesiowski.
Szef GIS potwierdził, że liczba chorych na wszystkie trzy schorzenia wzrasta, a o zaleceniach przypominających te z czasów pandemii COVID-19 zdecydował wspólnie z przedstawicielami Narodowego Instytuty Zdrowia Publicznego i konsultantem krajowym ds. chorób zakaźnych.
„Potwierdzamy, że narasta fala zachorowań. Trudno jest policzyć, ile jest chorych, ponieważ nie robimy już masowo testów, ale na pewno trend jest rosnący” – stwierdził Grzesiowski w rozmowie z PAP. Jak zaznaczył, szpitale przekazują informacje o coraz większej liczbie przyjęć osób zakażonych koronawirsem, choć rzadziej niż kilka lat temu są bo osoby o ciężkim przebiegu COVID-u. Mimo to wciąż zdarzają się osoby, którym choroba ta poważnie zagraża – chodzi szczególnie o seniorów ze schorzeniami towarzyszącymi.
„Pojawiają się też pierwsze zgony niestety osób obciążonych innymi schorzeniami więc musimy o tym zakomunikować, że fala już w tej chwili dotarła do Polski” – dodał Grzesiowski. Jak stwierdził, we wrześniu i październiku liczba zachorowań z pewnością pójdzie w górę w związku z początkiem roku szkolnego i akademickiego. „Będziemy bardzo mocno namawiać do tego, żeby testować szerzej, by osoby chore były wykrywane, diagnozowane i miały również zalecenia domowej izolacji, po prostu pozostania w domu” – mówił Grzesiowski PAP.
Joe Biden chce przygotować kraj na „skoordynowany” atak Rosji, Korei Północnej i Chin.
New York Times dotarł to ściśle tajnej strategii odstraszania nuklearnego. Zmiana „wytycznych dotyczących użycia broni nuklearnej” w marcu została zatwierdzona przez Joe Bidena. Dokument miał pozostać niejawny dla opinii publicznej, nie został skopiowany w wersji cyfrowej – istnieje jedynie na papierze.
„Dokument, aktualizowany co około cztery lata, jest tak ściśle tajny, że nie istnieją jego elektroniczne kopie, a jedynie niewielka liczba papierowych wersji. Jednak w ostatnich wypowiedziach dwaj wysokiej rangi urzędnicy administracji mieli możliwość nawiązania do rewizji strategii” – podają dziennikarze „NYT”. Podają również, że Biden nakazał siłom zbrojnym przygotować się do ewentualnej skoordynowanej konfrontacji z Rosją, Chinami i Koreą Północną. Dziennik zauważa, że wytyczne biorą pod uwagę rosnący potencjał jądrowy Chin.
„New York Times” twierdzi, że nowa strategia jest reakcją na obawy związane ze zbliżeniem pomiędzy Rosją a Chinami, jak również postawę Korei Północnej i Iranu, dostarczających Rosji broń wykorzystywaną w Ukrainie. Chińskie władze według cytowanych przez gazetę ekspertów mają porzucać strategię „minimalnego odstraszania”, a obawy o możliwość użycia broni jądrowej rosną.
Tydzień po tragicznym zdarzeniu na ul. Woronicza w Warszawie, kilkuset mieszkańców protestowało przeciwko bezkarności piratów drogowych i bezczynności miasta. „Jak to możliwe, że wciąż mamy aż 68 przejść dla pieszych z oceną zero? Dlaczego bezpieczeństwo mieszkańców nie jest w stanie zająć priorytetowego miejsca?”
Dziesięć osób rannych i dwie ofiary śmiertelne – to bilans tragedii, do której doszło 13 sierpnia w Warszawie. Kierowca SUV-a najpierw potrącił pieszą na przejściu dla pieszych, a potem wbił się w przystanek autobusowy. Według policji mężczyzna przekroczył dozwoloną prędkość o 50 km/h.
Prezydent Rafał Trzaskowski po wypadku napisał w mediach społecznościowych, że „nawet najbezpieczniejsza infrastruktura może nie uchronić przed bezmyślnością na drodze i piratami drogowymi”. Tyle że audyt bezpieczeństwa z 2017 roku jasno wskazywał, że miejsce, w którym doszło do zdarzenia, jest szalenie niebezpieczne. Kontrolerzy ocenili, że jezdnia jest za szeroka, kierowcy rozwijają za wysokie prędkości, a widoczność ogranicza autobus, co może grozić zdarzeniem skutkującym śmiercią osób pieszych. Przejście, na którym doszło do wypadku, dostało wówczas najniższą ocenę bezpieczeństwa – „zero”. Ale przez siedem lat stołeczny Zarząd Dróg Miejskich nie podjął żadnej interwencji. „I za tę opieszałość niewinni ludzie zapłacili życiem. Dokładnie tak, jak przewidzieli audytorzy” – pisali organizatorzy manifestacji.
We wtorek 20 sierpnia w miejscu tragedii na ul. Woronicza zebrało się kilkaset osób. Przyszli ze zniczami i kwiatami, by uczcić pamięć ofiar. Domagali się też konkretnych rozwiązań: ścigania i surowego karania przestępców drogowych oraz przebudowy niebezpiecznych ulic i przejść dla pieszych.
„Jak to możliwe, że wciąż mamy w Warszawie aż 68 przejść dla pieszych z oceną zero po audycie? Dlaczego bezpieczeństwo mieszkańców nie jest w stanie zająć priorytetowego miejsca?” – pytała warszawska radna Zofia Smełka-Leszczyńska (Partia Razem). Stwierdziła, że ZDM przywiązuje większą wagę do estetyki ulic w centrum niż do poprawy bezpieczeństwa. „Chcielibyśmy, żeby prezydent Trzaskowski nie był tylko dekoratorem wnętrz, ale został szeryfem, który powie, co tu się będzie działo 2 września, gdy dzieci wrócą do szkoły”.
Radosław Piesiewicz szuka poparcia wśród najważniejszych ludzi świata sportu. W piśmie rozesłanym do członków zarządu PKOl pisze o szkodliwej „retoryce porażki” i „niszczeniu wizerunku”. O rozkręcającej się wojnie szefa PKOl z Ministerstwem Sportu informuje Onet
Onet ujawnił treść pisma, które biuro zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego rozesłało do członków związków sportowych. Ma to być bezpośrednia odpowiedź na interwencję ministra sportu Sławomira Nitrasa, który po Igrzyskach w Paryżu zażądał rozliczeń. Chodzi o sposób przygotowania polskich sportowców do wydarzenia, umowy, które zawierał PKOl, listę akredytowanych osób oraz szczegóły dotyczące udziału prezesów i członków zarządów związków w delegacjach. Premier Donald Tusk zapowiedział także, że w kontrolę finansów w związkach sportowych i PKOl zostanie zaangażowana Krajowa Administracja Skarbowa.
Jak podaje Onet, szef komitetu Radosław Piesiewicz, rozsyłając dziś pismo, próbuje zbudować szeroki front poparcia dla kierownictwa PKOl wśród najważniejszych ludzi związanych ze sportem.
W stanowisku, poza podziękowaniami dla olimpijczyków, można przeczytać, że „retoryka porażki”, którą posługuje się MS, jest krzywdząca dla sportowców, a także całego zaplecza szkoleniowego. Przypomnijmy, że w Paryżu reprezentanci Polski zdobyli 10 medali, zajmując 41. w ogólnej klasyfikacji. Autorzy listu przekonują, że to nie PKOl odpowiada za ich szkolenia czy występy, tylko związki sportowe i samo ministerstwo, które je finansuje.
„Wywoływanie narodowej afery z powodu niezdobycia prognozowanej przez PKOl liczby medali, nie przyczyni się do zwiększenia motywacji do uprawiania sportu, a ewentualne odcięcie, niejako za karę, środków przekazywanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki spowoduje brak ciągłości szkolenia, na czym ucierpią przede wszystkim sportowcy, a w związku z tym cały polski sport” – czytamy w projekcie oświadczenia.
„Problemów w polskim sporcie jest wiele, bez rzetelnych badań i szerokiej debaty o sporcie nie znajdziemy ich źródła. Jednak jakakolwiek próba niszczenie wizerunku PKOl polskiego sportu nie uzdrowi” – piszą autorzy listu.
Członkowie zarządu PKOl mogą podpisywać się pod oświadczeniem do środy, 21 sierpnia, do godz. 14:00. Potem stanowisko ma zostać upublicznione w sieci.
Piesiewicz już wcześniej odmówił Sławomirowi Nitrasowi ujawnienia informacji o delegacjach do Paryża. „Termin pobytu na Igrzyskach Olimpijskich, adres zakwaterowania, rodzaj otrzymanej akredytacji, a także terminy pobytu poszczególnych osób w wiosce olimpijskiej nie mogą stanowić przedmiotu Pana zainteresowania. Kontynuacja tego typu zachowań będzie musiała być uznana za rażące naruszenie prawa i przekroczenie uprawnień wynikających z przepisów prawa” – stwierdził szef PKOl.
Premier Donald Tusk, zapowiadając państwowe kontrole w związkach sportowych i PKOl, odpowiedział Piesiewiczowi: „Jeśli nie ma tam woli, no to my tę wolę wyegzekwujemy, żeby wszystko było przejrzyste, jak na talerzu. Żeby Polacy zobaczyli, kto ile wydał, kto ile zarobił, jak wyglądało finansowanie, efekty też wyników olimpijskich, które stały się dla nas wszystkich też dzwonkiem alarmowym, bo pokazały, że coś jednak bardzo nie gra”.