Poza Benjaminem Netanjahu MTK chce aresztować byłego ministra obrony Izraela Jo'awa Galanta oraz lidera Hamasu Mohammeda Deifa. Chodzi o zbrodnie wojenne podczas wojny w Strefie Gazy
Minister spraw zagranicznych Ukrainy w imieniu prezydenta Zełenskiego zaoferował pomoc ukraińskich ratowników sześciu krajom europejskim dotkniętych powodziami. Do Polski może przybyć 100 ratowników
„Ukraina solidaryzuje się ze swoimi sąsiadami, którzy cierpią z powodu niszczycielskich powodzi” – napisał wieczorem 15 września Andrij Sybiha, szef ukraińskiego MSZ.
Ukraina gotowa jest pomóc w przezwyciężeniu katastrofy Polsce, Mołdawii, Rumunii, Słowacji, Węgrom i Czechom. Do tych krajów mogą zostać wysłane jednostki Państwowej Służby Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy.
„Składamy kondolencje z powodu ofiar śmiertelnych i zniszczeń spowodowanych przez powodzie w Europie Środkowej. Myślami jesteśmy ze wszystkimi poszkodowanymi obywatelami. Życzymy naszym sąsiadom jak najszybszego przezwyciężenia tej klęski żywiołowej” – dodał Sybiha.
„Przed chwilą premier Ukrainy Denys Szmyhal przesłał na moje ręce wyrazy solidarności z Polską i gotowość natychmiastowego wysłania stu ratowników wyposażonych w specjalistyczny sprzęt do walki z powodzią. Poruszające” – zareagował na X polski premier.
Ukraina zgłasza się do pomocy, chociaż sama ucierpiała od ulewy. W Odessie oraz Czarnomorsku z powodu intensywnych opadów deszczu są zalane ulice. Oprócz tego Ukraina codziennie stawia opór rosyjskiej agresji.
W niedzielę rosyjska armia przeprowadziła około 6 ataków z użyciem kierowanych bomb lotniczych w Charkowie i na jego przedmieściach. Jedna bomba trafiła w budynek mieszkaniowy. Ukraińscy ratownicy gasili pożar i prowadzili akcję ratowniczą. Wskutek rosyjskiego ataku jedna osoba zginęła, 43 zostało rannych, w tych czwórka dzieci.
W tym samym dniu Rosjanie użyli takich bomb w obwodzie sumskim oraz donieckim. Według prezydenta Zełenskiego „codziennie dochodzi do co najmniej stu takich nalotów”.
Tylko w ciągu przedostatniej doby na ukraińskie terytoria wystrzelono 128 bomb kierowanych.
„Kulminacyjna fala na Odrze we Wrocławiu spodziewana jest w środę. Będzie to długa fala, która będzie przechodzić przez miasto parę dni” – poinformował na konferencji prezydent Wrocławia Jacek Sutryk i opowiadał m.in. jak Wrocław przygotowuje się na falę.
„Wysoka fala będzie przechodziła przez Wrocław przez kilka dni. Ogłoszenie w mieście alarmu przeciwpowodziowego oznacza, że całe miasto musi być gotowe, każda obywatelka i każdy obywatel powinni zabezpieczyć swoje nieruchomości. Sytuacja do końca tygodnia będzie sytuacją szczególną” – mówił Sutryk podczas poniedziałkowej konferencji prasowej.
"Wolę chuchać na zimne i być przygotowany na najgorsze, tym bardziej że we Wrocławiu mamy społeczne traumy wywołane latami 1997 i 2010. Chcemy przygotować się na najgorszy scenariusz” – dodał.
Zapewnił, że w zabezpieczaniu wałów Wrocław będzie wspierany przez wojsko. „Nie ma dzisiaj ani sensu, ani potrzeby nadmiernie się straszyć i odpowiadać na pytanie, gdzie się woda pojawić może, a gdzie nie może. Na to pytanie nie ma prostych odpowiedzi” – oświadczył Jacek Sutryk.
„Wszyscy we Wrocławiu musimy uważać i być gotowi na różne scenariusze. Najtrudniejsza jest zawsze sytuacja bezpośrednio nad wodą” — dodał. Powtórzył, że prognozowany poziom wody w Odrze będzie oznaczał zalanie polderów Oława oraz Blizanowice — Trestno. Prezydent poinformował, że obecnie we Wrocławiu nie ma planów ewakuacji. „Nie ma takiej potrzeby, żeby coś przenosić z parteru na pierwsze czy drugie piętro” — oznajmił
Późnym wieczorem w niedzielę 15 września Jacek Sutryk ogłosił alarm przeciwpowodziowy dla Wrocławia.
Jeden z najgorszych scenariuszy zakłada, że fala na Odrze może być na poziomie 3,1 tys. metrów sześciennych na sekundę. Tymczasem obecne prognozy mówią o wartości 2,6 tys. metrów sześciennych. „To oznacza poziom 670 centymetrów, zdecydowanie mniej niż w 1997 roku” — mówił Sutryk.
Najważniejszy jest Zbiornik Racibórz, który powstał w 2020 roku i w niedzielę 15 września o godzinie 4.20 zaczął się napełniać wodą powodziową.
Ponad 250 działań mają podjąć służby i instytucje w ramach „scenariusza szóstego”. „To czynności związane z mobilizacją sił i środków, ale także pewne działania podjęte na infrastrukturze hydrotechnicznej” — dodał prezydent Wrocławia. Powiedział, że zadania zostały podzielone i o godzinie 11 przedstawiony zostanie pierwszy raport.
„Najważniejsze jest zabezpieczenie funkcjonowania instytucji, które obsługują infrastrukturę krytyczną: wodę, ścieki, prąd” – dodał.
„Będziemy podnosić i wzmacniać wały m.in. na Kozanowie w kierunku garaży znajdujących się na terenie koszar policyjnych” – mówił Sutryk.
Rozwiał także wątpliwości związane ze zdatnością kranówki do picia i zapewnił, że wodę z kranu można spokojnie pić.
W niedzielę 15 września prezydent opublikował oświadczenie, oto jego najważniejsze wnioski:
O 3 nad ranem alarm powodziowy ogłoszony został także w Opolu. Odra na wodowskazie w Groszowicach przekroczyła nad ranem poziom 600 cm.
Pogarsza się sytuacja kolei na Dolnym Śląsku. W poniedziałek, 16 września zawieszono połączenia między kilkudziesięcioma miejscowościami, m.in. do Kłodzka, Kamiennej Góry. Nie kursują pociągi do Czech. Dworzec w Kłodzku znalazł się pod wodą.
Koleje Dolnośląskie w komunikacie z godz. 9.30 w poniedziałek 16 września informują, że:
Zarządzono całkowitą ewakuację szpitala w Nysie. Pacjenci przewożeni są do okolicznych placówek. Sytuacja w Nysie jest dramatyczna: zrzut wody z pękniętej tamy jest ogromny, a mieszkańcy alarmują, że miasto „już pływa”
Trwa ewakuacja pozostałych pacjentów, którzy są leczeni w szpitalu w Nysie — poinformował w mediach społecznościowych Narodowy Fundusz Zdrowia. W niedzielę do okolicznych placówek w Krapkowicach, Strzelcach Opolskich i Opolu przewieziono 47 osób. Jak przekazał NFZ, w pierwszej kolejności ewakuowano osoby, które wymagały „podwyższonego nadzoru”. Sytuacja była na tyle dramatyczna, że karetki nie mogły podjechać pod drzwi szpitala. Ratownicy transportowali m.in. kobiety w ciąży, dzieci, a także pacjentów z oddziałów chorób wewnętrznych i chirurgicznego na łodziach i pontonach.
Ale sytuacja w mieście dalej się pogarsza. Wszystko na skutek pęknięcia tamy w Stroniu Śląskim. Zrzut wody jest ogromny — ponad 1000 metrów sześcienny na sekundę. Służby alarmują, że zbiornik zaporowy na Jeziorze Otmuchowskim zapełnia się w zastraszającym tempie. Okoliczne miejscowości walczą ze wzbierającą wodą w Nysie Kłodzkiej. Samo miasto już w tej chwili, jak przekazali mieszkańcy, „po prostu pływa”. Oba mosty wjazdowe do Nysy są zablokowane, woda wdarła się do centrum.
„Udało się chyba trochę obronić Wleń. Nie mówimy jeszcze, że na pewno, bo może się okazać, że jeszcze woda pójdzie i przerwą się np. wały” – informuje burmistrz dolnośląskiego miasteczka
„Przegraliśmy walkę z wielką wodą” – tak sytuację w dolnośląskim miasteczku opisywał w nocy z niedzieli na poniedziałek burmistrz Wlenia Artur Zych. Woda faktycznie wdarła się do miasta. Na rynku stoi 20 cm wody, piwnice szkoły są zalane na kilka metrów, zniszczeniu uległa też hala sportowa. Ale sytuacja jest mniej dramatyczna, niż prognozowano jeszcze kilka godzin wcześniej. „Udało się chyba trochę obronić Wleń. Nie mówimy jeszcze, że na pewno, bo może się okazać, że jeszcze woda pójdzie i przerwą się np. wały” – mówił Artur Zych.
Zapora w Pilchowicach wytrzymała napór wody.
Woda się przelewała, ale zapora nie pękła. „Jestem dumny z moich mieszkańców, dziękuję bardzo wojsku, które przyjechało i wsparło nas tutaj. Razem udało nam się wywalczyć dużo. Być może ta wczorajsza walka przyniesie efekty takie, że będzie mniej szkód, a to jest już bardzo ważne” – mówił burmistrz Wlenia.
Trudniejsza sytuacja jest okolicznych gminach. „W miejscowości Nielesno domy położone przy Bobrze zalane są do pierwszego piętra. Nie ma prądu i wody w tej chwili. W Pilchowicach niektóre domostwa też są zalane na tę wysokość” – przekazał Zych.
W Czechach sytuacja jest dramatyczna: ewakuowano już 12 tys. osób. Suma opadów w wielu miejscach jest większa niż w 1997 roku. „Musieliśmy skakać przez okna, by wydostać się z domu”
W poniedziałek 16 września czeska policja poinformowała o pierwszej śmiertelnej ofierze wielkiej wody. Mężczyzna utonął w rzece Krasovka w pobliżu miejscowości Bruntal w województwie morawsko-śląskim. Służby poszukują siedmiu zaginionych osób. Tylko od wczoraj ze względu na silne opady w Czechach ewakuowano 12 tys. osób. 250 tys. pozostaje bez prądu.
Czeski Instytut Hydrometeorologiczny poinformował, że od poniedziałku opady nie będą tak intensywne, jak w weekend. Deszcze przemieszczają się ze wschodu na zachód i na południe.
W dorzeczu Odry woda zaczęła opadać, ale pogarsza się sytuacja w dorzeczu Morawy.
Ekstremalnie trudna sytuacja jest w Boguminie na polsko-czeskiej granicy. Fala kulminacyjna dopiero zbliża się do miasta, a już teraz większość ulic jest pod wodą. Mieszkańcy nie mają prądu, nie działa też sieć komórkowa.
Litovel, miasto nad rzeką Morava, jest zalane w 70 proc. Do części budynków nie ma innego dostępu niż helikopterami. Fala kulminacyjna powinna dojść do miasta w poniedziałek po południu.
„Jak woda opadnie całkowicie, to będą znane straty. W 1997 roku tak nie było, wtedy tutaj było sucho. Teraz mój garaż i piwnica są zalane. Do piwnicy jeszcze nie wchodziłem i chyba nie chcę. Najgorsze za nami, ale przed nami jeszcze wiele pracy. Jeszcze kilka dni temu tu na rogu stał sklep. Właściciel przez trzy godziny próbował wypompować wodę, ale w końcu się poddał” – opowiadał Jan Prihoda na antenie TVN24, mieszkaniec powiatu Jesioniki, blisko granicy z Polską.
„Do niedawna tutaj stał mój dom, ale teraz już go nie ma” – relacjonował Jan Schopf. „W ciągu 10 minut wody napadało tyle, że nie byłem w stanie wejść do samochodu. Musieliśmy użyć traktora, by przenieść auto w suche miejsce. Sami musieliśmy skakać przez okna, by wydostać się z domu”.