Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Olaf Scholz nie uzyskał wotum zaufania, a to oznacza przyspieszone wybory w Niemczech w lutym przyszłego roku.
Scholz uzyskał jedynie 207 głosów na 733, co było dalekie od wymaganej większości 367 głosów, by utrzymać władzę. Przeciw było 394 posłów, a 116 wstrzymało się od głosu.
Przed głosowaniem w Bundestagu posłowie spierali się i wzajemnie obwiniali się za upadek rządu. W wypowiedziach partyjnych liderów wyraźnie pobrzmiewały akcenty ich indywidualnych kampanii przed nadchodzącymi wyborami.
Głosowanie nad wotum zaufania odbyło się po rozpadzie trójpartyjnej koalicji rządowej spowodowanym głębokimi podziałami w polityce fiskalnej.
Na początku listopada rozpadła się koalicja socjaldemokratycznej SPD, Zielonych i liberalnej FDP. Podczas poniedziałkowego wystąpienia poprzedzającego głosowaniem nad wotum zaufania, Scholz nie szczędził krytyki byłemu partnerowi koalicyjnemu – liberalnej partii FDP, oskarżając ją o egoizm, który doprowadził do upadku koalicji – podaje Deutsche Welle.
Brak wotum zaufania w Bundestagu dla rządu Olafa Scholza otwiera drogę do rozwiązania parlamentu i przeprowadzenia nowych wyborów w kraju. Teraz prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier może rozwiązać parlament, a Niemcy będą mogli wybrać nowy układ sił w Bundestagu. Wybory mają odbyć się 23 lutego przyszłego roku.
Olaf Scholz sam wnioskował o udzielenie mu wotum zaufania i doskonale wiedział, że nie uzyska większości. Był to manewr potrzebny do przyspieszenia terminu wyborów, które zgodnie z parlamentarnym harmonogramem miały odbyć się dopiero pod koniec września przyszłego roku.
Minęło prawie 20 lat, odkąd niemiecki kanclerz zwrócił się do Bundestagu o wyrażenie wotum zaufania dla rządu. Lider SPD to czwarty kanclerz w powojennej historii Niemiec, który przegrał głosowanie nad wotum.
Putin ogłosił, że na froncie w Ukrainie w zasadzie doszło do przełomu. Wezwał do zwiększenia wysiłków na rzecz frontu, zaznaczając jednocześnie, że finansowanie armii nie może rosnąć bez końca. Tak Putin zabezpiecza sobie tyły na wypadek konieczności zakończenia najazdu na Ukrainę. Choć wojnę chce prowadzić.
Putin spotkał się 16 grudnia w Moskwie z zarządem ministerstwa obrony: kilkudziesięcioma wojskowymi zarządzającymi armią i cywilnym ministrem obrony. „Od razu zaznaczę, że kończący się rok stał się rokiem przełomowym w realizacji celów specjalnej operacji wojskowej” – powiedział. „W istocie jest to punkt zwrotny na linii frontu”. Rosja zdobyła w 2024 r. „189” ukraińskich wsi i osiedli.
„Mam wielką nadzieję, że tempo na linii frontu z ostatnich miesięcy zostanie utrzymane”. „Państwo i naród Federacji Rosyjskiej dają siłom zbrojnym wszystko, co mogą, aby mogły wypełniać swoje zadania. Ale wydatków na obronność nie można zwiększać w nieskończoność, ponieważ wszystkie elementy państwa muszą się rozwijać” (według Putina na armię idzie 6,3 proc. PKB). Tu Putin tłumaczył, że Rosja nie może „dać się wciągnąć w wyścig zbrojeń” – jak wiadomo, wyścig zbrojeń z lat 80. doprowadził do zawalenia się ZSRR.
Na naradzie rosyjscy wojskowi pochwalili się, że Ukraina straciła 975 tys. żołnierzy (oficjalne ukraińskie dane to 43 tys. zabitych i 370 tys. rannych), zaś do armii Putina zgłosiło się w 2024 r. na ochotnika 430 tys. osób. Liczby zabitych po swojej stronie nie podał, ale operowanie liczbami tego rzędu mówi samo za siebie.
Jak ujawnia propaganda, na spotkaniu mowa była nie tylko o oszałamiających sukcesach: zmiana uzbrojenia ukraińskiej armii sprawia, że armia rosyjska musi się zreorganizować i nie składować zapasów uzbrojenia w dużych magazynach. Musi się też szybciej modernizować. I produkować więcej za te same pieniądze. No i nadal problemem nierozwiązanym pozostaje obecność ukraińska w Rosji – w obwodzie kurskim.
Minister obrony Biełousow opowiadał też o rozmachu rosyjskich sil zbrojnych, co ma znaczenie po katastrofie Putina w Syrii: „Rosyjskie Siły Zbrojne zapewniają obecność wojskową w krajach Azji Środkowej, Afryce, na Kaukazie i Naddniestrzu”.
W czwartek 19 grudnia Putin ma “doroczną” konferencję prasową, w czasie której odpowiada tez na pytania obywateli. Przedsięwzięciu temu towarzyszy trwająca czwarty tydzień kampania propagandowa, a media ujawniają, z czym poddani Putina zwracają się do niego. Najwięcej pytań dotyczy wojny (operacji specjalnej), a przykłady tego, z czym ludzie zwracają się do Putina, pokazują, że
Z tych skarg propaganda tworzy jednak obraz sukcesu władzy: Putin jest w stanie wszystko załatwić, o ile – jako dobry car – dowie się o problemach, w czym mogą przeszkodzić źli bojarzy, urzędnicy. Dlatego teraz urządził akcję z odbieraniem zgłoszeń od obywateli i ma ich już ponad milion.
Kraj jest wyczerpany wojną, ale Putin musi ją wygrać, żeby utrzymać swój reżim. A dokładnie – musi utrzymać władzę definiowania, czym jest zwycięstwa.
Dlatego jego propaganda od wyboru Donalda Trumpa na prezydenta USA wysyła dziesiątki sprzecznych komunikatów: że Putin pragnie pokoju, że jest gotów do rozmów i do rozejmu na Boże Narodzenie, ale jednocześnie nadal zamierza zrealizować wszystkie cele „operacji specjalnej”. Ukraińcy z Rosjanami stanowią jeden naród, ale Putin może zniszczyć Ukrainę swoją cudowną bronią, rakietą „Oriesznik”. A z Trumpem mógłby porozmawiać, będzie rozmawiać, ale nie wiadomo, kiedy i czy to ma sens.
Przeplatające się zapowiedzi wojny i pokoju sprawiają, że odbiorca propagandy będzie musiał uwierzyć Putinowi, kiedy ten powie, że osiągnął już swój cel w Ukrainie. Zapowiedź z posiedzenia kolegium MON – że Putin już w zasadzie wygrał” – jest właśnie z tej kategorii.
Można powiedzieć, że gdyby Putin grał w statki, to zaczerniłby już wszystkie pola na kartce (bo oczywiście oszukuje). W ten sposób na pewno w coś by trafił.
Obalony przez rebeliantów były dyktator Syrii Baszszar al-Asad wraz z rodziną po ucieczce z ojczyzny, schronił się w Rosji. W mediach społecznościowych pojawiło się jego rzekome oświadczenie.
W mediach społecznościowych zostało opublikowane oświadczenie, w którym były prezydent Baszar al-Asad rzekomo napisał, że nigdy nie zamierzał uciekać do Rosji.
Oświadczenie Asada zostało opublikowane zarówno w języku arabskim, jak i angielskim, w poniedziałek na kanale Telegram należącym do syryjskiego prezydenta. Choć — jak podaje BBC — nie jest jasne, kto obecnie nim kontroluje. Nie wiadomo też czy Asad jest autorem tego wpisu.
W oświadczeniu stwierdzono, że gdy stolica Syrii wpadła w ręce rebeliantów, Asad przeniósł się do nadmorskiej rosyjskiej bazy wojskowej w prowincji Latakia na zachodzie kraju, gdzie — jak podkreślił — planował kontynuować walkę.
Dodano, że baza lotnicza Humajmim znalazła się pod „zintensyfikowanym atakiem dronów”, co skłoniło Rosjan do decyzji o przetransportowaniu go drogą powietrzną do Moskwy.
„Nie mając innej możliwości opuszczenia bazy, Moskwa poprosiła dowództwo bazy o zorganizowanie natychmiastowej ewakuacji do Rosji wieczorem w niedzielę 8 grudnia” – czytamy.
„Miało to miejsce dzień po upadku Damaszku, po upadku ostatnich pozycji wojskowych i wynikającym z tego paraliżu wszystkich pozostałych instytucji państwowych”.
W oświadczeniu dodano, że Assad nie rozważał "ustąpienia lub szukania schronienia. Taka propozycja nie została złożona przez żadną osobę lub partię”.
„Kiedy państwo wpada w ręce terroryzmu, a zdolność do wniesienia znaczącego wkładu zostaje utracona, każde stanowisko staje się bezcelowe” – czytamy.
Jeśli oświadczenie należy do Asada, to zabrał on głos po raz pierwszy od upadku Damaszku osiem dni temu. Ucieczka Assada z Syrii przypieczętowała koniec rządów klanu Asadów: Baszar al-Asad rządził krajem przez 24 lata, a wcześniej przez niemal trzy dekady władzę sprawował jego ojciec Hafiz.
W poniedziałek media podały, że ruszyły poszukiwania wywiezionego majątku rodziny obalonego dyktatora Syrii. Brytyjski „Financial Times” twierdzi, że Baszszar al-Asad wysłał do Moskwy 250 mln dolarów w gotówce, a amerykański „Wall Street Journal” przypuszcza, że odkrycie sieci inwestycji nie będzie łatwe.
„FT” dotarł do dokumentów świadczących o tym, że Asad wysłał do Moskwy dwie tony banknotów o nominale 500 euro i 100 dolarów. Loty odbywały się między 2018 i 2019 r. Transporty gotówki do stolicy Rosji zbiegły się w czasie z uzależnianiem się władz w Damaszku od wsparcia wojskowego Kremla, w tym od najemników z Grupy Wagnera, oraz z serią zakupu luksusowych nieruchomości w Moskwie przez rodzinę Asada.
Państwowa Komisja Wyborcza odroczyła w poniedziałek obrady w sprawie sprawozdania finansowego komitetu wyborczego PiS z ostatnich wyborów parlamentarnych.
Dziś w samo południe miały rozpocząć się obrady Państwowej Komisji Wyborczej. Dziewięcioosobowy skład miał się pochylić nad postanowieniem Sądu Najwyższego, który w ubiegłym tygodniu uznał skargę komitetu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości za zasadną.
PKW jednak odroczyła obrady do momentu wyjaśniania przez organ ustawodawczy kwestii statusu sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Za odroczeniem obrad, jak podaje „Rzeczpospolita”, zagłosowało pięciu członków PKW: Ryszard Kalisz, Ryszard Balicki, Paweł Gieras, Maciej Kliś, Konrad Składowski. Przeciw było czterech członków: Mirosław Suski, Wojciech Sych, Sylwester Marciniak, Arkadiusz Pikulik.
W środę siedmioosobowy skład Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego uchylił sierpniową uchwałę PKW, która odrzuciła sprawozdanie komitetu wyborczego PiS z 2023 r. Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, Sąd Najwyższy zdecydował tym samym, że odrzucenie sprawozdania finansowego przez PKW pod koniec sierpnia 2024 roku – co w konsekwencji doprowadziło do odebrania tej partii finansowania – było nieprawidłowe.
„Zgodnie z kodeksem wyborczym, PKW w takiej sytuacji jest zobowiązana zmienić wcześniej podjętą uchwałę i przyjąć sprawozdanie finansowe. Dotychczasowa praktyka tak właśnie wyglądała” – informuje „DGP”.
Zgodnie z kodeksem wyborczym orzeczenie Sądu Najwyższego w tej sprawie jest ostateczne i zobowiązuje PKW do niezwłocznego przyjęcia sprawozdania finansowego komitetu wyborczego.
Jednak część polityków Koalicji 15 października uważa, że wydająca w tych sprawach orzeczenia Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie jest sądem, gdyż jej status podważyły Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jak również Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Przypomnijmy, że Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego PiS pod koniec sierpnia. Powodem tej decyzji było naruszenie zasad prowadzenia kampanii wyborczej. W konsekwencji zakwestionowano działania na kwotę 3,6 mln zł.
Przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku, hakerzy — mogący działać na rzecz rosyjskiego wywiadu — rozesłali 187 tysięcy SMS-ów z agitacją wyborczą — informuje "Gazeta Wyborcza”.
Wyborcza dotarła do ustaleń śledztwa mazowieckiego wydziału Prokuratury Krajowej i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w sprawie dezinformacji prowadzonej przed wyborami 15 października ubiegłego roku na rzecz obcego wywiadu. Celem tej dezinformacji było – „wywołanie poważnych zakłóceń” w Polsce.
Do sprawy w mediach społecznościowych odniósł się Krzysztof Brejza, europoseł Platformy Obywatelskiej. „To hakerzy związani z rosyjskim wywiadem mieli masowo wysyłać, przed wyborami w 2023, setki tys. SMS »Głosuj naPiS«. Przejęli też ekrany w galeriach handlowych, na których w ciszy wyborczej agitowali na rzecz wierchuszki PiSu. Wstrząsające ustalenia «Wyborczej» potwierdzają to, przed czym przestrzegamy od dawna” – napisał.
"12 października 2023 r. właściciel spółki prowadzącej kampanie reklamowe dla innych firm zauważa, że z konta jednego z klientów wysłano 187 tys. 743 SMS-y o treści: »GlosujNaPiS! Przywróciliśmy seniorom prawo do godnej starości i zrobimy też pogrzeby emerytów za darmo« (pisownia oryginalna).
Nadawcą nie był komitet wyborczy PiS, ale prywatna firma — informuje „Gazeta Wyborcza”.
Śledztwo w sprawie ruszyło niemal natychmiast. O wiadomościach informowały także media. „Wiele osób, w tym politycy i naukowcy, uwierzyło, że nadawcą rzeczywiście jest PiS, chociaż partia stanowczo to dementowała” — czytamy.
Wyborcza przypomina także o zdarzeniu, które miało miejsce w sobotę 14 października 2023 roku – podczas ciszy wyborczej. Na ekranach infokiosków w 20 galeriach handlowych w całym kraju – m.in. w Warszawie, Poznaniu, Katowicach, Tychach i Szczecinie – pojawiły się wówczas grafiki z hasłami oraz fotografiami polityków PiS: Mateuszem Morawieckim, Beatą Szydło, Mariuszem Błaszczakiem i Jarosławem Kaczyńskim. Wysłane one miały zostać z serwera agencji komunikacji wizualnej z południa Polski, która zarządza infokioskami. Grafiki mogły sprawiać wrażenie materiałów wyborczych PiS, mimo że wyświetlane na nich hasła nie odzwierciedlały programu partii.
Gdy powołano biegłych z zakresu cyberterroryzmu, okazało się, że hakerzy włamali się na serwer firmy zarządzającej infokioskami i zdalnie zmienili treści wyświetlane na ekranach komunikaty – podaje Wyborcza. „Firma, z której konta zlecono wysyłkę kilkuset tysięcy SMS-ów, zaprzeczyła, by była to jej inicjatywa. Śledczy ustalili, że hakerzy uzyskali dostęp do jej konta — znali login i hasło do panelu, w którym zleca się rozesłanie wiadomości” — czytamy.
Źródła Wyborczej twierdzą, że „metody działania wskazują na rosyjskie służby. Wpisują się też w rosyjskie kampanie dezinformacyjne prowadzone w Europie” — napisano.