Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Pożar bloków przy ulicy Powstańców w Ząbkach został opanowany, ewakuowano około 500 osób. Na razie nieznane są przyczyny tragedii.
Ogień wybuchł w czwartek około godz. 19 na poddaszu bloku przy ul. Powstańców 62 w Ząbkach. W ciągu kilku chwil zajął całe poddasze i wyższe piętra rozległego budynku w kształcie litery U, złożonego z trzech połączonych segmentów. Strażakom udało się opanować żywioł dopiero około północy — potem trwało jeszcze dogaszanie.
Budynek jest w wielu miejscach bardzo zniszczony. Zniszczeniu uległy dach, poddasze oraz czwarte i piąte piętro budynku. W akcji gaśniczej uczestniczyło 45 wozów strażackich i ponad 300 funkcjonariuszy. Wojewoda mazowiecki zapowiedział pomoc dla około 500 osób, które mogły stracić dach nad głową.
Mieszkańcy znaleźli schronienie u swoich rodzin, sąsiadów i przyjaciół. Ewakuowano około 500 mieszkańców, część z nich spędziła noc w Szkole Podstawowej nr 3. Mieszkańcy Ząbek natychmiast zaczęli organizować pomoc rzeczową dla mieszkańców bloku przy ulicy Powstańców. Na Facebooku stworzono grupę, która ma już 5 tys. członków. Do szkoły ludzie przynoszą artykuły pierwszej potrzeby.
Na miejscu byli też policjanci, którzy pomagali w kierowaniu ruchem.
„W powiecie wołomińskim tak dużego pożaru jeszcze nie mieliśmy” – mówił kpt. Jan Sobków ze straży pożarnej w Wołominie.
„Nie znaleziono żadnych ofiar, żadnych osób poszkodowanych. Ta sama sytuacja tyczy się zwierząt. Jeśli chodzi o osoby poszkodowane, które trafiły do nas, już będąc na zewnątrz obiektu, to były trzy osoby, to były bardzo lekkie urazy, nikt nie dostał się do szpitala” — mówił z kolei komendant główny PSP Wojciech Kruczek podczas briefingu.
Starosta powiatu wołomińskiego Arkadiusz Werelich poinformował, że na posiedzeniu sztabu kryzysowego została przedstawiona obecna sytuacja po pożarze oraz ustalone zostały działania, mające na celu skoordynowanie działań pomocowych. Zadeklarował, że jako starostwo powiatowe, oferują pomoc psychologiczną, ale także pomoc w kwestii zakwaterowania.
Wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski poinformował, że poszkodowani dostaną 8 tys. zł doraźnej pomocy, a w zależności od zniszczeń w lokalach będzie uruchamiana dalsza pomoc finansowa.
Burmistrz Ząbek Małgorzata Zyśk przekazała, że osoby, które potrzebują nowej recepty na leki, mogą kontaktować się z urzędem miasta, który podejmie wszelkie działania, aby wymagane leki dotarły na czas.
Komendant stołecznej policji Dariusz Walichnowski powiedział, że na chwilę obecną nie ma żadnych informacji, które by potwierdziły którąś z wersji przyczyn wybuchu pożaru.
Rzecznik resortu spraw wewnętrznych i administracji zaapelował o „powstrzymanie się od jakichkolwiek spekulacji na temat przyczyny pożaru w Ząbkach”. „Okoliczności zdarzenia zostaną dokładnie zbadane i wyjaśnione przez biegłych z zakresu pożarnictwa. Ostrzegam przed dezinformacją i fake newsami pojawiającymi się w tym temacie” – napisał na X Jacek Dobrzyński.
Jak przekazał rzecznik rządu Adam Szłapka na godz. 12 premier Donald Tusk, zwołał pilne spotkanie z udziałem ministra spraw wewnętrznych i administracji Tomasza Siemoniaka i przedstawicieli służb w spawie ostatnich pożarów i sytuacji na granicy.
W nocy 4 lipca armia rosyjska przeprowadziła zmasowany atak na ukraińskie miasta. Głównym celem ataku był Kijów. Po czwartkowej rozmowie z Donaldem Trumpem Putin nie zmienił swoich celów
Według informacji Sił Powietrznych Ukrainy do dzisiejszego ataku rosyjskie wojska wykorzystały 550 sztuk broni: 539 dronów uderzeniowych oraz 11 rakiet balistycznych i manewrujących.
Ukraińska obrona powietrzna zneutralizowała 478 celów wroga. Odnotowano uderzenia w ośmiu lokalizacjach (9 pocisków rakietowych i 63 bezzałogowe statki powietrzne) oraz upadek zestrzelonych celów w 33 lokalizacjach.
W stolicy Ukrainy, która tej nocy była głównym celem Rosjan, ratownicy Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych likwidują skutki ataku w kilku dzielnicach miasta:
Prezydent Kijowa Witalij Kłyczko poinformował, że w wyniku nocnego ataku zostało rannych 23 mieszkańców stolicy, a 14 osób zostało hospitalizowanych. Rosjanie uszkodzili pięć karetek pogotowia, które wyjeżdżały na wezwania do rannych mieszkańców. Wśród medyków nie ma rannych.
Według Ukrzaliznyci — ukraińskiej państwowej kolei — w wyniku ostrzału Kijowa została uszkodzona infrastruktura kolejowa w mieście.
Ministerstwo Ochrony Środowiska i Zasobów Naturalnych Ukrainy poinformowało, że wskutek pożarów po atakach w Kijowie odnotowano wysoki poziom zanieczyszczenia powietrza. Resort do czasu ustabilizowania się sytuacji zaleca nie wychodzić na zewnątrz i jeśli to możliwe, nie wietrzyć pomieszczeń.
„Rosja po raz kolejny zorganizowała noc terroru w Kijowie: ostrzał ludności cywilnej i obiektów cywilnych. Uszkodzone zostały budynki mieszkalne, infrastruktura edukacyjna, medyczna i transportowa” – napisał minister spraw wewnętrznych Ukrainy Ihor Kłymenko. „Wróg chce nas złamać terrorem. Ale my wytrzymamy” – dodał.
Oprócz Kijowa Rosja zaatakowała obwody dnipropietrowski, sumski, charkowski i czernihowski.
Szef MSZ Radosław Sikorski przekazał w piątek, że w zmasowanym rosyjskim ataku na Kijów ucierpiał budynek wydziału konsularnego polskiej ambasady. Jak dodał, wszyscy są cali i zdrowi. Minister podkreślił, że Ukraina pilnie potrzebuje środków obrony przeciwlotniczej.
Rzecznik MSZ Paweł Wroński przekazał, że w nocy z czwartku na piątek pracownicy ambasady przebywali w schronie i około 30 minut po północy usłyszeli wstrząs.
„Okazało się, że najprawdopodobniej nad budynkiem wydziału konsularnego eksplodował dron. Nie wiadomo czy uległ awarii, czy został po prostu trafiony, odłamki tego drona uderzyły w dach ambasady, są uszkodzenia poszycia dachowego i ślady na fasadzie. Budynek bardziej nie ucierpiał, nikt również z naszych pracowników nie ucierpiał, wszyscy są zdrowi” – powiedział Wroński.
Kolejny rosyjski zmasowany atak odbywa się na tle wstrzymania po raz kolejny amerykańskich dostaw broni (m.in. niektórych pocisków przeciwlotniczych i innej precyzyjnie naprowadzanej amunicji) dla Ukrainy. Według USA wynika z obaw, że ich arsenał na potrzeby armii amerykańskiej stał się zbyt mały.
Rosja atakuje Ukrainę coraz większą liczbą broni, m.in. dronów uderzeniowych. Setki bezzałogowych statków powietrznych mają rozpraszać ukraiński system obrony przeciwlotniczej. Celem Rosji jest wycieńczenie ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, a poprzez terror wymierzony w ludność cywilną Rosja próbuje nakłonić Ukrainę do kapitulacji.
Natomiast w Ukrainie zapasy amerykańskiej broni się wyczerpują. Ukraińska armia nie chce wykorzystywać do zestrzeliwania dronów drogich pocisków z amerykańskich dostaw, więc szuka nowych sposobów, żeby ochronić swoje miasta – produkuje między innymi nowe typy dronów: przechwytujące. Jak poinformował prezydent Zełenski, te nowe konstrukcje są już wykorzystywane podczas rosyjskich ataków.
„Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby rozwijać ten obszar ochrony naszych miast” – zaznaczył Zełenski. Dodał, że ważne jest, aby partnerzy wspierali Ukrainę w obronie przed rakietami balistycznymi. „Patrioty i rakiety dla nich są prawdziwymi obrońcami życia” – stwierdził ukraiński prezydent.
„Bez presji na naprawdę dużą skalę Rosja nie zmieni swojego głupiego, destrukcyjnego zachowania. Konieczne jest, aby za każdy taki cios w ludzi odczuwali odpowiednie sankcje w ich gospodarkę, zarobki, infrastrukturę. Jest to jedyna rzecz, którą można szybko osiągnąć, aby zmienić sytuację na lepsze. I zależy to od naszych partnerów, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych” – napisał ukraiński prezydent.
Dodał, że w Ukrainie pierwsze syreny zaczęły wyć, kiedy w mediach zaczęto omawiać rozmowę Donalda Trumpa z Władimirem Putinem, która odbyła się w czwartek 3 lipca. Miała potrwać ponad godzinę. Jednak nie przybliżyła zawieszenia broni pomiędzy Ukrainą a Rosją.
„Omówiliśmy wiele kwestii, w tym Iran. A także, jak wiecie, wojnę z Ukrainą. I nie jestem z tego zadowolony. Nie poczyniłem dziś z nim żadnych postępów” – przyznał Trump w rozmowie z dziennikarzami.
Według Jurija Uszakowa, doradcy rosyjskiego dyktatora, głównymi tematami rozmów były rozmowy w Stambule i sytuacja na Bliskim Wschodzie. Prezydenci nie rozmawiali jednak o wstrzymaniu dostaw amerykańskiej broni do Ukrainy, ani o możliwości osobistego spotkania prezydentów. Według rosyjskich mediów Trump ponownie wzywał Putina do jak najszybszego zakończenia walk w Ukrainie. Putin miał powiedzieć, że Rosja nie zrezygnuje ze swoich „celów”, które według niego mają na celu wyeliminowanie „przyczyn” wojny przeciwko Ukrainie. Natomiast potwierdził gotowość do kontynuowania procesu negocjacji. Jak dodał Uszakow, negocjacje nadal powinny być dwustronne.
Na razie w Stambule odbyło się dwie rundy rozmów pokojowych pomiędzy Ukrainą a Rosją. Nie ustalono konkretnych dat trzeciej rundy.
Przeczytaj także:
To byłaby pierwsza rozmowa pomiędzy USA a Iranem od czasu amerykańskiego nalotu na strategiczne obiekty irańskiego programu nuklearnego – Natanz, Fordo i Isfahan
Stany Zjednoczone planują ponownie usiąść do stołu negocjacyjnego z Iranem, żeby rozmawiać o ich programie atomowym — informuje Axios. Wcześniej podobne informacje podał izraelski Channel 12. Do rozmów między wysłannikiem Białego Domu Steve’em Witkoffem a irańskim ministrem spraw zagranicznych Abbasem Arakczim miałoby dojść w przyszłym tygodniu w Oslo. Dokładna data nie została ustalona. Oba państwa nie potwierdzają też oficjalnie tych informacji. Gdyby jednak do spotkania doszło, byłaby to pierwsza rozmowa pomiędzy krajami od czasu bezprecedensowego ataku Amerykanów na cele nuklearne w Iranie. W mediacje pomiędzy USA i Iranem zaangażowani byli omańscy i katarscy urzędnicy.
Rozmowy mają dotyczyć irańskich zapasów uranu wysoko wzbogaconego. Amerykańscy i izraelscy urzędnicy twierdzą, że po atakach na strategiczne obiekty irańskiego programu nuklearnego — Natanz, Fordo i Isfahan — Teheran jest tymczasowo odcięty od kluczowych materiałów. Prawdziwości tych twierdzeń nie jesteśmy w stanie ocenić.
Wiemy, że w środę 2 lipca Iran zerwał współpracę z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej (International Atomic Energy Agency, IAEA). Oskarżył ją o dostarczenie Izraelowi i USA pretekstu do ataku. W ostatnim raporcie przed wojną z maja 2025 roku IAEA pisała, że nie ma obecnie informacji, by Iran budował bombę atomową. Jednocześnie organizacja zwracała uwagę, że retoryka wychodząca z Teheranu na temat programu atomowego jest niepokojąca.
To fragment treści oświadczenia agencji z 11 czerwca: „Ogólna ocena raportu jest niepokojąca: w wyniku braku współpracy Iranu z IAEA, Dyrektor Generalny [Rafael Grossi] nie może wykluczyć, że materiał jądrowy w Iranie pozostaje obecnie niezidentyfikowany i poza kontrolą, ani nie można zapewnić, że program jądrowy Iranu jest wyłącznie pokojowy. Te poważne ustalenia powinny skłonić nas wszystkich do refleksji”.
IAEA informowała też, że Iran znacznie zwiększa ilość uranu wzbogaconego do poziomu 60 proc. – to blisko 90 proc. koniecznych do stworzenia broni atomowej.
Wycofanie się Iranu z IAEA może być sposobem na szukanie lepszej pozycji negocjacyjnej w rozmowach z Amerykanami. Ale w praktyce to oznacza, że inspektorzy IAEA nie będą mieli dostępu do irańskich instalacji związanych z programem atomowym.
22 czerwca Stany Zjednoczone zrzuciły ciężkie pociski na trzy miejsca związane z irańskim programem atomowym w Isfahanie, Natanz i Fordo. Do dziś nie jest jednak w pełni jasne, jakich zniszczeń udało się dokonać. Raporty wywiadowcze mówią o bardzo różnym stopniu cofnięcia programu w czasie — od kilku miesięcy do kilku lat.
Eksperci wskazywali, że amerykański atak miał bardzo wątpliwe podstawy prawne — brakowało bowiem wiarygodnych informacji o tym, że Iran faktycznie mógłby zdobyć broń jądrową w ciągu najbliższych dni i zagrozić bezpieczeństwu USA.
Przeczytaj także:
„To jest próba destabilizacji systemu oświaty, gdzie grupa udająca trybunał, wraz z biskupami, podważa działanie rządu” – ministra Barbara Nowacka reaguje na orzeczenie TK ws. ograniczenia lekcji religii w szkołach. „Rząd będzie płacił za jedną lekcję w tygodniu”
Ministra Barbara Nowacka zapowiedziała, że nie uzna orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego ws. organizacji lekcji religii w szkołach. „Sejm przyjął uchwałę stwierdzającą niezdolność funkcjonującego organu do wykonywania zadań TK. A zatem ta grupa przebierańców i uzurpatorów, którzy udają, że działają w myśl konstytucji, to nie jest żaden TK. Tam jest zero prawa, wyłącznie czysta polityka” – mówiła Nowacka w rozmowie z Onetem.
Przypomnijmy, że w czwartek 3 lipca TK w składzie Bogdan Święczkowski, Krystyna Pawłowicz, Stanisław Piotrowicz uznał, że rozporządzenie MEN z 17 stycznia 2025, które zmniejsza liczbę szkolnej katechezy z dwóch godzin lekcyjnych w tygodniu do jednej (i to tylko na pierwszej lub ostatniej lekcji) jest niezgodne z konstytucją. Powód? Zostało podjęte bez porozumienia z Kościołem i nie uwzględnia stanowiska Episkopatu.
„To jest próba destabilizacji systemu oświaty, gdzie grupa udająca trybunał, wraz z biskupami, podważa działanie rządu. Zapominają, że to nie oni kierują państwem i nie mogą się pogodzić z tym, że działamy zgodnie z prawem i tym, co obiecaliśmy naszym wyborcom. Wybory wygrała koalicja 15 października, nie biskupi. I nie dla biskupów jest szkoła, tylko dla dzieci i młodzież” – mówiła ministra edukacji.
„Podkreślę, były próby porozumienia się z biskupami, ale oni postawili weto. I ich winą jest to, że do żadnego kompromisu nie doszło” – zastrzegła Nowacka. „Rozporządzenie będzie obowiązywać, my z budżetu państwa będziemy opłacać jedną lekcję religii. Konkordat nic nie mówi o dwóch lekcjach, wymaga tylko, aby państwo takie lekcje organizowało. Ile ich ma być, to już decyzja rządu”.
TK zajął się sprawą organizacji lekcji religii na wniosek I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej. A ta interweniowała na prośbę biskupów, którzy twierdzili, że rozporządzenie MEN nie ma umocowania w prawie. Kościół podkreślał, że art. 12 ust. 2 ustawy o systemie oświaty wymaga, aby minister czy ministra edukacji wydając rozporządzenie o organizowaniu nauki religii, działał „w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych”.
Co oznacza działać w porozumieniu? Tak tłumaczyła to na łamach OKO.press prof. Łętowska: „Ten zapis jest nieostry, porozumienie może mieć różne szczeble intensywności. Takie zapisy definiuje się w praktyce, ucierając stanowiska. Gdy wystąpi konflikt, tak jak tym razem, ocenić to musi albo sąd, albo Trybunał Konstytucyjny. I tu mamy klops, bo wiadomo, że interpretacja Trybunału Konstytucyjnego będzie nie tyle wyważona, ile przeważona w jedną stronę. Na proporcjonalne ważenie stanowisk nie ma co liczyć”.
Przeczytaj także:
Wysokie temperatury i brak opadów sprawiają, że hydrologiczna susza przyspiesza. Problem dotyczy dziś całego dorzecza Bugu i Narwi, rzek na Mazurach, dorzecza Środkowej Wisły, Odry, Warty
Stan wody na Wiśle na stacji Warszawa Bulwary wynosi dziś zaledwie 21 cm (dane z 3 lipca, godz. 13:20). To blisko niechlubnego rekordu z września 2024, gdy stacja pomiaru na tej wysokości wskazała 20 cm.
Na południowym odcinku rzeki, od Mostu Siekierkowskiego po Otwock, stacje hydrologiczne pokazują najwyższy stopień alarmu – poniżej średniej okresowej. W centrum miasta została wstrzymana żegluga śródlądowa, m.in. ruch promów. Poziom wody w Wiśle jest tak niski, że gołym okiem widać mielizny, kamienie, a także zalegające na dnie rzeki śmieci.
IMGW poinformowało, że
niski stan wody obowiązuje na 74 proc. stacji hydrologicznych w kraju.
Poziom Narwi na granicy województwa mazowieckiego i podlaskiego w tym tygodniu oscyluje w granicach 5-31 cm.
Także na Warcie notuje się wyjątkowo niskie pomiary. Na wysokości mostu Rocha w Poznaniu stacja wskazuje 118 cm, 10-20 cm niżej niż zazwyczaj o tej porze roku.
Dla hydrologów kluczowa jest informacja o natężeniu przepływu wody (objętość wody przepływająca w ciągu sekundy w danym przekroju poprzecznym), a ta na większości odcinków jest poniżej granicy średniego niskiego przepływu. Dotyczy to całego dorzecza Bugu i Narwi oraz rzek na Mazurach, dorzecza Środkowej Wisły, Odry, Warty. A to oznacza, że mamy do czynienia z suszą hydrologiczną.
W Polskim Radiu 24 konsekwencje tej sytuacji tłumaczył dr Jarosław Suchożebrski hydrolog z Uniwersytetu Warszawskiego. „Mniej wody w rzece to duży problem dla organizmów wodnych i z wodą związanych. Nie tylko dla ryb. Niestety, największy problem dotyka małych rzek, które coraz częściej wysychają. Paradoksalnie, nasze badania małych rzek na Mazowszu wskazują, że niektóre z nich płyną tylko dzięki dostawie mniej lub bardziej oczyszczonych ścieków z oczyszczalni. To też większy problem z jakością wody. Gdy mniej wody płynie w rzece i woda jest cieplejsza, to mniej sprawnie radzi sobie z samooczyszczaniem” – mówił ekspert.
O tym, że czeka nas dotkliwa susza hydrologiczna, wiadomo było od zimy. Już wtedy IMGW ostrzegało, że wysokie temperatury w styczniu i lutym oraz brak opadów skazują nas na przewlekły problem.
„Chociaż trwa zima i miejscami notowany jest silny mróz i pokrywa śnieżna, to jednak nie jest to taka zima, która byłaby korzystna dla gleby i rzek. Przede wszystkim śniegu jest za mało. Temperatura na ogół jest anomalnie wysoka. Dodatkowo silny mróz szkodzi naziemnym częściom roślin, które przykryłby śnieg i zapewnił ochronę przed zimnem. Brak znaczącej pokrywy śnieżnej oraz rosnąca temperatura powietrza i wzrost ewapotranspiracji [parowania z komórek roślin i z gruntu – od aut.] oznacza rozwój suszy już od wiosny” – czytaliśmy wówczas w komunikacie Instytutu.
Zarówno ciepłe i suche zimy, jak i fale upałów, których doświadcza teraz cała Europa, są skutkami zmian klimatycznych.
Przeczytaj także: