Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
W opinii opublikowanej przez Welt am Sonntag Elon Musk przekonuje, że AfD nie jest ekstremistyczną i skrajnie prawicową partią, ponieważ „liderka ma partnerkę tej samej płci ze Sri Lanki”.
W połowie grudnia kanclerz Niemiec Olaf Scholz przegrał głosowanie nad wotum zaufania, co oznaczało upadek rządzącej koalicji i przedterminowe wybory. Kilka dni po tym wydarzeniu Elon Musk, właściciel Tesli, SpaceX, najbogatszy człowiek na świecie oraz doradca Donalda Trumpa napisał na portalu Twitter (X), że „Tylko AfD może uratować Niemcy”.
W sobotę 27 grudnia Welt am Sonntag, niedzielne wydanie Die Welt, gazety o konserwatywnym profilu należącej do koncertu Axel Springer, opublikowała opinię, w której miliarder rozwija swoje stanowisko.
„Jako ktoś, kto dokonał znaczących inwestycji w niemiecki krajobraz przemysłowy i technologiczny, uważam, że mam prawo otwarcie mówić o jego kierunku politycznym. Alternatywa dla Niemiec (AfD) jest ostatnią iskierką nadziei dla tego kraju” – pisze Musk.
Jaka jest jego diagnoza?
„Tradycyjne partie w Niemczech zawiodły” – twierdzi. „Ich polityki doprowadziły do stagnacji gospodarczej, niepokojów społecznych i erozji tożsamości narodowej”.
W przeciwieństwie do nich, zdaniem Elona Muska, AfD „może poprowadzić kraj w przyszłość, w której dobrobyt gospodarczy, integralność kulturowa i innowacje technologiczne staną się rzeczywistością”. Musk chwali skrajną prawicę za ich politykę migracyjną, która „stawia na pierwszym miejscu integrację oraz ochronę niemieckiej kultury i bezpieczeństwa”.
„AfD zrozumiała, że wolność gospodarcza jest nie tylko pożądana, ale i konieczna. Ich podejście do ograniczania nadmiernej regulacji rządowej, obniżania podatków i deregulacji rynku odzwierciedla zasady, które zapewniły sukces Tesli i SpaceX.
Musk krytykuje także w tekście nazywanie Afd partią skrajnie prawicową i ekstremistyczną. Twierdzi, że po prostu „reprezentuje realizm polityczny, który znajduje odzwierciedlenie w poglądach wielu Niemców”. I robi to „bez poprawności politycznej, która często przesłania prawdę”.
„Przedstawianie AfD jako skrajnie prawicowej jest ewidentnie błędne, biorąc pod uwagę, że Alice Weidel, liderka partii, ma partnerkę tej samej płci ze Sri Lanki! Czy to brzmi dla Was jak Hitler? No, błagam” – dodaje Musk.
Według doniesień medialnych wielu dziennikarzy gazety protestowało przeciwko wydrukowaniu komentarza. Eva Marie Kogel, która była szefową działu opinii, zrezygnowała ze stanowiska w Die Welt.
Gazeta opublikowała także odpowiedź na opinię Elona Muska, którą napisał Jan Philipp Burgard, mający od 1 stycznia 2025 objąć stanowisko redaktora naczelnego Die Welt.
„Diagnoza Muska jest prawidłowa, ale jego recepta, zgodnie z którą tylko AfD może uratować Niemcy, jest fatalnie błędna” – pisze dziennikarz. „Żądania takie jak ograniczenie biurokracji, deregulacja i obniżki podatków nie są złe tylko dlatego, że pochodzą od AfD. Musk zdaje się jednak nie dostrzegać geopolitycznych ram, w których Alternatywa dla Niemiec chce pozycjonować kraj. Zgodnie ze swoim manifestem wyborczym AfD uważa za ”konieczne„ opuszczenie Unii Europejskiej. Byłaby to katastrofa dla Niemiec jako kraju eksportującego. Ponad połowa niemieckiego eksportu trafia na jednolity rynek europejski”.
Ruch Elona Muska doczekał się także komentarzy ze stron niemieckich polityków.
Friedrich Merz, lider CDU powiedział w wywiadzie dla Funke Media Grooup, że „nie przypomina sobie porównywalnego przypadku ingerencji w kampanię wyborczą sojuszniczego kraju w historii zachodnich demokracji”. Sam wywiad nazwał „nachalnym i pretensjonalnym”.
Saskia Essen, współprzewodnicząca SPD, zapowiedziała ostry sprzeciw wobec prób wpływania na wybory w Niemczech zarówno przez podmioty państwowe, jak i bogatych i wpływowych ludzi. „W świecie Elona Muska demokracja i prawa pracownicze są przeszkodami na drodze do większych zysków. Mówimy całkiem jasno: Nasza demokracja obroni się i nie można jej kupić”.
Przedterminowe wybory w Niemczech odbędą się 23 lutego. W tej chwili sondażach poparcia dla partii politycznych zdecydowanie prowadzi centroprawica, czyli CDU/CSU. Obecnie chęć głosowania na tą partię deklaruje 31 proc. badanych, podczas gdy na SDP kanclerza Scholza zaledwie 17 proc. (dane z 16 grudnia). CDU prowadzi w sondażach nad SPD już od ponad dwóch lat.
Drugą partią o największym poparciu politycznym jest obecnie skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec. Poparcie AFD sięga w tej chwili 19 proc. i jest o około 3 punkty procentowe niższe od trzyletniego maksimum poparcia dla tej partii, które odnotowano w styczniu 2024 roku.
Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska poinformował o odmowie wydania decyzji środowiskowej dla budowy zapory na Wiśle w Siarzewie, poniżej Włocławka. Sprawa ciągnie się od grudnia 2017 roku.
Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska zawiadomił strony postępowania oraz opinię publiczną o wydaniu decyzji z 23 grudnia 2024 r uchylającej w całości decyzję Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Bydgoszczy z 29 grudnia 2017 r., oraz odmawiającą określenia środowiskowych uwarunkowań realizacji przedsięwzięcia pod nazwą: „Budowa stopnia wodnego na Wiśle poniżej Włocławka”.
Brak decyzji środowiskowej uniemożliwia wydanie pozwolenia na budowę.
Budowa stopnia wodnego w Siarzewie to plan z końca lat 90. XX wieku. Inwestycja na 707. kilometrze Wisły, kilka minut drogi od centrum uzdrowiskowego Ciechocinka, miała być wsparciem dla innego stopnia wodnego — we Włocławku. W grudniu 2017 roku porozumienie w sprawie budowy odpisali przedstawiciele ministerstw: środowiska, energii, gospodarki wodnej i żeglugi śródlądowej. Pod koniec grudnia Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Bydgoszczy wydała decyzję środowiskową dla inwestycji. Na początku 2018 roku odwołało się od niej dziewięć organizacji, w tym WWF Polska, Greenmind, Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków, Klub Gaja, Towarzystwo na Rzecz Ziemi, a także spółka Salar, która jest „użytkownikiem obwodu rybackiego”. Ostatniego podmiotu resort klimatu nie uznał jednak za stronę w postępowaniu.
Skarga organizacji trafiła do zamrażarki. Powinna zostać rozpatrzona w ciągu miesiąca, ale na odpowiedź czekano lata.
W 2021 roku Minister Klimatu i Środowiska uchylił decyzję środowiskową dla kontrowersyjnej zapory i przekazał ją do ponownego rozpoznania. Nie miał jednak uprawnień do zakończenia postępowania. Rząd PiS nie rezygnował jednak z inwestycji. Budowa zapory w Siarzewie znalazła się w przyjętym 10 października 2023 r. przez rząd Mateusza Morawieckiego Programie wieloletnim „Zagospodarowanie Dolnej Wisły”.
Stopień wodny Siarzewo, według planujących go do tej pory Wód Polskich, ma chronić Kujawy przed powodzią, przeciwdziałać suszy, uławiać pracę lodołamaczy, wspierać rozwój żeglugi i turystyki. Na stopniu miała powstać także elektrownia wodna o mocy 80 MW.
Organizacje ekologiczne od początku krytykowały pomysł budowy kolejnej przegrody na Wiśle. Naukowcy związani z Koalicją Ratujmy Rzeki argumentowali, że zbiornik będzie zwiększał, a nie zmniejszał zagrożenie powodziami. Wyniki modelowania, na które powoływali się ekolodzy, miały pokazywać, że w efekcie wybudowania zbiornika poniżej Włocławka kulminacja fali powodziowej na Dolnej Wiśle może być nawet wyższa, niż przed jego powstaniem.
Organizacje zarzucały także, że zbiornik może pogłębić także susze w rejonie Kujaw, ponieważ stojąca woda w obu stopniach (Siarzewie i Włocławku) będzie szybciej nagrzewała się i parowała. Budowa miała ich zdaniem negatywnie wpłynąć również na 3 obszary Natury 2000 oraz stanowić kolejną barierę dla ryb w Wiśle: troci wędrownej, łososia i certy.
Ustępująca prozachodnia prezydentka Salome Zurabiszwili nazwała zaprzysiężenie Micheila Kawelaszwilego „parodią”.
W niedzielę w Tbilisi odbyło się zaprzysiężenie nowego prezydenta Gruzji, którego po raz pierwszy w historii kraju wyłoniono nie w wyborach powszechnych, ale w głosowaniu przeprowadzonym w parlamencie. Jedynym kandydatem oraz zwycięzcą został Micheil Kawelaszwili, były piłkarz oraz polityk skrajnie prawicowego i antyzachodniego ugrupowania rządzącego Gruzińskie Marzenie.
Zaprzysiężenie nowego prezydenta to kolejna odsłona politycznego kryzysu trwającego w Gruzji od czasu wyborów parlamentarnych w październiku 2024 roku, w których zwyciężyło Gruzińskie Marzenie. Zdaniem opozycji oraz zagranicznych obserwatorów doszło w ich trakcie do licznych nieprawidłowości. Od tego momentu w kraju trwają intensywne protesty, brutalnie tłumione przez władze.
Legalności wyborów parlamentarnych, a co za tym idzie także legalności wyboru nowego prezydenta nie uznaje ustępująca prezydentka Salome Zurabiszwili, polityczka proeuropejska, będąca przeciwniczką Gruzińskiego Marzenia. Przed rezydencją prezydencką w niedzielę zebrał się tłum ok. 2 tysięcy protestujących. Zurabiszwili zabrała głos, nazywając dzisiejsze zaprzysiężenie Kawelaszwilego „parodią”.
„Pozostaję jedynym prawowitym prezydentem. Opuszczę pałac prezydencki i stanę z wami, zabierając ze sobą legitymizację, flagę i wasze zaufanie” – mówiła.
Zurabiszwili zapowiedziała także intensywne prace nad wnioskiem o przeprowadzenie ponownych wyborów. „Przeprowadzenie nowych wyborów to nie tylko hasło, to nie stwierdzenie retoryczne, ale realne żądanie… Wybory się odbędą – nie ma innego wyjścia, gdyż jest to jedyne rozwiązanie w przypadku takiego kryzysu politycznego” – mówiła.
Od niemal dwóch lat w Gruzji trwają protesty związane z antyzachodnimi przedsięwzięciami rządzącej partii Gruzińskie Marzenie. Demonstracje wzmogły się po wygranych przez GM wyborach w październiku 2024. W listopadzie Parlament Europejski przyjął rezolucję uznającą gruzińskie wybory za nielegalne i rekomendującą rozpisanie nowych. PE uważa, że październikowe wybory odbyły się na tle „ciągłego regresu politycznego”, za który odpowiedzialna jest rządząca partia, Gruzińskie Marzenie. Rezolucja wezwała do nałożenia osobistych sankcji na wiodących polityków, którzy stoją za regresem demokratycznym i naruszeniami prawa wyborczego w Gruzji.
W odpowiedzi na ten krok premier Irakli Kobachidze oświadczył 28 listopada, że Gruzja wstrzymuje proces integracji z Unią Europejską do końca 2028 roku i tym samym rezygnuje z jakiegokolwiek budżetowania ze strony wspólnoty. To sprawiło, że protesty wybuchły z nową siłą. Dochodziło do starć z policją, setki osób zostało zatrzymanych. W szczytowych okresach w protestach uczestniczyło nawet 100 tysięcy osób.
W niedzielę ok. 9.00 rano czasu lokalnego doszło do katastrofy samolotu pasażerskiego na międzynarodowym lotnisku Muan w południowo-wschodniej części Korei Południowej.
Na nagraniach zdarzenia widać, jak Boeing 737-800 ląduje bez kół, ślizga się po pasie startowym, a następnie zderza ze ścianą i wybucha. Na pokładzie samolotu linii Jeju Air lecącego z Bangkoku znajdowało się 181 osób. Koreańskie służby podają, że stwierdzono już 177 zgonów. Z ogona maszyny, który jako jedyny częściowo się zachował, udało się uratować dwie osoby — kobietę i mężczyznę należących do załogi. Oboje znajdują się w tej chwili pod opieką lekarzy.
Wall Street Journal opublikował nagranie zdarzenia:
Wszystko wskazuje na to, że katastrofa samolotu w Muan pochłonęła najwięcej ofiar z wydarzeń tego rodzaju w historii Korei Południowej.
Jak podaje Reuters, śledczy badają, czy możliwymi czynnikami, które doprowadziły do tragedii, były zderzenia z ptakami oraz warunki pogodowe. Władze lotniska wskazują na ptaki, które mogły spowodować awarię podwozia. Ministerstwo transportu poinformowało także, że wieża kontroli lotów wydała ostrzeżenie o zderzeniu z ptakiem, a chwilę później piloci ogłosili mayday.
Guardian, powołując się na koreański Yonhap News, wylicza, że lotnisko w Muan odnotowuje najwyższy wskaźnik zderzeń z ptakami wśród 14 regionalnych lotnisk Korei Południowej. 10 takich incydentów zgłoszono tylko między 2019 a sierpniem tego roku. Przyczyną tego jest położenie lotniska w pobliżu pól i obszarów przybrzeżnych.
Jeju Air to założona w 2005 roku tania linia lotnicza obsługująca loty krajowe oraz trasy do Japonii, Tajlandii i Filipin. Do wypadku doszło zaledwie kilka tygodni po tym, jak firma otworzyła loty z lotniska Muan do Bangkoku i innych azjatyckich miast.
Zarząd Jeju Air złożył kondolencje oraz przeprosił rodziny ofiar katastrofy podczas porannej konferencji.
„Przede wszystkim składamy najszczersze kondolencje i przeprosiny rodzinom pasażerów, którzy stracili życie w tym wypadku. Obecnie trudno jest ustalić przyczynę wypadku i musimy poczekać na oficjalne wyniki dochodzenia przeprowadzonego przez odpowiednie agencje rządowe. Niezależnie od przyczyny, jako dyrektor generalny czuję głęboką odpowiedzialność za ten incydent” – powiedział Kim E-bae, CEO Jeju Air.
Po tym, jak premier Słowacji zagroził Ukrainie odcięciem dostaw prądu, prezydent Ukrainy oskarżył go o wykonywanie „rozkazu Putina”
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ostro odpowiedział premierowi Słowacji Robertowi Ficy na jego energetyczne groźby pod adresem walczącego z Rosją kraju. W piątek Fico zapowiedział, że Słowacja może odciąć Ukrainie dostawy prądu, jeśli tranzyt gazu z Rosji zostanie wstrzymany, co Ukraina zapowiedziała na 1 stycznia.
„Wygląda na to, że Putin wydał Ficy rozkaz otwarcia drugiego frontu energetycznego przeciwko Ukrainie kosztem interesów narodu słowackiego. Groźby dotyczące odcięcia awaryjnego zasilania Ukrainy tej zimy, podczas gdy Rosja atakuje nasze elektrownie i sieć energetyczną, można wyjaśnić tylko w ten sposób” – napisał Zełenski w serwisie X.
Robert Fico, premier Słowacji, znany jest z zajmowania prorosyjskiego stanowiska w kwestiach dotyczących wojny w Ukrainie. Przed niespełna tygodniem był podejmowany na Kremlu przez Władimira Putina. A z dyktatorem Rosji rozmawiał właśnie o dostawach gazu.
Ukraina w ostatnich miesiącach wielokrotnie zapowiadała, że nie przedłuży wygasającej z końcem roku umowy z Rosją na tranzyt rosyjskiego gazu przez ukraińskie terytorium. Słowacja obok Węgier i Austrii należy do głównych europejskich odbiorców gazu płynącego z Rosji tą drogą. Rząd Roberta Ficy oszacował, że pozyskiwanie gazu z innych źródeł będzie kosztowało Słowację o ok. 200 mln euro więcej w skali roku. Ukraina proponowała Słowacji wyrównanie tej straty – według strony ukraińskiej Słowacja tę propozycję odrzuciła. Zamiast tego Fico ogłosił, że w odwecie za nieprzedłużenie umowy transferowej na gaz rozważa odcięcie Ukrainie awaryjnych dostaw prądu. Tych zaś walczący z Rosją kraj potrzebuje zwłaszcza w kryzysowych momentach po rosyjskich atakach na infrastrukturę energetyczną.
Ukraina za dostawy słowackiego prądu płaci ok 200 mln dolarów rocznie. Stawiając swoje ultimatum Fico ryzykuje więc utratę tych dochodów.