Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
50-letni lekarz, Saudyjczyk, któremu niemieckie władze udzieliły ochrony międzynarodowej, wjechał wieczorem 20 grudnia w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym. O swoich zamiarach ostrzegał na portalu X
Aktualizacja: w sobotnie przedpołudnie wiadomo było już o czterech ofiarach zamachu, bo dwie osoby zmarły w szpitalu. Ciężko rannych jest więcej, liczba ofiar może jeszcze wzrosnąć.
Jadące z wielką prędkością czarny Van BMW wjechał w tłum spacerujący i robiący przedświąteczne zakupy na tradycyjnym jarmarku bożonarodzeniowym w Magdeburgu. Na filmie z kamery przemysłowej widać, jak pojazd pędzi przez dłuższy czas, wpadając na kolejne osoby, ludzie się przewracają, inni uciekają w panice. Początkowo mowa była o 11 ofiarach śmiertelnych, ostatecznie władze podały, że zginęły dwie osoby, w tym małe dziecko. Sześćdziesiąt osób zostało rannych.
Rainer Haseloff, premier landu Saksonia-Anhalt poinformował jednak, że liczba ofiar śmiertelnych może ulec zmianie, bo obrażenia niektórych ofiar są bardzo ciężkie.
Sprawca, który nie uciekał z miejsca zdarzenia, został zidentyfikowany przez wladze jako Taleb A., 50-letni psychiatra i psychoterapeuta z Arabii Saudyjskiej, któremu niemieckie władze udzieliły ochrony międzynarodowej. Tygodnik „Der Spiegel" i użytkownicy mediów społecznościowych zidentyfikowali go jako użytkownika portalu X przedstawiającego się jako Taleb Al-Abudulmohsen. To ateista, który porzucił islam i w swoich postach chwalił skrajnie prawicową Alternatywę dla Niemiec (AfD) oraz Elona Muska. W postach na X (konto zostało już skasowane) widać, jak narastała w nim frustracja i złość na niemieckie władze, które m.in. miały nie zgodzić się na udzielenie azylu kobietom uciekającym z Arabii Saudyjskiej. Wiadomo, że w wykonaniu ataku posłużył się wynajętym autem, dużym Vanem BMW.
Pierwszą reakcją opinii publicznej było oczywiście obciążenie odpowiedzialnością za zamach radykalnego islamisty. Osiem lat temu, 19 grudnia 2016 roku Tunezyjczyk Anis Amri wjechał ciężarówką w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie, zabijając 11 osób i raniąc 56. Wcześniej zabił polskiego kierowcę ciężarówki Łukasza Urbana, by wykorzystać do zamachu jego pojazd. W jego przypadku związki z islamistycznym terroryzmem były jasne – uczęszczał do meczetu skupiającego dżihadystów, planował wraz z innymi zamach na centrum handlowe w Berlinie.
Motywy Taleba A., równie radykalne, są jednak o 180 stopni przeciwne.
Saudyjski lekarz zradykalizował się antyislamsko i ratunku przed napływem migrantów z Maghrebu i Bliskiego Wschodu widział w AfD.
Z jego postów na X wynika, że był również zwolennikiem „Wielkiego Izraela", wzywając jego władze do aneksji Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu, a nawet Libanu, jeśli sobie zażyczy.
Jak pisze Der Spiegel, Taleb A. w czerwcu 2024 roku przesłał dalej tweeta liderki AfD Alice Weidel z komentarzem: „Lewica jest szalona. Potrzebujemy AfD, aby chronić policję przed nią samą”. Wcześniej fantazjował o otworzeniu razem z AfD szkoły dla byłych muzułmanów.
Półtora miesiąca temu w wywiadzie wideo na antyislamskim amerykańskim blogu mówił: „Państwo niemieckie prowadzi »tajną operację« mającą na celu »polowanie na byłych muzułmanów z Arabii Saudyjskiej na całym świecie i niszczenie ich życia«, a w tym samym czasie syryjscy dżihadyści dostają azyl w Niemczech". Taleb A. doradzał też kobietom z Arabii Saudyjskiej, które chciały uciec od opresyjności wahabistycznego saudyjskiego islamu, jak ubiegać się o ochronę międzynarodową w Niemczech.
Jak na ironię kilka godzin przed zamachem w Magdeburgu AfD poparł najbogatszy człowiek świata, Elon Musk, który na będącym jego własnością portalu X napisał, że tylko ta partia może uratować Niemcy. Alice Weidel odpowiedziała mu „Drogi Elonie Musku, dziękuję. Alternatywa dla Niemiec rzeczywiście jest jedyną alternatywą dla naszego kraju.
Po ataku na w Magdeburgu miliarder zaatakował kanclerza Olafa Scholza) i wezwał do jego rezygnacji. „Scholz powinien natychmiast podać się do dymisji” – napisał Musk na X. I dodał: „niekompetentny głupiec".
Taleb A. wielokrotnie wypowiadał się z sympatią o poglądach i postulatach Muska.
Szef KPRM potwierdza doniesienia Anny Mierzyńskiej, dziennikarki OKO.press
Szef kancelarii premiera Jan Grabiec potwierdził ustalenia dziennikarki OKO.press Anny Mierzyńskiej. Jak podał dziś polityk, „premier Morawiecki przeznaczył 2,5 miliona złotych na funkcjonowanie centrum medialnego Fundacji Action-Life”. Jest to jeden z przykładów nieodpowiedniego wydatkowania prawie 64 mln złotych z publicznej kasy na funkcjonowanie konserwatywnych organizacji. – „Jest to według doniesień medialnych, instytucja powiązana z kontem Visegrad24, które publikowało fake newsy antyeuropejskie, antyukraińskie i promujące Viktora Orbana w mediach społecznościowych” – stwierdził Grabiec.
To OKO.press po raz pierwszy informowało o powiązaniach Morawieckiego i Action-Life. Rząd Morawieckiego wsparł tę organizację milionem złotych. Jak ustaliła nasza dziennikarka, Action-Life zajmowało się między innymi organizacją imprez biegowych. Jej działalność była jednak bardzo różnorodna. Polegała "choćby na prowadzenie portalu wszystkoorodzinie.pl, na gry terenowe dla harcerzy czy na stworzenie newsowego portalu anglojęzycznego na temat Europy Środkowo-Wschodniej.
Trafiły do niej nawet środki z Funduszu Sprawiedliwości w konkursie na przeciwdziałanie przyczynom przestępczości„ – wskazywała Mierzyńska. Organizacja otrzymała również środki na ”rozbudowę infrasktryktury" w ramach konkursu Funduszu Patriotycznego „Wolność po polsku – edycja 2023” Action-Life otrzymała na ten cel milion złotych. Była to najwyższa dotacja w tamtym rozdaniu.
„Sprawa jest o tyle zastanawiająca, że pod koniec 2022 roku Fundacja Action-Life także znalazła się wśród podmiotów dotowanych z pieniędzy pochodzących z rezerwy budżetowej. Wówczas wprost wskazywano, że środki te zostaną przeznaczone na uruchomienie anglojęzycznego portalu Visegrad24. Obecnie istnieje konto o tej nazwie, działające na kilku platformach społecznościowych. Publikuje ono newsy związane właśnie z państwami Europy Środkowo-Wschodniej” – ustaliła Mierzyńska. Visegrad24 mógł na pozór przypominać zwykły portal informacyjny. W treściach podawanych przez portal bez trudu można było znaleźć pochwały dla polityki Viktora Orbana czy Donalda Trumpa, jak i sceptycyzm wobec pomocy Ukrainie w wojnie z Rosją.
Po tekstach OKO.press Fundacja Action-Life musiała zwrócić w sumie 2,5 mln uzyskanych z publicznych środków. Związane było to między innymi z niejasnościami wokół kont Visegrad24, jak i funkcjonowaniem kolejnego portalu – CEEnews. Ten miał być stroną-widmo, utrzymywaną w dużej mierze dzięki treściom generowanym przez sztuczną inteligencję.
Onet wskazuje na to, że daty delegacji i działalności kampanijnej Karola Nawrockiego pokrywają się ze sobą. IPN, którym kieruje, nie widzi problemu.
Instytut Pamięci Narodowej zapewnia, że popierany przez PiS kandydat na prezydenta, a jednocześnie prezes Instytutu Karol Nawrocki prowadzi prekampanię w czasie wolnym. Zaprzecza tym samym doniesieniom dziennikarzy Onetu, którzy dopatrzyli się nieścisłości w kalendarzu Nawrockiego.
Zwracali uwagę, że wyjazdy w delegacje służbowe pokrywały się z dniami spotkań przedwyborczych, na których promował swoją kandydaturę. Do 17 grudnia Nawrocki spędził co najmniej dziewięć dni w oficjalnych delegacjach. „Konkretnie w dniach 1-4 grudnia, a także 13-17 grudnia. Tylko dwa razy zadeklarował formalną nieobecność (6 i 11 grudnia). Co ciekawe, jego delegacje pokrywają się z aktywnością kampanijną” – podawał Onet.
Rzecznik IPN Rafał Leśkiewicz zapytany o aktywność swojego szefa przez PAP odpowiedział, ż „prezes Instytutu Pamięci Narodowej wykonuje swoje obowiązki służbowe w nienormowanym czasie pracy, uczestnicząc w wielu wydarzeniach upamiętniających ważne rocznice historyczne oraz bohaterów walk o niepodległość”. Wszystkie delegacje Nawrockiego miały wiązać się ściśle z jego obowiązkami służbowymi – w tym wizyta w Muzeum Pamięci Ofiar Rzezi Wołyńskiej w Chełmie czy w Kamesznicy, gdzie IPN uczestniczy w powstaniu żołnierzy podziemia niepodległościowego. Poza tym Nawrocki jako prezes IPN uczestniczył w święcie Barbórki w Mysłowicach i ślubowaniu 9. Turnusu Dobrowolnego Szkolenia Zasadniczej Służby Wojskowej w miejscowości Grupa,„odpowiadając na zaproszenie jednego z żołnierzy” – wyjaśniał rzecznik IPN. To właśnie takie wyjazdy wzbudziły podejrzenia Onetu.
„W każdym przypadku wyjazdu poza Warszawę, zgodnie z obowiązującymi przepisami, wystawiana jest delegacja. Dotyczy to w równym stopniu wszystkich pracowników IPN wykonujących swoje obowiązki poza stałym miejscem pracy. Prezes Karol Nawrocki wielokrotnie publicznie podkreślał, że częścią jego aktywności zawodowej są spotkania w różnych miejscach w kraju” – mówił rzecznik Instytutu dziennikarzom Polskiej Agencji Prasowej.
W debacie publicznej pojawiają się głosy, że Karol Nawrocki nie powinien łączyć funkcji prezesa IPN z kandydowaniem na urząd prezydenta. „Łączenie funkcji prezesa Instytutu Pamięci Narodowej z prowadzeniem kampanii wyborczej jest w mojej opinii niemożliwe” – stwierdził w rozmowie z Gazetą Wyborczą Wojciech Hermeliński, były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. – „W czasie kampanii z jednej strony jest miejsce na wymianę merytorycznych argumentów, z drugiej jednak kandydaci muszą nierzadko emocjonalnie odpierać zarzuty formułowane przez innych polityków. Wszyscy też wiemy, że kampanie wyborcze są wyjątkowo negatywne, dlatego udział prezesa IPN w kampanii nie da się pogodzić z godnością urzędu”
Porzucenie pracy w Instytucie od kandydata PiS domagają się posłowie koalicji rządzącej. Nawrocki pełni funkcję prezesa IPN od 2021 roku, został wybrany na pięcioletnią kadencję.
Premier Izraela nie pojawi się na 80. obchodach wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz-Birkenau – podają media. Powodem jest nakaz aresztowania wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze. Polski rząd potwierdza, że respektuje postanowienia MTK
Premier Izraela Benjamin Netanjahu może nie przyjechać na obchody 80 rocznicy wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz – podają izraelskie media i komentatorzy. Potwierdza je „Rzeczpospolita”. Premier Izraela może obawiać się aresztowania. Nie bez powodu, bo takiego działania wymaga postanowienie Międzynarodowego Trybunału Karnego, którego orzeczeń przestrzega również Polska. To zobowiązanie potwierdził wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski, odpowiedzialny za organizację obchodów na terenie Miejsca Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau. Rzeczpospolita cytuje też anonimowe źródła w polskiej dyplomacji, które tłumaczą: zachowanie anonimowości polskie źródła dyplomatyczne tłumaczą: „Mamy nadzieję, że przed MTK w końcu stanie Władimir Putin. Dlatego musimy przestrzegać postanowień Trybunału”.
Najprawdopodobniej Izrael będzie reprezentowany przez szefa dyplomacji Gideona Saara. Wśród uczestników obchodów znajdą się więc prezydenci, premierzy i koronowane głowy wielu krajów, zabraknie za to przywódcy Izraela – mimo że w niemieckim nazistowskim obozie Auschwitz-Birkenau większość ofiar stanowili Żydzi. „Do momentu wyzwolenia ok. 7 tys. więźniów przebywających na terenie obozu przez żołnierzy Armii Czerwonej, niemieccy naziści zamordowali w Auschwitz ok. 1,1 mln osób, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, sowieckich jeńców wojennych oraz ludzi innych narodowości” – podaje Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Pod koniec listopada Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał nakazy aresztowania Netanjahu, Joawa Galanta i dowódcy palestyńskiego Hamasu Mohammeda Deifa. Wszystkich oskarżył o zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości. Mieli się ich dopuścić w wojnie, która wybuchła po ataku Hamasu na Izrael 7 października. W reakcji na to wydarzenie izraelska armia wzięła krwawy odwet na terrorystach z Hamasu, ale i Palestyńczykach w Strefie Gazy. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych w Gazie od początku izraelskiej ofensywy zginęło 45 tys. osób. O tym, że sytuacja spełnia znamiona ludobójstwa, mówili między innymi przedstawiciele Amnesty International.
Ceny LPG poszły w górę, a kierowcy obawiają się braków w dostawach. Ministerstwo Przemysłu uspokaja.
Niemal trzy lata po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę doczekaliśmy się embarga na rosyjski autogaz. Do Unii Europejskiej, mimo wielu sankcji nałożonych na reżim i gospodarkę agresora, w dalszym ciągu płynęły morskie dostawy skroplonego gazu LPG. Tankowanie rosyjskiego gazu jest już niemożliwe dla właścicieli 2,5 mln zarejestrowanych w Polsce samochodów zasilanych LPG.
Brak rosyjskiego gazu jest odczuwalny na pylonach, gdzie cena litra gazu skoczyła nawet o 50 groszy. Ministerstwo przemysłu nie widzi możliwości interwencji na rynku, mimo niepokoju kierowców.
„Odnosząc się do cen paliw, należy podkreślić, że rynek paliw ciekłych jest rynkiem nieregulowanym, co oznacza, że ceny paliw ciekłych należą do kategorii cen umownych, tj. ustalanych przez producentów w oparciu o mechanizmy rynkowe – zależne od sytuacji na światowych rynkach produktów naftowych, stanu krajowej gospodarki i polityki fiskalnej państwa. W warunkach funkcjonowania wolnego rynku paliwowego administracja publiczna ma jedynie pośredni wpływ na kształtowanie cen paliw poprzez ustalanie stawek podatków i opłat” – czytamy w oświadczeniu resortu, które zapewnia, że paliwa na stacjach nie zabraknie.
W innym tonie wypowiadają się przedstawiciele Unimotu, jednego z największych importerów gazu LPG do Polski. "Co do zasady nie spodziewamy się braków LPG u światowych dostawców, jednak z uwagi na przełączenie w Polsce kierunku logistyki o 180 stopni trzeba być przygotowanym na chwilowe, punktowe braki tego produktu w okresie przejściowym na krajowym rynku, zanim cały łańcuch dostaw dopasuje się do zupełnie nowej rzeczywistości” – pisze biuro prasowe Unimotu, cytowane przez Rzeczpospolitą.
Jeszcze we wrześniu rosyjskie dostawy stanowiły o ok. 37 proc. całego rynku LPG w Polsce. Od stycznia do października polscy odbiorcy zapłacili za rosyjski gaz LPG około 2 mld zł – informowała Polska Organizacja Gazu Płynnego.
Zakaz importu rosyjskiego LPG jest częścią 12 pakietu sankcji, uchwalonego pod koniec zeszłego roku. Kraje członkowskie Unii Europejskiej miały rok na przygotowanie się do jego wprowadzenia. Do tej pory UE objęła sankcjami niemal 2400 podmiotów i osób pochodzących z Rosji. 16 grudnia UE uchwaliła 15 już pakiet ograniczeń nałożonych na konkretne osoby, podmioty, a nawet poszczególne statki przybijające do europejskich portów.