Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Komisja Europejska zaproponuje w poniedziałek wieczorem członkom UE listę amerykańskich produktów, które zostaną objęte dodatkowymi cłami w odpowiedzi na cła Trumpa na stal i aluminium, a nie szerszymi cłami wzajemnymi.
Kraje Unii Europejskiej próbują stworzyć jednolity front wobec nowych ceł prezydenta USA Donalda Trumpa. Pierwszy wspólny „ukierunkowanych środków zaradczych” będzie oznaczał, że UE dołączy do Chin i Kanady. Te nałożyły już cła odwetowe na Stany Zjednoczone. Wojna handlowa zaostrzy się więc, towary staną się droższe dla miliardów konsumentów, a gospodarki na całym świecie wpadną w recesję.
Cła europejskie mają objąć amerykańskie mięso, płatki zbożowe, wino, drewno i odzież, a także gumę do żucia, nici dentystyczne, odkurzacze i papier toaletowy. Nie ma zgody, czy odwetowymi cłami objąć bourbon — Trump zagroził, że w takim razie nałoży 200-proc. cła na wszystkie europejskie alkohole.
„Wyważenie odpowiedzi będzie trudne. Środki nie mogą być zbyt łagodne, bo nie skłonią Stany Zjednoczone do rozmów, ale nie mogą być też zbyt surowe, aby doprowadzić do eskalacji” – powiedział Reutersowi jeden z dyplomatów UE.
Amerykanie twierdzą, że w weekend aż 50 państw zgłosiło chęć negocjacji handlowych z USA. Wobec tego — pisze „Guardian” – nie jest jasne, czy cła będą obowiązywać na stałe, czy też Waszyngton obniży je lub wycofa w odpowiedzi na propozycje innych krajów i groźbę kontr-ceł. Na razie sekretarz handlu Howard Lutnick zapowiedział, że USA ceł nie odroczą. Ekonomiści z zespołu Trumpa występowali w niedzielę w porannych programach politycznych, gdzie przekonywali do koncepcji ceł i umniejszali ryzyko recesji.
W odpowiedzi na decyzje Donalda Trumpa, chińskie Ministerstwo Finansów ogłosiło w piątek 4 kwietnia cła odwetowe w wysokości 34 proc. Z kolei Ministerstwo Handlu dodało 11 amerykańskich firm do tzw. listy podmiotów niegodnych zaufania. Z kolei chińska agencja celna dodała, że wstrzymuje import drobiu od części amerykańskich producentów — pisze w OKO.press Jakub Szymczak:
Nagranie odzyskane z telefonu jednego z zabitych medyków pokazuje, że żołnierze izraelskiej armii otworzyli ogień do wyraźnie oznaczonych oraz oświetlonych wozów.
Izraelska armia zmienia wstępną wersję wydarzeń dotyczącą okoliczności zabicia przez nią 15 ratowników i paramedyków 23 marca w Strefie Gazy — podaje Reuters.
ONZ opublikowało 30 marca komunikat, w którym poinformowano o zakończeniu trwającej tydzień operacji ratunkowej, dzięki której odzyskano ciała zabitych: ośmiu z Palestyńskiego Czerwonego Półksiężyca, sześciu z Palestyńskiej Obrony Cywilnej oraz jednego z Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ich współpracownicy odnaleźli ich pogrzebanych w rejonie Tal as-Sultan w Rafah, w południowej Strefie Gazy.
"Dostępne informacje wskazują, że pierwszy zespół został zabity przez izraelskie siły 23 marca, a kolejne ekipy ratunkowe i pomocowe były atakowane jedna po drugiej przez kilka godzin, podczas gdy poszukiwały swoich zaginionych kolegów. Zostali oni pogrzebani pod piaskiem, razem ze zniszczonymi pojazdami ratunkowymi – wyraźnie oznakowanymi ambulansami, wozem strażackim i samochodem ONZ” – czytamy w opublikowanym 30 marca komunikacie ONZ.
Po ujawnieniu tej informacji izraelska armia przekazała, że według „wstępnej oceny” armia otworzyła ogień do kilku pojazdów, które „w podejrzany sposób” zbliżały się w stronę izraelskich pozycji, bez nadania odpowiednich sygnałów oraz bez oświetlenia. Izraelczycy przekazali również, że ekipa ratunkowa nie skoordynowała swoich ruchów z armią. Według Czerwonego Półksiężyca taka koordynacja nie była konieczna, bo organizacja nie otrzymała informacji, że okolica Tal as-Sultan jest miejscem operacji wojskowej.
Palestyński Czerwony Krzyż opublikował jednak nagranie odzyskane z telefonu komórkowego jednego z zabitych mężczyzn. Widać na nim pracowników służb ratunkowych w mundurach i wyraźnie oznakowanych karetkach i wozach strażackich z włączonymi światłami, którzy są ostrzeliwani przez żołnierzy. Taką wersję wydarzeń potwierdza także jedyny znany ocalały z incydentu ratownik medyczny Palestyńskiego Czerwonego Półksiężyca Munther Abed.
Izraelskie wojsko Izraelskie wojsko w sobotę zapowiedziało, że nagranie jest badane przez śledczych, a wnioski zostaną przedstawione dowódcom armii w niedzielę. Urzędnik wojskowy cytowany przez agencję Reuters stwierdził także, że rozbieżności w przedstawieniu sytuacji były wynikiem błędu osoby, która zdawała wstępną relację z przebiegu wydarzenia. Wojsko stoi także na stanowisku, że sześciu z piętnastu zabitych zidentyfikowano jako terrorystów, ale do tej pory nie przedstawiono żadnych dowodów na potwierdzenie tej tezy.
18 marca Izrael wznowił ofensywę w Strefie Gazy po trwającym niecałe dwa miesiące zawieszeniu broni. Dla premiera Netanjahu niewznowienie inwazji oznaczałoby odejście z koalicji dwóch skrajnie prawicowych, rasistowskich partii i potencjalną utratę rządów. Od tego momentu w Strefie Gazy zginęło już ponad tysiąc osób.
Według ONZ od 7 października 2023 roku w Strefie Gazy zginęło już co najmniej 1060 pracowników medycznych.
Paweł Kowal, przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych oraz szef Rady ds. współpracy z Ukrainą, poleciał do Waszyngtonu, gdzie spotkać się ma z amerykańskimi kongresmenami oraz ze specjalnym wysłannikiem prezydenta USA ds. Ukrainy generałem Keithem Kelloggiem. W niedzielę w „Financial Times” ukazał się wywiad, którego polityk udzielił jeszcze przed wyjazdem.
Rozmowa dotyczyła wojny w Ukrainie i rozmów pokojowych, które obecnie USA prowadzą z Rosją i Ukrainą. Paweł Kowal zaznaczył, że dla krajów europejskich potencjalne uznanie aneksji przez Rosję części Ukrainy byłoby przekroczeniem czerwonej linii.
„Po rozpadzie Związku Radzieckiego Rosja uznała Ukrainę z jej granicami, łącznie z Krymem i Donbasem, i to jest podstawa zasad prawa międzynarodowego. Międzynarodowe gwarancje prawne dotyczące przebiegu granic w Europie Środkowej to jedne z głównych gwarancji utrzymania pokoju w regionie, jak wynika z naszego doświadczenia historycznego” – mówi Kowal (cytat za PAP).
Polski polityk dodał, że uznanie terytorialnych roszczeń Rosji wobec Krymu, Donbasu lub innych części Ukrainy byłoby „historycznym błędem” i precedensem.
Paweł Kowal odniósł się także do wykluczenia przez administrację Donalda Trumpa krajów europejskich z negocjacji prowadzonych z Rosją i Ukrainą.
„Bardzo trudno jest dyskutować o bezpieczeństwie w Ukrainie w oderwaniu od ogólnej kwestii bezpieczeństwa Europy Środkowej” – powiedział polityk.
Na stronie FT ukazała się z tytułem: Polska ostrzega Donalda Trumpa przed „historycznym błędem” w kwestii ekspansji Rosji [Poland warns Donald Trump against ‘historical mistake’ over Russian expansion].
Od ponad miesiąca administracja Donalda Trumpa negocjuje z Rosją oraz Ukrainą zakończenie konfliktu trwającej od trzech lat pełnoskalowej inwazji. W marcu prezydent USA rozmawiał telefoniczne z Władimirem Putinem i prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Stany Zjednoczone wystąpiły z propozycją zawieszenia broni na 30 dni, która miałaby obowiązywać w przestrzeni powietrznej, na morzu i lądzie. Ukraina propozycję przyjęła, jednak Rosja się na nią nie zgodziła.
Po rozmowach rosyjsko-amerykańskich i ukraińsko-amerykańskich w Arabii Saudyjskiej obie strony wojny miały się zgodzić na zawieszenie broni na Morzu Czarnym, jednak z czasem Rosja zadeklarowała, że nie przystąpi do tego porozumienia, jeśli Zachód nie zniesie części nałożonych na nią sankcji.
Putin zasugerował przekazanie Ukrainy pod zarząd tymczasowy przed rozmowami pokojowymi. Powiedział, że administracja tymczasowa mogłaby być na Ukrainie wprowadzona „pod auspicjami ONZ, USA, krajów europejskich i rosyjskich partnerów”. Miałoby to doprowadzić do wyborów i wyłonienia rządu, by następnie „rozpocząć rozmowy na temat traktatu pokojowego”. Strona amerykańska odrzuciła propozycję Kremla.
Mimo deklaracji administracji Trumpa i prób doprowadzenia do zawieszenia broni w Ukrainie, do tej pory nie udało się doprowadzić do żadnego przełomu.
Demonstracje odbyły się w 50 stanach. Organizatorzy domagają się m.in. „zakończenia przejęcia władzy przez miliarderów i szerzącej się korupcji w administracji Trumpa".
W sobotę i w niedzielę w USA odbyło się ponad 1200 demonstracji w pięćdziesięciu stanach przeciwko prezydentowi Donaldowi Trumpowi oraz Elonowi Muskowi. Organizatorami akcji było 150 prodemokratycznych organizacji, którym pod hasłem „Hands Off!” Udało się zgromadzić – według szacunków CNN – miliony osób.
Protestujący gromadzili się na ulicach, przed biurami administracji publicznej, stanowymi kongresami, w parkach.
Organizatorzy sformułowali trzy podstawowe postulaty ruchu: „zakończenie przejęcia władzy przez miliarderów i szerzącej się korupcji w administracji Trumpa; zakończenie cięć funduszy federalnych na Medicaid, ubezpieczenia społeczne i inne programy, na których polegają ludzie pracujący; oraz zakończenie ataków na imigrantów, osoby transpłciowe i inne społeczności”.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych posunięć Donalda Trumpa było powierzenie miliarderowi Elonowi Muskowi Departamentu Efektywności Rządu zwanego DOGE. Zespół dokonał cięć w administracji, eliminując ponad 200 000 z 2,3 miliona miejsc pracy w administracji federalnej. Redukcje etatów dokonywane były w sposób chaotyczny, co doprowadziło do kryzysu w wielu instytucjach, które musiały pospiesznie ponownie zatrudniać zwolnionych pracowników.
W ostatnich dniach w Stanach Zjednoczonych nasila się także kryzys wokół wprowadzonych 2 kwietnia przez administrację Trumpa ceł na prawie wszystkie kraje świata. Ruch prezydenta doczekał się już odpowiedzi ze strony Chin. Rozpoczęta właśnie wojna handlowa wstrząsnęła giełdą USA i, jak wskazują eksperci, może doprowadzić do wzrostu inflacji.
Po zawieszeniu prawa do azylu liczba prób przejścia przez granicę polsko-białoruską wzrosła. Polskie służby mają być pod coraz większą presją – stwierdził szef MON
5 kwietnia minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował, że w nocy z piątku na sobotę doszło do 300 prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Podczas konferencji prasowej przekazał, że rośnie także liczba ataków na polskich funkcjonariuszy pilnujących szczelności granic. Mówił, że incydenty są coraz bardziej brutalne – grupy osób, które chcą przekroczyć granice, mają rzucać w mundurowych kamieniami.
„Presja wzrasta. Operacja ze strony białoruskiej i rosyjskiej się nasila. To wszystko jest wykreowane, ma na celu osłabianie siły Europy i Polski” – mówił Kosiniak-Kamysz. Ostrzegał, że pomaganie w przekroczeniu granicy jest niezgodne z prawem. „Nasza ziemia, nasze prawo. Chronimy naszych obywateli. Zatrzymamy wszystkich tych, którzy narażają nasze bezpieczeństwo” – mówił minister obrony.
Wcześniej wiceminister spraw wewnętrznych umieścił w sieci film z monitoringu na zaporze, który pokazuje akcję polskich sił na granicy. Jacek Dobrzyński stwierdził, że prób przejść cudzoziemców z Białorusi do Polski jest w ostatnim czasie więcej. „Wczoraj grupa licząca 22 osoby, niszcząc barierę techniczną, przedostała się do Polski. Nowym elementem jest to, że 5 osób pozostało po stronie białoruskiej i rzucając kamieniami w polskie patrole, jednocześnie nagrywało nielegalne przekraczanie granicy. Niewykluczone, że filmy zostaną wykorzystane do prowadzonej przez stronę białoruską i organizatorów tego procederu propagandy, jakoby granicę naszego państwa można łatwo pokonać” – stwierdził wiceminister.
„Jednak w rzeczywistości próby nielegalnego przekraczania granicy są, tak jak to widać na nagraniu z monitoringu, szybko i skutecznie udaremniane. Przejścia nie ma. Polska granica jest szczelna” – dodał.
Premier Donald Tusk przekazał, że Polska rozpocznie kampanię informacyjną w krajach, z których pochodzi najwięcej migrantów próbujących dostać się do Unii Europejskiej szlakiem przez Białoruś. Przekaz ma być prosty: przejścia nie ma.
Informacje o większej liczbie prób przekroczenia granicy polsko-białoruskiej pojawiły się w momencie, gdy Polska wprowadziła restrykcyjne przepisy zawieszające prawo do azylu. Rozporządzenie w tej sprawie weszło w życie 27 marca.
Polski rząd przegłosował szeroko krytykowaną ustawę, która wprowadziła do polskiego porządku prawnego nowy termin – instrumentalizację migracji. Jeśli zachodzi ryzyko instrumentalizacji migracji, która zagraża bezpieczeństwu państwa i społeczeństwa, Rada ministrów na wniosek szefa MSWiA może czasowo ograniczyć prawo do złożenia wniosku o ochronę międzynarodową.
O tym, że ustawa narusza Konstytucję, mówią od dawna organizacje społeczne i humanitarne (m.in. Grupa Granica, Amnesty International Polska, Helsińska Fundacja Praw Człowieka), Rzecznik Praw Obywatelskich, Rzecznik Praw Dziecka, UNHCR (który ma szczególny mandat do interpretowania Konwencji Genewskiej).
Jedną z najbardziej miażdżących była opinia Biura Legislacyjnego Senatu. Mecenas Renata Bronowska wskazała w niej szereg aktów, z którymi ustawa nie jest zgodna:
„Konkludując, w naszym przekonaniu koncepcja normatywna, która stoi u podstaw rozwiązania przyjętego w tej ustawie, nie może być naprawiona w drodze poprawy, a ustawa nie powinna stanowić części systemu prawnego” – zakończyła podczas posiedzenia komisji senackiej prawniczka.