Walczący z syryjskim rządem islamistyczni rebelianci wkroczyli do drugiego pod względem wielkości miasta kraju, Aleppo. Rumunii, tydzień po I turze wyborów parlamentarnych, wybierali parlament.
Poszukiwany listem gończym były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych ujawnił w wywiadzie, że przebywa w Londynie i nie zamierza na razie wracać do Polski. Prokuratura komentuje: to ucieczka.
Michał Kuczmierowski to były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych z czasów rządów PiS. W poniedziałek 26 sierpnia 2024 prokuratura wystawiła za nim list gończy.
Były urzędnik jest ścigany w związku z kontraktami zawieranymi przez rządową agencję z producentem odzieży patriotycznej Red is Bad.
Kuczmierowski udzielił wywiadu portalowi wpolityce.pl. Ujawnił w nim, że przebywa w Londynie, gdzie szuka pracy, a do Polski wróci dopiero wtedy, kiedy zyska gwarancję uczciwego procesu.
“Jeśli będę miał gwarancję uczciwego procesu, jeżeli będę mógł odnieść się rzeczowo do dokumentów, będę mógł się wypowiedzieć swobodnie, to z przyjemnością stawię się następnego dnia” – deklaruje.
Dopytywany przez Jacka Karnowskiego, co jego zdaniem zagwarantowałoby uczciwy proces, Kuczmierowski wymienia list żelazny, który zapewniłby mu możliwość odpowiadania przed sądem z wolnej stopy.
“Nie chcę być w żaden sposób używany do politycznego przedstawienia, nie chcę być pacynką w teatrzyku pt. „PO rozlicza poprzedników ku uciesze rozochoconej publiczności pod sztandarem ośmiu gwiazdek” – komentuje Kuczmierowski.
Słowa Kuczmierowskiego skomentował w rozmowie z TVN24 rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak.
“W tym wywiadzie, jeżeli wywiad jest autentyczny, pan Kuczmierowski mówi, że nie wróci do Polski. Czyli dokona ucieczki w rozumieniu prawa karnego i ukrywania się przed organami ścigania do czasu spełnienia jakichś tam warunków” – ocenia rzecznik PK.
Sprawa Kuczmierowskiego dotyczy wielomilionowych kontraktów zawieranych przez kierowaną przez niego Rządową Agencję Rezerw Strategicznych z biznesmenem Pawłem Szopą, właścicielem marki odzieży patriorycznej Red is Bad.
Jako pierwszy sprawę ujawnił Onet. Według źródeł portalu CBA ustaliło, że pracownicy RARS i KPRM “realizują mechanizm przestępczy polegający na zlecaniu zakupu towarów i usług z wyłączeniem ustawy Prawo zamówień publicznych, korzystając powszechnie z zapisów obejmujących jedynie sytuacje wyjątkowe".
Paweł Szopa miał zarabiać nie tylko na sprzedawaniu odzieży patriotycznej. Dostawał od rządu PiS pieniądze za zlecenia, w których nie miał żadnych wcześniejszych doświadczeń:
Prokurator generalny Adam Bodnar zwrócił się do przewodniczącej PE Roberty Metsoli z wnioskiem o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej europosła PiS Michała Dworczyka. Chodzi o tzw. aferę mailową.
Już w lipcu 2024 roku informowaliśmy w OKO.press, że prokuratura będzie chciała kontynuować trwające postępowania przeciwko Grzegorzowi Braunowi i Michałowi Dworczykowi.
Ponieważ obaj politycy zostali w czerwcu wybrani posłami do Parlamentu Europejskiego, aby mogli odpowiadać przed sądem, PE musi wyrazić zgodę na uchylenie ich immunitetów.
Dworczyk, czyli były szef Kancelarii Premiera za rządów Mateusza Morawieckiego, ma usłyszeć zarzuty utrudnianie postępowania karnego w związku z tzw. aferą mailową.
Śledczy zarzucają Dworczykowi niedopełnienie obowiązków ciążących na funkcjonariuszu publicznym oraz utrudnianie postępowania.
Jak czytamy w komunikacie Prokuratury Krajowej, niedopełnienie obowiązków miało polegać na “posługiwaniu się niecertyfikowaną i niezabezpieczoną prywatną skrzynką mailową do prowadzenia korespondencji w zakresie realizacji zadań służbowych wynikających z pełnionych funkcji, mających znaczenie dla bezpieczeństwa publicznego i prawidłowego funkcjonowania organów państwa”.
Śledczy wymieniają konkretne informacje, które nie powinny znaleźć się w prywatnej korespondencji Dworczyka. Są nimi informacje niejawne oraz te dotyczące:
Funkcjonariusze publiczni w sprawach służbowych powinni komunikować się tylko za pomocą certyfikowanych narzędzi, aby ich korespondencja nie stała się łupem ataków hakerskich.
A taki miał miejsce w przypadku Michała Dworczyka.
W czerwcu 2021, służby zabezpieczyły prywatną skrzynkę mailową Michała Dworczyka, z której hakerzy wykradli korespondencję. Tyle że, jak ustalili śledczy, zanim służby wykonały kopię, część maili została usunięta. I to w taki sposób, by nie można ich było odzyskać.
„Skutkiem takiego działania było zniszczenie danych stanowiących istotny dowód dla ustalenia okoliczności ataku hakerskiego, co jest przedmiotem postępowania w sprawie Prokuratury Okręgowej w Warszawie” – tłumaczyła w czerwcu prokurator Anna Adamiak, rzeczniczka Prokuratury Generalnej.
Zdaniem śledczych to sam Dworczyk polecił komuś usunięcie niewygodnych dla niego maili. I według nich jest to "pomaganie sprawcy ataku hakerskiego w uniknięciu odpowiedzialności karnej”.
Śledczy zarzucają więc Dworczykowi poplecznictwo, czyli przestępstwo z art. 239 § 1 Kodeksu karnego.
Popełnia je ten, kto:
“Utrudnia lub udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa, w tym i przestępstwa skarbowego uniknąć odpowiedzialności karnej, w szczególności kto sprawcę ukrywa, tworzy fałszywe dowody, zaciera ślady przestępstwa, w tym i przestępstwa skarbowego, albo odbywa za skazanego karę”
Za poplecznictwo grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.
Michał Dworczyk skomentował już sprawę w mediach społecznościowych. Jego zdaniem wniosek o uchylenie mu immunitetu jest „kolejnym atakiem ministra Bodnara i jego akolitów”.
„Jak rozumiem zarzut jest taki, że utrudniam prokuraturze poszukiwania hakerów, którzy włamali się na moją skrzynkę mailową oraz skrzynki kilkudziesięciu innych polskich polityków. (...) Według amerykańskiej firmy Mandiant, zajmującej się cyberbezpieczeństwem, byli to hakerzy powiązani z białoruskimi i rosyjskimi służbami specjalnymi. Wychodzi na to, że miałbym być elementem naprawdę złożonej intrygi…” – napisał na platformie X były szef Kancelarii Premiera.
Polityk podkreślił, że w postępowaniu, które zdaniem śledczych miałby utrudniać, ma status pokrzywdzonego.
„Ale rozumiem, że dziś zapotrzebowanie na polityczne zlecenia może czynić cuda…” – skomentował.
„Mam nadzieję, że w ciągu kilku godzin decyzja dotycząca sprawozdania finansowego komitetu wyborczego zostanie podjęta. Zwłaszcza że termin na jej podjęcie minął moim zdaniem w połowie lipca” – powiedział przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak tuż przed rozpoczęciem dzisiejszego posiedzenia PKW.
Na posiedzeniu członkowie PKW mają wreszcie zdecydować, czy przyjąć sprawozdanie finansowe PiS z ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu. Jeśli go odrzucą, PiS straci część środków z państwowej subwencji i dotacji partyjnej. Chodzi o miliony złotych.
To już trzecie posiedzenie PKW w tej sprawie. Na poprzednich decyzję odraczano, aby ustalić szczegóły możliwych naruszeń przepisów o finansowaniu kampanii wyborczej przez kandydatów PiS. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że przepisy kodeksu wyborczego (znowelizowane za czasów PiS) ograniczają możliwość PKW o odrzuceniu sprawozdania finansowego – jeśli są interpretowane literalnie.
Jednocześnie informacje o stosowanych przez PiS w czasie kampanii wyborczej praktykach wyraźnie pokazują, że kandydaci tej partii wykorzystywali pieniądze państwowe, instytucjonalne, do wyborczego promowania się. A to niezgodne z prawem. Używanie państwowych pieniędzy sprawiało też, że kandydaci PiS mieli nieuprawnioną przewagę nad innymi startującymi w wyborach. Stosowane przez nich niedozwolone praktyki powinny więc skutkować negatywnymi konsekwencjami, uwidaczniającymi się właśnie w decyzji PKW.
Prawdopodobnie rozterką związana z tymi rozbieżnościami podzielił się w czwartek Sylwester Marciniak.
„Idealnie byłoby, gdyby można było rozstrzygnąć sprawę nie tylko zgodnie z prawem i sprawiedliwie. Istnieje jednak także możliwość, że będzie rozstrzygniecie sprawiedliwe, ale niezgodne z prawem, czy wręcz niesprawiedliwe” – stwierdził przewodniczący PKW.
Poinformował także, że zarówno PKW, jak i Krajowe Biuro Wyborcze są zasypywane pismami, w których zarówno instytucje i ministerstwa, jak i pojedynczy posłowie wskazują na nieprawidłowości w kampanii PiS.
„Te pisma liczące często ponad kilkadziesiąt stron. Nie ma dnia, aby nie wpłynęło kolejne pismo, nawet dzisiaj w nocy” – mówił Marciniak. To był zresztą jego kolejny argument za tym, by PKW podjęła wreszcie decyzję w sprawie sprawozdania i nie przeciągała jej. Bo inaczej, jak podkreślał, będzie to „niekończąca się opowieść”.
Zgodnie z przepisami, komitet wyborczy może odwołać się od niekorzystnej decyzji Państwowej Komisji Wyborczej do Sądu Najwyższego. PiS zapewne tak postąpi, jeśli jego sprawozdanie zostanie odrzucone. Wtedy sprawę rozpatrywać będzie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN.
Tyle tylko że jest to izba powołana w 2018 roku na skutej „reform” w sądownictwie, wprowadzanych przez rząd Zjednoczonej Prawicy. W jej skład wchodzą wadliwie powołani sędziowie, wskazani przez upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa w 2018 roku. Może się więc okazać, że decyzja PKW nie zakończy sprawy subwencji budżetowej PiS. Nie ma wątpliwości, że PiS będzie walczył do końca o partyjne pieniądze.
O godz. 10:30 Państwowa Komisja Wyborcza po raz kolejny będzie obradować nad sprawozdaniem finansowym PiS. Dzisiejsza decyzja ma być już ostateczna. Tuż przed rozpoczęciem posiedzenia do dziennikarzy wyjdzie przewodniczący PKW Sylwester Marciniak.
Jeszcze kilka dni temu analizowaliśmy w OKO.press, że Krajowe Biuro Wyborcze ma argumenty prawne na to, by przyjąć sprawozdanie PiS.
KBW kategorycznie stwierdziło, że „działania podmiotów innych niż komitety wyborcze nie podlegają kontroli ani ocenie PKW”, chyba że komitet wyborczy przyjął “korzyść majątkową”, o czym wiedział, a najlepiej formalnie potwierdził pełnomocnik wyborczy komitetu.
Taki precedens miał już miejsce i dotyczył Polski 2050. Powód? Wpisane do ewidencji partii w marcu 2021 r. ugrupowanie Szymona Hołowni miało kłopoty z założeniem konta i korzystało z pośrednictwa bliskich mu organizacji m.in. Stowarzyszenia Polska 2050 oraz Instytutu Strategie 2050.
Zaznaczyć należy, że w grudniu 2022 r. PKW nie oceniała kampanii wyborczej, ale rozliczała sprawozdanie finansowe Polski 2050, i odrzuciła je z powodu naruszenia ustawy o partiach politycznych, a nie kodeksu wyborczego. Kluczowa dla sprawy PiS może okazać się jednak argumentacja, która posłużyła PKW do odrzucenia sprawozdania finansowego Polski 2050.
„Logika cytowanych artykułów ustawy o partiach politycznych jest taka jak cytowanych wyżej artykułów 144 w związku z art. 132 kodeksu wyborczego. I tu, i tu chodzi o zdefiniowanie dopuszczalnych sposobów finansowania polityki i wskazanie, że nielegalne, ukryte jej finansowanie jest zakazane” – analizuje Piotr Pacewicz.
Piotr Pacewicz w swojej analizie podkreśla, że odrzucenie sprawozdania PiS na mocy art. 144 kodeksu wyborczego wymagałoby “precyzyjnego, co do złotówki, wyliczenia, jaka jest wartość „korzyści majątkowych”, z jakich skorzystała w kampanii partia”, a zwłaszcza, czy przekraczają one 1 proc. przychodów komitetu wyborczego, która w przypadku PiS wynosi 387 tys. zł”.
Będący członkiem Państwowej Komisji Wyborczej Ryszard Kalisz potwierdził jednak w niedawnym wywiadzie dla TVP Info, że PKW dysponuje dokumentami wskazującymi nieprawidłowości w finansowaniu kampanii przez PiS na kwotę “znacząco wyższą” niż 380 tys. zł.
Informacje te potwierdza także źródło Onetu:
„Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Mamy udokumentowane znacznie wyższe nielegalne wydatki”
Kwota, o którą może chodzić to jednak raczej kilkaset tysięcy, a nie 23 miliony złotych jak wyliczyli posłowie Joński i Szczerba na podstawie materiałów pochodzących z rządu, instytucji publicznych i spółek skarbu państwa.
Skąd taka różnica? Według źródeł Onetu, PKW nie weźmie pod uwagę pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości wydawanych w okręgach wyborczych polityków Suwerennej Polski m.in. na garnki dla kół gospodyń wiejskich czy wozy dla ochotniczych straży pożarnych.
„Przecież te pojazdy zostały u strażaków. Korzyść polityków Suwerennej Polski polegała na tym, że pokazywali się na imprezach, gdzie przekazywane były takie wozy. Tyle że bardzo trudno oszacować finansowo, ile taka promocja była warta. A my musimy mieć twarde dane finansowe. Fundusz Sprawiedliwości to jest sprawa dla prokuratury i sądów, a nie dla PKW” – mówi rozmówca Onetu.
PKW nie tylko nie weźmie pod uwagę wpływu pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości na kampanię wyborczą, ale w ocenie nielegalnego finansowania kampanii ograniczy się jedynie do formalnego czasu jej trwania.
Kolejny przykład: Krzysztof Szczucki jako szef Rządowego Centrum Legislacji miał zatrudnić sześć osób, które de facto nie zajmowały się sprawami RCL, a kampanią wyborczą polityka. Sprawę ujawnił w maju 2024 roku Donald Tusk i wyliczył płace zatrudnionych przez Szczuckiego urzędników na 900 tys. zł.
"Tyle że oni zostali zatrudnieni jeszcze przed kampanią. A zatem nie można wliczyć do nieprawidłowości w sprawozdaniu PiS całej kwoty ich zarobków od momentu zatrudnienia.
Można wliczyć tylko zarobki podczas kampanii" – stwierdza rozmówca Onetu.
Ustalenie kwoty nielegalnych wydatków ma kluczowe znaczenie dla wysokości kary dla PiS – im będą niższe, tym łagodniejsza kara finansowa dla byłego obozu rządowego.
Według nieoficjalnych informacji PAP nie ma jeszcze projektu uchwały PKW z wyliczeniami pełnej kwoty nielegalnych wydatków. A o tym, ile pieniędzy miałoby ostatecznie stracić PiS, członkowie PKW będą debatować na dzisiejszym posiedzeniu, które rozpocznie się o 10:30.
“Można się spodziewać, że posiedzenie pewnie będzie trochę trwało" – powiedział PAP jeden z członków Komisji.
Decyzja PKW jest spodziewana dziś po południu.
Premier Donald Tusk twierdzi, że jego kontrasygnata pod decyzją prezydenta o powierzeniu funkcji przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN neo-sędzięmu była urzędniczym błędem. Ale stowarzyszenia sędziowskie traktują ten gest jako coś znacznie poważniejszego.
Donald Tusk kontrasygnował postanowienie prezydenta Dudy o wyznaczeniu neo-sędziego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN, które ma wybrać nowego prezesa Izby. W środę 28 sierpnia tłumaczył się na konferencji prasowej ze swojej decyzji.
„Nie będę owijał w bawełnę, nastąpił błąd (...) Urzędnik odpowiedzialny za przygotowanie do podpisywania nie dostrzegł polityczności dokumentu, który stanowił o nominacji dla neosędziego” – powiedział szef rządu podczas konferencji prasowej. Dodał jednak, że nie stoi za tym ani żaden „polityczny układ”, ani też konsekwencje pomyłki nie są „tak poważne jak twierdzą niektórzy”.
Z takim podejściem do sprawy nie zgadzają się jednak najważniejsze stowarzyszenia niezależnych sędziów i prokuratorów zaangażowanych w walkę o praworządność w Polsce. Organizacje wydały wspólne oświadczenie, w którym nie tylko wyrażają „rozczarowanie i poruszenie” decyzją premiera, ale też alarmują, że „udzielona przez Prezesa Rady Ministrów kontrasygnata dla nominowania neo-sędziego na przewodniczącego zgromadzenia Izby w SN pogłębia chaos prawny i utrudnia przywrócenie państwa prawa”.
„Kontrasygnata oznacza przejęcie odpowiedzialności przez Prezesa Rady Ministrów. Żaden cel polityczny nie może uzasadniać przejęcia odpowiedzialności za złamanie standardów konstytucyjnych i europejskich” – napisali sędziowie i prokuratorzy.
Rządowe zadłużenie wzrośnie do 289 mld zł, ale minister finansów przekonuje, że nie musimy bać się unijnej procedury nadmiernego deficytu. Jednak powołuje się właśnie na tę procedurę i trudną sytuację finansową, gdy tłumaczy, dlaczego podwyżki dla pracowników rządowych będą niskie.
Większość członków Państwowej Komisji Wyborczej ma opowiadać się za odrzuceniem sprawozdania wyborczego Prawa i Sprawiedliwości – podaje w artykule Andrzeja Stankiewicza Onet. Partia nie zostanie jednak ukarana zbyt dotkliwie. Kwota nielegalnie pozyskana przez PiS – według źródeł Onetu – zostanie wyliczona na „co najmniej kilkaset tysięcy złotych, ale nie kilka milionów”.
Odrzucając sprawozdanie wyborcze PiS, PKW mogłaby użyć uzasadnienia ukarania w 2022 roku Polski 2050 za „ukryte, niedozwolone finansowanie partii poza kontrolą PKW”. Sąd Najwyższy odrzucił wtedy odwołanie Hołowni argumentując, że jawność finansowania polityki to „bezpiecznik” demokracji.
W związku z uzupełnieniem i częściową zmianą zarzutów prokuratorskich wobec księdza Michała O. (na zdjęciu powyżej) oraz dwóch urzędniczek z Ministerstwa Sprawiedliwości — Urszuli D. i Karoliny K., podejrzanych w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, Sąd Okręgowy w Warszawie przychylił się do wniosku prokuratury o przedłużenie aresztu tymczasowego dla podejrzanych o kolejne trzy miesiące.
Ksiądz Michał O. oraz urzędniczki Ministerstwa Sprawiedliwości Urszula D. i Karolina K. to podejrzani w głośnym śledztwie dotyczącym Funduszu Sprawiedliwości. Prokuratura Krajowa bada, w jaki sposób resort Zbigniewa Ziobry rozdawał publiczne dotacje z Funduszu. Wśród podejrzanych beneficjentów dotacji jest Fundacja Profeto, której szefem jest ks. Michał O. Fundacja miała dostać niemal 100 mln zł dotacji z Funduszu Sprawiedliwości, mimo że nie spełniała wymogów, by się o nią ubiegać. Sprawę ujawniło OKO.press oraz TVN24.
Sześcioro studentów Uniwersytetu Warszawskiego i ich wykładowczyni, uwięzieni w Nigerii od 7 sierpnia, zostało zwolnionych z aresztu. W Nigerii cała siódemka przebywała na wyjeździe naukowym zorganizowanym przez Wydział Orientalistyki UW. Władze aresztowały ich w trakcie antyrządowych protestów, które odbywały się w pierwszych dniach sierpnia. W ich uwolnienie zaangażowało się MSZ.
Polski eksport baterii do samochodów wciąż liczony jest w miliardach, ale producenci zauważają spowolnienie. Wiąże się to między innymi ze spadkiem popytu w Niemczech, które zawiesiły dotowanie kupna aut na baterie. Branża ostrzega przed skutkami ograniczenia wsparcia dla kupujących elektryki w Polsce. Nie będzie ono dostępne dla samochodów na leasing. Rząd przygotowuje jednak bardzo atrakcyjne zasady dotacji dla używanych elektryków, które po dopłatach mogą kosztować mniej od swoich spalinowych odpowiedników.