Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Ukraina początkowo odrzuciła rosyjską inicjatywę zawieszenia broni w okresie wielkanocnym, ale później została nakłoniona do wyrażenia na nią zgody” – oznajmił Putin na zainscenizowanej dla niego „konferencji prasowej”. Po czym zaproponował ukraińsko-rosyjskie rozmowy o tym, czym jest obiekt cywilny, którego można by nie ostrzeliwać.
W poniedziałek po południu Putin „spotkał się z dziennikarzami” i przedstawił nowe stanowisko Kremla. Po tym, jak administracja Trumpa zabiega od dwóch miesięcy o rozejm, a Moskwa mówi „tak, ale”, czyli nie, w sobotę Putin ogłosił „rozejm wielkanocny” – na 30 godzin. Miał to być gest zauważalny w Ameryce, bo w tym roku kościoły zachodnie i wschodnie obchodzą Wielkanoc tego samego dnia. Putin rozejmu jednak nie przedłużył, mimo zachęt ze strony amerykańskiego Departamentu Stanu. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski kilkakrotnie natomiast powtórzył, że Ukraina jest gotowa zgodzić się na 30-dniową przerwę w atakach na infrastrukturę cywilną.
Przez cały czas trwania rozejmu i wiele godzin po nim propaganda Kremla powtarzała, że Kijów rozejmu nie przestrzegał. Głównie dlatego, że nie panuje nad swoimi wojskami. W ten sposób Moskwa sugeruje Trumpowi, że w celu uzyskania rozejmu trzeba wymienić władze w Kijowie na prokremlowskie. Oskarżenia Moskwy przelicytowała jednak strona ukraińska, podając, że w czasie ogłoszonego przez siebie rozejmu armia Putina aż 3 tysiące razy atakowała Ukrainę.
Wtedy głos zabrał Putin. Przyznał, że choć nie uzgadniał rozejmu z Ukrainą, ta się go przez 30 godzin trzymała. Oczywiście nie sama z siebie — została „nakłoniona” (Rosja zawsze stara się podkreślać, że Ukraina nie jest państwem decydującym samo o sobie): „Ogólnie rzecz biorąc, obserwujemy spadek aktywności bojowej ze strony wroga. Są to oceny, w tym te od dowódców naszych grup. Niemniej jednak doszło do prawie 5000 naruszeń, z czego 4900 to 6 ataków i 90 prób uderzenia w bezzałogowe statki powietrzne typu samolotowego” – powiedział Putin. „Zanotowano także 1400 ataków artyleryjskich”. „Ogólnie rzecz biorąc, nadal nastąpił spadek aktywności. Witamy to i jesteśmy gotowi patrzeć w przyszłość”.
Ciekawsza w wystąpieniu Putina była akceptacja pomysłu przedłużenia rozejmu i umówienia się, że obie strony nie strzelają do obiektów cywilnych, jak zaproponował prezydent Zełenski. Putin szybko dodał jednak, że
„jeśli chodzi o propozycję nieatakowania obiektów infrastruktury cywilnej, to trzeba to doprecyzować”.
I dalej wytłumaczył, że obiektami cywilnymi w Ukrainie są te, które Moskwa za cywilne uważa. Na przykład krwawy ostrzał centrum kongresowe koło Uniwersytetu Sumskiego. Zzginęły w nim 13 kwietnia 34 osoby, w tym dwoje dzieci, 119 osób zostało rannych, w tym 15 dzieci. Choć to obiekt cywilny i Putin temu nie przeczy, to uprawniało go do ataku to, że odbywała się tam ceremonia wręczenia nagród żołnierzom. A ponieważ Moskwa uważa ich za zbrodniarzy — gdyż wkroczyli oni na teren Rosji — to miała prawo strzelać. „To są ludzie, których uważamy za przestępców” – powiedział Putin. „Otrzymali tę karę. Zrobiono to właśnie po to, aby ich ukarać”. Tak samo wyjaśnił ostrzał cywilnych hal w Odessie. Tam — wedle informacji Kremla — prowadzona była produkcja wojskowa.
„Albo organizują jakieś zgromadzenie w jakiejś restauracji, jakieś zgromadzenie tych ludzi, którzy zasługują na najsurowszą karę za popełnione przez siebie przestępstwa. Tak też się stało. Restauracja jest wykorzystywana do spotkań, spotkań, konferencji, ludzie tam coś świętują i piją wódkę. „Jedno z uderzeń też tam przeprowadzono” – dodał Putin, nie precyzując, gdzie i kiedy strajk został przeprowadzony. Być może miał na myśli ostrzał Krzywego Rogu na początku kwietnia. Zginęło w nim 19 osób.
Słowa Putina dojaśnił następnie jego rzecznik Pieskow: „Kiedy prezydent powiedział, że można omówić kwestię nieatakowania celów cywilnych, także dwustronnie, to miał na myśli negocjacje i rozmowy ze stroną ukraińską”.
Donald Trump straszy, że wobec braku postępów w negocjacjach USA wycofają się z negocjacji. Trump powtórzył, także wczoraj, że spodziewa się rezultatów jeszcze w tym tygodniu. Z Amerykańską ofertą pokojową jedzie najpierw do Londynu, na rozmowy z Ukrainą i jej sojusznikami, a następnie do Moskwy Steve Witkoff. Jedną z propozycji na liście Witkoffa jest oficjalne uznanie aneksji Krymu przez Rosję. Ujawnił to 21 kwietnia „The Wall Street Journal”. Ukraina już wydała oficjalne oświadczenie, że to niemożliwe. Moskwa natomiast uznała propozycje Witkoffa, zwłaszcza tę o zakazie wstępu Ukrainy do NATO, za obiecujące. Jednocześnie prezydent Zełenski zapowiedział, że będzie zabiegał o bezwarunkowe zawieszenie broni.
W tej sytuacji Putin ustawia się w roli gołębia pokoju: jest gotów do rozmów o rozejmie, nie opowiada już, że taki rozejm pozwoliłby Ukrainie się dozbroić i złapać oddech. Mówi tylko, że trzeba doprecyzować, które centrum kongresowe i która hala rolnicza jest obiektem cywilnym i kiedy. Co oznaczałoby długie i żmudne negocjacje — ale i może sukces dla Trumpa.
Jednocześnie trzeba zauważyć, że każdy ukraiński ostrzał Rosji i każdy atak dronowy Moskwa uznaje za atak na infrastrukturę cywilną. W tym wypadku nie ma mowy, że infrastruktrura ta mogła być wykorzystywana przez rosyjskie wojsko. Do tego ukraińskie ataki są dla Moskwy bolesne, bo — jak wynika z propagandy Kremla — całkowicie dezorganizują życie na bliższym, ale i coraz dalszym pograniczu. Rosja nie ma zdolności oddolnej organizacji i ukraińskich umiejętności przywracania dostaw elektryczności. Dlatego rosyjskie media codziennie pełne są informacji o tysiącach mieszkańców pozbawianych prądu. Ukraiński ostrzał załamuje struktury państwa rosyjskiego na pograniczu i pokazuje aparatowi, że Putin nad tym nie panuje. Ostrzał i ukraińskie ataki ujawniają też nieprawdopodobną skalę korupcji w Rosji. Tuż przed świętami do aresztu trafił były gubernator obwodu kurskiego i jego zastępca. Okazało się, że wraz z całym urzędniczym aparatem brali oni udział w rozkradaniu pieniędzy na budowę umocnień granicznych. Użyto do nich gorszej jakości betonu i drewna, co ma wyjaśniać, dlaczego Ukraińcy tak łatwo przeszli rosyjską granicę w sierpniu 2024 r.
Gdyby zatem dało się powstrzymać ukraiński ostrzał, poprawiłoby to pozycję Putina. Putin właśnie więc ogłosił, że jego operacja „rozejm wielkanocny” przyniosła Moskwie wytchnienie.
Plany wojskowej operacji USA w Jemenie, które szef Pentagonu, Pete Hegseth, udostępnił na czacie w aplikacji Signal, do którego dostęp miał także redaktor naczelny pisma The Atlantic, zostały wysłane także na drugi czat w aplikacji. Tam dostęp do nich miała m.in. żona i brat szefa Pentagonu — ujawnia New York Times.
To ciąg dalszy afery z użyciem aplikacji Signal do przesyłania tajnych planów wojskowych przez członków amerykańskiej administracji.
Jak wynika z doniesień dziennika New York Times, plany ataku na Jemen zostały wysłane nie tylko na czat, do którego omyłkowo dodany został redaktor naczelny pisma The Atlantic, Jeffrey Goldberg, który ujawnił ten fakt 24 marca, lecz także na drugi czat na Signalu.
Tam dostęp do nich miała m.in. Jennifer Hegseth, żona sekretarza obrony, była producentka w telewizji Fox News, jego osobisty prawnik, oraz zatrudniony w Pentagonie brat sekretarza, Phil Hegseth. Phil Hegseth pracuje w Pentagonie jako starszy doradca sekretarza ds. Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) oraz oficer łącznikowy między DHS a Departamentem Obrony (DoD).
New York Times swoje doniesienia opiera na jednym źródle, które chce zachować anonimowość.
Jak poinformował informator, czat obejmujący około 12 osób został utworzony w okresie wysłuchań publicznych kandydatów na sekretarzy stanu i służył dyskusjom nad kwestiami organizacyjnymi i administracyjnymi, a nie do celów planowania wojskowego.
Na czacie zostały udostępnione podobne materiały jak te, które ujawnił The Atlantic – m.in. szczegółowy harmonogram ataków na Hutich, do których doszło 15 marca 2025.
Rzecznicy administracji Trumpa usiłują minimalizować znaczenie tych doniesień poprzez przypisywanie przecieków osobom zwolnionym z Pentagonu w związku z pierwszą odsłoną afery.
“Nienawidzące Trumpa media dążą do zniszczenia każdego, kto jest oddany agendzie prezydenta. Tym razem New York Times (…) z entuzjazmem bierze żale zwolnionego byłego pracownika za jedyne źródło artykułu (…) Nie doszło do udostępnienia żadnych tajnych informacji za pomocą czata na Signalu, bez względu na to, ile razy będziecie opisywać tą samą kłamliwą historię” – napisał na portalu X Sean Parnell, rzecznik Pentagonu.
W tym samym tonie wypowiedziała się Anna Kelly, rzeczniczka Białego Domu, która uznała, że źródłem tych nieprawdziwych informacji są „osoby niedawno zwolnione z Pentagonu za przecieki”.
Przypomnijmy, że 24 marca Jeffrey Goldberg ujawnił, że został dodany do konwersacji w komunikatorze na Signalu, w której kluczowi członkowie administracji Trumpa omawiali tajną amerykańską operację wojskową – atak na grupę rebeliantów Huti w Jemenie.
W grupie „Houthi PC small group” znalazło się 18 osób, w tym m.in. sekretarz obrony Pete Hegseth, wiceprezydent JD Vance, sekretarz stanu Marco Rubio, szefowa agencji wywiadu Tulsi Gabbard oraz zastępca szefa personelu Białego Domu Stephen Miller. Jak opisywał The Atlantic, 15 marca Pete Hegseth wysłał na czat szczegółowy plan operacyjny, zawierający informacje o użytych rodzajach broni, celach i harmonogramie ataków.
Początkowy „The Atlantic” nie ujawnił treści wiadomości, ale ze względu na kłamliwe zaprzeczenia amerykańskiej administracji, magazyn zdecydował się na ten krok dwa dni później.
Jak wynika ze zrzutów ekranu czata, większość konwersacji dotyczyła czasu, uzasadnienia i sposobu komunikacji zewnętrznej o operacji wojskowej przeciwko rebeliantom Huti. Ale 15 marca dyskusja zeszła na tematy operacyjne. Pół godziny przed atakiem na główny cel, Hegseth wysłał do grupy wiadomość, która dokładnie określa godziny, cele i sposoby prowadzenia operacji: „drony uderzeniowe zrzucone”, „wystrzelono pierwsze morskie Tomahawki”, „więcej w następnej kolejności, zgodnie z osią czasu”.
Informacjami wywiadowczymi – o sytuacji na miejscu po pierwszych atakach – w czasie rzeczywistym dzielił się za to Mark Waltz.
Jak zaznaczają dziennikarze „The Atlantic”, gdyby do grupy została przypadkowo dodana inna osoba, której nie leżał na sercu amerykański interes, i która np. udostępniłaby w mediach społecznościowych otrzymane informacje, Huti mieliby czas, żeby przygotować się do ataku, który miał pojawić się z zaskoczenia. Konsekwencje dla amerykańskich pilotów mogłyby być katastrofalne.
W związku z ujawnieniem informacji z czata, w Pentagonie przeprowadzono wewnętrzne śledztwo, w wyniku którego zwolniono trzech bliskich współpracowników sekretarza obrony. Zwolnieni zostali:
Zwolnieni pracownicy wydali oświadczenie, w którym wyrażają „ogromne rozczarowanie sposobem zakończenia służby w Departamencie Obrony” i podkreślają, że nie mieli nic wspólnego z przeciekami z Pentagonu. Uważają, że zostali pomówieni przez anonimowe osoby, a zarzuty wobec nich są bezpodstawne.
„Wciąż nie wiemy, z jakiego powodu toczy się przeciwko nam śledztwo, czy w ogóle toczy się jakieś śledztwo i czy sprawa owych »przecieków« została wyjaśniona” – napisano w oświadczeniu.
Szereg osób, w tym m.in. senatorzy Partii Demokratycznej, domagają się natychmiastowego odwołania sekretarza obrony Pete'a Hegsetha. Obciążający dla Hegsetha jest także artykuł opublikowany na łamach Politico przez Johna Ullyota, byłego rzecznika prasowego Pentagonu, który zrezygnował z pracy w zeszłym tygodniu. Ullyot pisze w swoim tekście, że Pentagon pod zarządem Pete'a Hegsetha pogrążony jest w „totalnym chaosie” i ta „dysfunkcja” jest poważną przeszkodą dla prezydenta Trumpa.
Rząd USA nie zezwala na używanie aplikacji Signal do przesyłania informacji niejawnych. Eksperci specjalizujący się w bezpieczeństwie narodowym wskazywali, że urzędnicy złamali wszystkie procedury dotyczące ochrony materiałów operacyjnych przed atakiem wojskowym.
Ponad 300 osób zaangażowanych jest w gaszenie pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym. Płoną trudno dostępne tereny, strażacy gaszą ogień z powietrza oraz docierają na miejsce pożaru pieszo. „Na razie nie spekulujemy o przyczynie pożaru” – mówi wojewoda podlaski Jacek Brzozowski.
Płoną pola i lasy Biebrzańskiego Parku Narodowego. Pożarem objęty jest teren o wielkości ponad 450 hektarów, front pożaru ma ponad 3 kilometry. W akcji gaśniczej biorą udział strażacy zawodowi, ochotnicy, podchorąży z Akademii Pożarniczej w Warszawie, żołnierze obrony terytorialnej, policja oraz leśnicy.
Jak podczas briefingu dla mediów w poniedziałek koło godziny 11 informował Jacek Brzozowski, wojewoda podlaski, pożar już się nie rozprzestrzenia, ale wciąż jest „niezlokalizowany”, czyli wciąż nie udało się jeszcze przejąć nad nim kontroli. Nie ma jednak zagrożenia dla ludzi z pobliskich terenów. Na tym etapie służby są też dalekie od spekulowania, co było bezpośrednią przyczyną tego pożaru.
Do gaszenia pożaru używane są śmigłowce pożarnicze, śmigłowce Lasów Państwowych, drony, samolot Dromader i policyjny Black Hawk. Do terenu pożaru nie da się dojechać samochodami gaśniczymi, nie ma też skąd zaczerpnąć wody, dlatego pożar gaszony jest z powietrza oraz z ziemi bez użycia wody.
Do akcji skierowani zostali m.in. strażacy ze specjalistycznym sprzętem do gaszenia pożarów lasu z ziemi – tzw. GFFF, z ang. Ground Forest Fire Fighting, ze specjalistycznym podręcznym sprzętem gaśniczym oraz quadami do przemieszczania się w trudnym terenie.
Na miejsce jedzie premier Donald Tusk. W pracach sztabu kryzysowego bierze udział minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak.
Pierwsza informacja o pożarze pojawiła się w niedzielę o godz. 14:31. Zawiadomienie dotyczyło obszaru między miejscowościami Polkowo i Grzędy na styku powiatów augustowskiego i monieckiego. Wieczorem ogień obejmował około 60 hektarów, ale prowadzenie akcji gaśniczej było bardzo trudne ze względu na jego lokalizację, ciemność i zadymienie.
To nie pierwszy pożar rejonu Biebrzy w tym roku. Do pożaru w parku doszło ostatnio 30 marca. Spłonęło wówczas 90 hektarów torfowisk i trwa. Przyczyną tak gwałtownego rozprzestrzeniania się pożarów jest trwająca od wielu lat susza.
„Tak sucho nie było tutaj od lat. Miejsca znane z rozlewisk przypominają suchy step, a zaprószony ogień może z łatwością się rozprzestrzeniać” – tak o sytuacji w dolinie Biebrzy i Narwi na łamach OKO.press pisał 31 marca Paweł Średziński.
Biebrzański Park Narodowy to największy park narodowy w Polsce i jeden z większych w Europie. Jego powierzchnia to 59,2 tys. hektarów. Jak informuje dyrekcja parku na stronie internetowej, celem parku jest przede wszystkim ochrona rozległych torfowisk w dolinie rzeki Biebrzy, zwanych Bagnami Biebrzańskimi.
Bagna Biebrzańskie są uznawane za jedną z najważniejszych w kraju i w Europie Środkowej ostoi ptaków wodno-błotnych. Dlatego obszar ten został w 1995 roku wpisany na listę Konwencji Ramsar o obszarach wodno-błotnych. O międzynarodowej randze walorów przyrodniczych doliny Biebrzy świadczy również uznanie jej za ostoję ptaków o randze europejskiej, wg klasyfikacji BirdLife International.
Od 2004 roku Biebrza jest też włączona do sieci Natura 2000. Obecnie jest to Obszar Specjalnej Ochrony Ptaków i Specjalny Obszar Ochrony Siedlisk.
Charakterystyczne dla Biebrzańskiego Parku Narodowego są rozległe krajobrazy, ekosystemy i siedliska, które nie występują nigdzie indziej, bo zostały zniszczone w wyniku melioracji, osuszania bagien i torfowisk.
„Drodzy bracia i siostry, z głębokim smutkiem muszę ogłosić śmierć naszego Ojca Świętego Franciszka” – ogłosił kardynał Kevin Farrell w watykańskim kanale telewizyjnym.
Zmarł 21 kwietnia 2025 r. w wieku 88 lat. Informację przekazała Dykasteria ds. Komunikacji Stolicy Apostolskiej. Jorge Mario Bergoglio był zwierzchnikiem Kościoła katolickiego od 13 marca 2013 r. Zastąpił Josepha Ratzingera, czyli Benedykta XVI, który zrezygnował z funkcji 11 lutego 2013 roku ze względu na stan zdrowia.
W lutym i marcu 2025 r. papież Franciszek przebywał w szpitalu i ze Stolicy Apostolskiej dochodziły informacje o złym stanie zdrowia — miał ciężkie zapalenie płuc. Ostatecznie wyszedł ze szpitala pod koniec marca. Jego ostatnim wystąpieniem publicznym było tradycyjne, wielkanocne błogosławieństwo, którego udzielił wiernym zgromadzonym z balkonu bazyliki przy placu świętego Marka w Niedzielę Wielkanocną 20 kwietnia. Na balkon został wwieziony na wózku, a błogosławieństwo odczytał jego pomocnik. Następnie został obwieziony po placu świętego Marka samochodem, skąd także błogosławił wiernym.
Jak zwraca uwagę BBC, ostatnim przesłaniem Franciszka było: „Nie będzie pokoju bez wolności religii, wolności myśli i wolności wypowiedzi” – takie zdanie znalazło się w jego niedzielnym przemówieniu.
Papież wezwał w nim do zawieszenia ognia w Strefie Gazy, uwolnienia wszystkich zakładników oraz natychmiastowej pomocy humanitarnej dla poszkodowanych Gazańczyków. Przestrzegał też przed nasilającym się antysemityzmem. Poza tym wezwał Ukrainę i Rosję do „podjęcia wysiłków na rzecz sprawiedliwego i trwałego pokoju”.
Po śmierci papieża zostanie ogłoszona 9-dniowa żałoba, podczas której odbędzie się pogrzeb zwierzchnika Kościoła. Między 15 i 20 dniem po śmierci Kolegium Kardynalskie przeprowadzi konklawe, czyli wybór nowego papieża. W głosowaniu wezmą udział kardynałowie, którzy nie przekroczyli 80 r.ż. Nowy papież musi uzyskać co najmniej 2/3 głosów kardynalskich. Głosowanie przeprowadza się do skutku. Biały dym z komina w Kaplicy Sykstyńskiej oznacza, że papież został wybrany. Czarny — że głosowanie nie wyłoniło następny i konklawe trwa.
Zaraz po ogłoszeniu śmierci papieża zaczęły płynąć słowa pożegnania od przywódców państw.
„Papież Franciszek nie żyje. Dobry, ciepły i wrażliwy człowiek. Niech spoczywa w pokoju” – napisał na portalu X premier Donald Tusk.
Prezydent Francji Emmanuel Macron napisał w mediach społecznościowych, że „papież chciał, by Kościół niósł radość i nadzieję dla najbiedniejszych”. „Niech jego przesłanie wciąż jednoczy ludzi (...), a nadzieja żyje poza nim” – napisał francuski prezydent.
Premierka Włoch Giorgia Meloni napisała, że „straciliśmy wielkiego człowieka i wspaniałego pasterza”. „Prosił świat o odwagę zmiany kursu, o pójście drogą, która »nie niszczy, ale pielęgnuje, naprawia, strzeże«. Będziemy podążać w tym kierunku, szukać drogi pokoju, dążyć do wspólnego dobra i budować bardziej sprawiedliwe i równe społeczeństwo. Jego dziedzictwo i nauki nie zostaną utracone” – napisała Meloni.
„Opłakuję odejście papieża Franciszka. Jego oddanie dla pokoju, sprawiedliwości społecznej oraz najsłabszych pozostawia niezwykłe dziedzictwo. Spoczywaj w pokoju” – napisał premier Hiszpanii Pedro Sánchez.
Papieża pożegnał także Dick Schoof, premier Holandii. Schoof podkreślił, że papież był „człowiekiem z ludu” i „dobrze diagnozował najbardziej palące problemy współczesności”. „Żył trzeźwo, w służbie i ze współczuciem (...) Był przykładem dla wielu — zarówno katolików, jak i niekatolików. Pozostanie w naszej pamięci otoczony szacunkiem” – napisał premier Holandii.
Wyrazy współczucia dla wspólnoty kościoła katolickiego przekazał też premier Wielkiej Brytanie, Keir Starmer. „Jego wytrwałe wysiłki na rzecz promocji bardziej sprawiedliwego świata to trwałe dziedzictwo” – napisał Starmer.
Amerykański Biały Dom opublikował w mediach społecznościowych dwa zdjęcia — prezydenta Donalda Trumpa oraz wiceprezydenta J.D. Vance'a z papieżem Franciszkiem. Do zdjęć dołączono krótki komentarz: „Spoczywaj w pokoju”.
Poza tym papieża Franciszka pożegnał wiceprezydent J.D. Vance, który jak się okazuje, odbył bardzo krótkie spotkanie z papieżem w niedzielę 20 kwietnia, podczas dwudniowej wizyty w Rzymie. „Wyrazy współczucia dla milionów chrześcijan, którzy go kochali” – napisał J.D. Vance.
Papież Franciszek był pierwszym latynoamerykańskim zwierzchnikiem Kościoła rzymskokatolickiego, a także pierwszym jezuitą powołanym na to stanowisko.
Urodził się w Buenos Aires w Argentynie 17 grudnia 1936 roku. Jego rodzice byli uchodźcami z Włoch, które opuścili, uciekając przed faszyzmem.
Jak wynika z jego biografii w encyklopedii Britannica, skończył technikum chemiczne i we wczesnej młodości pracował w przemyśle spożywczym. W wieku 21 lat przeszedł ciężkie zapalenie płuc, które wymagało usunięcia części prawego płuca. Przez całe późniejsze życie zmagał się z poważnymi infekcjami dróg oddechowych.
Mając 22 lata, wstąpił do nowicjatu jezuitów, a następnie poświęcił się studiom humanistycznym. Studiował filozofię, a następnie teologię. W trakcie studiów pracował jako nauczyciel literatury i psychologii w szkole średniej. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1969 roku, zaś w latach 1973-1979 pełnił funkcję przełożonego prowincji jezuitów w Argentynie.
Ten okres jego aktywności zawodowej zbiega się w czasie z przewrotem wojskowym w Argentynie z 1976 roku dokonanym przez generała Jorge Rafaela Videliego. W wyniku przewrotu zaprowadzono rządy dyktatury wojskowej, które trwały aż do 1983 roku. W tym czasie dochodziło do masowych prześladowań lewicowej opozycji, w tym księży. Bergoglio utrzymywał, że pomagał prześladowanym, także w ucieczkach z kraju. Przez jakiś czas ciążyły na nim jednak zarzuty, że wydał dyktaturze wojskowej dwóch księży, którzy zostali porwani. Pozew przeciwko Bergoglio oskarżający go o współudział w zaginięciu księży został ostatecznie oddalony. Później był także krytykowany za zbyt mało wyraźny sprzeciw wobec dyktatury wojskowej w tym czasie. Niektórzy uważali go wręcz za jej zwolennika.
W 1992 roku został mianowany biskupem pomocniczym Buenos Aires, zaś w 1998 r. arcybiskupem stolicy Argentyny. Stanowisko to piastował do czasu wyboru na papieża. W 2001 r. został konsekrowany na kardynała.
Pełniąc najwyższe urzędy w argentyńskim kościele, Bergoglio zyskał reputację pokornego i skromnego. Mieszkał w zwykłym mieszkaniu w centrum miasta, a nie w rezydencji arcybiskupa. Po mieście przemieszczał się transportem publicznym lub pieszo, a nie limuzyną z szoferem. Stał się orędownikiem najbiedniejszych, a jednocześnie, jako teolog, pozostawał bardzo konserwatywny. Np. sprzeciwiał się inicjatywie legalizacji małżeństw osób tej samej płci, do której starała się doprowadzić centrolewicowa prezydentka Cristina Fernández de Kirchner (2007-15).
Objęcie stanowiska papieża przez kardynała Jorge Mario Bergoglio w 2013 roku było związane z wieloma oczekiwaniami, zarówno w Kościele katolickim, jak i poza nim. Oczekiwano, że nowy papież doprowadzi do reformy Kurii Rzymskiej, czyli administracji watykańskiej, stawi czoła kryzysowi zaufania w Kościele wywołanemu m.in. przez skandale seksualne i finansowe oraz przestępstwa pedofilskie, zbliży kościół do ludzi, tzn. że kościół stanie się bardziej skoncentrowany na sprawiedliwości społecznej i miłosierdziu niż na bogactwie i władzy, a w dobie narastających podziałów – zarówno wewnątrz Kościoła, jak i w świecie – otworzy kościół na dialog z innymi wyznaniami, niewierzącymi, a także z osobami wykluczonymi przez nauczanie Kościoła, np. osobami LGBTQ+.
W jakim stopniu to się udało? Przeczytasz w poniższych tekstach:
W regionach wschodniej Ukrainy kilka minut po wygaśnięciu o północy „rozejmu wielkanocnego” północy w poniedziałek włączyły się alarmy przed nalotami, które stopniowo rozszerzają się na zachód.
Do eksplozji doszło w Mikołajowie. Tak zakończył się ogłoszony z wielką pompą 30-godzinny rozejm Putina. Wołodymyr Zełenski uznał jednostronne oświadczenie prezydenta Rosji o zawieszeniu broni na Wielkanoc za fałszywe „ćwiczenie PR-owe”. Stwierdził, że wojska rosyjskie kontynuowały w niedzielę ataki dronów i artylerii na wielu odcinkach linii frontu.
Tymczasem prezydent USA Trump powtórzył (wersalami), że ma nadzieję, iż „w tym tygodniu dojdzie do porozumienia między Rosją a Ukrainą” i oba kraje „zaczną robić interesy ze Stanami Zjednoczonymi, które prosperują i zarabiają fortunę”.
Jak donosi „The Wall Street Journal”, do pokoju Trumpa ma przekonać Ukrainę i jej sojuszników Steve Witkoff, specjalny wysłannik Trumpa do Putina. Ma przedstawić Ukrainie i Europie „opcje pokojowe”:
Nie ma na tej liście jakichkolwiek gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy.
Jeśli po konsultacjach stanowiska Waszyngtonu, Europy i Kijowa „okażą się zbieżne”, Witkoff, który z Putinem rozmawiał w ciągu ostatnich dwóch miesięcy już trzy razy, może znowu udać się do Rosji. Rozmowy w Londynie mają zacząć się 23 kwietnia.
Te warunki byłyby dla Ukrainy bardzo ciężkie. Musiałaby je zaakceptować, nie wiedząc nawet, co na to Rosja. Ta tymczasem stale powtarza publicznie (w ostatnich dniach też), że nie będzie pokoju, jeśli Ukraina nie wycofa się do administracyjnych granic obwodów, które Moskwa sobie anektowała w 2022 r., ale nie zdobyła w całości. Moskwa powtarza też w kółko, że zamrożenie konfliktu na linii frontu jest niedopuszczalne. Ukraińcy mieliby więc cofnąć się za Dniepr, bo Zaporoże i Cherońszczyzna administracyjnie sięgają za rzekę. Moskwa domaga się specjalnych przywilejów dla języka rosyjskiego i promoskiewskiej cerkwi w Ukrainie. Podkreśla też, że Ukraina musi mieć władze przyjazne Rosji – po trzech latach wojny jest to raczej nie do wykonania bez rosyjskiej okupacji i terroru, tak jak to było w Europie Środkowej po II wojnie światowej.
Zatrzymanie wojny i machiny wojennej jest też dla reżimu Putina politycznie ryzykowne. Z drugiej strony histeryczna operacja z „rozejmem wielkanocnym Putina" po tym, jak USA zagroziły wycofaniem się z rozmów o Ukrainie, pokazuje, że Moskwa chce nadal prowadzić grę z Trumpem. Do tej pory na wszystkie propozycje nowej amerykańskiej administracji odpowiadała pozytywnie, dodając jednak „małe ALE”. Które naprawdę oznaczało, że amerykańskich warunków nie przyjmuje. Można się spodziewać, że na tym etapie Moskwa będzie próbowała użyć Trumpa do wymuszenia na Ukrainie oficjalnego zrzeczenia się Krymu.