Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Blokada pomocy humanitarnej wprowadzona przez rząd Izraela spowodowała chaos, głód i śmierć w Strefie Gazy- piszą organizacje z całego świata
111 organizacji humanitarnych i działających na rzecz praw człowieka podpisało apel o podjęcie natychmiastowych działań w związku z rozprzestrzeniającym się głodem w Strefie Gazy. Organizacje podkreślają, że tuż za granicami palestyńskiej enklawy znajdują się tony żywności, czystej wody, środków medycznych i innych artykułów, do których organizacje humanitarne nie mają dostępu i nie mogą ich dostarczyć.
„W związku z blokadą prowadzoną przez rząd izraelski, która powoduje głód wśród mieszkańców Strefy Gazy, pracownicy organizacji humanitarnych dołączają obecnie do tych samych kolejek po żywność, ryzykując śmierć z rąk strzelających do nich osób, aby tylko nakarmić swoje rodziny” – czytamy w apelu. I dalej: „W związku z całkowitym wyczerpaniem zapasów organizacje humanitarne są świadkami, jak ich koledzy i partnerzy marnieją na ich oczach”.
Według sygnatariuszy listu blokada pomocy humanitarnej wprowadzona przez rząd Izraela spowodowała „chaos, głód i śmierć”.
Organizacje domagają się otwarcia wszystkich przejść granicznych, zniesienia wszelkich ograniczeń administracyjnych związanych z dostarczaniem pomocy, przekazania kontroli nad pomocą humanitarną z rąk izraelskiego wojska do ONZ. Aby to było możliwe, apelują do swoich rządów o „wstrzymania dostaw broni i amunicji” do Izraela.
Izrael, który kontroluje wszystkie dostawy do Strefy Gazy, zaprzecza, że jest odpowiedzialny za niedobory żywności.
Po raz pierwszy od wybuchu wojny palestyńscy urzędnicy twierdzą, że dziesiątki osób w Gazie umierają także z powodu przymusowego głodu. Według lokalnego ministerstwa zdrowia w ciągu ostatnich 24 godzin w ten sposób zmarło 10 osób, w tym czworo dzieci. W sumie śmiertelna liczba ofiar blokady żywności w Strefie Gazy wynosi 111, z czego co najmniej 80 osób to dzieci. Jak podaje Reuters, w ostatnich tygodniach ponad 800 Palestyńczyków zmarło, próbując w desperacji dostać się do centrów dystrybucji żywności. Zostali zastrzeleni przez izraelskich żołnierzy.
Izrael rozpoczął blokadę humanitarną 2 marca i prowadzi ją od tego czasu tylko z krótkimi przerwami. Powód? Oficjalnie izraelski rząd oskarża międzynarodowe organizacje, w tym agencję ONZ do spraw uchodźców palestyńskich UNRWA, czy Światowy Program Żywnościowy o współpracę z Hamasem. Z tego powodu Izrael chciał stworzyć alternatywny, kontrolowany przez siebie, a nie przez ONZ, system pomocy humanitarnej. W maju koordynacją, pod ścisłą kontrolą IDF, zajęła się amerykańska organizacja Gaza Humanitarian Foundation, oskarżana o brak doświadczenia i nieumiejętność zachowania neutralności.
Dziś sytuacja w Strefie Gazy jest tragiczna, jednak już przed blokadą pomoc była niewystarczająca. Od października 2023 roku Światowy Program Żywnościowy (WFP) otrzymał zezwolenie na wjazd do Strefy Gazy tylko w przypadku 3 proc. wniosków, jakie kierował do Izraela.
Od października 2023 izraelskie siły w nalotach i ostrzałach zabiły ponad 60 tys. Palestyńczyków w Gazie.
Przeczytaj także:
Drogę do deportacji migrantów do państw trzecich utorował amerykańskiej administracji wyrok Sądu Najwyższego. Celem umów takich jak z Palau jest zastraszenie społeczności imigranckich w USA, że zostaną odesłane do odległych, nieznanych im krajów
Brytyjski „The Guardian” dotarł do nowego projektu umowy ws. deportacji migrantów z terytorium USA. Administracja Donalda Trumpa chce namówić do współpracy Palau, małe, 18-tysięczne państwo na Pacyfiku, położone na wschód Filipin. Stany Zjednoczone próbują zaangażować państwa trzecie w proces deportacji osób, które „mogą ubiegać się o ochronę międzynarodową i nie chcą powrócić do swojego kraju pochodzenia”.
Z projektu umowy nie wynika, ile osób mogłoby dostać azyl w imieniu USA, ale realizować go na wyspach w Palau. Nie wiadomo też, na jakie korzyści mogłoby liczyć pacyficzne państwo, gdyby zgodziło się podpisać podobną umowę. Jedyny szczegół dotyczy wyłączenia z procedury deportacji osób małoletnich bez opieki.
W liście, który prezydent Palau Surangel Whipps Jr. wysłał do amerykańskiej administracji, czytamy, że projekt jest daleki od ideału i wymaga doprecyzowania. Co więcej, Palau domaga się, aby mieć „pełną swobodę decydowania o przyjęciu lub nieprzyjęciu poszczególnych osób”.
24 czerwca 2025 Sąd Najwyższy USA umożliwił Trumpowi deportację migrantów do państw trzecich. A dokładnie uchylił decyzję sądu niższej instancji, który tymczasowo zabronił odsyłać ludzi bez zapewnienia im wcześniej prawa do rozpatrzenia skarg, że mogą im grozić prześladowania lub śmierć. To oznacza, że do czasu rozpatrzenia całej sprawy, administracja Trumpa może kontynuować kontrowersyjne praktyki. Od kiedy Republikanie objęli władzę, masowo odsyłają do Panamy obywateli krajów, do których z różnych powodów nie można ich zawrócić. Chodzi tu m.in. o Rosję, Chiny, Iran, Afganistan, Somalię, czy Erytreę.
O przyjmowaniu osób, którym przysługuje prawo ubiegania się o azyl lub tymczasową ochronę w USA, ale administracja Trumpa i tak chce się ich pozbyć, Amerykanie rozmawiali z rządami Kostaryki i Rwandy, a także ogarniętych przemocą Libii i Sudanu Południowego.
Zdanie odrębne do wyroku Sądu Najwyższego zgłosiła trójka sędziów, w tym Sonia Sotomayor. „Rząd dał jasno do zrozumienia w słowach i czynach, że nie czuje się ograniczony prawem i może deportować każdą osobę w dowolne miejsce bez uprzedzenia i możliwości bycia wysłuchanym” – stwierdziła sędzia Sotomayor.
Administracja Trumpa przekonuje, że sądy, które blokują deportacje, sabotują państwo i nie pozwalają wyrzucić z kraju „najgorszych z najgorszych nielegalnych obcych”.
Według ekspertów głównym celem umów z państwami trzecimi jest wzbudzenie strachu wśród społeczności imigrantów w Stanach Zjednoczonych przed wysłaniem ich do odległych, nieznanych miejsc, gdzie nie mają rodziny ani powiązań.
Przeczytaj także:
Ministerki bez teki miały być znakiem, że rząd Tuska dba o sprawy społeczne. Sprawdzamy, jakie są losy Katarzyny Kotuli, Adriany Porowskiej i Marzeny Okły-Drewnowicz po rekonstrukcji rządu
Ogłaszając rekonstrukcję rządu, premier Donald Tusk zapowiedział, że liczba konstytucyjnych ministrów zmniejszy się z 26 do 21. Stanowiska stracą trzy ministerki bez teki odpowiedzialne za sprawy społeczne, umocowanej do tej pory w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Chodzi o:
Podczas środowego przemówienia premier nie wymienił ich z nazwisk — ani dziękując za dotychczasową pracę, ani zapowiadając przesunięcia.
Lider Polski 2050 Szymon Hołownia ogłosił, że Adriana Porowska zostanie w KPRM jako sekretarz stanu, gdzie „nadal rozwijać będzie siłę społeczeństwa obywatelskiego”.
Ministerki równości, pierwszej w historii RP, również już nie będzie, ale Katarzyna Kotula najprawdopodobniej obejmie funkcję pełnomocniczki rządu ds. równego traktowania. Do zachowania takiego stanowiska zobowiązują nas przepisy unijne. Wciąż nie wiadomo, gdzie Kotula będzie umocowana. Najbardziej naturalna wydaje się Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, ale rozważany był także scenariusz przeniesienia równości do ministerstwa rodziny, pracy i polityki społecznej, którym zarządza Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Jak słyszmy, potwierdzenia decyzji wciąż nie ma, bo ważą się losy wielu wiceministrów. Tusk podczas konferencji zapowiedział, że odchudzenie będzie dotyczyć także podsekretarzy stanu.
Chodzi o „racjonalizację procesu podejmowania decyzji”.
Sama Kotula we wpisie w mediach społecznościowych poinformowała, że będzie kontynuowała swoją misję „w innej formule”, ale o tym „wkrótce”. „To był zaszczyt być pierwszą polską ministrą ds. równości” – napisała polityczka Lewicy.
Także Marzena Okła-Drewnowicz, odpowiedzialna za politykę senioralną, ma szansę na rolę podsekretarza stanu w MRPiPS, które kompetencyjnie zajmuje się właśnie tym obszarem.
Utworzenie nowych ministerstw bez teki było wypadkową negocjacji koalicyjnych i kwestii wizerunkowych. Rząd Tuska jeszcze w 2023 roku musiał równomiernie pokroić tort pomiędzy koalicjantami, a jednocześnie pokazać, że chce kłaść nacisk na sprawy społeczne.
Najbardziej wyrazistą i medialną postacią w tym składzie była Katarzyna Kotula, odpowiedzialna w rządzie m.in. za stworzenie projektu ustawy o związkach partnerskich. Przypomnijmy, że przepisy umożliwiające parom jednopłciowym legalne zawieranie związku w Polsce, utknęły na etapie uzgodnień rządowych. Przeciwko wprowadzeniu związków partnerskich niezmiennie jest PSL.
W czerwcu 2025, po przegranych przez Rafała Trzaskowskiego wyborach prezydenckich, Kotula w rozmowie z OKO.press przyznała, że zatrzymanie prac nad projektem to decyzja premiera Donalda Tuska. Złożyła wówczas zobowiązanie, że o ustawę o związkach partnerskich będzie walczyć inaczej, a bliźniaczy do rządowego, poselski projekt ustawy trafił wówczas do Sejmu.
Przeczytaj także:
Sędzia Żurek ministrem sprawiedliwości. Kierwiński od „twardych decyzji”. Powstaje superresort gospodarczy i ministerstwo energii. Zdrowie – odpartyjnione. Będzie też „egzekutor” działań rządu. Zobacz skład nowego gabinetu
„Trzeba stanąć twardo na ziemi, powstrzymać emocje i na nowo ruszyć z impetem do pracy” – mówił 23 lipca premier Donald Tusk, ogłaszając rekonstrukcję rządu. „Dosyć marudzenia, nie stało się nic takiego, co unieważniłoby nasze marzenia” – dodał.
Hasła, które mają wyznaczać kierunki prac odświeżonego gabinetu to: porządek, bezpieczeństwo i przyszłość. Tusk mówił, że priorytetem będzie przygotowanie do agresywnych poczynań ze strony Rosji, zarówno w kontekście granic zewnętrznych, jak i destabilizacji wewnętrznej. „Są polityczni łajdacy, którzy z lęku chcą robić polityczne złoto. Oni też stanowią problem, nie będziemy ulegać histerii” – deklarował premier.
Tusk mówił, że bezpieczeństwo należy budować na granicach, w armii i energetyce, ale chodzi także o bezpieczeństwo materialne i zdrowotne. „To bardzo ambitne zadanie, bo mamy świadomość zagrożeń, ale też siły własnej i naszych oponentów” – mówił szef rządu. Dodał, że trzeba skończyć z iluzjami, że ci, którzy mają inną wizję Polski, są słabi. „Ostatnie wybory pokazały nie tylko polaryzację, ale także pokazały, że 15 października to nie był koniec konfrontacji dobra i zła” – mówił premier.
Tusk zadeklarował, że nowe otwarcie to też koniec konfliktów w rządzie. „Nie zostałem premierem, żeby marnować czas na przepychanki” – mówił. „Debata, spory merytoryczne -tak, ale polityczne konflikty i defetyzm nie wchodzą w rachubę. Nikt nie ma immunitetu politycznego, jeśli komuś nie będzie pasowało – pożegna się ze swoją pracą” – deklarował Donald Tusk.
Zgodnie z zapowiedzią, rząd został odchudzony z 26 do 21 ministrów, a dalszych cięć – na poziomie wiceministrów – można spodziewać się w najbliższych dniach. Tusk opowiadał, że celem jest „racjonalizacja procesu podejmowania decyzji”. Wiadomo, że stanowiska stracą trzy ministerki bez teki: Katarzyna Kotula (równość), Adriana Porowska (społeczeństwo obywatelskie), Marzena Okła-Drewnowicz (seniorzy), ale nie wiadomo, czy i gdzie znajdą miejsce w odświeżonym rządzie.
Mówiąc o zmianach strukturalnych i personalnych (pełny skład nowego gabinetu niżej), premier zaczął od dwóch nominacji:
Tusk mówił, że te dwie osoby będą odpowiedzialne za „twarde decyzje”, w tym rozliczenia.
Przywrócone zostanie też stanowisko koordynatora służb specjalnych, które obejmie Tomasz Siemoniak.
Wicepremierem zostanie szef resortu dyplomacji Radosław Sikorski. Tusk stwierdził, że rząd potrzebuje „silnej figury politycznej”, szczególnie jeśli chodzi o relacje z Ukrainą.
Miłosz Motyka z PSL obejmie nowy resort energii, który połączy kompetencje leżące do tej pory w gestii ministerstw klimatu i ministerstwa przemysłu.
Wojciech Balczun zostanie ministrem aktywów państwowych. „Bezstronność i wysokie kwalifikacje”, jak mówił premier Tusk, mają mu pomóc transponować politykę rządu na spółki skarbu państwa. W zakresie energetycznym chodzi m.in. o dbanie o niskie ceny energii, tak by „maksymalizować dobrostan Polaków i szansy dla naszych firm”.
Największym przedsięwzięciem strukturalnym jest stworzenie „realnego centrum finansowo-gospodarczego”. Superresortem pokieruje dotychczasowy minister finansów Andrzej Domański.
Ministerstwo rolnictwa przejmie dotychczasowy wiceminister Stefan Krajewski.
Resort zdrowia zostanie całkowicie odpartyjniony. Izabelę Leszczynę zastąpi Jolana Sobierańska-Grenda, która ma kierować ministerstwem „mocną ręką”. „Jedynym celem będzie poprawa sytuacji pacjentów, nie poprawa sytuacji lekarzy” – ogłosił Donald Tusk. Priorytetem ma być dostępność ochrony zdrowia, w tym przyspieszenie e-rejestracji i cyfryzacja całego systemu medycznego.
Ministrę Hannę Wróblewską w resorcie kultury zastąpi wiceministra Marta Cienkowska z Polski 2050.
Maciej Berek zostanie ministrem nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu. Jak mówił Tusk, będzie egzekutorem działań ministrów. Pierwsze rozliczenie planowane jest po miesiącu od rekonstrukcji, potem – co kwartał.
Z ministerstwa sportu odchodzi Sławomir Nitras, a jego funkcję przejmie Jakub Rutnicki. Jego celem ma być „dbanie o wychowanie młodych w kulturze fizycznej”.
Przeczytaj także:
Za zadawanie pytań o „treści ekstremistyczne” od teraz grożą grzywny. Duma państwowa przyjęła kolejny przepis pokazujący, że ekipa Putina nie ma wcale aż takiego poparcia, jak wskazują oficjalne sondaże
Duma przyjęła 22 lipca projekt ustawy, który za „celowe wyszukiwanie w internecie i uzyskiwanie dostępu do materiałów o ewidentnym charakterze ekstremistycznym, w tym za korzystanie z VPN”, wprowadzono karę grzywny w wysokości od trzech do pięciu tysięcy rubli. Za „rozpowszechnianie reklam środków dostępu do zasobów informacyjnych o ograniczonym dostępie grzywna wyniesie do 500 tysięcy rubli”. Ustawa ma na celu „zwalczanie przestępczości, ekstremizmu i terroryzmu”. 25 lipca zatwierdzi ją izba wyższa, a Putin podpisze pewnie w sobotę, bo wtedy ma zwyczaj masowo podpisywać dokumenty,
Samo pojęcie „ekstremizmu” jest w Rosji pojęciem celowo nieostrym. Punktem odniesienia dla szukających informacji w sieci może być najwyżej stale aktualizowana „federalna lista materiałów ekstremistycznych”. Ma ona obecnie 536 stron i zawiera i.in. materiały opublikowane na Instagramie, Facebooku oraz WhatsAppie (Meta jest w Rosji uznawana za organizację ekstremistyczną). Więc w zasadzie przed wejściem na fejsa czy insta Rosjanin powinien tę listę przeczytać.
Istotę problemu wyjaśniła propaganda: „nikt nie będzie sprawdzał, czego ludzie szukają w sieci a VPN nie będzie zakazany. Ale jeśli ktoś korzysta z VPN, to może to oznaczać, że wyszukuje treści ekstremistyczne, gdyż bez VPN wyszukać się ich nie da” – podały „Wiesti” 22 lipca. Po prostu korzystanie z VPN stało się w Rosji „okolicznością obciążającą”.
Rzeczywiście, niezależne rosyjskie media i media zachodnie, w tym dostarczające rozrywki, są w Rosji zablokowane. Ale Rosjanie korzystali z obejścia, jakie daje usługa VPN. Według różnych szacunków robiło to co najmniej kila procent poddanych Putina. Teraz mają zacząć się bać.
Ale jeśli władza czegoś takiego zakazuje, to znaczy, że ona też się boi tych kilku procent.
Wyjaśniwszy, że „niewinni [bez VPN] nie mają się czego bać”, propaganda dodała, że nowy przepis ma chronić Rosjan przed internetowymi oszustami (Duma przyjęła tego dnia inną ustawę w tej sprawie, ale propaganda omawia to tak, jakby chodziło o przepisy o VPN). Co pokazuje dwie rzeczy: że władza wie, że jej nie wierzą. I że problem internetowych oszustw w kraju staje się dotkliwy. To oczywiście konsekwencja wojny Putina. Państwo nie nadąża za nowymi rozwiązaniami technicznymi, a Rosjan atakują nie tylko zwykli oszuści. Robią to też w sposób zorganizowany Ukraińcy. Wykorzystują przy tym te cechy rosyjskiego społeczeństwa, które miały Putinowi zapewnić posłuszeństwo na wojnie: niekwestionowanie poleceń władzy (oszuści przedstawiają się najczęściej jako jej wysłannicy) i brak zdolności analizowania informacji (większość ujawnianych w mediach sposobów oszustw jest bardzo grubymi nićmi szyta, a mimo nieustających ostrzeżeń wydaje się, że Rosjanie ciągle się na to łapią – tak bardzo, że atak na wolność w internecie władza może uzasadniać troską o bezpieczeństwo w sieci).
Kary za niewłaściwe pytania w sieci dokładają się do listy represji, które władza wprowadziła od początku pełnoskalowego najazdu na Ukrainę. Najważniejsze z nich to oczywiście kary za „dyskredytację” armii i wszystkich uczestniczących w najeździe. Kary – administracyjne i postepowanie karne – dotyczy też „porównywania ZSRR do nazistowskich Niemiec”. Teraz rozważane jest wprowadzanie kar za bezczeszczenie „grobów bohaterów wojennych”. Towarzyszą temu doniesienia o łapaniu młodych ludzi, którzy po alkoholu zachowują się niestosownie w miejscach krwawego państwowego kultu. Bezczeszczenie polega m.in. na gaszeniu płynami fizjologicznymi tzw. wiecznego ognia płonącego w tych miejscach.
Wszystkiemu temu towarzyszy stały dronowy ostrzał Rosji (Putin mówi o „setkach dronów”), powodujący straty i dezorganizujący transport – kolejowy i lotniczy. Lokalne władze wprowadzają zakazy filmowania i publikowania tych ataków. Czyli Rosjanie robią to masowo.
Kontrapunktem do polowania na obywateli jest w Rosji teraz narastający nacisk w aparacie. Co chwila pojawiają się doniesienia o aresztowaniu urzędników różnego szczebla pod zarzutem korupcji. Najgłośniejszą była sprawa ministra transportu, który miał się zastrzelić tuż przed postawieniem zarzutów. Problem polega na tym, że korupcja jest wszyta w rosyjski system. I tak jak żaden użytkownik internetu z VPN nie może się dziś czuć w Rosji bezpieczny, tak spokojnie spać nie może też żaden urzędnik.
Przeczytaj także: