W nocy z 26 na 27 listopada weszło w życie zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem, będące wynikiem negocjacji między Izraelem i Libanem. Izrael ma dwa miesiące na wycofanie się z południowego Libanu
Władysław Kosiniak-Kamysz skomentował demonstrację pod Sejmem, podczas której wzywano go do dymisji oraz prezentowano plakat z hasłem „***** PSL”. „Zalecałbym kierowanie się takimi hasłami, które powinny być dla wszystkich, czyli szacunek dla poglądów, wyważenie, spokój” – powiedział.
We wtorek wieczorem lider Władysław Kosiniak-Kamysz rozmawiał z Bogdanem Rymanowskim w „Gościu Wydarzeń” Polsat News. Lider PSL-u odnosił się między innymi do dyskusji wokół aborcji.
"Jestem w kontakcie z moimi wyborcami, oni mają zupełnie odmienne zdanie. 70 proc. wyborców Trzeciej Drogi, całej, nie tylko PSL-u, nie brało w ogóle spraw związanych z aborcją pod uwagę, idąc do głosowania. Nie jestem pytany na spotkaniach o to, nie byłem pytany o te sprawy, oprócz ciągłych pytań dziennikarzy.
Kosiniak-Kamysz skomentował także dzisiejszą demonstrację pod Sejmem, podczas której jego ugrupowanie było ostro, często w wulgarnych słowach krytykowane za głosowanie przeciwko ustawie dekryminalizującej aborcję.
„W ujęciu lewicy tolerancja jest jednokierunkowa: trzeba tolerować to, co oni mówią, co proponują, co robią, ale nie ma tolerancji, jak ktoś ma inne poglądy. Więc naprawdę, zalecałbym kierowanie się takimi hasłami, które powinny być dla wszystkich, czyli szacunek dla poglądów, wyważenie, spokój” – mówił.
„Polecam ostatni sondaż CBOS-u: jakie sprawy są najważniejsze, jakimi sprawami rząd powinien się zajmować. Na pierwszym miejscu bezpieczeństwo Polski, bezpieczeństwo granic. Na drugim: bezpieczeństwo zdrowotne. Na trzecim: jakość funkcjonowania, życia, gospodarka. Na ostatnim miejscu jest aborcja, a na przedostatnim są związki partnerskie” – dodawał.
"Albo nasza koalicja weźmie to sobie mocno do serca i postawimy na gospodarkę, przedsiębiorców, niższą składkę zdrowotną i, tak jak dzisiaj, na rentę wdowią, albo będziemy tracić wyborców.
Rozpad koalicji jest mniej kosztowny, niż utrata wyborców przez partie, które tworzą koalicję" – mówił lider PSL.
Demokratka Kamala Harris ma dziś nieznacznie większe poparcie niż kandydat Republikanów Donald Trump – wynika z sondażu zrealizowanego przez Ipsos dla Reutersa. Badanie zostało przeprowadzone już po rezygnacji Joe Bidena z kandydowania
Zamiar głosowania na Kamalę Harris wyraziło 44 proc. respondentów, Donalda Trumpa wskazało 42 proc. Błąd pomiaru wynosi +/- 3 pkt. proc., mamy więc wirtualny remis ze wskazaniem na Demokratkę. W badaniu Ipsosu sprzed tygodnia między obojgiem polityków był remis w sensie ścisłym (44:44), a w sondażu przeprowadzonym na początku lipca to Trump prowadził z Harris o jeden punkt procentowy.
W ostatnim badaniu Ipsosu dla Reutersa, w którym był uwzględniony Joe Biden, urzędujący prezydent przegrywał z Trumpem 41:43.
Przewaga Harris rośnie, jeśli pytanie uwzględnia kandydata niezależnego Roberta F. Kennedy’ego Juniora. W takim zestawieniu głos na Demokratkę deklaruje 42 proc., na Trumpa 38 proc., a na Kennedy’ego – 8 proc. Nie jest jednak pewne, czy Kennedy zdoła zarejestrować swoją kandydaturę we wszystkich stanach.
Badanie przeprowadzono na panelu internetowym wśród zarejestrowanych wyborców (426 Demokratów, 376 Republikanów i 341 wyborców niezależnych) w dniach 22-23 lipca, czyli rozpoczęło się dzień po rezygnacji Bidena
Sondaż Ipsosu to niezłe wieści dla wiceprezydentki Kamali Harris, która od niedzieli uzyskała wystarczające wsparcie, żeby już dziś być de facto niemal oficjalną kandydatką Demokratów do Białego Domu. A jej dobry humor powinny jeszcze poprawić kolejne dane z omawianego badaniu:
Ale…
To wcale nie znaczy, że Kamala Harris jest dziś faworytką wyborów.
Sondaże ogólnokrajowe w USA pokazują trendy, ale nie mówią nam, kto wygra. W wyborach prezydenckich nie decyduje bowiem większość głosów wśród wszystkich obywateli i obywatelek biorących udział w wyborach, ale suma głosów elektorskich rozłożonych pomiędzy poszczególne stany. Innymi słowy, można zdobyć więcej głosów i przegrać wybory:
To może być również przypadek Harris, która jeśli chce marzyć o wyrównanej walce z Trumpem w listopadzie, musi bezwzględnie wygrać w trzech północnych stanach zahaczających o słynny pas rdzy: Michigan, Wisconsin i Minnesocie. Tymczasem tylko w tym ostatnim stanie Joe Biden miał przewagę nad Trumpem, mimo że jego polityczne emploi zdawało się lepiej rezonować w przeoranych przez proces deindustrializacji regionach.
Dlatego żeby więcej powiedzieć o szansach Harris, musimy poczekać kilka tygodni na sondaże stanowe. Na razie możemy tylko stwierdzić, że kandydatka Demokratów ma obiecujący początek kampanii.
Po godzinie 18.00 pod Sejmem rozpoczęła się proaborcyjna demonstracja. Uczestniczki mają plakaty z hasłem: „Od Giewontu aż po Hel ***** Giertycha i PSL. Oraz jak zawsze *** i Konfederację"
Demonstrację organizuje Ogólnopolski Strajk Kobiet. To reakcja na odrzucenie 12 lipca przez Sejm ustawy dekryminalizującej pomoc w aborcji. Ustawa przygotowana była przez Lewicę, ale po konserwatywnych poprawkach została zaakceptowana przez sejmową komisję. Ostatecznie przepadła na sali plenarnej: za głosowało 215 posłów, przeciwko – 218, wstrzymało się – 2.
Przeciwko były oczywiście kluby PiS i Konfederacji, ale o klęsce ustawy zdecydowali de facto posłowie PSL, aż 24 z nich zagłosowało przeciw. Symboliczne było też zachowanie posła klubu KO Romana Giertycha, który mimo obecności w Sejmie nie zagłosował, łamiąc tym samym dyscyplinę klubową w tej sprawie. Liberalizacja prawa antyaborcyjnego była jedną z głównych obietnic Koalicji Obywatelskiej przed wyborami parlamentarnymi.
Reporterka OKO.press Natalia Sawka prowadzi relację na żywo na naszym kanale na Instagramie. Znajdziecie ją pod linkiem.
Pod Sejmem zebrało się kilkaset osób. Organizatorki przygotowały na demonstrację specjalne plakaty z hasłem:
„Od Giewontu aż po Hel ***** Giertycha i PSL. Oraz jak zawsze *** i Konfederację".
Po godz. 18.00 na scenie rozpoczęły się przemówienia aktywistek. Padały głównie słowa wyrzutu wobec Donalda Tuska, któremu przypisywano odpowiedzialność za przegrane głosowanie. Ale największych antybohaterów było dwóch – Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL i Roman Giertych, poseł KO.
„Mecenasik z parciem na szkło i parciem na władzę, który teraz udaje demokratę, ale nas nie oszuka. My wiemy, że to nacjonalista, człowiek bez honoru. Hańba” – mówiła Agnieszka Czerederecka. Tłum zaczął skandować:
„Oddaj mandat, oddaj mandat”.
„Oprócz oszusta Giertycha mamy tam w Sejmie cały obrotowy PSL. Który co robi? Ramię w ramię głosuje z PiS-em i Konfederacją. Oprócz czterech posłanek” – dodała aktywistka.
„Jaka z was jest koalicja? Wszystko jedno z kim. Byle by tylko rządzić, byle być przy korycie. Posłowie PSL, z Kosiniakiem na czele, jesteśmy tu przeciwko wam. To my was zatrudniamy w rządzie i my was zwalniamy. Oblaliście nasz wyborczy test. Wypierdalać!”
Cała koalicja rządząca poprze projekt obywatelski wprowadzenia tzw. renty wdowiej. „Jak udaje się wspólnie pracować, to wygrywamy ważne sprawy dla Polek i Polaków”
„Nie rzucamy słów na wiatr. Chcemy, żeby [projekt renty wdowiej] stał się rzeczywistością, a osoby starsze w tych trudnych chwilach były bezpieczne. Odpowiedzialna polityka społeczna to również troska o osoby starsze” – powiedziała ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy.
23 lipca 2024 Dziemianowicz-Bąk i premier Donald Tusk zapowiedzieli, że projekt będzie szedł przez Sejm z poparciem rządu.
„Kiedy umiera bliska osoba, to jest to niezwykła tragedia osobista. Ale często jest to również zagrożenie ekonomiczne. Kiedy znika druga osoba, nie znika połowa kosztów utrzymania domu. Taka osoba mierzy się z wyzwaniami finansowymi” – mówiła Dziemianowicz-Bąk.
„Wyciągamy pomocną dłoń do dzieci, wnuków, na których barkach spoczywa wsparcie osoby starszej” – dała ministra.
Pod projektem zakładającym wprowadzenie „renty wdowiej” podpisało się ponad 200 tys. osób. Był to projekt obywatelski, popierany przez Lewicę. „Poprzednia większość włożyła go do zamrażarki” – przypomniała ministra rodziny. Obecna większość wróciła do projektu, drugie czytanie odbędzie się w najbliższy czwartek.
Na czym ma polegać renta wdowia? „To możliwość łączenia w ograniczonym zakresie dwóch świadczeń: renty rodzinnej i własnego świadczenia emerytalnego lub rentowego. Dotychczas było to niemożliwe – trzeba było wybrać jedno lub drugie” – pisał w OKO.press Jakub Szymczak.
O politycznym znaczeniu projektu mówił premier Donald Tusk.
„Dzięki pracy pani minister, innych ministrów w to zaangażowanych, mojej dość cierpliwej pracy z liderami koalicji rządowej udało się uzyskać wspólne stanowisko. Pokazują te miesiące, że jak udaje się wspólnie pracować, to wygrywamy ważne sprawy dla Polek i Polaków” – stwierdził Tusk.
„To wymagało elastyczności, dobrej woli. To wymagało setek godzin wspólnej pracy” – powiedział.
„Stanowisko rządu ma o tyle duże znaczenie polityczne, że zobowiązaliśmy się, że w Sejmie będziemy pracowali i głosowali za takim projektem, który wynika ze stanowiska rządu” – zapowiedział premier.
Donald Tusk odrzucił możliwość powrotu w kwestii aborcji do sytuacji z 1993 roku, co postuluje PSL. „Sprawy zaszły za daleko”. Co z legalizacją aborcji w tym Sejmie?
„Czy czuje, że zawiódł kobiety?” – zapytała Donalda Tuska 23 lipca 2024 dziennikarka „Bloomberga”. Chodziło o głosowanie z 12 lipca 2024, kiedy różnicą czterech głosów przepadł projekt częściowej dekryminalizacji aborcji.
„Źle się z tym bardzo czuję, że nie znalazłem argumentów, które by przekonały tych, którzy zagłosowali inaczej niż ja. Jako człowiek mam czyste sumienie, że robię wszystko, żeby to piekło kobiet zniknęło. Żeby kobiety czuły się podmiotowo, jak wolni ludzie” – odpowiedział Tusk.
„Tak, macie prawo uważać, że na tym etapie nie daliśmy rady” – stwierdził premier.
Tusk mówił też o tym, co jego rząd zamierza zrobić, żeby poprawić sytuację kobiet, które chciałyby przerwać ciążę. Nie pierwszy raz premier powiedział, że wobec braku zmian ustawowych ministrowie jego rządu będą się starać w inny sposób
„Szukamy od czasu tego nieszczęsnego głosowania praktycznych sposobów, które nie wymagają zmian ustawowych” – przyznał Tusk. Zapowiedział, że w najbliższy poniedziałek pojawią się nowe wytyczne dla prokuratury dotyczące ścigania przestępstw związanych z aborcją. Według raportu na temat działań prokuratury, o który prosił premier, już teraz „zmienił się radykalnie stosunek prokuratury do kwestii poronień”.
„Będę się zwracał do pana [ministra sprawiedliwości Adama] Bodnara i pani [ministry zdrowia Izabeli] Leszczyny, żeby ulżyć kobietom w tych sprawach. Praktyka naprawdę będzie inna” – powiedział Tusk.
„Wiem, że nic nie zastąpi ustawowej zmiany” – dodał.
Tusk skomentował głosowanie z 12 lipca 2024.
„Nie było obecnych 14 posłów PiS-u.
Okazało się iluzją, że zwolennicy liberalizacją stanowią większość w tym Sejmie. Nie, stanowimy mniejszość w tym Sejmie. PiS, Konfederacja, większość PSL stanowią większość”.
Czy Tusk będzie próbował dalej przekonywać PSL, by zmienił stanowisko i zagłosował za lub wstrzymał się od głosu w sprawach dotyczących aborcji?
„Na razie nie widzę powodów do optymizmu” – odpowiedział Tusk. Według niego Władysław Kosiniak-Kamysz i część PSL musieliby „radykalnie zmienić poglądy”.
Ponowne złożenie projektu, który przepadł 12 lipca, zapowiedziała Lewica. „Jestem ostrożny, Źle się będę czuł, jeśli głosowanie znów będzie przegrane”. Zapowiedział, że będzie sondował „wszystkie możliwe sposoby”, ale nie przeskoczy arytmetyki sejmowej”.
„To jest dla mnie wielki ciężar” stwierdził Tusk. Pytany, czy wyjdzie do protestujących dziś przed Sejmem, powiedział, że ma „sporo zajęć”.
O Giertychu Tusk powiedział, że nie oczekiwał, że poseł zmieni poglądy dotyczące aborcji. Jednak liczył na to, że Giertych „wykaże większą lojalność wobec kobiet niż wobec własnych poglądów”. Według Tuska to nie Giertych, który wyjął kartę w trakcie głosowania, zdecydował o tym, że projekt nie miał większości. Dodał, że sejmową działalność Giertycha ocenia pozytywnie.
Premier poinformował też, że podpisał wniosek o zdymisjonowanie wiceministra rozwoju Waldemara Sługockiego. Sługocki był jednym z trzech posłów KO nieobecnych podczas głosowania 12 lipca. Był wówczas w zagranicznej delegacji, poseł popierał wcześniej ustawy wprowadzające liberalizację prawa aborcyjnego.
Szef PSL-u Władysław Kosiniak-Kamysz twierdzi, że wyjściem z sytuacji jest powrót do prawa sprzed decyzji TK z 2020 roku. Projekt w tej sprawie złożony przez Trzecią Drogę (Polska 2050 i PSL) jest w nadzwyczajnej komisji zajmującej się projektami ustaw aborcyjnych.
„Wszystkie te kobiety, kto od lat są zaangażowane w liberalizację prawa aborcyjnego, dały wiele razy jasny sygnał, że powrót do «kompromisu» to jest sytuacja nie do zaakceptowania. Tutaj sprawy zaszły za daleko, pójście na tzw. kompromis byłoby wymuszoną przez facetów kapitulacją. Pozostaje różnica zdań, być może nie do zakopania”.
„Wkurzenie, a nawet wściekłość kobiet bardzo dobrze rozumiem” – podsumował Tusk.
Podczas tej samej konferencji prasowej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra rodziny z Lewicy, powiedziała: „Dla Lewicy, dla mnie jako posłanki, kobiety, Polki jest to oczywiste: legalna bezpieczna aborcja do 12. tygodnia. Do tego konsekwentnie dążymy”.
Dziemianowicz-Bąk będzie na proteście: „Ja i koleżanki z pewnością się pojawimy. Ale to nie jest tak, że wyjdziemy do protestujących kobiet. My od lat walczymy ramię w ramię z walczącymi kobietami”.