W nocy z 26 na 27 listopada weszło w życie zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem, będące wynikiem negocjacji między Izraelem i Libanem. Izrael ma dwa miesiące na wycofanie się z południowego Libanu
Izraela nie interesuje to, że ich operacja w Rafah nie ma poparcia miedzynarodowego. Miasto, w którym mieszka dziś ponad milion Palestyńczyków jest na skraju katastrofy humanitarnej
Kolejni mieszkańcy Rafah otrzymali dziś ostrzeżenia o konieczności ewakuacji. W ostatnim tygodniu z tego powodu miejsce pobytu zmieniło około 350 tys. osób. W ostatnich dniach Izrael instensyfikuje swoje operacje w Rafah, największym mieście południowej Strefy Gazy.
Dziś to najludniejsze miasto Strefy. Przed wojną mieszkało tu około 200 tys. osób. Po 7 października, gdy Izrael wypowiedział wojnę Hamasowi w Gazie, kolejne setki tysięcy osób przemieszczały się z północy na południe. Dziś to miejsce zamieszkania około 1,4 mln osób – mniej więcej dwóch trzecich populacji Strefy.
Mimo tego i mimo braku międzynarodowego poparcia, Izrael rozpoczął tydzień temu inwazję na Rafah. Izraelczycy utrzymują, że ewakuacja do strefy humanitarnej wzdłuż wybrzeża zapewnia cywilnym mieszkańcom Strefy bezpieczeństwo. Ale strefa humanitarna jest przepełniona i nie ma odpowiednich warunków sanitarnych.
„Kilka godzin dzieli nas od całkowitego upadku systemu ochrony zdrowia w Strefie Gazy, co będzie wynikiem braku możliwości dostarczenia paliwa niezbędnego dla generatorów prądu w szpitalach, karetkach i pojazdach pracowników” – przekazali katarskiej telewizji Al Dżazira urzędnicy palestyńskiego Ministerstwa Zdrowia. Obecnie jedynie około jednej trzeciej z 36 szpitali w Strefie Gazy wciąż jest w stanie świadczyć usługi medyczne i ratować życie ofiarom izraelskich ataków.
Reda Auf, 35-letni sprzedawca z Rafah powiedział magazynowi +972 o atmosferze wśród Palestyńczyków na południu Strefy:
„Ludzie się boją. Chodzą z torbami na ramionach i z dziećmi przy sobie. Kobiety płaczą z powodu opresji przesiedleń. Nie mają wiary w litość armii, bo oni nikogo nie oszczędzają. Dziesiątki masark miało miejsce w ostatnich dniach z powodu ciągłych nalotów. Nie tylko w miejscach, które ewakuowano, ale też w centrum miasta i na zachodzie”.
Atak na Rafah nie oznacza jednak, że Izrael nie prowadzi operacji w innych częściach Strefy. Dziś rano Izraelczycy przeprowadzili intensywny atak na Dżabaliję na północy Strefy. To największy z historycznych obozów dla uchodźców na tym obszarze. Nie oznacza to, że jest to miejsce, gdzie organizowana jest pomoc dla przesiedlonych z innych części Strefy. Chodzi o obozy dla uchodźców z 1948 roku, gdy Izrael wywalczył niepodległość w wojnie, i jednocześnie przymusowo przesiedlił około 750 tys. palestyńskich Arabów. Potomkowie ówczesnych uchodźców również mają status uchodźcy. Obozy w Strefie Gazy przemieniły się przez niemal osiem dekad w normalnie funkcjonujące miasta.
Izraelczycy wycofali się z Dżabalji w lutym 2024 roku, pozostawiając za sobą dramatyczne zniszczenia. Powrót armii do tego obszaru pokazuje, że wojna, którą prowadzi dziś Izrael może trwać w nieskończoność. Palestyńczycy przekazali, że po nocnych atakach, wydobyli spod gruzów około 20 ciał. Twierdzą też, że Izraelczycy strzelali do karetek, które próbowały nieść pomoc poszkodowanym.
UNRWA, agencja ONZ do spraw uchodźców palestyńskich opublikowała dziś w mediach społecznościowych film z jednej ze szkół w Chan Junus:
Widać na nim zniszczenia budynków, jakimi zarządzała UNRWA, w tym szkoły. Chan Junus przed wojną było drugim największym miastem Strefy, z około 400 tys. mieszkańców. Tydzień po rozpoczęciu operacji w Rafah doniesienia na temat rozmów o zawieszeniu broni są skąpe i mało wiarygodne.
Mianowany na nowego ministra obrony Rosji Andriej Biełousow mówił dziś Dumie, jakie najważniejsze zadania przed nim stoją.
Nowy szef MON, cywil i ekonomista, ogłosił, że trzeba zmierzyć się z “nadmierną biurokracją” przy potwierdzaniu świadczeń dla żołnierzy. A także z organizacją służby zdrowia. Otóż wojskowi na urlopach nie są przyjmowani do cywilnych szpitali, tylko kierowani do wojskowych. A te “są przepełnione”.
Im więcej ludzi idzie na front w Ukrainie, tym większe problemy społeczne się pojawiają. Jak tłumaczył Biełousow, nie wystarczy wypłacać wysokie świadczenia (dziś już 200 tys. rubli, czyli ok. 8 tys. zł). Bo potrzebne są też usługi społeczne i mieszkania dla rodzin — co tu dużo mówić — kandydatów na poległych lub inwalidów. Nie tak dawno Duma uchwaliła specjalną ustawę o prawie beznogich i sparaliżowanych weteranów do samochodów kierowanych wyłącznie rękami.
Biełousow opowiada to wszystko teraz, bo formalnie Duma musi przyklepać jego kandydaturę.
Dzień wcześniej Putin odwołał ze stanowiska ministra obrony Siergieja Szojgu. W przeciwieństwie do Biełousowa, ekonomisty i byłego ministra gospodarki, Szojgu był generałem, ale tak naprawdę nigdy w armii nie służył. Putinowi podobał się jednak jako minister ds. sytuacji nadzwyczajnych, którym był do 2012 r.
Wojna w Ukrainie przestała być jednak “sytuacją nadzwyczajną”. Jest częścią rosyjskiego państwa. Jak tłumaczył 12 maja decyzję szefa rzecznik Putina Pieskow, Rosja przeznacza teraz na armię 6,7 proc. PKB, ponad dwa razy tyle, co przed pełnoskalową wojną. Konieczne stało się więc zintegrowanie sektora wojennego z resztą gospodarki. Biełousow od razu pokazał, jak bardzo państwo nie jest przygotowane na tę wojnę. Skoro nie ma dosyć szpitali.
Równocześnie przesłuchiwany na okoliczność ponownego powołania na stanowisko szefa MSZ Putina Siergiej Ławrow pogroził: „Jeśli kraje zachodnie chcą rozwiązać kryzys ukraiński na polu bitwy, to Moskwa jest na to gotowa”. Propaganda Kremla stała się ostatnimi czasy bardzo wojownicza. Z lubością opowiada o ćwiczeniach z użyciem niestrategicznej (“małej”) broni atomowej. Niedzielne telewizyjne “Wiadomości Tygodnia”, program przedstawiający poglądy Kremla, nazwał te ćwiczenia “bezdotykowym karate”. I wyjaśnił widzom, że Rosja jest w tym starciu Bruce’em Lee, który niszczy pozornie silniejszych przeciwników w filmie “Wejście smoka” z 1973 r. (obrazki z odpalanych rakiet zestawione zostały ze scenami walki z tego właśnie filmu).
Prezydent zaprzysiągł czwórkę nowych ministrów. Zwolniona czwórka wybiera się do Brukseli
„Dzisiaj dokonujemy zmiany na bardzo ważnych stanowiskach w Rzeczypospolitej. Ta dzisiejsza uroczystość została poprzedzona moją rozmową z panem premierem także w tych kwestiach właśnie najważniejszych. Tę rozmowę mieliśmy z panem premierem zaległą, cieszę się, że mogliśmy ją przeprowadzić, cieszę się, że pan premier wraca do zdrowia” – mówił prezydent Andrzej Duda na uroczystości zaprzysiężenia nowych ministrów. Premier przeszedł niedawno zapalenie płuc. Uroczystość miała rozpocząć się wcześniej, ale opóźniła się przez nieplanowaną wcześniej rozmowę prezydenta z premierem.
Prezydent zaprzysiągł czwórkę nowych ministrów na wniosek premiera Donalda Tuska.
Wymienieni ministrowie pełnili swoje funkcje pięć miesięcy, od 13 grudnia 2023 roku. Cała czwórka startuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Prezydent w swoim przemówieniu mówił o wyzwaniach stojących przed Polską. I wyraził swoje zdanie na temat realizacji projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego.
„Mamy cały szereg wielkich inwestycji, które – mam nadzieję – będą w Polsce w najbliższych latach realizowane. Liczę ogromnie na to, że będziemy realizowali CPK. To jest inwestycja o charakterze dziejowym” – mówił prezydent. Rząd opóźnia prace nad CPK. Był to z pewnością jeden z tematów rozmowy między premierem a prezydentem przed uroczystością.
Donald Tusk chwalił odchodzących ministrów.
„Kiedy patrzę na ministrów po mojej prawej stronie, którzy odchodzą dzisiaj z rządu, chcę jeszcze raz podkreślić, że wzięli na swoje barki odpowiedzialność za najtrudniejszy czas. Te pięć miesięcy, równe pięć miesięcy, kiedy sprawowali swoje urzędy, to był czas sprzątania, przygotowania gruntu pod nową, użyję kolokwializmu, normalną rzeczywistość”.
Zdaniem premiera odchodzący ministrowie wykonali swoje zadanie, którym było porządkowanie rzeczywistości po czasach PiS i mogą z czystym sumieniem zostać oddelegowani do kolejnych zadań.
„Będziemy działali bez wahania. Będziemy bezwzględni wobec zła. Każdego dnia, każdej godziny będziemy działali z każdym, kto ma dobrą wolę, na rzecz bezpieczeństwa i na rzecz oczyszczenia z tego ewidentnego zła, jakie rozpleniło się w Polsce w niektórych miejscach” – przekonywał premier.
„Chciałbym przyrzec, panie prezydencie, że cały rząd będzie poświęcać temu cały swój czas i energię, dla dobra Rzeczypospolitej, dla dobra naszego wspólnego, bezpiecznego domu” – zwracał się bezpośrednio Tusk do prezydenta Dudy.
Mikołaj Pawlak odmówił złożenia ślubowania przed komisją ds. Pegasusa. To konsekwencja wyroku TK Julii Przyłębskiej
„Nie uznaję dzisiejszego spotkania za posiedzenie komisji i w związku z tym proszę o możliwość wypowiedzenia się, uzasadnienia” – powiedział na posiedzeniu komisji śledczej do spraw Pegasusa były rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak.
Posiedzenie komisji nazwał „spotkaniem publicystycznym”. Domagał się możliwości wygłoszenia swobodnej wypowiedzi. Przewodnicząca komisji Magdalena Sroka stała na stanowisku, że taka możliwość będzie, ale dopiero po tym, jak Pawlak złoży ślubowanie. A ten nie chciał tego zrobić, bo nie uznawał komisji za komisję. Błędne koło przerwał więc sam Pawlak, opuszczając posiedzenie i odmawiając w ten sposób odpowiedzi na pytania posłów.
Do pewnego stopnia przypominało to początek przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego przed tą samą komisją. Ale szef PiS ostatecznie na pytania posłów w komisji odpowiadał.
Pawlak został wezwany przed komisję, ponieważ przed pełnieniem funkcji rzecznika praw dziecka był dyrektorem w Ministerstwie Finansów. Komisja bada legalność i celowość zakupu izraelskiego oprogramowania do inwigilacji Pegasus oraz skali jego wykorzystywania.
Reakcja Pawlaka jest bezpośrednią konsekwencją postanowienia Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej. PiS złożył wniosek do TK o zbadanie zgodności z konstytucją uchwały o powołaniu komisji. TK przychylił się do wniosku PiS, by do czasu wydania orzeczenia wstrzymać prace komisji. TK nakazał komisji wstrzymanie się „od dokonywania jakichkolwiek czynności faktycznych lub prawnych”.
Szefowa komisji Magdalena Sroka już wcześniej zapowiedziała, że komisja zamierza kontynuować pracę. Pawlak pokazał jednak, że wniosek do TK jest częściowo skuteczny – politycy PiS będą teraz się na niego powoływali, a ich przesłuchanie będzie trudniejsze.
Nie doszło do rozstrzygnięcia w pierwszej turze, ale kampania zapowiada się mało emocjonująco – wszyscy są przekonani, że urzędujący prezydent zostanie wybrany na kolejnych pięć lat
Za dwa tygodnie na Litwie odbędzie się druga tura wyborów prezydenckich. Pierwsza nie przyniosła ostatecznego rozstrzygnięcia. Ale jednocześnie politycznych emocji raczej nie uświadczymy – wynik wydaje się przesądzony już teraz.
W głosowaniu 12 maja zwyciężył urzędujący prezydent Gitanas Nausėda. Po przeliczeniu niemal wszystkich głosów jego wynik to 46,7 proc. W drugiej turze Nausėda zmierzy się z urzędującą premierką Ingridą Šimonytė, która otrzymała 16,3 proc. głosów. Jeśli miałaby zwyciężyć, musiałaby więc przekonać niemal wszystkich wyborców pozostałych kandydatów – wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. Pięć lat temu pierwszą turę nieznacznie wygrała Šimonytė – o niecałe 5 tys. głosów, 0,37 punktu procentowego. W drugiej natomiast otrzymała mniej głosów niż w pierwszej, a Nausėda wygrał stosunkiem 66,5 proc. do 33,5 proc.
26 maja urzędujący prezydent zdobędzie zapewnie więcej głosów. Šimonytė też zdaje sobie sprawę z tego, jak trudne czeka ją zadanie. „Moim głównym celem było prawdopodobnie dotarcie do drugiej tury i myślę, że udało mi się to osiągnąć” – mówiła po ogłoszeniu wyników. Sam prezydent jest pewien zwycięstwa. Wczoraj wieczorem powiedział dziennikarzom, że nie potrzebuje specjalnej strategii, by w drugiej turze pokonać swoją kontrkandydatkę. Taki pokaz pewności siebie przed wyborami prezydenckimi może nam nieco przypominać sytuację z 2015 roku, gdy faworyzowany prezydent Komorowski przegrał z kandydatem PiS Andrzejem Dudą. Wówczas jednak to Duda wygrał już pierwszą turę. Tutaj różnica w wyniku obu kandydatów jest bardzo duża.
Litwa idzie więc w stronę kontynuacji.
Kampania Nausėdy skupiała się wokół kwestii bezpieczeństwa. Jest on gorącym zwolennikiem pomocy Ukrainie w wojnie z Rosją. Sąsiadująca z Rosją Litwa obawia się rosyjskiego ataku. Według sondażów, nieco ponad połowa obywateli Litwy uważa, że rosyjski atak na ich państwo jest możliwy.