Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Jeden z najważniejszych urzędników administracji Donalda Trumpa skierował ciepłe słowa w kierunku Moskwy z okazji Dnia Rosji, wyraził też nadzieję na pokój w Ukrainie.
Sekretarz Stanu USA Marco Rubio złożył życzenia i pogratulował Rosjanom z okazji ich państwowego święta. „W imieniu narodu amerykańskiego pragnę pogratulować narodowi rosyjskiemu z okazji Dnia Rosji. Stany Zjednoczone pozostają zaangażowane we wspieranie narodu rosyjskiego w jego dążeniach do lepszej przyszłości. Korzystamy również z tej okazji, aby potwierdzić pragnienie Stanów Zjednoczonych do konstruktywnej współpracy z Federacją Rosyjską na rzecz trwałego pokoju między Rosją a Ukrainą. Mamy nadzieję, że pokój przyczyni się do rozwoju bardziej korzystnych dla obu stron stosunków między naszymi krajami” – napisał Rubio w oświadczeniu umieszczonym na stronie internetowej Departamentu Stanu.
Dzień Rosji obchodzony na pamiątkę decyzji deputowanych Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, którzy 12 czerwca 1990 roku opowiedzieli się za niezależnością Rosji jako suwerennego kraju. Jest obchodzony od 1994 roku, pod obecną nazwą od 2002.
Stany Zjednoczone starają się przedstawiać jako mediatorzy w próbach osiągnięcia porozumienia pomiędzy Moskwą i Kijowem, a Donald Trump pozostaje w kontakcie z Władimirem Putinem. Amerykański prezydent rozmawiał z nim między innymi po ataku ukraińskich sił specjalnych na rosyjskie lotniska, do którego doszło 1 czerwca. Ukraińcy uszkodzili 40 rosyjskich bombowców, a Putin dał znać Trumpowi, że będzie musiał odpowiedzieć odwetem. Trump podszedł do tej zapowiedzi ze zrozumieniem. „Naszym zdaniem reżim kijowski zasadniczo zdegenerował się do organizacji terrorystycznej” – mówił po rozmowie z Putinem amerykański prezydent.
Przeczytaj także:
Mimo ujemnej anomalii temperatury w Polsce dane nie pozostawiają wątpliwości — miniony maj na świecie był drugim najcieplejszych w historii pomiarów.
Według najnowszych danych unijnej agencji klimatycznej Copernicus miniony miesiąc okazał się drugim najcieplejszym majem w liczącej ok. 250 lat historii instrumentalnych i weryfikowalnych pomiarów temperatury na świecieDane wskazują jasno, że kolejne miesiące — i stopniowo kolejne lata — plasują się w „top 5” najcieplejszych okresów w historii, bo krzywa wzrostu temperatury pnie się cały czas w górę. To oczywiście zła wiadomość, bo im cieplej, tym większe zagrożenie suszą, powodziami i coraz mniejszymi możliwościami adaptacji ziemskiego ekosystemu, od którego wszyscy bezpośrednio zależymy.
Średnia temperatura powierzchni Ziemi w maju 2025 roku wyniosła 15,79°C. To o 0,53°C powyżej średniej dla tego miesiąca z lat 1991-2020, podaje Copernicus. Maj okazał się o 0,12°C chłodniejszy rekordowo ciepły maj roku 2024, a także o 0,06°C cieplejszy od trzeciego w historii maja roku 2020.
Piąty miesiąc 2025 roku był o 1,4°C cieplejszy od średniej dla tego miesiąca z okresu przedindustrialnego. Tak w klimatologii określa się czasy sprzed początku szybkiego wzrostu emisji gazów cieplarnianych, czyli lata 1850-1900. Tym samym maj zakończył serię 21. z 22 minionych miesięcy, w których wzrost temperatury przekroczył próg 1,5°C – zapewne tylko na miesiąc, najwyżej kilka.
“Maj 2025 przerywa bezprecedensowo długą serię miesięcy, w których średnia temperatura przekraczała o 1,5°C poziom sprzed epoki przemysłowej. „Choć może to stanowić krótkotrwałą ulgę dla planety, spodziewamy się, że próg 1,5°C zostanie wkrótce ponownie przekroczony ze względu na postępujące ocieplenie systemu klimatycznego” – mówi cytowany w komunikacie Copernicusa Carlo Buontempo, dyrektor serwisu Copernicus.
Poprzednie 12 miesięcy — od czerwca 2024 do końca maja 2025 – były o 0,69°C cieplejsze od średniej z okresu 1991-2020, a także o 1,57°C cieplejsze od lat 1850-1900, informuje Copernicus.
W Europie również było ciepło, choć chłodniej niż w skali globalnej — średnia temperatura naszego kontynentu wyniosła w maju 12,98°C, czyli 0,29°C poniżej średniej z lat 1991-2020. Ponadto na naszym kontynencie odnotowano wyraźny kontrast temperaturowy pomiędzy wschodnią części kontynentu, od wschodnich Włoch i Bałkanów przez Polskę po Finlandię, gdzie temperatury były poniżej średniej. Z kolei w Europie Zachodniej temperatury utrzymywały się powyżej normy.
Według wstępnych danych IMGW dla Polski średnia temperatura była – w zależności od regionu – o 1,2°C – 3°C niższa niż w okresie referencyjnym 1991-2020
Według naukowców ludzkość nie może trwale przekroczyć wzrostu temperatury o 1,5°C do końca stulecia, o ile chce utrzymać wzrost temperatury na stosunkowo bezpiecznym poziomie. Tak zakłada tzw. Porozumienie Paryskie zawarte w 2015 roku.
Niestety, ten próg ocieplenia przekraczamy już teraz, o czym świadczą dane z niemal dwóch ostatnich lat. Pierwszym pełnym rokiem, w którym to się stało, był rok 2024, który okazał się o 1,6°C cieplejszy od średniej z okresu przedindustrialnego. Mimo nieco chłodniejszego okresu luty-maj, trwający rok zapewne i tak będzie kolejnym, który przekroczy próg 1,5°C i wyląduje w “top 5” najcieplejszych lat w historii pomiarów. Krzywa wzrostu temperatury przesuwa się górę i chłodniejsze lata dziś należą do najgorętszych lat w długim okresie.
Naukowcy obawiają się, że zbliżamy się do (umownego) drugiego progu ocieplenia, wynoszącego 2°C. Jeśli nic się nie zmieni, trwałe przekroczenie tego progu nastąpi w latach 2050-2060, a więc za życia wielu czytelników i czytelniczek OKO.press.
Oznaczałoby to jeszcze więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych i wynikających z nich problemów, jak powodzie, susze, pożary, zwiększający się zasięg chorób tropikalnych na szerokościach o dotychczas umiarkowanym klimacie, a także zwiększona śmiertelność na skutek fal upałów. Wszystkie te katastroficzne zjawiska dają się na we znaki już dziś – w Polsce trwa najgorsza od lat susza, złagodzona tylko w niewielkim stopniu przez stosunkowo mokry i chłodny maj. W maju pięć z 20 głównych stacji pomiarowych IMGW odnotowały opad większy niż średnia wieloletnia, a tylko w dwóch opady nie przekroczyły nawet 50 proc. normy.
Dane pośrednie wskazują, że ostatnie miesiące i lata należą do najcieplejszych od tysięcy lat, a przyczyną tego jest rosnąca koncentracja gazów cieplarnianych w atmosferze. To efekt spalania paliw kopalnych, przede wszystkim węgla. Nauka ostrzega o tym negatywnym zjawisku od ponad 100 lat, jednak dopiero teraz możemy na własne oczy obserwować jego skutki.
Zatrzymanie wzrostu temperatury na względnie bezpiecznym poziomie jest niezmiernie trudne i jest kwestią przede wszystkim polityczną. Ziemski system klimatyczny poddany działaniu gazów cieplarnianych reaguje z opóźnieniem. Dlatego, nawet gdyby emisje spadły do zera już jutro czy nawet za kilka lat – co jest nierealne – miną dekady, zanim klimat na ten spadek zareaguje.
To jedna z przyczyn nikłego zainteresowania opinii publicznej kryzysem klimatycznym. Na naszym podwórku przełożyło się to na niemal zerową obecność problemu w programach kandydatów i kandydatek na prezydenta i na ich spotkaniach wyborczych.
Przeczytaj także:
Kierujący Krajową Radą Radiofonii i Telewizji nominat PiS Maciej Świrski wstrzymuje wypłatę środków z abonamentu dla publicznych nadawców.
Sejmowa Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej dała zielone światło dla próby postawienia Macieja Świrskiego przed Trybunałem Konstytucyjnym. To kolejny krok w tym postępowaniu, członkowie komisji przyjęli sprawozdanie wyrażające aprobatę dla wcześniejszego działania posłów i posłanek. Ponad rok temu o postawienie szefa Krajowej Rady przez TS zawnioskowało 185 z nich.
„Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej przyjęła sprawozdanie wskazujące na rozpatrzenie przez Sejm wniosku o postawienie przewodniczącego Świrskiego przed Trybunałem Stanu. W głosowaniu było 11 do 7 za wnioskiem. Jednocześnie jest wniosek mniejszości złożony przez posłów PiS o umorzenie postępowania. Zdecyduje Sejm” – informował Piotr Adamowicz z Koalicji Obywatelskiej. Nie wcześniej niż za 21 dni wnioskiem ma zająć się Sejm. By postawić Świrskiego przed Trybunałem, potrzebna jest większość trzech piątych posłów.
Zarzuty wobec szefa KRRiT są moce i obejmują przede wszystkim wstrzymanie wypłaty ok. 300 mln złotych z abonamentu dla publicznych mediów oraz przedłużanie postępowań koncesyjnych dla nadawców prywatnych.
Maciej Świrski stanął na czele KRRiT za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Objął to stanowisko w 2022 roku, jego kadencja kończy się dopiero za trzy lata. Uczestniczył w obsadzaniu władz TVP, Polskiego Radia i rozgłośni regionalnych partyjnymi nominatami PiS. Był też jednym z hamulcowych zmiany na kierowniczych stanowiskach w państwowych mediach po zmianie władzy w 2023 roku. Po wymianie dyrekcji publicznych mediów i wprowadzenia ich w stan likwidacji KRRiT wstrzymała wypłaty środków pochodzących z abonamentu należnych nadawcom. Świrski argumentował, że nie może przekazać ich wybranym bezprawnie zarządom. Według „Dziennika Gazety Prawnej” koalicja rządząca chciałaby podjąć próbę usunięcia Świrskiego ze stanowiska poprzez odrzucenia rocznego raportu KRRiT. Na taki ruch musiałby jednak zgodzić się również prezydent.
Boeing 787-8 Dreamliner rozbił się zaraz po starcie. Przyczyny zdarzenia nie są jasne.
Maszyna linii Air India lecąca do Londynu rozbiła się kilka minut po starcie z lotniska w mieście Ahmadabad w stanie Gudżarat na zachodzie kraju. Na pokładzie znajdowały się 243 osoby: 169 Hidnusów, 53 Brytyjczyków, siedmiu Portugalczyków i jeden Kanadyjczyk, wśród których było 11 dzieci.
Na razie służby nie podają informacji o ostatecznej liczbie ofiar śmiertelnych wśród pasażerów. Przyznają jednak, że będzie ich „wiele”, a do 13:00 wiadomo było o przynajmniej 110 osób, które nie przeżyły zdarzenia.
Całkowicie zniszczony w wyniku katastrofy Dreamliner spadł na gęsto zabudowany obszar. Kontrolerzy ruchu lotniczego w Ahmedabadzie przekazali, że samolot wystartował o godz. 13:39 lokalnego czasu, po czym zdążył nadać sygnał „mayday”. Po chwili doszło jednak do zerwania łączności. Lotnisko, z którego startował samolot, zostało zamknięte.
„Zmobilizowaliśmy zespoły ratownicze i podejmujemy wszelkie wysiłki, by zapewnić pomoc medyczną i wsparcie w miejscu katastrofy. Moje myśli i modlitwy są ze wszystkimi osobami na pokładzie i ich rodzinami” – mówił mediom Kinjarapu Ram Mohan Naidu, indyjski minister do spraw lotnictwa.
„Tragedia w Ahmedabad nas oszołomiła i zasmuciła. Jest to rozdzierające serce poza słowami. W tej smutnej godzinie moje myśli są ze wszystkimi, których to dotknęło. Jestem w kontakcie z ministrami i władzami, którzy pracują, aby pomóc poszkodowanym” – przekazał na platformie X (twitter) Narendra Modi.
Według specjalistycznej bazy Aviation Safety Network to pierwszy taki wypadek z udziałem Boeinga 787-8 Dreamliner w historii. Przez 14 lat od wejściu do eksploatacji z lotów Dreamlinery wykonały ponad 5 milionów lotów, a w użyciu pozostaje ponad tysiąc tych maszyn. Z dreamlinerów korzystają również Polskie Linie Lotnicze LOT, używając ich na dalekich trasach międzykontynentalnych do USA, Japonii, Kanady czy Indii.
Do południa polskiego czasu nie spłynęły żadne informacje wskazujące na przyczyny katastrofy. Agencje informacyjne podają, że z budynku, w który uderzył samolot, byli ludzie, a spod gruzów wydobyto co najmniej 30 ciał. Z doniesień agencji Reutera wynika, że w bloku znajdował się hostel, w którym zatrzymywali się pracujący w mieście lekarze i studenci medycyny.
Kolejny z serii ataków na Charków nastąpił zaledwie dwa dni po największej do tej pory ofensywie bezzałogowców nad terytorium Ukrainy.
Nocny nalot dronowy na Charków przyniósł bilans 18 rannych. Poszkodowana została przynajmniej czwórka dzieci, w tym dwuletni chłopiec i trzy nastolatki. Celem Rosjan były dzielnice mieszkalne, placówki oświatowe, przedszkola i infrastruktura energetyczna. Odłamki wyposażonych w ładunki wybuchowe dronów spadały tuż obok placów zabaw.
To kolejny z serii ataków na miasto. Nalot z nocy 10 na 11 czerwca przyniósł dziewięć ofiar śmiertelnych i 64 rannych, w tym dziewiątki dzieci. Do szpitala trafił między innymi ranny 14-latek i 2-letnia dziewczynka. Według służb ratowniczych trzy osoby wciąż pozostają pod gruzami, ich stan nie jest znany. Drugie co do wielkości miasto w Ukrainie, położone zaledwie 40 km od rosyjskiej granicy, jest bardzo częstym celem rosyjskich ataków. Służby nadal szukają rannych pod gruzami.
„Bezpośrednio trafione zostały wielopiętrowe budynki, prywatne domy, place zabaw, siedziby przedsiębiorstwa i pojazdy transportu publicznego” – mówił Ihor Terechow, burmistrz Charkowa.
Niszczycielski atak 17 dronów bojowych trwał zaledwie dziewięć minut. W tym samym czasie w Mikołajowie i Chersoniu Rosjanie zaatakowali obiekty infrastruktury energetycznej, przez co doszło do przerw dostawie prądu.
„Każdy nowy dzień przynosi nowe podłe ciosy ze strony Rosji, a prawie każdy z nich jest wymowny. Rosja zasługuje na zwiększoną presję; dosłownie każdym ciosem wymierzonym w życie zwykłych ludzi udowadnia, że presja jest niewystarczająca” – napisał na Telegramie prezydent Wołodymyr Zełenski.
Atak na Charków może być częścią serii ofensywnych działań Moskwy, która zapowiedziała odwet za akcję ukraińskich sił, w którym zniszczono 40 rosyjskich bombowców. Służba Bezpieczeństwo Ukrainy 1 czerwca przeprowadziła atak na cztery lotniska, w tym na bazę lotnictwa w Syberii, oddalonej o tysiące kilometrów od ukraińskiej granicy. Celem operacji było zniszczenie rosyjskich bombowców dalekiego zasięgu, działających z dala od linii frontu. Uszkodzonych zostało ponad 40 samolotów, które do tej pory nękały ukraińskie miasta nalotami.
Odwet za tę akcję rozmowie z prezydentem USA Donaldem Trumpem zapowiedział rosyjski przywódca Władimir Putin. Od początku czerwca Moskwa wysyła nad Ukrainę drony bojowe, a w nocy z 9 na 10 czerwca doszło do największej do tej pory rosyjskiej ofensywy przeprowadzonej z użyciem bezzałogowców. Z terytorium Rosji nad Ukrainę wyleciało 315 dronów, do ataku użyto również 7 rakiet, a głównym celem Rosjan był Kijów. Ukraińskiej obronie przeciwlotniczej udało się strącić 285 jednostek, w tym wszystkie pociski wystrzelone w terytorium Ukrainy.
Przeczytaj także: