Poza Benjaminem Netanjahu MTK chce aresztować byłego ministra obrony Izraela Jo'awa Galanta oraz lidera Hamasu Mohammeda Deifa. Chodzi o zbrodnie wojenne podczas wojny w Strefie Gazy
Warszawiacy zaprotestują przeciwko drogowemu szaleństwu, domagając się działań od miasta. To reakcja na wypadek na ulicy Woronicza, w wyniku którego zginęła dwójka pieszych.
We wtorek, 13 sierpnia, kierowca rozpędzonego SUV-a spowodował tragiczny wypadek na ulicy Woronicza w Warszawie. Najpierw uderzył w pieszą przechodzącą przez przejście, potem wjechał w przystanek autobusowy. Kobieta przechodząca przez jezdnię zginęła na miejscu, jedna z oczekujących na autobus w drodze do szpitala. Lekarze nadal walczą o życie potrąconego 3,5-letniego dziecka.
“Postanowiliśmy w tydzień po zdarzeniu zorganizować w jego miejscu pikietę, demonstrację, smutny spacer po jezdni Warszawiaków oburzonych poziomem bezpieczeństwa w mieście” – mówi nam jeden z organizatorów protestu, Krzysztof Gutkowski.
“Zaapelujemy do władz miasta o pilną przebudowę tej jezdni i poprawę bezpieczeństwa na wszystkich przejściach ocenianych w audytach na 0 lub 1” – wyjaśnia mieszkaniec stolicy. Chodzi o przejście dla pieszych, które w audycie sprzed siedmiu lat uzyskały najniższe oceny od naukowców, którym sprawdzenie “zebr” zlecił Ratusz. Mimo że audyt został zamówiony przez urzędników, do dziś Zarząd Dróg Miejskich nie zmodernizował wielu z przejść. Jednym z nich jest to, na którym we wtorek doszło do tragedii.
Opisywaliśmy to w OKO.press:
Warszawiacy zaprotestują we wtorek 20 sierpnia o godzinie 18:00 przy przejściu dla pieszych, na którym doszło do wypadku. Jak wyjaśniają organizatorzy, protestujący będą domagać się również wprowadzenia do prawa pojęcia zabójstwa drogowego. “To nie wypadek, ale zbrodnia” – zaznacza Gutkowski.
W opisie wydarzenia czytamy: „Państwo polskie niechętnie ściga niebezpiecznych kierowców. Po polskich drogach jeżdżą piraci z wielokrotnymi sądowymi zakazami – tak jakby szósty zakaz miał być bardziej skuteczny od piątego. Prokuratura rzadko, a sądy bardzo niechętnie używają pojęcia zabójstwa w zamiarze ewentualnym, choć polskie prawo na to pozwala. Pojęcia zabójstwa drogowego w polskich przepisach w ogóle nie ma”.
Resort klimatu i środowiska chce zaostrzenia kar za rozjeżdżanie lasów pojazdami motorowymi. Projekt przedstawiono Ministerstwu Sprawiedliwości.
Za jazdę pojazdami poza drogą leśną grozić miałby areszt, kara ograniczenia wolności lub kilkutysięczna (nie niższa niż 3 tys. zł) grzywna — poinformowała „Rzeczpospolita”. Gazeta podaje, że w razie skazania przez sąd możliwe byłoby orzeczenie nawiązki w wysokości do 1500 zł. W przypadku ponownego ukarania sprawcy za umyślne wykroczenie możliwy miałby być nawet przepadek pojazdu.
Taki projekt opracowało Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które chce zaostrzenia kar za wjeżdżanie do lasów quadami i innymi pojazdami motorowymi. Zwróciło się z tą propozycją do resortu sprawiedliwości.
Wjazd quadem i każdym innym pojazdem do lasu już teraz, według obowiązujących przepisów, jest nielegalny. Mówi o tym artykuł 161 kodeksu wykroczeń: „Kto, nie będąc do tego uprawniony albo bez zgody właściciela lub posiadacza lasu, wjeżdża pojazdem silnikowym, zaprzęgowym lub motorowerem do nienależącego do niego lasu w miejscu, w którym jest to niedozwolone, albo pozostawia taki pojazd w lesie w miejscu do tego nieprzeznaczonym, podlega karze grzywny”.
Zabrania tego również ustawa o lasach.
„Ruch pojazdem silnikowym, zaprzęgowym i motorowerem w lesie dozwolony jest jedynie drogami publicznymi, natomiast drogami leśnymi jest dozwolony tylko wtedy, gdy są one oznakowane drogowskazami dopuszczającymi ruch po tych drogach" – czytamy w ustawie (rozdział 5., art. 29).
Mandaty nie są jednak wysokie – od 20 do 500 zł. Jeśli sprawa trafi do sądu, kierowcy quada czy samochodu terenowego grozi 5 tysięcy zł grzywny.
Mimo kar, quady nagminnie wjeżdżają do lasów.
Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych w 2020 r. zarejestrowała 37 333 przypadki naruszenia art. 161 k.w.. W 2021 r. – 36 303, a w 2022 r. – 50 044.
„Pierwsza rzecz, która przychodzi na myśl, kiedy mówimy o quadach w lasach, to hałas. W momencie, kiedy spotykamy quadowca, nie możemy w lesie wypocząć – zostaje naruszona ważna, społeczna, rekreacyjna funkcja lasu” – mówił w rozmowie z OKO.press Augustyn Mikos z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot. „Ale oczywiście musimy podkreślić, jak wjeżdżanie takimi pojazdami do lasów negatywnie wpływa na ochronę przyrody” – dodał.
Jak wyjaśniał, hałas płoszy zwierzęta, może zaburzać ich cykl życiowy. Quady rozjeżdżają szlaki i glebę, w której robią się koleiny, co w efekcie może prowadzić do erozji. „Ludzie często nie przejmują się, gdzie jeżdżą, niszcząc po drodze rośliny, zanieczyszczając las wyciekami z oleju czy benzyny. Te wycieki przecież tam zostaną, kierowca nie jest w stanie kontrolować, czy zostawia po sobie taki ślad” – podkreślał Mikos.
We wtorek, 13 sierpnia, premier Donald Tusk, ogłosił, że kandydatem na unijnego komisarza będzie Piotr Serafin, pełniący obowiązki stałego przedstawiciela RP w Brukseli. Tę propozycję zatwierdził właśnie prezydent Andrzej Duda
„Prezydent wyraził zgodę, aby Piotr Serafin był polskim kandydatem na Komisarza UE” – poinformowała Kancelaria Prezydenta na portalu X. Jego kandydaturę ogłosił 13 sierpnia Donald Tusk.
„Obecnie pełni funkcję stałego Przedstawiciela RP przy Unii Europejskiej w Brukseli, w latach 2014–2019 był szefem gabinetu przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Wcześniej był także najbliższym współpracownikiem Janusza Lewandowskiego [komisarza UE ds. budżetu] i współautorem rekordowego dla Polski budżetu europejskiego”- wyliczała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.
Tusk podczas konferencji prasowej mówił: „Wtedy ruszyły te gigantyczne inwestycje, o których tak głośno było nie tylko w Polsce – Polska była rzeczywiście w tempie ekspresowym przebudowywana dzięki tym środkom. Piotr Serafin miał tutaj bardzo poważną rolę”. W rządowym ogłoszeniu czytamy, że „powołanie doświadczonego w sprawach europejskich Piotra Serafina na stanowisko unijnego komisarza to dla Polski szansa, która może zaprocentować dziesiątkami miliardów euro”.
Podkreślał również, że kandydaturę musi zatwierdzić Andrzej Duda. „Bardzo bym chciał, żeby Europa wiedziała, że w sprawach dotyczących polskich interesów, polskich pieniędzy, polskiego bezpieczeństwa, dobrze ze sobą współpracujemy, niezależnie od przynależności politycznej” – powiedział.
Na akceptację trzeba było czekać do piątkowego popołudnia.
Do Kancelarii Sejmu dotarło pismo prezydenta dotyczące odmowy podpisania przez niego ustawy likwidującej powołaną za rządów PiS niekonstytucyjną komisję ds wpływów rosyjskich
Zgodnie z przewidywaniami Andrzej Duda zawetował przegłosowaną przez posłów KO, Trzeciej Drogi i Lewicy ustawę likwidującą komisję ds wpływów rosyjskich powołaną do życia przez PiS w ubiegłym roku. „Obecnie wszystkie siły polityczne zgadzają się, że wpływy rosyjskie i białoruskie istnieją w Polsce” – napisał Duda w uzasadnieniu swego weta. Według niego komisja powołana przez PiS miała służyć temu, by problem stał się przedmiotem „otwartej, transparentnej i rzetelnej debaty, umożliwiającej w niej udział przedstawicieli każdej ze stron sceny politycznej”.
Duda nie wspomniał o tym, że ustawa o powołaniu do życia komisji była w kilku punktach sprzeczna z konstytucją. Nie wziął też pod uwagę kontekstu politycznego, w jakim PiS głosował ustawę – było to przed wyborami, a komisja miała posłużyć za „bat” na ówczesną opozycję.
W maju premier Donald Tusk wydał zarządzenie powołujące do życia nową – pozaparlamentarną – komisję ds wpływów rosyjskich. Na jej czele stanął gen Jarosław Stróżyk. Prezydenckie weto nie ma żadnego wpływu na funkcjonowanie nowej komisji.
Nie zamierzam kandydować na prezydenta – jednoznacznie zadeklarował w piątek Donald Tusk. Zasugerował, że kandydatem Platformy Obywatelskiej będzie Rafał Trzaskowski
„Mamy bardzo mocne nazwiska, bardzo mocne kandydatury. Rafał Trzaskowski nieprzypadkowo we wszystkich sondażach wydaje się być najbardziej akceptowanym przez wszystkich Polaków jako kandydat na prezydenta. Wydaje się to być najbardziej prawdopodobnym scenariuszem” – tak Donald Tusk odpowiedział na konferencji prasowej zasadniczo poświęconej kwestii sportu na pytania dziennikarzy dotyczące jego zamiarów związanych z wyborami prezydenckimi przypadającymi w 2025 roku. Jednocześnie Tusk bardzo jasno zadeklarował, że nie będzie w tych wyborach startował.
To reakcja Tuska na pojawiające się w ostatnim czasie mediach – a pochodzące między innymi od ważnych polityków Platformy Obywatelskiej – pogłoski, że premier może rozważać swój własny start w wyborach prezydenckich.
„Decyzję o kandydacie KO – a może szerzej, całej koalicji 15 października – powinniśmy ogłosić przed świętami Bożego Narodzenia ” – zapowiedział Tusk. Szef PO nie odżegnuje się więc – przynajmniej na tym etapie – od koncepcji, w której Koalicja 15 Października miałaby wystawić wspólnego kandydata. Taki scenariusz wciąż jednak wydaje się bardzo mało prawdopodobny.