Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Prezydent argumentuje, że przepisy ustawy mogły prowadzić do nadużyć, a poziom opłat uniemożliwi rozwój polskich firm z branży krypto
1 grudnia 2025 prezydent Karol Nawrocki zawetował ustawę o rynku kryptowalut. Według prezydenta „zawetowane przepisy realnie zagrażają wolnościom Polaków, ich majątkowi i stabilności państwa”.
Ustawa w założeniu ma wprowadzać unijne przepisy. Dokładniej: miała dostosować nasze prawo do unijnego rozporządzenia MiCA (The Markets in Crypto-Assets Regulation). Co więcej, według ministra finansów, Andrzeja Domańskiego, 20 proc. klientów traci pieniądze na rynku kryptowalut ze względu na nadużycia działających tam firm.
Za co zatem krytykuje ustawę prezydent? „Ustawa o rynku kryptoaktywów przewiduje możliwość wyłączania przez rząd stron internetowych firm działających na rynku kryptowalut jednym kliknięciem. Przepisy dotyczące blokowania domen są nieprzejrzyste i mogą prowadzić do nadużyć" – czytamy w komunikacie prezydenta.
"Drugim problemem jest rozmiar tej regulacji, a tym samym brak przejrzystości w przyjętych rozwiązaniach. Podczas gdy Czechy, Słowacja czy Węgry wdrożyły przepisy liczące kilka lub kilkanaście stron, polska ustawa ma ich ponad sto. Nadregulacja to prosta droga do wypychania firm za granicę – do Czech, na Litwę czy na Maltę – zamiast tworzenia warunków, by zarabiały i płaciły podatki w Polsce.
Kolejna kwestia to wysokość opłat nadzorczych. Zostały one ustalone na poziomie, który uniemożliwi rozwój małym firmom i startupom, a faworyzować będzie zagraniczne korporacje i banki. To odwrócenie logiki, zabicie konkurencyjnego rynku i poważne zagrożenie dla innowacji”.
We wtorek zareagował Donald Tusk. „Powiedzieć, że weto prezydenta w sprawie kryptowalut jest dwuznaczne, to nic nie powiedzieć. W tle wielkie pieniądze, afery i śledztwa, tajemnicze zaginięcie „króla kryptowalut”, wspieranie kampanii radykalnej prawicy z udziałem prezydentów Dudy i Nawrockiego. Źle to wygląda”.
Premier nawiązuje tu do reportażu Michała Fuja i Patryka Szczepaniaka o powiązaniach prezesa największej w Polsce giełdy kryptowalut, Sylwestra Suszka.
O weto do ustawy apelowali do prezydenta reprezentanci branży krypto.
„Prośby branży kryptowalut zostały wysłuchane!” – cieszy się portal bitcoin.pl. Handlujący kryptowalutami straszyli, że dzięki ustawie rząd mógłby wyłączyć strony firm kryptowalutowych „jednym kliknięciem”. Krytycy twierdzą, że polskie regulacje miały znacząco przekraczać to, co wprowadzono m.in. w Czechach, Słowacji i na Węgrzech. I w ten sposób doprowadziłyby do wyprowadzenia się firm z tej branży z Polski. Krytycy ustawy używają argumentu „chcemy regulacji, ale nie takich”.
Z drugiej strony: o podpis prosił jeden z największych polskich brokerów: XTB. „Ustawa nie jest idealna, ale od czegoś musimy zacząć” – mówił mediom branżowym Filip Kaczmarzyk, członek zarządu XTB. Firma planuje wprowadzać kryptowaluty do swojej oferty w pierwszym kwartale 2026.
Weto miało też politycznych opiekunów. Rynek krypto wspierają m.in. Sławomir Mentzen i Przemysław Wipler z Konfederacji, a także Janusz Kowalski z PiS. Mentzen jest od lat znanym orędownikiem kryptowalut. W kampanii wyborczej w 2024 roku zapowiadał, że uczyni Polskę „rajem krypto”. Obiecywał wprowadzenie przyjaznych dla tej branży regulacji i stworzenie strategicznej rezerwy bitcoina.
Dodatkowym kontekstem jest fakt, że Zondacrypto — giełda kryptowalut — była jednym ze sponsorów CPAC w Rzeszowie. To międzynarodowa konferencja amerykańskich konserwatystów, podczas której wsparcie otrzymał Karol Nawrocki.
Polscy politycy idą tu tropem amerykańskiej prawicy. Rodzina Donalda Trumpa intensywnie inwestuje w kryptowaluty (choć obietnice samego Trumpa o stworzeniu bardziej przyjaznych dla branży warunków na razie ją rozczarowały).
Jak ujawnił Reuters, „Rodzina prezydenta USA zarobiła ponad 800 milionów dolarów na sprzedaży aktywów kryptowalutowych tylko w pierwszej połowie 2025 roku”.
Znanym inwestorem w kryptowaluty jest też prowadzący obecnie rozmowy z Rosją Steve Witkoff.
Według amerykańskich badań inwestycje w kryptowaluty są szczególnie popularne w pokoleniu 20-latków, które nie widzi innych możliwości, by zbudować majątek i np. posiadać mieszkanie.
Co jest w zawetowanej ustawie?
„Nadzór nad rynkiem kryptoaktywów sprawowałaby Komisja Nadzoru Finansowego, wyposażona w odpowiednie narzędzia nadzorcze i kontrolne. Doprecyzowano niektóre obowiązki emitentów tokenów powiązanych z aktywami i tokenów będących e-pieniądzem, a także dostawców usług w zakresie kryptoaktywów.
W przypadku naruszenia przepisów KNF mogłaby dokonywać wpisów do prowadzonego przez siebie rejestru nieuczciwych domen internetowych służących do prowadzenia działalności w zakresie kryptoaktywów. Miałoby to chronić klientów i rynek przed nieuczciwymi podmiotami.
Ustawa wprowadzała odpowiedzialność karną za przestępstwa popełniane m.in. w związku z emisją tokenów czy świadczeniem usług w zakresie kryptoaktywów bez wcześniejszego zgłoszenia tego KNF. Sprawcom najpoważniejszych naruszeń groziłaby m.in. grzywna w wysokości do 10 mln zł.
Zawetowane przepisy zakładały też regulację kwestii internetowych kantorów walutowych — miały być one też objęte nadzorem KNF. Zgodnie z ustawą kantory internetowe miały prowadzić dla swoich klientów indywidualne rachunki płatnicze, co miałoby umożliwić m.in. ochronę pieniędzy klientów, a także pozwolić im dysponować nimi w dowolnym momencie” – referuje PAP.
Przeczytaj także:
Sąd Apelacyjny w Poznaniu uchylił wyrok uniewinniający Mirosława R. i Dariusza L., czyli „Rybę” i „Lalę”, którzy mieli pomagać przy zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Sprawę sąd zbada od początku — nadzorować ją będzie miejscowy Sąd Okręgowy.
„Oczywistym jest, że 1 września 1992 roku Jarosław Ziętara został uprowadzony, a następnie zginął, bo był dziennikarzem. To idealnie wskazuje na motyw działania sprawców tych czynów” – powiedział we wtorek sędzia Maciej Świergosz, który postanowił, że sprawa Ziętary będzie zbadana jeszcze raz, od początku — przez Sąd Okręgowy w Poznaniu. Dodał, że:
„Dzisiaj wydaje nam się to nieprawdopodobne, by w całkiem sporym mieście, w środku Europy, zaginął bez śladu młody dziennikarz i nie wywołuje to realnych działań organów ścigania. Zniknięcie Jarosława Ziętary było wręcz bagatelizowane”
Sędzia, analizując toczące się od 33 lat śledztwo, przyznał, że sprawę od początku źle badano. Najpierw ograniczono ją jedynie do dwóch wątków; samobójstwa i wyjazdu do znajomej w Londynie. Był to okres, jak cytuje RMF FM, który „z punktu widzenia postępowania karnego należy ocenić za w pełni stracony”. Na koniec dodał, że „dla sądu apelacyjnego, w tym składzie, zgromadzony materiał jest wystarczający do skazania”.
Sędzia Maciej Świergosz uchylił w ten sposób wyrok uniewinniający Mirosława R. i Dariusza L., pracowników holdingu Elektromis, którym interesował się Jarosław Ziętara. Prokuratura twierdzi, że mężczyźni podstępem, podając się za policjantów, uprowadzili dziennikarza, przekazali go zabójcom, a potem ukryli jego szczątki. Mężczyźni nie przyznają się do winy.
Jarosław Ziętara był dziennikarzem związanym z Poznaniem. Pisał dla „Gazety Wyborczej”, „Kuriera Codziennego”, tygodnika „Wprost” i 'Gazety Poznańskiej". Przed śmiercią badał tzw. poznańską szarą strefę.
Dziennikarza ostatni raz widziano 1 września 1992 roku. Wyszedł z domu, zaginął w drodze do redakcji „Gazety Poznańskiej”. Jego ciała nigdy nie odnaleziono, a po siedmiu latach prowadzonego śledztwa w końcu uznano za zmarłego.
Jarosław Ziętara miał 24 lata.
Przeczytaj także:
Przed zapowiadanym na 2 grudnia po południu spotkaniem z wysłannikiem Trumpa Putin po raz kolejny zademonstrował nieustępliwość: albo Trump zgodzi się na jego warunki w sprawie Ukrainy, albo wymarzonego pokoju nie dostanie
Do wizyty Putina „w jednym ze sztabów” doszło w niedzielę 30 listopada, ale propaganda Kremla pokazała nagranie w poniedziałek 1 grudnia wieczorem, po tym jak Amerykanie i Ukraińcy nazwali swoje rokowania „produktywnymi”.
Putin, przebrany w mundur, ogłosił, że jego armia zdobywa ziemie w Ukrainie i nie przestanie, dopóki nie osiągnie „swoich celów”. Jego armia ogłosiła zdobycie Pokrowska, choc jednocześnie przyznaje, że miasta nada bronią ukraińscy żołnierze. „Można stwierdzić, że niszczenie formacji wroga okrążonych na lewym brzegu rzeki Oskoł przebiega zgodnie z planem” – podkreślił Putin.
„Grupa wojsk, zgodnie z waszymi instrukcjami, podejmuje działania mające na celu stworzenie warunków do zaprzestania oporu i poddania się żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy . Dowództwo wroga robi jednak wszystko, co możliwe, aby temu zapobiec" – zameldował Putinowi generał Walerij Sołodczuk. „Przy obecnym tempie naszej ofensywy wróg oczywiście nie będzie w stanie odpowiednio na nią odpowiedzieć” – objaśnił Putin. „Dowódcy grup wojsk muszą nadal wykonywać swoje zadania w ścisłej zgodności z planem specjalnej operacji wojskowej”.
Jednocześnie Putin nazwał władze w Kijowie „złodziejską juntą”.
Jak pisze „Ukraińska Prawda", szef Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji Rady Bezpieczeństwa Narodowego Andrij Kowałenko powiedział, że Rosjanie będą przez kolejne tygodnie próbować wywierać presję na froncie, a towarzyszyć temu będą głośne oświadczenia. „Wszystko to robi się wyłącznie dla zachodniej publiczności i pobijania stawki w dyplomacji” – dodał.
Zaprzecza również, jakoby Rosjanie zajęli Wowczańsk. „Na chwilę obecną część Wowczańska znajduje się pod kontrolą Sił Obronnych Ukrainy, a wróg nie zajął Kupiańska, choć kłamał na ten temat. Na froncie trwają ciężkie walki, wróg angażuje duże siły”.
Rosyjska demonstracja z Putinem w mundurze następuje już drogi raz w ciągu 10 dni – 20 listopada Putin przebrał się w mundur i ogłosił, że zdobędzie sobie wszystko, co zechce w Ukrainie, po wycieku „28-punktowego” planu Trumpa.
Przeczytaj także:
Był to plan rosyjski , ale Kreml nie jest przyzwyczajony do publicznej debaty nad swoimi postulatami, a tym bardzie do tego, by ktoś warunki Putina publicznie zmieniał.
Tymczasem mimo apeli Putina, by z Ukrainą nie rozmawiać, bo jej władze „są nielegalne”, Ukraina broni się w negocjacjach.
2 grudnia po południu Putin ma się spotkać z wysłannikiem Trumpa Witkoffem. Ten ma mu powiedzieć, co wynika z rozmów z Ukraińcami i Europejczykami. Rzecznik Putina już zapowiedział, że wyniki rozmów nie zostaną ujawnione.
Kreml nie jest gotowy na jakiekolwiek ustępstwa w Ukrainie – Putin za dużo w tę wojnę zainwestował. Opisujemy to w naszym cyklu „GOWORIT MOISKWA”:
Przeczytaj także:
'
„Skutki dezinformacji mogą prowadzić do realnych zagrożeń dla zdrowia, życia i dobrostanu społecznego” – pisze Rada Upowszechniania Nauki PAN po wypowiedział prof. Grażyny Cichosz u Bogdana Rymanowskiego
Rada Upowszechniania Nauki PAN wydała komunikat po wypowiedziach prof. Grażyny Cichosz w programie Bogdana Rymanowskiego. Cichosz mówiła tam m.in. o ADHD, szkodliwości soi i olejów roślinnych. Pisaliśmy o tym tutaj:
Przeczytaj także:
"Rada Upowszechniania Nauki PAN podkreśla, że upowszechnianie wiedzy należy do podstawowych obowiązków uczelni wyższych, instytutów naukowych, a także towarzystw naukowych i indywidualnych badaczek i badaczy. W sytuacji coraz bardziej dotkliwego zalewu fałszywych informacji, manipulacji przekazów i treści negujących wiedzę naukową, szczególnie istotne jest to, by osoby reprezentujące środowisko naukowe, korzystające z autorytetu wynikającego z posiadanych stopni i tytułów naukowych oraz afiliacji przy instytucjach naukowych dbały o zachowanie jak najwyższych pod względem merytorycznym i etycznym standardów w działalności popularyzatorskiej.
W szczególności, za całkowicie niedopuszczalne uważamy posługiwanie się autorytetem akademickim dla prezentowania treści sprzecznych z obowiązującym stanem wiedzy naukowej.
Skutki dezinformacji mogą prowadzić do realnych zagrożeń dla zdrowia, życia i dobrostanu społecznego. Środowisko naukowe ma obowiązek traktować takie sytuacje jako poważne naruszenia etyki pracownika naukowego i adekwatnie na nie reagować.
Z najwyższym niepokojem przyjęliśmy, na przykład, tezy przedstawione przez prof. Grażynę Cichosz w wywiadzie udzielonym red. Bogdanowi Rymanowskiemu. Zaprezentowane tam opinie dotyczące mechanizmów powstawania otyłości, ADHD, bezpieczeństwa szczepień ochronnych, etc. pozostają w jawnej sprzeczności z dobrze udokumentowanym stanem wiedzy naukowej. Co więcej, ich publiczne rozpowszechnianie, w przestrzeni medialnej o dużym zasięgu, niesie istotne ryzyko szkód dla zdrowia publicznego i podważa zaufanie społeczne do instytucji nauki i medycyny.
Rada Upowszechniania Nauki PAN apeluje, by wszyscy przedstawiciele środowiska akademickiego, niezależnie od dyscypliny czy poglądów, pamiętali, że towarzyszący ich wypowiedziom autorytet naukowy jest dobrem publicznym. Zobowiązuje on nie tylko do rzetelności i rozwagi, lecz także do jednoznacznego odróżniania opinii od ustalonej wiedzy naukowej oraz unikania wypowiedzi mogących wprowadzać opinię publiczną w błąd.
Przewodniczący RUN PAN
Prof. Paweł Golik
Dokument wyraża poglądy Rady Upowszechniania Nauki i nie powinien być utożsamiany ze stanowiskiem Polskiej Akademii Nauk
Grażyna Cichosz, technolożka mleczarstwa i profesorka nauk rolniczych, wystąpiła 19 października 2025 r. w programie dziennikarza Bogdana Rymanowskiego. Od tej pory jej nazwisko stało się głośne (film na YT ma w tej chwili 2,9 mln wyświetleń). Cochosz podczas programu mówiła m.in. o szkodliwości soi i olejów roślinnych, o zdrowotnych walorach tłuszczów zwierzęcych. Prostowaliśmy te teorie tutaj:
Przeczytaj także:
Miesiąc później, 17 listopada, Cichosz została zaproszona na posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków. Tam dalej przedstawiała niezgodne z wiedzą naukową teorie m.in. o pochodzeniu autyzmu i szkodliwości diety wegetariańskiej. Pisaliśmy o tym tutaj:
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
„Jeżeli nie uzyskamy jednoznacznej i szybkiej deklaracji, będę rozważał, że Polska wypełni tę potrzebę z własnych środków” — powiedział premier Tusk o niemieckim zadośćuczynieniu dla żyjących ofiar II wojny światowej
Podczas konferencji prasowej w Berlinie 1 grudnia 2025 dziennikarze pytali kanclerza Niemiec i premiera Polski o zadośćuczynienie dla ofiar II wojny światowej, a także o reparacje.
„Jeśli chodzi o symboliczne wsparcie ze strony Niemiec dla żyjących jeszcze ofiar, tych bezpośrednich, bezpośrednio poszkodowanych przez wojnę, żyjących polskich obywateli, to oczywiście będę o tym rozmawiał jeszcze dzisiaj i uświadomię dzisiaj taką oczywistą, smutną rzecz” – powiedział premier Donald Tusk.
„Jest ich w tej chwili, mówię o tych bezpośrednich ofiarach, według szacunków Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, kiedy rozmawiałem o tym z kanclerzem Scholzem, było to trochę ponad 60 tys. Dzisiaj to jest 50 tys. Pospieszcie się, jeśli chcecie naprawdę wykonać taki gest. Będę rozważał, jeżeli nie uzyskamy jakiejś deklaracji jednoznacznej i szybkiej, to będę rozważał w przyszłym roku, że Polska wypełni tę potrzebę z własnych środków” – mówił szef polskiego rządu.
W sprawie reparacji kanclerz Merz powtórzył stanowisko kolejnych niemieckich rządów, że z punktu widzenia prawnego i politycznego sprawa została wyjaśniona.
Tusk, Merz i dziennikarz odnosili się do słów byłego kanclerza Olafa Scholza sprzed półtora roku. W lipcu 2024 Polska i Niemcy próbowały naprawić relacje dwustronne zepsute za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Po konsultacjach międzyrządowych w Warszawie Scholz powiedział:
„Niemcy są świadome swojej historycznej odpowiedzialności. Proponujemy działania, to są nasze inicjatywy, np. wsparcie osób starszych, ocalałych. Niemcy będą starały się, aby realizować wsparcie na rzecz osób ocalałych z okupacji”.
Niemiecka prasa pisała wtedy o „geście humanitarnym”, a jednocześnie krytykowała Scholza za brak konkretów. Prasa polska, zwłaszcza prawicowa – krytykowała Donalda Tuska za uległość. Ostatecznie Niemcy zaproponowały 200 mln na odszkodowania, a Polska odrzuciła tę propozycję.
Na deklarację Donalda Tuska zareagował na portalu X Jarosław Kaczyński: „Aż nie chce się wierzyć! Polski premier w Berlinie mówi o wsparciu dla bezpośrednich ofiar niemieckiego nazizmu z polskiego budżetu? Tusk chce pieniędzmi polskich obywateli spłacać niemieckie zbrodnie?? Polskie wsparcie – jak najbardziej TAK, ale pod żadnym pozorem nie zamiast niemieckich odszkodowań wojennych!”