Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Rosyjska propaganda konsekwentnie szerzy przekaz, że rozmowy pokojowe między Rosją a Ukrainą sabotują „ogarnięci żądzą wojny” Europejczycy.
Rzecznik Kremla Dymitrij Pieskow ogłosił w piątek 12 września, że Rosja robi „przerwę” w rozmowach pokojowych z Ukrainą. Dodał, że proces pokojowy „utrudniają Europejczycy”, a Rosja pozostaje gotowa na „dogadanie się” z Ukrainą.
„Kanały komunikacji istnieją, są ustanowione, nasi negocjatorzy mają możliwość komunikowania się za pośrednictwem tych kanałów. Ale na razie prawdopodobnie bardziej właściwe jest mówienie o przerwie” – powiedział rzecznik Kremla, cytowany przez rosyjską agencję TASS. „To prawda, że Europejczycy utrudniają te działania. To nie jest dla nikogo tajemnicą” – dodał Pieskow.
Pieskow stwierdził też, że “nie można patrzeć na proces negocjacyjny przez różowe okulary i oczekiwać, że przyniesie on szybko rezultaty”.
Rzecznik Kremla odniósł się też do decyzji polskiego rządu o całkowitym zamknięciu polsko-białoruskich granic w związku z rozpoczynającymi się w piątek 12 września agresywnymi ćwiczeniami wojskowymi Zapad. Działania państw europejskich określił jako skutek „emocjonalnego przeciążenia”.
„W normalnych warunkach konstruktywnej, pokojowej i przyjaznej koegzystencji przedstawiciele sąsiednich krajów zawsze mają możliwość obserwowania tych ćwiczeń. Taka praktyka istniała. Teraz, gdy Europa Zachodnia zajmuje wobec nas wrogie stanowisko, naturalnie wszystko to powoduje podobne emocjonalne przeciążenia w tych krajach” – powiedział Pieskow.
Dodał, że Rosja „nigdy nie groziła żadnym państwom, w tym europejskim”: „To Europa, będąca częścią NATO – które jest instrumentem konfrontacji, a nie pokoju i stabilności – zawsze zbliżała się do naszych granic” – powiedział, powtarzając standardowe przekazy rosyjskiej dezinformacji.
Rosyjska propaganda konsekwentnie szerzy przekaz, że rozmowy pokojowe między Rosją a Ukrainą sabotują ogarnięci żądzą wojny Europejczycy. Ogłoszenie o przerwie w rozmowach pokojowych w tym momencie – tuż po rosyjskich nalotach dronowych na Polskę – rosyjska propaganda chce przedstawić jako „skutek eskalacji napięcia” w stosunkach z Polską i Europą, do których doszło na skutek zdaniem Kremla „przesadnej” reakcji Polski na „przypadkowe” naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony w nocy z 9 na 10 września.
Według rosyjskiej propagandy to Polska – podejmując decyzje o zamknięciu granic z Białorusią – eskaluje sytuacje, a tym samym sabotuje proces pokojowy z Ukrainą.
To oczywiste bzdury. Rosyjska propaganda twierdzi, że „nigdy nie groziła żadnemu krajowi”, a od 2022 roku dokonuje rzezi cywilów w Ukrainie. Dezinformacja jest tak ważnym narzędziem prowadzonej przez Rosję wojny jak ataki dronowe.
Między Rosją a Ukrainą nie toczą się też żadne sensowne rozmowy pokojowe, bo Rosja nie jest gotowa zrezygnować ze swojego planu zaboru terytoriów Ukrainy leżących na lewym brzegu Dniepru. W praktyce deklaracja Rosji może oznaczać niestety jedno: że zupełnie ustanie wymiana jeńców wojennych i proces powrotu do Ukrainy porwanych przez Rosję dzieci.
Polski rząd i wywiad wojskowy informują też, że mają dokładne informacje o tym, skąd wyleciały w stronę Polski rosyjskie drony oraz że było to intencjonalne działanie.
„Polskie służby, polskie wojsko dysponują wystarczającymi informacjami na temat tego, kto odpowiada za atak dronowy na Polskę i nie będziemy wrażliwi na manipulacje i dezinformacje ze strony Rosji. Polska ma pewność co do źródeł, miejsca startu i intencjonalności tego działania” – powiedział w piątek 12 września premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej w siedzibie spółki amunicyjnej Dezamet w Nowej Dębie (woj. podkarpackie).
Tusk podkreślił też, że „jeszcze dziś dowiemy się, jakie będą dalsze działania NATO, jeśli chodzi o wschodnią flankę”. O 17 w siedzibie głównej NATO w Brukseli odbędzie się konferencja sekretarza generalnego Marka Rutte oraz naczelnego dowódcy sojuszniczego w Europie gen. Alexusa Grynkewicha.
Przeczytaj także:
Mikałaj Statkiewicz to jedna z kluczowych postaci białoruskiej opozycji. Zamaskowani ludzie zabrali go w nieznane miejsce
„Gdy przyjechaliśmy w czwartek na granicę (z Litwą), Mikałaj Statkiewicz praktycznie wybiegł z autobusu i pobiegł na terytorium Białorusi. Został zatrzymany. Potem spędził pewien czas w pasie przygranicznym” – powiedział niezależnym białoruskim mediom Denis Kuczynski, doradca liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej.
Uwolnieni wczoraj przez reżim Aleksandra Łukaszenki zostali zawiezieni na granicę a Litwą. Białoruski portal Zerkalo opublikował zdjęcie Statkiewicza samotnie siedzącego przy przejściu granicznym z Litwą w Kamiennym Łogu.
W końcu zamaskowani ludzie zatrzymali go i wywieźli w nieznanym kierunku.
Statkiewicz jest jednym z najbardziej znanych działaczy opozycji wobec reżimu Łukaszenki. W 2010 roku startował w wyborach prezydenckich. Według oficjalnych wyników zdobył nieco ponad jeden procent głosów. Za udział w protestach po wyborach został skazany na sześć lat więzienia, wyszedł po pięciu latach. Ponownie trafił do więzienia w 2020 roku, tym razem miał tam zostać 14 lat.
W czwartek 11 września Białorusini uwolnili 52 więźniów politycznych. Było wśród nich trzech Polaków, ale na liście nie było dziennikarza Andrzeja Poczobuta.
Zwolnienie więźniów jest wynikiem negocjacji pomiędzy Białorusinami i Amerykanami. W Mińsku negocjował John Coale, wysłannik prezydenta USA Donalda Trumpa, który spotkał się z białoruskim dyktatorem Alaksandrem Łukaszenką.
Amerykańska delegacja poinformowała o zdjęciu sankcji z białoruskich linii lotniczych Belavia, które zostały nałożone w czerwcu 2022 r. po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę. Amerykanie planują również przywrócić działalność swojej ambasady w Mińsku.
Jak powiedział Coale, cytowany przez białoruską państwową agencję BelTA, Waszyngton szuka normalizacji stosunków z Mińskiem, w tym wznowienia kontaktów politycznych i gospodarczych.
Coale i Łukaszenka mieli również rozmawiać o ewentualnym spotkaniu prezydentów USA i Białorusi. Amerykańska delegacja przekazała Łukaszence osobisty list od Donalda Trumpa, w którym gratulował mu między innymi zwycięstwa Aryny Sabalenki w tenisowym turnieju US Open. Trump podpisał się pod listem samym imieniem, co jest odczytywane jako wyraz przyjaźni.
Przeczytaj także:
Nie 19, a 21 dronów przekroczyło polską przestrzeń powietrzną w nocy z 9 na 10 września – mówi prezydencki minister
„Według naszych informacji granicę przekroczyło 21 dronów” – powiedział rano w Radiu ZET prezydencki minister Marcin Przydacz.
Jak przekazał Przydacz, niektóre maszyny weszły w polską przestrzeń powietrzną i zawróciły.
„Według polskiego wojska drony stanowiły zagrożenie, dlatego zostały kinetycznie neutralizowane. Przyjdzie nam poczekać na raport pewnych informacji, dlaczego stanowiły zagrożenie” – mówił minister i dodawał, że „jeśli 200-kilogramowy dron leci nad terytorium Polski, to sam w sobie już stanowi zagrożenie”.
„17 dron odnaleziony w miejscowości Przymiarki, gmina Księżopol powiat Biłgoraj. Wszystkie służby zostały powiadomione. Policja będzie prowadziła czynności i zabezpieczała teren” – mówiła wczoraj wieczorem Karolina Gałecka, rzeczniczka MSWiA.
Jeszcze wczoraj wieczorem mówiło się o 19 dronach, które przekroczyły polską przestrzeń powietrzną.
Przypomnijmy: w nocy z 9 na 10 września rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Działo się to w trakcie kolejnego zmasowanego ataku powietrznego na Ukrainę. Pierwsze wtargnięcie odnotowano tuż przed północą 9 września, ostatnie ok. godz. 6 rano 10 września.
Kilka dronów zostało zestrzelonych przez stacjonujące w Polsce samoloty F-35 należące do holenderskich sił powietrznych. Szczątki dronów znaleziono do tej pory w 16 lokalizacjach. Większość z nich znaleziono w województwie lubelskim, ale kilka dotarło znacznie dalej od granicy – m.in. w okolice Elbląga w województwie warmińsko-mazurskim, w okolice Opoczna w województwie łódzkim oraz w okolice Nowego Miasta nad Pilicą położonego ok. 75 km od Warszawy.
Przeczytaj także:
Brazylijski sąd najwyższy uznał byłego prezydenta Brazylii, 70-letniego Jaira Bolsonara za winnego próby zamachu stanu. To precedens w burzliwej historii kraju
W czwartek 11 września winę Bolsonara uznali sędziowie Cármen Lúcia Antunes Rocha i Cristiano Zanin. Dwa dni wcześniej podobną decyzję podjęła inna dwójka sędziów. Oznacza to, że z pięcioosobowego panelu sędziowskiego cztery osoby są przekonane o winie byłego prezydenta i wyrok zapadł.
Informując o nim, sędzia sądu najwyższego Alexandre de Moraes stwierdził, że Bolsonaro „próbował zniszczyć niezbędne fundamenty demokratycznego państwa prawa, czego największą konsekwencją byłby powrót dyktatury w Brazylii„. Sędzia Antunes Rocha mówiła zaś, że Bolsonaro zasiał w Brazylii „złośliwe ziarna antydemokracji”, ale wyraziła radość z tego, że brazylijskie instytucje i społeczeństwo się obroniły.
Były prezydent został skazany na 27 lat i trzy miesiące więzienia. Sędzia Moraes przez cztery godziny tłumaczył, dlaczego zapadł taki, a nie inny wyrok, mówiąc, że Bolsonaro był przywódcą kryminalnej struktury odpowiedzialnej za zamieszki w styczniu 2023, kiedy po przegranych przez niego wyborach jego zwolennicy ruszyli na sąd najwyższy, parlament i pałac prezydencki, plądrując je.
Jednak piąty sędzia, Luiz Fuks, głosował za uniewinnieniem Bolsonara. Jego zdaniem nie ma dowodów, że to on stał na czele „powstania" 8 stycznia 2023 roku.
Jair Bolsonaro został prezydentem w 2019 roku, a do władzy doprowadził go prawicowy, populistyczny program, który można ogólnie porównać do agendy Donalda Trumpa. Zasłynął m.in. nonszalanckim stosunkiem do obostrzeń pandemicznych podczas swojej kadencji, ale przeciwnicy wielokrotnie wypominali mu również wypowiedzi sprzed prezydentury chwalące wojskową dyktaturę w Brazylii czy rządy Pinocheta w Chile oraz aprobatę tortur.
W 2022 roku Bolsonaro przegrał minimalnym stosunkiem głosów kolejne wybory na rzecz charyzmatycznego kontrkandydata lewicy, Luiza Inácia Luli da Silvy. Został tym samym pierwszym prezydentem Brazylii, który nie zdobył drugiej kandencji, a wynik wyborów unaocznił głęboką polaryzację brazylijskiego społeczeństwa. W odpowiedzi rozwścieczeni zwolennicy Bolsonara ruszyli na obiekty rządowe w stolicy kraju, Brasilii.
W 1964 roku w Brazylii doszło do wojskowego zamachu stanu, który doprowadził do ponad 20-letnich dyktatorskich rządów popieranych przez armię – stąd tak obfite wzmianki w mowach sędziowskich na temat możliwości powrotu do wojskowej dyktatury.
Przeczytaj także:
24 lata temu, w największym skoordynowanym ataku terrorystycznym w historii, zginęło 2977 osób
W Stanach Zjednoczonych trwają obchody upamiętniające 24. rocznicę ataków terrorystycznych z 11 września. W uroczystościach na terenie Pentagonu w Waszyngtonie wziął udział Donald Trump.
Podczas przemówienia amerykański prezydent przytoczył ostatnie słowa kilku pasażerów porwanych samolotów, jakie skierowali przez telefon do swoich najbliższych. Trump opowiedział także historie kilku bohaterów, którzy dobrowolnie ruszyli na pomoc poszkodowanym w atakach. Część z nich zginęła pod gruzami.
„Tego pamiętnego dnia dzikie potwory zaatakowały same symbole naszej cywilizacji. Jednak tutaj, w Wirginii, w Nowym Jorku i na niebie nad Pensylwanią, Amerykanie nie wahali się. Stanęli na nogi i pokazali światu, że nigdy się nie poddamy”
– powiedział Trump.
„W kolejnych latach wysłaliśmy jasną wiadomość do wszystkich naszych wrogów: jeśli zaatakujecie Stany Zjednoczone, znajdziemy was, zmiażdżymy was bezlitośnie i zatriumfujemy bez wahania. Dlatego nazwaliśmy dawny Departament Obrony, Departamentem Wojny. Będzie inaczej” – powiedział Trump, nawiązując do nowej, rozszerzonej nazwy departamentu stanu odpowiadającego za bezpieczeństwo.
W Nowym Jorku odbyła się doroczna ceremonia odczytywania imion i nazwisk ofiar, które zginęły w zamach. Wyczytywanie nazwisk niemal 3 tys. ofiar zamachów trwa kilka godzin. Ceremonia przerywana jest sześciokrotnie, aby upamiętnić minutą ciszy najtragiczniejsze momenty tego dnia:
8:46 – uderzenie samolotu w północną wieżę World Trade Center (Lot 11 American Airlines)
9:03 – uderzenie samolotu w południową wieżę World Trade Center (Lot 175 United Airlines)
9:37 – uderzenie samolotu w Pentagon (lot 77 American Airlines)
9:59 – zawalenie się południowej wieży WTC
10:03 – rozbicie się czwartego porwanego samolotu United Airlines lot 93 na polu w pobliżu Shanksville w Pensylwanii
10:28 – zawalenie się północnej wieży WTC
11 września 2001 roku terroryści islamskiej organizacji Al–Kaida porwali w USA cztery samoloty. Dwa z nich uderzyły w 110-piętrowe, bliźniacze wieżowce w Nowym Jorku, trzeci w gmach Pentagonu w Waszyngtonie, w którym mieściło się dowództwo amerykańskiej armii. Czwarty z samolotów, który miał uderzyć w waszyngtoński Kapitol, rozbił się w Pensylwanii po tym, jak pasażerowie podjęli walkę z porywaczami.
W dniu zamachów zginęło 2977 osób — pasażerów porwanych samolotów, osób pracujących w zaatakowanych budynkach, strażaków, policjantów i pracowników innych służb, którzy ruszyli na pomoc poszkodowanym. Tego dnia życie straciło również 19 terrorystów.
W kolejnych latach wiele osób, które przeżyły zamachy, zmarło z powodu chorób wywołanych przez toksyczne substancje, które uwolniły się po zawaleniu się wież World Trade Center. Liczba ta szacowana jest na ok. 7 tys.
Przeczytaj także: